Fereby,
Fletcher także - patrz Zachodnie Wyspy Salomona.... Po czym wrócił do koncepcji trzech oddzielnych, jednolotniskowcowych grup w zespole.
Fletcher był prekursorem koncentracji lotniskowców - co oczywiście nie oznacza, że zawsze musiał tak postępować. On się po prostu uczył i trzeba podkreślić, iż rzadko popełniał dwa razy ten sam błąd. Przez sześć miesięcy z kompletnego laika w dziedzinie lotniskowców stał się ekspertem. A wszystkiego nie uczył się na ćwiczeniach, tylko na polu minowym, gdzie każda pomyłka mogła się skończyć tragicznie dla US Navy.
Co do Salomonów to wszystkie trzy zespoły pozostawały w zasięgu wzroku. Jak doskonale wiesz zespół WASPA odszedł w celu zatankowania paliwa. Tuż przed rozpoczęciem bitwy pozostałe dwa lotniskowce płynęły w odległości 10 nm.
Teraz popatrz sobie na Mariany czy Leyte (gdzie podobnie jak na Salomonach skoncentrowano wszystkie dostępne lotniskowce), zobacz w jakich odległościach pływały poszczególne TG z TF 58 czy TF 38. Jak pojedyncze TG odłączały się od zespołu w celu uzupełnienia paliwa i zadaj sobie pytanie - od kogo się chłopaki uczyli taktyki?
Wprost przeciwnie - to byłoby bardzo sensowne. Wyznaczenie dwu lotniskowców do osłony czterech pozostałych, byłoby rozwiązaniem dość "przyszłościowym" - to bardzo sensowny podział "zadaniowy", mniej więcej taki jak postulował Chennault dla lotnictwa Armii. Daje bardzo duże możliwości obronno-zaczepne i niezłą elastyczność.
To także wynikało z bardzo sensownych założeń. Warto zauważyć, iż coś podobnego postulował w swej książce Fuchida.
Nie bardzo mnie zrozumiałeś lub źle się wyraziłem. W obu przypadkach sądzono, że zespoły będą operować w odległościach około 50-100 nm. Co raczej, jak pokazała historia przyszłościowe nie było.
Oczywiście Midway jest klasycznym przypadkiem złej strony koncentracji - zaskoczenia. Jest oczywiste, że w tym konkretnym przypadku, podzielenie KB na dwa zespoły znacznie by Amerykanom utrudniło sprawę. Teraz wszyscy z Fuchidą na czele są strasznie przewidującymi taktykami. Ale gdyby Nagumo wykrył odpowiednio wcześnie zespół Fletchera koncentracja byłaby zbawienna.
Ta dyskusja toczyła się od początku wojny i tak po prawdzie nie nabrała wtedy szczególnie siły. Rzeczywiście, przeciwników jakby bardziej mieszano z błotem, ale raczej chodziło o wywalczenie sobie stołków na planowaną właśnie ofensywę na Wyspy Gilberta i Marshala. Usiłowano przekonać do określonych działań Departament Marynarki. Szczególnie ostro walczył Towers (pragnął zostać dowódcą floty grupującej wszystkie lotniskowce), ale za aprobatą Kinga (wyjątkowo znienawidzony w kręgach "lotników") Nimitz rozbił spoistość jego frakcji, mianując paru najzagorzalszych stronników Towersa na stanowiska dowódcze ("punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia"). Potem dobił ich Spruancem. Oczywiście zaczęły się wtedy oskarżenia, że "gang z Augusty", przejął władzę we flocie (oczywiście wyciągnięto Richardsona), ale King i Knox postanowili je puścić mimo uszu.
Dyskusja o lotniskowcach pewnie trwała wraz z pojawieniem się pierwszego lotniskowca. Natomiast dyskusja na temat użycia i taktyki lotniskowców w wojnie na Pacyfiku to co innego niż walka o stołki. Nie mogła się ona pojawić wraz z wybuchem wojny ponieważ nie było o czym dyskutować. Amerykanie stanęli przed "japońską bombą atomową" w postaci Kido Butai, nie wiedząc co robić i nie mając żadnych doświadczeń. Dopiero po kilku miesiącach po kilku bitwach, rajdach, po sprawdzeniu w warunkach bojowych radarów oraz różnych założeń teoretycznych, można było zacząć wyciągać wnioski.
Które zdaniem Nimitza akurat drastycznie się pogorszyło.
Co się pogorszyło? Wyszkolenie pilotów? Po sześciu miesiącach doświadczeń? Zawsze wydawało mi się doświadczenie bojowe jest jednym z najważniejszych czynników "dobrego pilota".
W szkole mi zawsze mawiano: teoria to 0, praktyka to 1, razem daje 10
Szkopuł w tym, że te "lęki" wynikały z potwornych zaniedbań i zadufania w sobie "lotników". W 1940 było już oczywistym, że radiolokacja stanie się istotnym elementem walk powietrznych, tak na lądzie, jak na morzu. Było jasnym, że wkrótce radary trafią na pokłady okrętów, co najmniej tych większych (czyli też lotniskowców). Co więcej Armia prowadziła już zaawansowane prace nad zainstalowaniem radarów na pokładach samolotów. Co zdumiewające, w 1940 w US Navy zaczęto się zastanawiać nad zainstalowaniem na okrętach podwodnych prostych radiolokatorów, pozwalających wykrywać samoloty. Powiem więcej, w 1941 rozpoczęto prace studialne nad zainstalowaniem aparatury radarowej (służącej wykrywaniu okrętów) na wielkich łodziach latających Marynarki (PBB i P4Y) i rozpatrywano koncepcje taktyczne działań takich właśnie łodzi. W tym kontekście zaniedbywanie elementu radiolokacji w działaniach myśliwskich US Navy (Armia miała już bardzo sensowną koncepcję - przedstawiono ją choćby podczas zamawiania wspomnianego P-47), jest kompletnie niezrozumiałe.
Wszystko pięknie, ale nie można zmieniać bieżącej taktyki pod miraże przyszłości. W 1940 roku nikt nie miał pojęcia kiedy i jak będzie wyglądał radar. Jak będzie się sprawował w warunkach bojowych itd. Także owe "lęki" nie wynikały z zaniedbań tylko z realizmu zagrożenia. To tak jakby w 1944 roku posłano wojsko do cywila bo przecież za rok będziemy mieli bombę A i rakiety...
Podobno powstała ona w sztabie floty w Pearl Harbor, a jej głównym autorem i promotorem był Spruance (teoretyczne "sekretarz" Nimitza, w praktyce jego najbardziej zaufana osoba, decydująca kto może stanąć przed obliczem Głównodowodzącego, w trakcie tych 4-5 godzin, w trakcie których tamten pracował, a nie strzelał, czy grał w podkowy). Co do Fletchera - w sztabie miano stwierdzić iż jego pomysły są przestarzałe i właśnie... nie odpowiadają nowoczesnemu polu walki, z radiolokacją, zapalnikami zbliżeniowymi, etc. Nimitz uznał, że Fletcher to "wspaniały oficer, który naprawdę wiele zrobił dla kraju", żałował iż nie może mu zaoferować stanowiska, które "odpowiadałoby by jego umiejętnościom i oddaniu Narodowi", po czym... posłał na średnio istotne stanowisko. Nie miał najmniejszego zamiaru wzmacniać frakcji Towersa
Nie słyszałem żeby Spruance maił jakiś znaczący wpływ - co nie znaczy że tak nie było. Jak pisałem Fletcher wysłał swoje memorandum do Nimitza, który z kolei przekazał je do Halsey'a by ten napisał swoją analizę. W grudniu 1942 roku oba dokumenty zostały rozesłane do najlepszych admirałów ("top naval aviation admirals") i dowódców lotniskowców z prośbą o komentarz.
Z tego wszystkiego powstało to co widać już w 1943 roku. Lundstrom pisząc "Black Shoe Admiral" dotarł do obu dokumentów jak i większości komentarzy. Na tej podstawie twierdzi kto był "ojcem" pomysłu koncentracji lotniskowców.
Fletcher we frakcji Towersa? Towers nazwał odwrót z pod Guadalcanal ucieczką i jak pamiętam postulował pozbawienie Fletchera dowództwa.
-------
Co do szyku to ja nie wiem jak op może wyjść na dogodną pozycję do strzału od czoła. Patrzę na tę mapkę i zawsze mi wychodzi, iż będzie strzelał do oddalającego się pancernika.
Nie wiem skąd informacja o testy wykazujących skryte podejście na mniej niż milę. Jakie testy, kto je prowadził, gdzie, kiedy??? Praktyka była taka, że Japończycy z Kumano zobaczyli Tambora z 3 mil.
Możesz mi wyjaśnić jaki to przypadek, kiedy wiadomo z której strony zaatakują samoloty przeciwnika? Rozumiem że można przewidzieć z której strony nadlecą, ale z której zaatakują? Jak dla mnie to bez telepatii się nie obejdzie. No chyba, że jest taki szyk jak z Lipińskiego wtedy oczywiście zaatakują ze strony niebronionej.
W szyku Ozawy z Marianów chodziło mi o ustawienie jednostek eskorty względem lotniskowców - zawsze okrężny, a nie półkolisty. Bo tam było zagrożenie z powietrza.