Skoro jesteśmy w kraju i nie piszemy na Forum Międzynarodowym możemy pozwolić sobie na szczerość. Dlatego uważam, że ciągłym przypominaniem o Eryce Steinbach (osobie praktycznie nie znanej w Niemczech) tworzymy jej darmową reklamę. Analogicznie obecny Prezydent Polski zupełnie niepotrzebnie obraził się na artykuł w podrzędnej gazecie a Minister Sprawiedliwości kompletnie się kompromituje wszczynając bezsensowne postępowanie w sprawie.
Dodając do tego brak kompetencji i podpisywanie dokumentów bez czytania za prawdopodobne uważam zagubienie dokumentów w Polskim MSZ.
Dlatego też krytykowanie rządu na wyrost, ponieważ jest to rząd tworzony przez PiS i wykazywanie Prezydentowi RP, że robi coś niepotrzebnie, jest świadectwem bardzo wielkiej wiedzy, dlatego oczekuję, że kolega wie, jak to powinno być i pytam, czy kolega jest członkiem rządu lub opozycji, że ma tę wiedzę, bo jak nie to, kolega uprawia coś, na co sam sobie musi znaleźć odpowiedź.
Ad fałszowania historii przez Ericę, skądinąd bardzo uroczą kobietkę
Zdecydowanie bardziej krytycznie o berlińskiej wystawie pisze w eseju zatytułowanym 'To, co pozostaje, to żal za utraconą małą ojczyzną' monachijska 'Süddeutsche Zeitung'. Gazeta zarzuca organizatorom wystawy niedomówienia i przekłamania, dające podstawy to podejrzeń, że zamiast próby pojedniania z sąsiadami w duchu historycznego obiektywizmu, potraktowano ją instrumentalnie do własnych celów politycznych. Ta wystawa - czytamy - nie jest dowodem na zwycięstwo europejskiego ducha w traktowaniu trudnej przeszłości naszego kontynentu. Owszem, można na niej znaleźć wiele na temat paktu Stalin-Hitler, równie wiele wstrząsających świadectw niemieckich zbrodni w Generalnej Guberni i wiele dowodów na próbę wyniszczenia przez niemieckiego okupanta polskiej inteligencji, ale zwiedzający wystawę 'Wymuszone drogi' nigdzie nie znajdą jasnego i nie budzącego cienia wątpliwości dowodu na to, że bez niemieckiego napadu na Polskę we wrześniu 1939 roku nie doszłoby do tragedii wypędzenia Niemców z byłych terenów wschodnich Trzeciej Rzeszy w roku 1945 i później. Wystawa budzi niedosyt i zbyt wiele każe się domyślać - twierdzi z ubolewaniem 'Süddeutsche Zeitung'.
i reakcja innych czynników niemieckich, nieco wystraszonych polską reakcją i rozumiejących ją
W berlińskiej dzielnicy Schoeneweide, na terenie byłego obozu dla robotników przymusowych otwarto planowane od lat Centrum Dokumentacji i Spotkań poświęcone pamięci ofiar pracy niewolniczej i przymusowej w III Rzeszy. Relacja Elżbiety Stasik.
Fantastyczne, że coś takiego powstaje, smutne tylko, że tak późno i wolałabym, żeby leżało bardziej w centrum, bo jest bardzo na uboczu i nie wierzę, że młodzież będzie ciągnęła tu tłumnie. Ale wspaniale, że nareszcie istnieje.
Marina Schubarts prowadzi niecodzienny projekt - teatr dokumentalny, w którego repertuarze znalazła się także zaprezentowana podczas otwarcia centrum sztuka 'Ostarbeiter', o ofiarach pracy przymusowej III Rzeszy. Jedną z aktorek jest mieszkająca w Berlinie Polka, Anna Paszkowska:
Ja się zwykle bardzo, bardzo wzbraniałam przed przyjeżdżaniem do jakichkolwiek takich miejsc pamiętających takie ludzkie męki, ale jakoś dzisiaj, skoro to ma być bardziej udostępnione szerzej publiczności i my mamy dołożyć jakąś swoją część jako teatr, to myślę że dobrze, że się pojawiliśmy i taką małą etiudę bardziej uwidoczniającą losy tych ludzi przedstawiliśmy.
Obóz Schoeneweide jest wyjątkowym miejscem. Założony w 1943 roku zlokalizowany został w bezpośrednim sąsiedztwie bloków mieszkalnych. Dyrektor Fundacji Topografia Terroru Andreas Nachama:
Już ludzie, którzy przychodzili tu do tej pory, robotnicy remontujący cały kompleks dziwili się, jak to możliwe, że mieszkańcy stali na balkonach i patrzyli, jak inni cierpnią. Właśnie tutaj widać, że zbrodnie nie działy się gdzieś za murem, ale na oczach wszystkich.
Obóz przeznaczony był dla ponad 2 tysięcy cudzoziemców ściągniętych do pracy niewolniczej i przymusowej z całej Europy, w tym z Włoch, Francji, Belgii, Rosji i Polski. W barakach zakwaterowane były też pracujące w pobliskiej fabryce akumulatorów Petrix więźniarki obozu koncentracyjnego Ravensbrueck. Thomas Flierl, minister Berlina ds. nauki, badań i kultury:
Jest to część rozpoczętego bardzo późno - miejmy nadzieję, nie za późno - procesu konfrontacji z naszą historią, miejsce, którym chcemy wypełnić lukę w historycznej pamięci, zająć się losem ofiar pracy niewolniczej i przymusowej, którym dotkniętych były setki tysięcy ludzi.
Zdaniem zarówno Thomasa Flierla, jak i Andreasa Nachamy powołanie do życia placówki, jedynej tego typu w Niemczech poświęconej wyłącznie ofiarom pracy przymusowej i niewolniczej jest odpowiedzią na centrum planowane przez Związek Wypędzonych. Andreas Nachama:
Ucieczki i wypędzenia nie wzięły się znikąd, tylko były reakcją na �generalny plan Wschód�, który miał wyludnić wschodnią Europę, wytępić jej mieszkańców, najpierw jednak wykorzystać ich jako źródło taniej siły roboczej. Uważam, że trzeba wyraźnie mówić, że jest to w historii XX wieku punkt wyjścia, którego jedną z konsekwencji były właśnie wypędzenia.
Jeżeli dalej uważasz, ze robi się darmową reklamę utrzymywanej z pieniedzy Rządu RFN Erice i również Powiernictwu Pruskiemu (finansowane z pieniędzy federalnych i landowych!), to lepiej nic nie odpisuj, bo tu już nic dodać się nie da, a i nie tylko ciemne strony problemu widać, są też jasne, jak ta:
Gnauck (warszawski korespondent Die Welt) z zadowoleniem odnotowuje mianowanie szanowanego polskiego dyplomaty Marka Prawdy na urząd ambasadora RP w Berlinie.

Użytkownik nieaktywny, ale gadatliwy.