Peperonie, tak ale w przypadku Hawkinsa, nie jest to zamiana stanowisk w stosunku 1:1.
Znika 7 nie tylko stanowisk ale także, fundamnetów, komór amunicyjnych, ciągów itp.
Pociski do 6-cio calówek są prawie dwukrotnie lżejsze. Porównanie mas wypada inaczej.
Przebudowa niewielkiej jednostki jaką jest kontorpedowiec/niszczyciel przy jednak dość sporym krążowniku to inna skala "nerwów" przy desce kreślarskiej.
Na niszczycielu samo przesunięcie stanowiska artylerii głównej o 2m wydaje się nieuzasadnione ze względu na nakład pracy.
Gdybyś chciał oba zamienić na jedno podwójne np. 4" to co innego bo takie stanowisko niosłoby nową jakość i możliwości (uniwersalne).
Dziękuję, Macieju3, tak to mniej-więcej pamiętałem.
Co do 40-sto milimetrowych Boforsów mam podobne zdanie, nie mniej to dobre działo. Tak jak piszesz, pod względem balistycznym, masy pocisku i szybkostrzelności.
Uzyskali dobry kompromis. Wg mnie, największą słabością tego systemu był sposób donoszenia nabojów. Z podstawami jakoś sobie radzono np. Hazemayer lub te zmechanizowane brytyjskie (niepamiętam symbolu) ale były skomplikowane i masywne. Brytyjczycy w końcu opracowali swoje dwulufowe STAAGi, o których piszesz oraz szesiolufowe ale to już było wielkości małego domu. Chodzi o to, że poza fajną balistyką, ten jednak prymitywny system dosyłania nabojów, uniemożlieiał sensowne sprzężanie (poza dwoma). Amerykańskie poczwórne są tego rozpaczliwym przykładem. Przy tej wielkości stanowiska lepiej zastosować większy kaliber co też wkrótce uskutecznili.
Patrzę, jogi.
Może czegoś nie widzę, ale wg mnie atakujący zespół wykonał tylko jeden manewr w jednym celu; by wprowadzić całą artylerie do starcia.
Zespół niemiecki idzie jednym kursem i wykonuje tylko nieznaczny manewr (w zasadzie korekte kursu) w celu wyjścia z nakrycia - po zauważeniu trafienia w torze wodnym.
Robi to dwukrotnie bo sytuacja się powtarza, przy czym zmiany kursu są bardzo delikatne - wg mnie, z dwóch powodów:
- po pierwsze, by pozostały niemal niezauważone przez Anglików
- oraz, by nie utrudniać celowania własnej artylerii
Nie ma tam ostrego manewrowania czy zygzakowania.
Niemcy "odgryzają" się tylko Anglikom (skutecznie-fart..

) ale sądzę, że gdyby działali ofensywnie, nie wykonywaliby nawet tych delikatnych korekt kursu.
Zależałoby im przede wszystkim na celności ognia. W przypadku naszego pojedynku, bo od tego doszliśmi do dogi duńskiej, goni nas a my wycofujemy się, jeden Leipzing.
Ma do dyspozycji (w pogoni) jedną wieże artyleryjską, przy pomocy której musi uzyskać trafienia. Na "łeb" wali mu się grad 25-cio kilogramowych pocisków.
Musisz mieć dużą wiarę w tych wilków morskich by wierzyć, że brnęliby w to dalej.
Pozdrawiam,
Maciej