No, ale ja ci cały czas to tłumaczę, że tą wartość określa się na jakieś 50% średniej krajowej.
A ja ci tłumaczę, że to nie ma znaczenie ile to jest tej średniej krajowej, tylko co ta osoba jest w stanie za to kupić. To raz. Dwa, wysokość płacy winien określać rynek. Sztuczne jej pompowanie w nieskończoność niczego dobrego nie przyniesie.
Przykładowo przeciętna rata kredytu w Polsce wynosi obecnie coś ok. 1350 PLN. Chyba się zgodzisz, że każdy ma prawo mieć dach nad głową
Prawda. Tylko co to znaczy "ma prawo"? Do czego? Dach nad głową i dach nad głowo może być bardzo różny. Komorowski swego czasu odpowiedział pewnej osobie co należy zrobić. Odpowiedź była brutalna, prawda, ale prawdziwa. Komorowski miał rację, choć postąpił "niepolitycznie i został za to zhejtowany.
Piszesz, że każdy ma prawo mieć dach nad głową. No to w czasach rządów PO/PSL mieszkania podrożały o jakieś 5-10 % (średnio bliżej 5 %). Teraz już o ponad 50 % (średnio). Rat kredytu wzrosły niepomiernie. Na początków rządów PO w 2007 roku za średnią pensję można było kupić 0,5 m2. Z tym, że wtedy była górka cen. Potem się nieco poprawiało (przed pandemią to nawet było 0,8 m2 - rosło mniej więcej systematycznie, choć dość wolno) ale teraz to już jest niecałe 0,4 m2. A będzie gorzej.
To co piszesz nie znajduje pokrycia w rzeczywistości. A podwyższając pensję minimalną nie zmienisz tego tylko pogorszysz.
I aby było jasne - to nie jest tak, że tak jest wszędzie. W 2012 roku byliśmy na 28. miejscu w Europie, teraz na 40. W przypadku wynajmu mieszkań jest to samo.
Powiedz mi gdzie tu jest przesada z pensją minimalną na poziomie 2300 netto? Uważasz, że dorosła osoba która pracuje ma mieszkać z rodzicami?
Dobra. A jeżeli mieszkań nie ma? Nie ma i już. To co? Dorosła osoba musi żyć w takich warunkach na jakie ją stać. Jeżeli ktoś uzna, że zrobi jej "dobrze" i podniesie jej administracyjnie pensję nie oglądając się na rynek pracy i realia ekonomiczne, to może chwilowo coś się tej sobie polepszy. Ale w nieco dłuższej perspektywie straci.
Powiedzmy, że takowa osoba, której pensja wzrosła, uwierzyła, że będzie żyć lepiej. Wzięła kredyt i kupiła mieszkania. Płaciła powiedzmy te 1200 PLN raty. Teraz płaci ponad 2000. stać ją czy nie? Należy się jej czy nie? Kto jest winien, że ma problemy?
Ja staram się zrozumieć co ty masz do obecnej pensji minimalnej, bo ja tego nie "kumam".
To, że jest wyznaczana według "księżycowych" zasad i nie ma nic wspólnego z realiami.
Podam ci przykład z mojego podwórka. Jako powiat jesteśmy organem założycielskim dla szpitala. Dość dużego jak na prowincję - budżet za 2021 rok to ponad 120 mln (powiat - jakieś 175 mln). Szpital korzysta z usług zewnętrznych jeżeli chodzi o sprzątanie, ochronę itp. To są przeważnie osoby pracujące za minimum. Każda podwyżka płacy minimalnej to dla naszego szpitala minimum 1,5 mln więcej wydatków (teraz nawet do 2 mln). To nie wszystko, bo za taką podwyżką idą żądania płacowe techników i administracji, potem pielęgniarek a na końcu lekarzy. Czyli te 1,5-2 mln należy co najmniej, w ostatecznym rezultacie, pomnożyć przez 2 lub nawet 3 (to zależy - sprawa jest nieco bardziej skomplikowana i nie chcę tu wchodzić w szczegóły; poza tym te żądania przychodzą z pewnym opóźnieniem czasowym zazwyczaj). A teraz kwestia tego jak szpital jest finansowany. PiS po dojściu do władzy zmienił zasady - zlikwidował kontrakty i wprowadził ryczałt. Co prawda ten ryczałt finansuje tylko część wydatków bo z biegiem czasu narosło wiele wyjątków (PiS działa doraźnie, bez długofalowego planu i z tego tytułu robi się straszny bałagan) ale ryczałt jest jednak podstawą. Oznacza to, że szpital ma zagwarantowane dochody na podstawie wydatków z poprzedniego okresu ryczałtowego (jest to zazwyczaj pół roku, choć też bywa różnie). Jeżeli zwiększa działalność (i koszty) ma szansę (bo nie pewność) że zostanie to uwzględnione w kolejnym ryczałcie - za pierwszy okres musi to pokryć sam. Czyli, jeżeli rząd podwyższa pensję minimalną, nasz szpital dostaje w plecy około 1-1,5 mln. Na wstępie, bo potem za tym idą kolejne koszty. i to musi pokryć szpital (który nie ma własnych dochodów - bo mieć nie może) lub organ założycielski (powiat), które własne dochody ma ograniczone i inne zobowiązania. Gdyby coś takiego zdarzyło się raz - pal licho. Ale rok do roku powoduje dramatyczne zwiększanie długu. Wydaje Ci się, że te 1-1,5 mln to nie jest dużo? Błąd. To dla szpitala jest dużo, tym bardziej, że de facto to zawsze wyjdzie więcej. A jeżeli szpital ma 2 lata pod rząd straty, konieczny jest program naprawczy lub de facto likwidacja.
Inflacja obecnie działa podobnie. Zwróć uwagę, że szpital dostaje ryczałt wart nominalnie tyle co wydatki sprzed pół roku. To jest kilka milionów do tyłu. Niby coś tam próbują rekompensować, ale to doraźnie i w niepełnej kwocie.
Dalej uważasz, że inflacja lub ciągłe podwyższanie płacy minimalnej niczego nie psuje?
Podaję Ci przykład z podwórka samorządowego. Podmioty prywatne mają tu problemy nieco inne, ale ich skala jest tak samo duża, jeżeli nawet nie większa. Chcesz mnie zrozumieć - więc Ci wyjaśniam. Tego typu działania dla samorządów to zabójstwo. Dla znacznej części podmiotów prywatnych - także. Przykłady można mnożyć.
Możemy popatrzyć na Chiny, a bliżej choćby na Wielką Brytanię z lat '80
Wspominałem o MAŁYCH krajach.
Akurat na transfery pieniądze poszły z poprawienia ściągalności podatków. Głównie z uszczelnienia VAT.
Piszesz bzdury. Transfery to dodatkowe 60-70 mld. Poprawa ściągalności VAT to realnie kilka miliardów rocznie. W porywach, według niektórych szacunków, trochę ponad 10. Reszta to wzrost związany z koniunkturą.
Powtarzasz bajeczkę o tym, że "wystarczy nie kraść". Tak jakby wszyscy kradli. Luka VAT to różnica pomiędzy szacowanymi wpływami a rzeczywistymi. W złych czasach ludzie z większym oporem płaca podatki, bo ich nie stać. Część firm bankrutuje - więc też nie płacą. W dobrych czasach przedsiębiorcy płacą, bo mają z czego. Mogą sobie na to pozwolić. Mniej firm bankrutuje. Tak to działa. Powtarzasz bajeczki usłyszane w TVP.
W 2020 wchodziliśmy ze zrównoważonym budżetem. Co można chcieć wincej?
W 2019 mieliśmy dochodów 388 a wydatków 416 mld (wykonanie). W 2020 w planach budżet rzeczywiście był zrównoważony. Ale w wykonaniu już nie: dochody to niecałe 400 mld a wydatki grubo ponad 500. Nie sądzę by tego należało chcieć. Przy czym to są dane oficjalne. Nieoficjalnie wiadomo, że wydatki były wyższa. I nadal są. Ile - tego nikt dokładnie nie wie. ale to może być nawet drugie tyle. więc nie pisz, że wszystko jest tak wspaniale. Bo jest znacznie gorzej niż przed 2016 rokiem.
https://businessinsider.com.pl/gospodar ... ch/k3r48z2
Przestań bredzić, że wam wyszłoby to taniej.
Znów... Dlaczego wkładasz w me usta słów, których nigdy nie wypowiedziałem? Wielokrotnie pisałem, że jeśli jest coś takiego jak pandemia, to należy mieć pomysł , koncepcję co z tym zrobić. PiS nie miał. Więc stało się co się stało. Czy PO byłoby lepsze - nie wiem. Wiem jednak, że cokolwiek PiS samodzielnie nie zrobi - spierniczy to. Potrafi jedynie rozdawać pieniądze. To wszystko. Mogę więc jedynie domniemywać, że każdy na miejscu PiS poradziłby sobie z pandemią lepiej. Ale to oczywiście tylko hipoteza.
Można go osiągnąć bez pracy, jeśli ktoś lubi i umie inwestować.
Tylko że: 1) ktoś taki musi mieć kapitał, 2) ktoś taki musi wykonać pracę - w tym wypadku intelektualną. Bez pracy nic się nie osiągnie. Nigdy. Można odziedziczyć majątek i z niego żyć. Ale wtedy też się niczego nie osiąga - żyje się z tego, co osiągnęli inni.
Podajesz definicje, niby je znasz, ale z ich nie rozumiesz. Co biorąc pod uwagę twe poglądy nie powinno dziwić.
Jeśli chodzi o sprzątaczki to też nadejdzie moment, że albo zapłacimy należycie albo nikt nie przyjdzie ci do sprzątania. Tak to działa i już.
Więc czemu podwyższać minimalne pensje? Przeczysz sam sobie - nie widzisz tego? Zgodzę się, że tak to działa. Ale skoro tak to działa, to podwyższanie minimalnych pensji nie dość, że nie ma sensu to jest wręcz szkodliwe. Przynajmniej w takiej skali jaki robi to obecny rząd.
Po raz któryś przeczysz sam sobie i piszesz coś, co przeczy twym wcześniejszym wypowiedziom. Co sugerowałoby, że nie rozumiesz problemu nad którym dyskutujemy.
No ale już ci przedstawiałem ile oszczędności trafia na konta Polaków. Ty masz jakichś problem z przyswajaniem czegokolwiek. Po sto razy ci można pisać i dalej nic nie dociera. Te rodziny oczywiście odkładają te 500+ na konto i wiele więcej....
Znowu nie rozumiesz istoty sprawy. Państwo po coś powstało. Konkretnie - by świadczyć usługi. Zakres tych usług to kwestia umowna. Obecnie z grubsza wiadomo co się w tym mieści. Oprócz tych podstawowych usług (bezpieczeństwo, oświata, zdrowie itd.) państwo zazwyczaj w mniejszym lub większym stopniu bierze na siebie pomoc społeczną. W stosunku do wspomnianych usług to zadanie drugorzędne - czyli najpierw wydaje się na usługi, potem na opiekę. Jej zakres to kwestia umowy. Z tym, że takowe świadczenia winny trafić do adresatów, którzy jej POTRZEBUJĄ. Mogę się zgodzić, że 500+ potrzebują osoby ubogie a dzietne. Ale osoby zamożne nie powinny być beneficjentami pomocy społecznej - bo dlaczego? Dlaczego państwo ma im dawać pieniądze, które będą odkładali, ubożsi zaś zużywali na konsumpcję? Opieka społeczna, działalność socjalna nie ma dostarczać środków, które byłyby odkładane! to jest MARNOTRAWSTWO w rozumieniu celowości wydawania środków publicznych! Argument, który podałeś, znów świadczy o tym, że nie rozumiesz problemu na temat którego zabierasz głos!
Jeżeli jednostka publiczna "oszczędza" część środków budżetowych, to takie wykonanie budżetu oceniane jest negatywnie. bo to znaczy, że ta jednostka tyle pieniędzy nie potrzebuje na zadania, które ma do wykonania. Te pieniądze zostały niepotrzebnie odebrane podatnikom. Zachodzi tu analogia w stosunku do przykładu który opisujesz. 500+ to wsparcie, element polityki społecznej. Powinien trafić do potrzebujących, czyli do osób, które te pieniądze wydadzą z pożytkiem na cele bieżące. Jeżeli je nie wydadzą - to znaczy, że ich nie potrzebują. Co pozwala sugerować, że tych pieniędzy te osoby nie powinny dostać - bo niepotrzebnie zostały odebrane podatnikom. Inaczej mówiąc, mogę np. zgodzić się, że będę płacił na samotną matkę wychowującą dwójkę dzieci. Bo kasy potrzebuje. Ale nie rozumiem dlaczego moje podatki mają iść na transfery dla rodziny żyjącej w bardzo dobrych warunkach (bo ich na to stać), zarabiającej kilkadziesiąt tysięcy. I nie chodzi tu o to, że komuś żałuję. Po prostu taki wydatek nie ma sensu - a więc jest marnotrawstwem. Tak działają finanse publiczne. A w każdym razie powinny działać.
No to przedstaw czego nie będziemy w stanie spłacić? Bo według mojej wiedzy najmniejszych problemów z jego spłatą nie ma.
Wprost przeciwnie.
1) Tłumaczyłem, że zwiększenie obciążeń związanych z transferami już od 2017 roku wpłynął na relatywne zmniejszenie wydatków na usługi publiczne. A to oznacza, że nas na takie wydatki nie stać.
2) Nasz dług rzeczywisty jest większy od oficjalnego. Na razie to jeszcze może funkcjonować. Ale to nie będzie trwało wiecznie.
3) Inflacja osłabi wzrost gospodarczy. Jak to trudno powiedzieć, bo jeszcze wiele nasz rząd może schrzanić. Czy z mniejszym tempem rozwoju będziemy w stanie wszystko spłacić?
4) Nawet, jeżeli poradzimy sobie w perspektywie 2-3 lat, niski poziom inwestycji źle nam wróży w przyszłości.
5) Wyczerpaliśmy już rezerwy jakie mieliśmy (dzięki tym, którzy rządzili wcześniej). Czyli - przejedliśmy co było. Co będzie, jeżeli przyjdzie jakiś kolejny kryzys? O takich rzeczach ktos powinien myśleć - a tego nie widzę.
konstytucyjny limit jest utrzymany
Oficjalnie. Dług jest jednak znacznie większy niż oficjalnie - to na pewno. Deficyt w skali rocznej więc także. Zwróć uwagę na to, że gdyby było tak jak piszesz, PiS nie wspominałoby o likwidacji tego zapisu konstytucyjnego o limicie lub jego modyfikacji (pomysłów było kilka). Oni już mają świadomość, że realnie limit jest przekroczony.