Traktat odwołany, wakacji nie będzie...

Okręty Wojenne lat 1905-1945

Moderatorzy: crolick, Marmik

Awatar użytkownika
JB
Posty: 3087
Rejestracja: 2004-03-28, 21:48
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: JB »

Ksenofont pisze:
JB pisze:A jakie konsekwencje miał traktat dla polskiej marynarki? Pozbawił nas możliwości zbudowania większej floty w pierwszej połowie lat 20.
"Zbudowania" w sensie zorganizowania z zakupionych okrętów?
A problemu nie powodował chyba Traktat, co raczej polityka europejska...
Tak, chodziło mi o "zbudowanie" floty przy wykorzystaniu możliwości taniego zakupu używanych okrętów.
Jeśli chodzi o politykę europejską wpływ miały dwie sprawy: 1) obawy Wielkiej Brytanii, że przekazane państwom bałtyckim okręty "wpadną w łapy" sowieckiego państwa (ale nie przeszkodziło im to w pozostawieniu Estończykom dwóch niszczycieli), 2) frustracje Anglików związane z upadkiem ich morskiego imperium, nie pomagali na budowę większej floty potencjalnym sojusznikom, aby ich wypadała na mizernym tle bardziej okazale. Po podpisaniu Traktatu Waszygtońskiego doszedł aspekt formalny, zakaz sprzedaży bądź przekazania używanych okrętów wojennych stronom trzecim (chodziło o to, aby budować nowe okręty w stoczniach sygnatariuszy Układu, co ewidetnie nie hamowało, wyścigu zbrojeń na morzu), co bezpośrednio uderzyło w Finlandię, a i Polska mogła pomyśleć o rozbudowie floty dopiero po osiągnięciu pewnego poziomu rozwoju ekonomicznego. Brytyjczycy traktowali ten traktatowy zapis literalnie, aż do absurdu, m.in. przeciwdziałali zakupowi przez Polskę (w 1926 roku) zdeklasowanego krążownika Desaix, usiłując wciągnąć w grę przeciwko Francji Stany Zjednoczone Ameryki. Jednakowoż Francuzi przechytrzyli Anglików zmieniając ofertę na oddany przez Belgię krążownik D'Entrecasteaux. Urzędnicy Foreign Office, zmęczeni "użeraniem" się z Francuzami, "machnęli ręką" na te "przepychanki" polityczne i Polska otrzymała "upragniony" krążownik.
JB
Maciej_O.
Posty: 24
Rejestracja: 2005-03-30, 21:44
Lokalizacja: Toruń

Post autor: Maciej_O. »

Witam!

Przepraszam za długie milczenie w tak ciekawej dyskusji, jak zwykle - wyjazdy, obowiązki itd....
Ksenofont pisze:Witam!
Maciej_O. pisze:hodowanie bestii, aby straszyć nią najbliższego sojusznika mijało się z celem.
Śmiałe stwierdzenie, które jednak wygląda, jakby było inspirowane amerykańskim podejściem do kwestii japońskiej.
Z brytyjskiego punktu widzenia Japonia w 1918-19 też już była "bestią";) Z punktu widzenia Japonii wszyscy na świecie byli albo "bestiami", albo "bydłem" do podbicia....
Ksenofont pisze: Zresztą USA nie była wówczas "najbliższym sojusznikiem" Brytyjczyków: pytanie, czy po 1919 w ogóle były sojusznikiem :)
USA po 1918 nie była formalnie niczyim sojusznikiem. Ten okres w historii amerykańskiej polityki to istna erupcja izolacjonizmu. Nie było zatem mowy o wejściu USA w jakiekolwiek międzynarodowe układy sojusznicze, polityk, który wyszedłby z takim pomysłem byłby w zasadzie skończony. Dość powiedzieć, że Kongres w 1919 nie zgodził się nawet na ratyfikację Traktatu Wersalskiego (ostatecznie Ameryka podpisała odrębny traktat pokojowy z Niemcami w 1921 - formalnie dla USA do tego momentu trwała IWŚ..) ani później na przystąpienie ich kraju do Ligi Narodów (choć to prezydent W. Wilson był jednym z głównych jej pomysłodawców).
Oprócz polityków z 1-szych stron gazet i kronik filmowych (TV wtedy jeszcze nie było;), którzy musieli przynajmniej oficjalnie poruszać się w ramach poprawnosci politycznej, byli jednak też i "jastrzębie" oraz wojskowi, w owym czasie niemal pozbawieni reprezentacji politycznej, którzy na sprawy polityki militarnej patrzyli inaczej. Wielu spośród tych wojskowych (zwłaszcza oficerów US Navy) miało doświadczenie bliskiej współpracy z Brytyjczykami, którzy jawili się im jako naturalni sojusznicy.
Co do kontaktów pomiędzy marynarkami obu krajów, to te trwały w okresie międzywojnia w najlepsze pomimo, że oba kraje, jak słusznie zauważyłeś, formalnie sojusznikami nie były. Wyrazem tego była np. wymiana planów okrętów (skąd, jak myślisz, na Nelsonach wziął się system AoN, a z drugiej strony dlaczego Amerykanie otrzymali plany Hooda?).
Ksenofont pisze: Po I wojnie wspólnota interesów brytyjsko-japońskich jak najbardziej istniała.
W czym, Twoim zdaniem, owa wspólnota interesów miała się wyrażać?
Ksenofont pisze: Przede wszystkim dążenia japońskie w dużo mniejszym stopniu zagrażały wpływom brytyjskim, niż amerykańskim.
(Pytanie, w jakim stopniu polityka USA zagrażała posiadłościom brytyjskim.
A jakież to zagrożenie w latach 20-tych czy 30-tych Ameryka stwarzała posiadłościom brytyjskim?! W tym czasie USA nie miała co myśleć o jakiejkolwiek ekspansji gdziekolwiek - choćby z opisanych przeze mnie powyżej przyczyn wewnętrznych. Wojskowi odpowiedzialni za obronę interesów amerykańskich mogli się wówczas co najwyżej modlić o to, żeby nie doszło do żadnego konfliktu w Azji, bo w takim razie nie bardzo było czym owych stref wpływów bronić. Mogli ewentualnie liczyć na wspólnotę interesów z Brytyjczykami.
Ksenofont pisze: Uważam, że USA były większym potencjalnym zagrożeniem niż Japonia: Japonia miała cele dość ograniczone. )
Japonia już w tym czasie mówiła o "dalekowschodniej strefie dobrobytu i pomyślnosci", oczywiście pod swoim przewodnictwem. Biorąc pod uwagę, że owa strefa miała w założeniu obejmować Chiny, Malaje czy Hongkong, to z tym ograniczeniem celów nie było tak jak piszesz. Obrona amerykańskich stref wpływów przez uzbrojone w broń maszynową kanonierki w stylu sławnego Panay'a na Jangcy przy tym jawią się jak sielanka.
Zresztą nawet, jeśli owe dążenia Japończyków w sposób bezpośredni nie uderzałyby w posiadłości brytyjskie, to niewątpliwie na ich drodze musiały stać np. Indie Holenderskie (ropa naftowa!) - a wciągnięcie ich w japońską strefę wpływów byłoby już wystarczająco dramatyczną zmianą układu sił w regionie.
W tej sytuacji jedynym potencjalnym sojusznikiem WB były USA - nawet jeśli aktualna sytuacja polityczna w Ameryce nie pozwalała jej na podjęcie jakichkolwiek formalnych zobowiązań.
Ksenofont pisze: Poza tym sytuacja w Sowietach i w Chinach nie była wyjaśniona w 1920-1921 roku, a w tamtych rejonach bliżej Brytyjczykom było do Japonii, niż do USA.
Co do ZSRS - Stany Zjednoczone w tym okresie w ogóle nie zajmowały się tą sprawą z powodów wiadomych, toteż w tym sensie masz rację. Co do Chin - jakiekolwiek zwiększenie amerykańskich wpływów w tym kraju wówczas nie było możliwe. A Japonia nie miała zamiaru wypuszczać z rąk takiego kąska.
Ogólnie mówiąc, w 1921-22 roku Brytyjczycy musieli już sobie zdawać sprawę, że w dalszej perspektywie po drodze będzie im bardziej z USA niż z Japonią. Zwłaszcza, że wygaśnięcie sojuszu z Japonią w 1923 faktycznie nie wpychało ich w nowe, formalne zobowiązania, tylko raczej rozwiązywało im ręce.
Ksenofont pisze:
Maciej_O. pisze:Był to - nie da się ukryć - dyplomatyczny majstersztyk.
I tu zgadzam się całkowicie.
Ustalenia traktatowe musiały doprowadzić do skierowania agresji amerykańskiej w kierunku Chin i osłabionej Japonii.
Raz jeszcze pytam: o jakiej agresji amerykańskiej można mówić w latach 20-tych XXw?
Ksenofont pisze: Amerykanie stanęli pred wyborem: konkurować z równie silną Wielką Brytanią, czy z dwakroć słabszą Japonią?
Biedni Japończycy przez dwadzieścia lat starali się zwiększyć możliwości obronne swoich niewystarczających sił i się im nie udało.
O jakich możliwościach obronnych mówisz? Japonia od ponad 20 lat prowadziła wówczas wojny agresywne, a ich flota miała charakter zdecydowanie zaczepny.
Ksenofont pisze: Anglicy ładnie posługiwali się ustaleniami limitów tonażowych. Układ morski z Niemcami doprowadziłby do tego, że Niemcy zbudowaliby w początkach lat pięćdziesiatych olbrzymią pełnomorską flotę, która byłaby kompletnie do niczego.
To wiemy dziasiaj, ale z punktu widzenia wiedzy z lat 30-tych było inaczej. Czy Brytyjczycy bez wojny zbudowaliby wtedy bardziej wartościową flotę?
To tyle, pozdrawiam
Maciej Stanisław Orzeszko
ODPOWIEDZ