Czyli wychodzi na to, że od pomysłu do okrętu potrzeba z 8 - 10 lat.
A i to pod warunkiem, że nowe wieże weszłyby na stare barbety, Jak nie, to potrzebne by były nowe okręty.
Tylko kto by je sfinansował ?
Czyli wychodzi na to, że od pomysłu do okrętu potrzeba z 8 - 10 lat.
Nawet jeśli mój pomysł wpada komuś w przegródkę "prowokacja intelektualna" to wciąż jest ona wartościowa bo pozwala zrozumieć dokładną naturę problemów i rozwiać pewne błędne wyobrażenia - z obu stron.
Nie, nie uciekł mi. To dlatego początkowo chciałem zrobić system składany w lufie.Peperon pisze: ↑2021-12-12, 19:59 Wpadł mi do głowy jeszcze jeden, jak dotąd nie poruszany aspekt, który umyka koledze peceed.
Chcąc przedłużyć pocisk do 6 kalibrów musisz się liczyć z operowaniem wybuchowym kawałkiem złomu o długości prawie 2,5 metra. Chcąc go wprowadzić na pokład dowolnej floty, musisz poprzerabiać nie tylko układ podnośników, czy system ładowania, ale również same armaty.
Wciąż nie rozumie kolega jak to działa. SKO okrętów reprezentował położenie okrętów przeciwnika w czasie rzeczywistym i ciągłym. Po wystrzeleniu pocisków, na kilkanaście sekund przed ich upadkiem ustalamy jak daleko chcielibyśmy wystrzelić TERAZ gdyby czas lotu pocisków wynosił te kilkanaście sekund a nie minutę-półtorej. Wiemy jak daleko w stosunku do obecnej pozycji naszego okrętu wystrzeliliśmy pociski WCZEŚNIEJ, i wysyłamy odpowiednia korekcję równą różnicy tych odległości.jogi balboa pisze: ↑2021-12-12, 18:53 Nie poprawi. Żeby to zadziałało musiałbyś mieć dokładny system śledzenia celu i pocisku w czasie rzeczywistym, który automatycznie uruchamiałby ten "dopalacz" w odpowiednim momencie. Żaden człowiek nie jest w stanie odpowiednio szybko ani pracyzyjnie ocenić położenia w przestrzeni pocisku poruszającego się z prędkością 550m/s, zwłaszcza patrząc w tym samym kierunku co poruszający się obiekt.
Wbrew pozorom artyleria nie kończy się na morzu. Pociski o wydłużeniu 6 są używane w haubicach 155 mm przy znacznie wyższych kątach podniesienia i prędkościach wylotowych - wciąż elegancko się obracają w szczycie paraboli. Pocisk z przyspieszaczem ma łatwiej bo chcemy zrobić lżejszy tyłek - stabilizacja czegoś takiego jest łatwiejsza.
Zawsze wydawało mi się że jest odwrotnie... Pociski radzą sobie ze środkiem parcia przed środkiem ciężkości ale nie sądziłem że latają lepiej. Takie pociski miałyby problem się odwrócić przy strzelaniu górnym zakresem kątów...
I tu jest pies pogrzebany, bo istotnie w jednym wzorze zamiast prędkości całkowitej błędnie wziąłem sam przyrost.jogi balboa pisze: ↑2021-12-12, 18:53 Poza tym już sam pomysł jest bez sensu. On chce to odpalać na 10 sekund przed upadkiem, co daje odległość jakichś 5-6 tys. metrów. Zakładając że w momencie uruchomienia tego "dopalacza" będzie on miał od razu max ciąg i spowoduje że tor lotu pocisku z balistycznego stanie się prostolinijny (co już jest założeniem abstrakcyjnym) i styczny do krzywej balistycznej w momencie odpalenia, jakoś nie wydaje mi się żeby dało się uzyskać przyrost odległości rzedu 1000 m, co założył sobie autor
Okrętowe pociski odłamkowo - burzące wcale nie minimalizują grubości ścianek, bo wciąż muszą wygenerować odłamki którymi rażą cele.Maciej3 pisze: ↑2021-12-12, 18:22 A teraz dane.
Pocisk ~720 kg
Ładunek wybuchowy ~80 kg
Wypełnienie 11%
Ścianki tak cienkie, żeby tylko całość się nie rozleciała.
Jak uzyskać wypełnienie 50% na poziomie masy, a nie objętości, samym materiałem wybuchowym, a do tego trzeba jeszcze jakieś dysze, układy, zegary i ch. wie co jeszcze, to ja nie wiem.
Achanein.SmokEustachy pisze: ↑2021-12-13, 00:21 Mówimy tu o ręcznym sterowaniu pociskiem w czasie rzeczywistym? Acha. Przecież lecącego pocisku nie widać i nie jesteś w stanie określić gdzie spadnie
Wiem gdzie spadnie - tam gdzie wycelowano z taką dokładnością jaką wyznacza rozproszenie salwy.SmokEustachy pisze: ↑2021-12-13, 01:54 Toż nie wiesz gdzie to spadnie stąd konieczność poprawek i wstrzeliwania sie. 2. Oczekiwany wzrost rozrzutu 5000%
Na kilka sekund przed uderzeniem pocisk jest ustawiony pod innym kątem niż ma trafić. Jest to z wpływem na celność salwy. Przypominam, że pocisk bije na boki i nigdy nie wiesz w jakim położeniu jest aktualnie. To się tylko uśrednia w dłuższej trajektorii.Z innych ciekawych obserwacji jakie mam odnośnie pocisków okrętowych - zastanawia mnie brak wykorzystania przyspieszaczy rakietowych. Lot pocisków był "wysoce deterministyczny", punkt uderzenia był znany z dokładnością do kilkudziesięciu milisekund.
Wystarczyłoby zamontować mechanizm zegarowy znany z artylerii przeciwlotniczej który odpalałby przyspieszacz rakietowy na kilka sekund przed uderzeniem (czyli bez wpływu na celność salwy).
Wyliczone na podstawie czego?10% masy pocisku w postaci kordytu powinno dodać 200 m/s przed uderzeniem.
Kolega słyszał o czymś takim jak gęstość? Był rysunek.Zamiast pocisków superciężkich można by zamontować przyspieszacz o podobnej masie i dostać przebijalność większą o 70%
Przyśpieszacz dokładany w lufie jako oddzielny element „przyklejany” do pocisku podczas jego ładowania. I całość ma się nie rozpaść podczas lotu a do tego być ustawione z aptekarską precyzją do tego z uwzględnieniem rzeczywistego, nie geometrycznego, środka ciężkości, bo jak odrzut będzie nie w osi to pocisk poleci wszędzie tylko nie tam gdzie ma ustawiony czubek.Kwestią techniczną jest montaż tych przyspieszaczy, najprawdopodobniej musiałby on odbywać się już w lufie i wykorzystywać 1 dodatkową rundę pracy rammera zamiast pocisków miotających.
To ile tego paliwa chcesz tam trzymać? To pocisk, który ma nie tylko wytrzymać wystrzał z działa, ale przetrwać uderzenie w pancerz, jeśli mówimy o „zwiększeniu przebijalności o 70%” cokolwiek to znaczy. Gówno będziesz miał nie przebijalność, jak będziesz strzelał cienkościennym pociskiem pełnym paliwa rakietowego ( zakładam, że jakimś cudem to doleci do celu nie wybuchając po drodze ).Na samym końcu wisienka na torcie - umieszczenie w stożku aerodynamicznym ładunku wybuchowego i potem zapalającego, tworzącego po każdym trafieniu w "nothing" deszcz ciężkich odłamków za którym podąża mieszanina paliwowo-powietrzna.
Przyjmijmy, że strzelamy na 30 km.Chcę uniknąć tej konieczności, dlatego celowanie salwą to konieczny półśrodek. Do tego, z racji stabilności pocisków, jedyną opcją jest sterowanie odległością upadku.
Jak to zrobić? Zmodyfikuję swój pomysł z przyspieszaczem w tym sensie, że będzie odpalany radiokomendowo. Im wcześniej przed uderzeniem zostanie odpalony, tym dalej uderzy pocisk. Uproszczeniem będzie rezygnacja z mechanizmu zegarowego, komplikacją - mechanizm radiowy w zamian.
Możesz to rozrysować? Bo coś za głupi jestem żeby to pojąć.Czy możliwość sterowania wyłącznie odległością salwy dużo daje? Można się spodziewać wielokrotnego wzrostu szansy na trafienie (bo wszystkie chybienia salwy na odległość można zamienić na nakrycie). W ten sposób problem staje się "jednowymiarowy", o trafieniu decyduje wyłącznie komponent radialny.
A tył nie jest? To gdzie ta antena?Nie zadziała z radiowym sterowaniem zasięgiem" : anteny w pociskach mogą odbierać sygnał wyłącznie z tylnej półsfery, przód jest ekranowany.
Przewidywanie na podstawie czego. Poproszę o konkret. Obserwacji? Czego? Celu? Tego nawet nie wiedziano po kilku salwach.Cała sztuka polega na tym że celujemy w przewidywaną pozycję za 90 sekund. Na 5-10 sekund można zastąpić je przez bardziej aktualne przewidywanie.
Gówno znamy nie położenie okrętuNie tylko znamy pozycję okrętu ze znacznie lepszym położeniem niż przewidywaliśmy 80 sekund wcześniej
na podstawie czego? Doczepionego GPSa do przeciwnika?ale jeszcze dodatkowo możemy przewidzieć pozycję okrętu jak się zmieni w ciągu ostatnich 10 sekund.
Korygujemy tor lotu. Pocisków po krzywej balistycznej, stabilizowanych obrotowo. Można poprosić o wyjaśnienie JAK to ma działać? Ta korekcja.Korygujemy odległość lotu pocisków.
Jak i czym?Można w ogóle zmienić system naprowadzania na taki, który będzie starał się określić najlepsze kąty strzelania a odległość z założenia będzie ustalana przed upadkiem.
Dlaczego nie spada celność? Jak zmienić tuż przed uderzeniem. Jakie paliwo rakietowe da takie przyśpieszenie, żeby było to w ogóle odczuwalne.Nie, chodzi o zwiększenie prędkości pocisku już przed samym uderzeniem - w ten sposób nie spada celność.
Przesunięcie momentu odpalenia o pół sekundy zmienia położenie kąta pocisku o kilka stopni. Realnie nie teoretyczne wynikające z jakieś wyidealizowanej trajektorii.Wariacją pomysłu jest niewielka regulacja długości lotu pocisku polegająca na odpaleniu przyspieszenia nieco wcześniej, około 10 s przed uderzeniem. Zwiększa to zasięg około 1 km. Wadą jest spadek prędkości końcowej, bo pocisk zwalnia przez kilka kilometrów.
Kto obserwuje położenie pocisku i decyduje o odpaleniu przyśpieszaczy?Metodą na możliwe skrócenie jest strzelanie na odległość zawsze mniejszą niż estymowania i korygowanie wyłącznie w górę.
Ooookeeej – czyli mamy kordyt, który zostaje poddany ciśnieniu paru tysięcy atmosfer w ciągu ułamków sekund i się przy tym nie zapala. Jak?Według mnie jedyną opcją jest zastosowanie takiego który przenosi ciśnienie prochu, tzn. powinien być wypełniony litym kordytem i ten kordyt przy strzale powinien być poddany ciśnieniu gazów prochowych i przenieść je na ścianki pocisku - bez zapłonu.
Patrz a ci wszyscy debile tego nie zauważyli. Jak pocisk uderza pod kątem innym niż prostopadły do płyty, to nie jest to wcale takie oczywiste.Masa umieszczona za pociskiem okrętowym, nawet jeśli nie służy zwiększeniu przebijalności jest w stanie zwiększyć prędkość terminalną tyle, aby sam pocisk właściwy uzyskał większą przebijalność.
To absolutnie oczekiwany rezultat znany co najmniej od XIX wieku. Podejrzewam, że wcześniej, ale w XIX wieku Francuzi sformalizowali sposób liczenia krzywej balistycznej i ten model kupiła od nich cała reszta świata. Niespodzianka odkrywajka – we wzorze jest MASA pocisku. No kto by się spodziewał?To nieoczekiwany rezultat, ale widać na parametrach amerykańskich pocisków superciężki - miały większą prędkość terminalną na dalekim dystansie pomimo tej samej energii wylotowej.
Tail boat był czymś normalnym jak się chciało zwiększyć odległość strzału. Wiadomo co najmniej od początków XX wieku, ze „ścięcie” do środka tylnej części pocisku powoduje zmniejszenie jego oporów ruchu, przez co zwiększa się zasięg, a co za tym idzie w konsekwencji jest bardziej płaska trajektoria lotu, a więc większa prędkość uderzenia i bardziej sprzyjający penetracji burt kąt uderzenia.Pociski 406 mm mają wydłużenie 4:1. To zostawia dużą rezerwę na "rakietowy tail boat"
Nie będzie zachowania. Kłania się brak wiedzy na temat balistyki zewnętrznej.. Ponieważ jest on znacznie lżejszy od oryginalnego pocisku, stabilność całości zostanie zachowana bez zwiększania prędkości obrotowej - która i tak może być poprawiona przez wymianę gwintu w armacie.
Można prosić o rozrysowanie? Bo nie rozumiem.A gdzie tam. Pocisk niczego nie musi wiedzieć, my celujemy wyłącznie salwą jako całością, i tylko na odległość. Korygujemy odległość na podstawie miejsca do którego celowaliśmy z bardziej aktualną pozycją celu (ok. 10 sekund przed trafieniem podejmujemy decyzję o ostatecznym miejscu trafienia salwy).
Acha – czyli okręt strzelający zna położenie celu ciągle i jest to położenie oczywiście całkowicie dokładne i zna położenie pocisku, bo przecież wie kiedy pociski wystrzelił, a więc i aktualny kąt, prędkość pocisku itd.?W pocisku jest jedynie radiowy "detonator/odpalacz". SKO okrętu musi przechowywać odległość przyjętą do strzelania i porównać z aktualną wartością w której jest cel a dokładniej będzie za 10 sekund.
A twierdzisz to na podstawie czego?Pocisk z przyśpieszaczem wymagał zainwestowania pieniędzy w dopracowanie, ale na pewno był w zasięgu ówczesnej technologii - nie wymagał nadzwyczajnych odkryć naukowych i można przyjąć, że zdążyłby być dopracowany na II W.Ś.
Tak, tak, na pewno.Ja bardzo chętnie przyjmę rzeczową krytykę,
A an tej fizyce podawali różnice między obliczeniami z modelem gdzie masa jest sprowadzona do punku a modelem gdzie rozkład mas ma znaczenie?Studiowałem fizykę i informatykę. Wystarczy?
Patrz wyżej.Co do zwiększania szansy na trafienie to mój schemat jest realistyczny
Patrz wyżej.daleko gorszy od jakiegokolwiek samonaprowadzania, ale mieści się w realiach technologicznych końca lat 30
Dysze wytrzymujące tysiące armosfer w niezmienionym stanie, precyzja ciągu, odpalanie z dokładnością do milisekund itd. itp.Jedyną realną trudnością zwierającą niewiadome jest dopracowanie samego przyspieszacza o potrzebnych parametrach (+200 m/s w 1 sekundę), cała reszta była historycznie opracowana w wymaganym czasie.
Czego? Bo stabilności pocisku nie będzie. Będzie walił na boki jak krzywo puszczony bąk.Może wyeliminować "niepewność odległości" przy celowaniu do odległego celu i zwiększenie szans na trafienie wynika wyłącznie z tego.
Już było – inny kąt, nie wiadomo nawet jaki (przynajmniej wówczas) i niewiadomy kierunek lotu po odpaleniu przyśpieszacza. No celność jak cholera.Ile może być to "w praktyce" to może sobie łatwo kolega sprawdzić przy pomocy swojego programu rozgrywając symulację, i to nawet taką która bezpośrednio symuluje SKO - z moich obliczeń na kartce wynika że aby przedłużyć salwę o 1 km potrzeba co najmniej 10 sekund przy wyjściowych kątach upadku 45 stopni, ale uwzględniając atmosferę może być to 1-2 sekundy więcej.
SKO nawet nie wie w którym miejscu jest pocisk te 10 czy 12 sekund przed trafieniem w cel. Oczywiście w kontekście dokładności wymaganej do polepszenia celności. Mniej więcej to oczywiście wie.Najpierw trzeba ztabelaryzować wyprzedzenie przyśpieszacza w funkcji wymaganego zwiększenia odległości i odległości (w SKO byłaby to "analogowa" krzywka dwuwymiarowa lub zbiór wymienianych krzywek jednowymiarowych + mechaniczny stoper milisekundowy, żadne "lampy elektronowe i ENIAki), a potem przyjąć że SKO odpowiednio skraca odległość znając bardziej aktualną pozycję okrętu na dystansie koniecznym do podjęcia decyzji.
O to to. A dodam, że nie w osi geometrycznej tylko tam gdzie jest oś obrotu pocisku, bo inaczej to się wszystko rozjedzie. Ta oś jest możliwa do wyznaczenia po załadowaniu wszystkiego w pocisk. No więc trzeba jakoś przemieszczać tą dyszę po zamocowaniu w pocisku, bo inaczej dupa. A przemieszczenie dyszy to przemieszczenie środka ciężkości. Oj już widzę wyważenia jak na kołach samochodowych, jakieś ciężarki.. A tu dupa, bo pierścienie wiodące się odkształcają trochę inaczej za każdym razem i całość idzie się paść na łąkę.Ciąg musi przechodzić dokładnie centralnie przez środek masy pocisku i pokrywać się z osią symetrii, to właśnie jakakolwiek odchyłka na boki zniszczyłaby stabilność pocisku.
Tego nie zapewnisz niczym. W kontekście wymaganej dokładności i konieczności wymagania by całość zniosła w stanie nienaruszonym podróż przez lufę.I akurat to możemy zapewnić symetryczną konstrukcją samego przyśpieszcza.
EeeeeDrobny spadek celności indywidualnych pocisków praktycznie nie ma wpływu na celność salwy - on tylko powiększy trochę rozrzut salwy.
Już to przerabialiśmy.Konstrukcyjnie musi być to pocisk normalny 1000kg + ważący 250 kg przyspieszacz o współczynniku wypełnienia ok. 50% (budżet), wydłuży on pocisk o 80 cm.
Z bardzo dużą niedokładnością. O tym warto pamiętać.SKO okrętów reprezentował położenie okrętów przeciwnika w czasie rzeczywistym i ciągłym.
Nawet nie wiemy gdzie konkretnie są pociski w tym momencie, nie wiemy więc o ile zmienić ich tor lotu a więc kiedy odpalić przyśpieszacze.Po wystrzeleniu pocisków, na kilkanaście sekund przed ich upadkiem ustalamy jak daleko chcielibyśmy wystrzelić TERAZ gdyby czas lotu pocisków wynosił te kilkanaście sekund a nie minutę-półtorej.
(podkreślenie moje)Pociski o wydłużeniu 6 są używane w haubicach 155 mm przy znacznie wyższych kątach podniesienia i prędkościach wylotowych
Gówno prawda. Burzące maksymalizują materiał wybuchowy. To co piszesz, to pociski „common” lub „pół przeciwpancerne” czy jak je zwał. Ten z obrazka to typowy burzący z maksymalnie cienkimi ściankami.Okrętowe pociski odłamkowo - burzące wcale nie minimalizują grubości ścianek, bo wciąż muszą wygenerować odłamki którymi rażą cele.
O efektu skalowania słyszał?Pociski 30 mm Minengeschoss były w stanie osiągnąć współczynnik wypełnienia na poziomie 25%. Pracowały na odrobinę wyższych ciśnieniach niż armaty morskie (o ile working pressure na navweaps określa maksymalne ciśnienie robocze).
na podstawie czego? Skoro nikt nigdy nie zrobiłGęstość dziobu jest oczywiście większa, ale wypełniamy kordytem o nieco mniejszej gęstości niż RDX, czyli możemy przyjąć współczynnik wypełnienia na poziomie właśnie tych 33% - na pewno możliwy do osiągnięcia przy pomocy istniejącej przedwojennej metalurgii i używanych ciśnień.
No właśnie nie. Takie coś jak sugerujesz, środek parcia ZA środkiem masy jest optymalne dla pocisków o stabilizacji aerodynamicznej (brzechwowej czy oporowej). Dlatego stateczniki są w nich najczęściej z tyłu i to nierzadko na końcu jakiegoś długiego ogona. A dla pocisków o stabilizacji obrotowej korzystne jest położenie środka parcia PRZED środkiem masy. Stąd te wydłużone ostrołuki i rozmaite czepce (oczywiście także z przyczyn aerodynamicznych i in.), stąd spotykane czasem w pociskach karabinowych skracanie ołowianego rdzenia i umieszczanie przed nim wkładki z materiału o mniejszej gęstości (stali, aluminium...) albo nawet pozostawianie tam pustki, co poprawia stabilizację, a co za tym idzie celność.
Obawiam się, że jak wcześniej będziesz uruchamiać silnik, to ten "rakietowy" rozrzut rozrośnie się tak, że nijakich korzyści już z tego nie będzie.peceed pisze: ↑2021-12-13, 01:03 I tu jest pies pogrzebany, bo istotnie w jednym wzorze zamiast prędkości całkowitej błędnie wziąłem sam przyrost.
Dlatego odpalać będzie trzeba znacznie wcześniej niż sądziłem. Być może cały zysk ograniczy się do pobierania poprawek odległości z trafienia poprzedniej salwy a nie dwóch lub więcej wstecz, co daje nam potencjalnie 30 sekund na regulowanie zasięgu
Nie tylko o to chodzi. One przede wszystkim służą tak czy inaczej do rażenia w miarę "twardych" celów - nieopancerzonych okrętów i statków, ale jednak o stalowej konstrukcji; albo np. betonowych fortyfikacji nadbrzeżnych. Więc pewną wytrzymałość muszą mieć. Nie spotkałem się jak dotychczas z ciężkimi pociskami tego rodzaju armat, co by miały współczynnik wypełnienia taki jak podajesz. Aczkolwiek mam pewne rzeczy "namierzone", które mogłyby się okazać cienkościenne, to ścisłych danych dotąd nie udało mi się znaleźć. Może więc przy okazji pytanie do kolegów (a zwłaszcza jednego wiadomego kolegi od ciężkich okrętów artyleryjskich
Nie, bo to była fizyka gry word of warships. Tam obowiązują "trochę" inne prawa fizyki
No i pełno jest torped 50-cio węzłowych
W "British treatise an Ammunition 1915" (primary source) jest dość dokładny opis i jakieś dane tego pocisku.Czy znane są jakieś jego przekroje albo opis techniczny inny niż ten na Naval Weapons?
Wiesz przy takich założeniach, to wiele można zrobić.jogi balboa pisze: ↑2021-12-13, 21:10Nie, bo to była fizyka gry word of warships. Tam obowiązują "trochę" inne prawa fizyki![]()
A oto dowód:No i pełno jest torped 50-cio węzłowych![]()
Po sprawdzeniu w literaturze pociski artyleryskie (155 mm) nawet w przypadku złego wyważenia mają nutację i precesję na poziomie 0.05 stopnia kątowego.Maciej3 pisze: ↑2021-12-13, 12:21 Na kilka sekund przed uderzeniem pocisk jest ustawiony pod innym kątem niż ma trafić. Jest to z wpływem na celność salwy. Przypominam, że pocisk bije na boki i nigdy nie wiesz w jakim położeniu jest aktualnie. To się tylko uśrednia w dłuższej trajektorii.
(...)
Na pięć sekund przed uderzeniem, pocisk ma jakieś 3 stopnie inny kąt niż w momencie uderzenia. Znajduje się jakieś 3 km od celu. Mniej więcej. Zakładając, że będzie szedł po odpaleniu rakiet idealnie po prostej, przekłada się to ja różnicę w odległości uderzenia ~150 m.
10 sekund przed uderzeniem ma kąt różny o 10 stopni 5 km od celu (tak to się zmienia nieliniowo), co się przekłada na jakieś 870 metrów różnicy w odległości trafienia (przy tych samych założeniach).
W rzeczywistości ani czubek nie jest w osi lotu ani nie wiesz w jakim dokładnie położeniu.
Jak się zwiększy rozrzut o kilometr to będzie dobrze.
To akurat jest ciekawe zagadnienie - na ile można uniknąć zmiany wyważenia pocisku w locie coby nie zaczął wariować. Dysze będzie w osi.
Mam 99% pewności że samo ciśnienie nie wystarcza do zapalenia materiałów pędnych. W końcu proch spalany w lufie ma prędkość spalania regulowaną grubością ziarna. i specjalnym kształtem ziarenek - na przykład prochy progresywne to półkule palące się od środka.
Moje słowa odnosiły się do sytuacji, kiedy do pocisku dodajemy masę która nie uczestnicy w penetracji i jest balastem odrzucanym przed uderzeniem w cel (u nas przyspieszacz/kordyt). To akurat nie jest oczywiste i pojawia się dopiero na dużych dystansach. Słowa o prędkości są wyjaśnieniem źródła tego rezultatu!Maciej3 pisze: ↑2021-12-13, 12:21 To nieoczekiwany rezultat, ale widać na parametrach amerykańskich pocisków superciężki - miały większą prędkość terminalną na dalekim dystansie pomimo tej samej energii wylotowej.
To absolutnie oczekiwany rezultat znany co najmniej od XIX wieku. Podejrzewam, że wcześniej, ale w XIX wieku Francuzi sformalizowali sposób liczenia krzywej balistycznej i ten model kupiła od nich cała reszta świata. Niespodzianka odkrywajka – we wzorze jest MASA pocisku. No kto by się spodziewał?
Każde, a u nas kordyt. Nowoczesne stałe paliwa rakietowe są 50% lepsze. ISP rzędu 200 s to niewiele.
Potrzeba jedynie tablicy korekt która może być wyznaczona nawet empirycznie (i częściowo interpolowana).Maciej3 pisze: ↑2021-12-13, 12:21 A jeśli chodzi o aktualne położenie pocisku. Nie znano go. W każdym razie nie z dokładnością pozwalającą na odpalenie przyśpieszacza w odpowiednim położeniu.
Dokładne tabele balistyczne nie były tak wyliczane. Był to mix różnych metod i interesował wynik w postaci zależności miejsca upadku od kąta podniesienia, nie dokładnego położenia pocisku w dowolnej części trajektorii lotu.
Może inny schemat. Normalnie korygujemy ogień za pomocą analizy upadków pocisków, ale w chwili strzelania n-tej salwy mamy do dyspozycji poprawki (obserwacje upadków) z salwy n-2 a czasami nawet n-3. Możliwość korygowania odległości pozwala uzyskiwać dane z salwy n-1, co zwiększa dokładność co najmniej 2-3 razy oraz poprawia zbieżność celowania.
Sprawności rakiet używanych podczas II w.ś.
A po co mu ta wiedza? Ma znać czas od ostatniej salwy, oczekiwana odległość i moment trafienia (np. 31 km). Jak dojdzie korekta na przykład + 400 m, to odczytuje z tablicy wyprzedzenie w czasie t(31km,400m) i odpowiednio ustawia zapalnik radiowy.
Typowa haubica w 2020 to 1000 m/s i pociski o bardzo dużym wydłużeniu.Maciej3 pisze: ↑2021-12-13, 12:21 Ja nie wiem czego cię uczyli na tej fizyce i informatyce, ale dla mnie jeszcze w podstawówce uczono, że ~500 m/s (typowa haubica) to jednak jest MNIEJ a nie znacznie więcej niż 700-900 m/s z dział okrętowych. Zaczynam już wierzyć tym zgredom co ciągle powtarzają, że dzisiejsze szkolnictwo to już nie to.
Jakby maksymalizował toby miał wypełnienie rzędu 25%.
Wytrzymałość jak najbardziej rośnie liniowo i ładnie się skaluje. Niezmiennikiem są naprężenia wewnętrzne i ciśnienia, wszystkie wyrażane w Pa. (ok, MPa i GPa)Maciej3 pisze: ↑2021-12-13, 21:34W "British treatise an Ammunition 1915" (primary source) jest dość dokładny opis i jakieś dane tego pocisku.Czy znane są jakieś jego przekroje albo opis techniczny inny niż ten na Naval Weapons?
Niestety rysunku tego akurat nie ma, ale jest zbliżony 12 calowy.
Poniżej podaję kilka od 15 funtowego do 12 calowego - zwracam uwagę na coraz grubsze ścianki. Przeskalowanie pocisku to nie wszystko. Wytrzymałość nie rośnie liniowo z wielkością - albo inaczej rośnie liniowo, ale obciążenia nieliniowo.
Bez żartów, w temacie proponowałem wariację Długiej Lancy która miała 53 w.
Jak już wspomniałem przy "klasycznym" podejściu potrzebujemy ścianek grubszych o jakieś 20% niż przy Minengeschoss i takich które się nie pocieniają. W ostateczności będzie trzeba zabrać się za tzw. liczenie pikseli na przekrojach i dodatkowo dokładnie porównać ciśnienia robocze, wtedy dowiemy się naprawdę ile można było uzyskać.