OK. To jak określisz następstwa faktu, że podaż pieniądza wrosła w tym czasie o trochę ponad 10 % (o ile dobrze pamiętam)?Wzrost PKB nominalny wynosił 13%. Realny po uwzględnieniu inflacji wynosił 5.7%.
Nie dyskutujemy mój "mędrcze" o czymś innym. A to, że nie cała inflacja jest efektem sztucznego wzrostu płac i zwiększania dochodów ludzi poprzez transfery, to jest to czymś oczywistym i wielokrotnie to powtarzał. Rzecz w tym, że to przez ów sztuczny wzrost dochodów, nie mający pokrycie w przyroście towarów i usług, mamy inflację dwa razy większą niż średnia unijna i tracimy nad tą inflacją kontrolę.Dyskutujemy zupełnie o czymś innym. Chodzi raczej o to, że ja twierdzę, że rząd przewidział to co rynek sam wymusi przy tak niskim bezrobociu. Wpływ na inflację same zarobki nie mają takiego jaki tu ten durak sugeruje. Jakichś jest, bo jest, ale to są inne rzędy niż rosnące koszty produkcji przy obecnym wzroście surowców.
Przy czym kolejną rzeczą jest to, że NBP w panice podwyższa stopy, rząd zaś dosypuje coraz to nowe pieniądze do gospodarki, przygotowując się do jeszcze większego dosypywania ich w roku wyborczym.
I nie jest wykluczone, że z premedytacją. Ponieważ zaczęto sobie zdawać sprawę z tego, że na barki państwa wzięto zbyt wiele i zdecydowano się trochę "ulżyć" tym ciężarom poprzez inflację. Głowy nie dam, ale jest to bardzo prawdopodobne, szczególnie w kontekście zadziwiającej bierności NBP w początkowej fazie inflacji (gdy zaczęła wyraźnie rosnąć) i dość znacznym zakupom złota przez NBP. Gdyby to była prawda, to w zasadzie można się zastanowić, czy nie byłoby to działaniem na szkodę państwa i obywateli.a Glapiński ją olał
Zapewniam Cię, że na tyle ile trzeba to łapię (choć masz rację - żadnym specjalistą nie jestem; historyk o ekonomii też jednak musi mieć jakąś wiedzę). Poza tym skończyłem też nauki polityczne, a tam o gospodarce było trochę więcej. Moja różnica zdań z Adrianem M. wynika z tego, że jest on zwolennikiem księżycowej koncepcji, którą niekiedy nazywa się "nowoczesną koncepcją monetarną" (takie odnoszę wrażenie), a która jest jedną wielką bzdurą wiodącą na manowce. Adrian M. zresztą już we wcześniejszych dyskusjach wykazywał tendencje do przyjmowania jakichś nowych, lekko szalonych i radykalnych w swej treści koncepcji. To samo jest teraz. Czymś gorszym jest to, że tak jak on myśli trochę ludzi i wiele wskazuje na to, że nic ich (i Adriana M.) nie przekona, że "białe jest białe a czarne jest czarne".Co do Napoleona to powiem tylko tyle, że on akurat może nie łapać niuansów ekonomii, bo jest historykiem.
I jak przeciętny "Kowalski" ma oceniać rządzących ?
Byt określa świadomość. Czyli ma oceniać przez dochody. Dlatego PiS rozdaje kolejne transfery, dlatego sztucznie podwyższa płace. Sprzyjała mu też koniunktura po 2015 i to, że odziedziczył zdrową gospodarkę, która z kryzysu wyszła całkiem obronną ręką.
Kaczyński swego czasu powiedział, że potrzebne mu są trzy kadencje by przebudować Polskę. Pierwsza na przejęcie sądownictwa, druga na zmianę konstytucji i ostatecznie (i formalnie) ustroju na autorytarny, trzecia na utrwalenie tego stanu rzeczy. Temu podporządkował WSZYSTKO, łącznie z polityką zagraniczna czy gospodarczą. Druga kadencja mu nie wyszła, bo liczył na większość konstytucyjną. poza tym przyszedł covid a teraz wojna (choć ta ostatnia jest mu raczej na rękę). Z jego punktu widzenia ważne jest tylko to by wygrać zdecydowanie kolejne wybory. Temu tylko będzie podporządkowana polityka gospodarcza i budżet. Więc w przyszłym roku wzrosną transfery i wynagrodzenia. To będzie miało fatalne skutki dla naszej gospodarki, ale po wyborach choćby potop - Kaczyński chce doprowadzić do sytuacji, by kolejnych wyborów już nie mógł przegrać. Tak to będzie wyglądało.Czy mu się uda - nie wiem. ale wiem na 200 %, że idąc według tego planu szkód spowoduje co niemiara.
Sugeruję Adrianie M., byś najpierw do myślenia zmusił siebie. Sztuczne podwyższanie płac NIGDY nie spowoduje wzrostu dobrobytu - a to tu przecież chodzi, czyż nie? Takie sztuczne podwyższanie płac czy ogólnie mówiąc dochodów (także przez transfery) zwiększy tylko konsumpcję. Co będzie miało wpływ na wzrost gospodarczy, ale tylko chwilowy (to będzie taki "słomiany ogień"). Potem trzeba będzie za to zapłacić - m.in. inflacją i spadkiem tempa wzrostu gospodarczego. To co robi obecny rząd trwa relatywnie długo, bo zaczęto to robić na początku nadchodzącej koniunktury. Ludzie i tak by zaczęli zarabiać więcej, rząd to tylko dodatkowo podkręcił.I czy teraz uważasz, że jakby minimalna była dalej na poziomie 1200 brutto, to przy braku chętnych do tej roboty, ci twoi koledzy dalej by sobie tak śmieszkowali? Ja się was staram zmusić do zwykłego myślenia.
Takie dosypywanie pieniędzy (sztucznie) do gospodarki musi prowadzić do tego, że ilość pieniądza w obiegu będzie rosła szybciej niż ilość dostępnych towarów i usług. I taką sytuację teraz mamy. To MUSI spowodować inflację - jakaś połowa inflacji którą mamy jest właśnie wynikiem tego. Przy czym wiele wskazuje na to, że ta część inflacji będzie rosnąć, gdyż powoli tracona jest nad nią kontrola.
Mam więc pytanie do Adriana M., który, jak mi się wydaje, inflację nie uważa za coś groźnego - jak według niego spirala cenowo-płacowa w która wpadamy ma nie zaszkodzić wzrostowi gospodarczemu, który tak ceni?
Kolejne pytanie - to czemu sztucznie podwyższał pensje minimalne wymuszając ogólny wzrost płac? Szła koniunktura, pensje by i tak zaczęły rosnąć. Więc czemu dodatkowo zwiększać dochody ludzi poprzez transfery czy sztuczne pompowania wynagrodzeń?PiS dobrze przewidział, że pensje tak czy siak muszą iść w górę, co potwierdzały protesty różnych grup społecznych jeszcze w czasie rządów PO. Rynek sam by podniósł pensje minimalną i to było oczywiste już w 2011.
Cały problem polega na tym, że może być taka władza jak do 2015 roku (niekoniecznie sprawowana przez PO) albo taka jak teraz. Trzeciej opcji NIE MA. Tak samo jak nie ma jakiejś mitycznej trzeciej drogi do dobrobytu czy powszechnej szczęśliwości. Ci zaś, którzy takiej drogi oczekują - oczekują cudu. Czyli czegoś, co nigdy nie dostaną. Przy czym jak się chce cudu, to najczęściej kończy się to źle.Ja po prostu chciałbym zmiany władzy, ale zwyczajnie na coś więcej niż przed 2015.
Tak z ciekawości - wypunktowałbyś te moje największe "bzdury"?ale nad bzdurami Napoleona