HMAS Sydney - dlaczego przepadł?
Peteratorku,
nie chodzi o teorie spiskowe... te się pojawiają same w takich
przypadkach. Chodzi o znamienny fakt nie nawiązania łączności.
Agonia HMAS Sydney trwala kilka/kilkanaście godzin i aż NIE DO WIARY
by tego dzialania poniechano!
I tu dopiero się pojawia teoria spiskowa dziejów.
Przytaczam ją za JETĄ. On to zamieścił na forum modelarskim
gdzie podobna dyskusja właśnie się toczy. Oto ona:
"Jack Heazlewood, były członek załogi australijskiego krążownika, jest przekonany, że całą sprawę zatuszowano na najwyższych kręgach wojskowo-politycznych. Według jego relacji, w 1943 roku spotkał się przypadkowo z dowódcą i dwoma oficerami latarniowca Cape Atway. Marynarze ci rzekomo ujawnili mu, iż ich statek został wysłany na ratunek; gdy przypłynęli w rejon bitwy znaleźli jedynie szczątki okrętu i ciała członków załogi Sydney. Dowództwo, zawiadomione o nieodnalezieniu nikogo żywego nakazało natychmiast opuścić ten akwen. Dziennik pokładowy Cape Atway urywa się 18 listopada, a kolejne wpisy pojawiają się dopiero po miesiącu. Czy oznacza to, iż australijska marynarka, w trosce o morale społeczeństwa, cichcem pozbyła się dowodów zniszczenia HMAS Sydney? Przedstawiciele Zespołu Do Badań Tragedii Sydney idą jeszcze dalej w przypuszczeniach - sugerują, że ocalali marynarze krążownika zostali zabici przez australijską Marynarkę Wojenną, aby usunąć świadków zagłady ukochanego przez społeczeństwo okrętu. Dowodem ma być podziurawiona pociskami tratwa ratunkowa, pochodząca bez wątpienia z HMAS Sydney, a odnaleziona 6 lutego 1942 r. z jednym martwym marynarzem w środku na wybrzeżu Wyspy Bożego Narodzenia. Hipoteza ta nie znajduje bezpośredniego potwierdzenia: tratwa została naukowo zbadana przez Australijską Fundację Poległych Na Wojnie - stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, iż pociski, które trafiły w tratwę pochodziły z lekkiej broni artyleryjskiej, a nie karabinów maszynowych. Zwłoki zidentyfikowano - należały prawdopodobnie do marynarza Thomasa Henry'ego McGowana. Zagadkę nieodnalezienia żadnego (z wyjątkiem tego z tratwy) ciała tłumaczy być może obecność w okolicy licznych rekinów. Niemcy jeszcze obecnie ze zgrozą wspominają, jak rekiny krążyły wokół ich szalup; podobnie sądzi Templeton"
Pozdrawiam,
Maciej
nie chodzi o teorie spiskowe... te się pojawiają same w takich
przypadkach. Chodzi o znamienny fakt nie nawiązania łączności.
Agonia HMAS Sydney trwala kilka/kilkanaście godzin i aż NIE DO WIARY
by tego dzialania poniechano!
I tu dopiero się pojawia teoria spiskowa dziejów.
Przytaczam ją za JETĄ. On to zamieścił na forum modelarskim
gdzie podobna dyskusja właśnie się toczy. Oto ona:
"Jack Heazlewood, były członek załogi australijskiego krążownika, jest przekonany, że całą sprawę zatuszowano na najwyższych kręgach wojskowo-politycznych. Według jego relacji, w 1943 roku spotkał się przypadkowo z dowódcą i dwoma oficerami latarniowca Cape Atway. Marynarze ci rzekomo ujawnili mu, iż ich statek został wysłany na ratunek; gdy przypłynęli w rejon bitwy znaleźli jedynie szczątki okrętu i ciała członków załogi Sydney. Dowództwo, zawiadomione o nieodnalezieniu nikogo żywego nakazało natychmiast opuścić ten akwen. Dziennik pokładowy Cape Atway urywa się 18 listopada, a kolejne wpisy pojawiają się dopiero po miesiącu. Czy oznacza to, iż australijska marynarka, w trosce o morale społeczeństwa, cichcem pozbyła się dowodów zniszczenia HMAS Sydney? Przedstawiciele Zespołu Do Badań Tragedii Sydney idą jeszcze dalej w przypuszczeniach - sugerują, że ocalali marynarze krążownika zostali zabici przez australijską Marynarkę Wojenną, aby usunąć świadków zagłady ukochanego przez społeczeństwo okrętu. Dowodem ma być podziurawiona pociskami tratwa ratunkowa, pochodząca bez wątpienia z HMAS Sydney, a odnaleziona 6 lutego 1942 r. z jednym martwym marynarzem w środku na wybrzeżu Wyspy Bożego Narodzenia. Hipoteza ta nie znajduje bezpośredniego potwierdzenia: tratwa została naukowo zbadana przez Australijską Fundację Poległych Na Wojnie - stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, iż pociski, które trafiły w tratwę pochodziły z lekkiej broni artyleryjskiej, a nie karabinów maszynowych. Zwłoki zidentyfikowano - należały prawdopodobnie do marynarza Thomasa Henry'ego McGowana. Zagadkę nieodnalezienia żadnego (z wyjątkiem tego z tratwy) ciała tłumaczy być może obecność w okolicy licznych rekinów. Niemcy jeszcze obecnie ze zgrozą wspominają, jak rekiny krążyły wokół ich szalup; podobnie sądzi Templeton"
Pozdrawiam,
Maciej
Hmmm - wlasciwie to pytanie (lub stwierdzenie) dotyczace nawiazania lacznosci powinno zostac postawione inaczej: nie "dlaczego Sydney nie nadal zadnego komunikatu" lecz raczej "dlaczego nie odebrano zadnej wiadomosci od Sydneya".Maciej pisze:Peteratorku,
Chodzi o znamienny fakt nie nawiązania łączności.
Agonia HMAS Sydney trwala kilka/kilkanaście godzin i aż NIE DO WIARY
by tego dzialania poniechano!
jesli wyjdziemy z sensownego zalozenia, ze probowano wyslac jakies wiadomosci to pierwsze pytanie nie ma sensu - za to otwiera sie cala gama mozliwych wyjasnien dlaczego nic nie odebrano (poza rzekoma w polowie przerwana wiadomoscia odebrana w Singapurze
http://www.albury.net.au/~wwhittake/syd ... nnedy.html )
Przyczyny moga byc trywialne, jakich nie brak w zyciu codziennym (moze poza stzrzelaniem

1. zniszczenie anten
2. zniszczenie radiostacji
3. zagluszanie radiostacji Sydneya przez Kormorana
4. brak pradu, zepsute akumulatory, jesli byly
5. itd itp w kierunku bardziej egzotycznych powodow.
Podobnie trywialna moze byc odpowiedz na pytanie dlaczego Sydney nie wyslal Walrusa:
1. problemy z uruchomieniem silnika
2. problemy z katapulta
3. problemy z zatankowaniem
4. itd, itp.
Tym samym krazownik prujac w kierunku zaobserwowanego statku mogl sie znalezc przy nim szybciej niz uporano sie z mozliwa usterka...
Nie jeden raz zdarzylo sie, ze samolot nie chcial tak jak chciala obsluga i trzeba go bylo roztankowac, schowac w hangarze, wyciagnac inny zatankowac etc - albo wyrzucic do morza jak nie bylo na to czasu.
Pozdrowienia, Peterator
Ryszard nie może dostać się na forum , więc przekazuje jego odpowiedzAnonymous pisze:To wszystko jest w raporcie Join Standing Committee z 1997 r. Nie ma żadnych dokumentów potwierdzających obecność japońskiego OP w tym rejonie, o okrętach nawodnych nie wspomnę... Brano też pod uwagę niemieckie i włoskie OP, a także storpedowanie Sydneya przez LS 3. Zdaje się że zwolennikiem takiej teorii (tzn o zatopieniu przez OP) jest Michael Montgomery i pisze o tym w książce Who Sank the Sydney?, ale niestety jej nie posiadam i nie czytałem.Maciej pisze:"Mało prawdopodobne" - to sformułowanie pojawia się nader często
w opisach i hipotezach dotyczących w/w sytuacji. Wszystko co by nie
powiedzieć o ostatnich chwilach HMAS sydney jest mało prawdopodobne.
A JEDNAK ... PRZEPADŁ.
Pozdrawiam,
Maciej
Jeżeli chodzi o sygnały, to jeden z Niemców (radiooperator?) zeznał że Kormoran zagłuszał sygnały z Sydneya, być może dlatego nie dotarły. Pońoć odebrano jakiś sygnał w Canberze, ale szczegółów już nie pamiętam...
Może RyszradL coś wie, w końcu ma najbliżej
Dzięki serdeczne za pomoc i informację.
Co się tyczy Sydney, to stacja w Geraldton odebrała sygnały radiowe z krążownika i zostało to zanotowane. Podobnie było z radiostacją w Darwin.
Co ciekawe to, że nie ma śladu w papierach, co dalej z tym sygnałem zrobiono? Jakie rozkazy wydano, bo nie wysłano żadnego samolotu w ten rejon.
Tak, jakby zbagatelizowano całą sprawę od początku do końca. Sydney informował o pożarze na pokładzie i wzywał pomocy. Transmisja nie trwała długo, bo musiał chyba eksplodować i zatonąć, ale zdążył nadać ostatni sygnał.
Mój australijski znajomy poinformował mnie, że wkrótce powinny się rozpocząć poszukiwania wraku przez tą samą ekipę, która odnalazła Bismarcka i penetrowała wody Guadalcanalu. Może wtedy uda się odpowiedzieć na pytanie, co się tak naprawdę stało.
Pozdrawiam serdecznie
Ryszard
Maciej pamiętaj że Sydney nie wiedział z kim ma do czynienia i Niemiec miał sporo czasu na to aby przygotować się do druzgocącej salwy.Czemu wykluczasz iż tak nie było ?.Weż przykład statków i U-Bootów - co prawda tylko jedno działo ale i jedna radiostacja - udawało się przecież.Ponadto skoro Miko ruszył temat Savo to czy wiesz jak skomplikowany był system przekazywania meldówków radiowych 8 sierpnia ?.I jak twierdzi Ryszard - meldunek nadano - tylko gdzie przepadł po drodze ?.
Ależ ja niczego nie wykluczam!
Załoga Kormorana z całą pewnością była świadoma sytuacji.
Doskonale wiedzieli, że mają najwyżej jedną szansę na sto - by wyjś
z opresji cało! I gdy się nadarzyła ją bezwzględnie wykorzystali.
To nie ulega najmniejszej dyskusji. Z tym się wszyscy zgadzają.
Tak, HMAS Sydney "nie był pewien" z kim ma do czynienia ale ...
wlaśnie tego pirata szukał. I należało założyć, że każdy nieznany statek
na tych wodach to właśnie "nasz milusiński". Tak też zrobiła załoga
HMAS Sydney - Niemcy zaznali, że zbliżał się do nich z działami skierowanymi
wprost w Kormorana. Nawet gdy ustawił się równolegle do niego, cała
artyleria krążownika była wciąż wycelowana w podejrzany statek.
To był "potencjalny podejrzany" - a załoga HMAS Sydney nie była
pierwszy raz w morzu. Byli weteranami zaprawionymi w boju.
Można rzec bohaterami ( spod przylądka Spada ).
Natomiast na ile prawdopodobne jest zniszczenie wszystkich radiostacji?
Pewnie teoretycznie jest. Ale problem polega na tym ( dla mnie ), że HMAS
Sydney nie został zatopiony w boju. Jego agonia trwala kilka/kilkanaście
godzin nim prawdopodobnie eksplodował. I co, jak myślicie, nie próbowali
nawiązać łączności? Nie dało się naprawić uszkodzonych ( nawet wszystkich )
radiostacji? W tym czasie mogliby "wyprodykować" nową. Na okręcie są warsztaty.
Shigure, gdy okręt tonie lub prawie tonie ( HMAS Sydney ) to jak sądzisz,
będą radiotelegrafistą, piep.... byś się skomplikowaną procedurą meldunkową?!
Od tego sygnału mogło zależeć życie Twoje i Twoich towarzyszy.
Zulu Gula, HMAS Sydney to nie kontrtorpedowiec z 1917 roku a bardzo
solidnie wykonany krążownik z doświadczoną załogą. Australijczycy ...
to nie Włosi. 1941 rok dla radiofonii to też nie okres "wesołej twórczości"
Pozdrawiam,
Maciej
Załoga Kormorana z całą pewnością była świadoma sytuacji.
Doskonale wiedzieli, że mają najwyżej jedną szansę na sto - by wyjś
z opresji cało! I gdy się nadarzyła ją bezwzględnie wykorzystali.
To nie ulega najmniejszej dyskusji. Z tym się wszyscy zgadzają.
Tak, HMAS Sydney "nie był pewien" z kim ma do czynienia ale ...
wlaśnie tego pirata szukał. I należało założyć, że każdy nieznany statek
na tych wodach to właśnie "nasz milusiński". Tak też zrobiła załoga
HMAS Sydney - Niemcy zaznali, że zbliżał się do nich z działami skierowanymi
wprost w Kormorana. Nawet gdy ustawił się równolegle do niego, cała
artyleria krążownika była wciąż wycelowana w podejrzany statek.
To był "potencjalny podejrzany" - a załoga HMAS Sydney nie była
pierwszy raz w morzu. Byli weteranami zaprawionymi w boju.
Można rzec bohaterami ( spod przylądka Spada ).
Natomiast na ile prawdopodobne jest zniszczenie wszystkich radiostacji?
Pewnie teoretycznie jest. Ale problem polega na tym ( dla mnie ), że HMAS
Sydney nie został zatopiony w boju. Jego agonia trwala kilka/kilkanaście
godzin nim prawdopodobnie eksplodował. I co, jak myślicie, nie próbowali
nawiązać łączności? Nie dało się naprawić uszkodzonych ( nawet wszystkich )
radiostacji? W tym czasie mogliby "wyprodykować" nową. Na okręcie są warsztaty.
Shigure, gdy okręt tonie lub prawie tonie ( HMAS Sydney ) to jak sądzisz,
będą radiotelegrafistą, piep.... byś się skomplikowaną procedurą meldunkową?!
Od tego sygnału mogło zależeć życie Twoje i Twoich towarzyszy.
Zulu Gula, HMAS Sydney to nie kontrtorpedowiec z 1917 roku a bardzo
solidnie wykonany krążownik z doświadczoną załogą. Australijczycy ...
to nie Włosi. 1941 rok dla radiofonii to też nie okres "wesołej twórczości"
Pozdrawiam,
Maciej
Pociski prawie na pewno pozrywały maszty, salwa 150 spokaojnie mogła zabic radiotelegrafistów(trafiając w kabine), a inne uszkodzic. Któ wtedy mógł je naprawic, i jak skoro okręt płonał od dziobu do rufy? Obsada pomostu na pewno zgineła(tam strzelali z działek), wiec mogło zabraknąc zimniej krwi... Czemu przypuszczas ze agonia trwała godzinami? Skoro cały płonął to ludzie pewnie jat tylko od niemców odpłyneli się próbowali ratować...
I kto powiedział, że HMAS Sydney płonął od dziobu do rufy?
Napewno był zrujnowany/obezwładniony. Ale napewno nie był POCHODNIĄ!
Tego nie mówili Niemcy. Poza tym, gdyby tak było to również w tym
przypadku załoga HMAS Sydney natychmiast opuściłaby okręt.
Kurcze Emden, nie posądzaj ich ( Australijczyków ) o schizofremię!
Pozdrawiam,
Maciej
Napewno był zrujnowany/obezwładniony. Ale napewno nie był POCHODNIĄ!
Tego nie mówili Niemcy. Poza tym, gdyby tak było to również w tym
przypadku załoga HMAS Sydney natychmiast opuściłaby okręt.
Kurcze Emden, nie posądzaj ich ( Australijczyków ) o schizofremię!
Pozdrawiam,
Maciej
Panowie była już chyba o tym mowa , a pozatym Niemcy byli podejrzewani o to , czyli o popełnienie zbrodni na morzu. To Sydney mógł zatonąć pierwszy a łódz ratunkowa zostać rostrzelana przez Niemców . Napewno do dziś żaden z członków załogi niemieckiej się do tego nie przyzna . Wątpliwe by agonia krążownika trwała tyle godzin . Byłoby więcej łodzi ratunkowych.
Cały problem polegał też w tym że Kormoran sam był płonącą pochodnią z zastopowanymi maszynami i nie nadawał się zbytnio do ratowania kogokolwiek.Maciej pisze:Gdyby próbowali się ratować w tym momencie to raczej zależałoby im
( załodze HMAS Sydney ) na obecności Niemców. Trzebaby być szaleńcem
by odplynąć od statku mogącego podjąć Cię z wody w kilkanaście minut
i oddalać się w bezkres pacyfiku by opuścić tonący okręt.
Emden, no co Ty?!
Tak czytałem w "Niecodziennych rejsach", podaje za źródłem, równiez według Ortmanna w momencie przerwania ostrzału Sydney płonął na całej długości.I kto powiedział, że HMAS Sydney płonął od dziobu do rufy?
Napewno był zrujnowany/obezwładniony. Ale napewno nie był POCHODNIĄ!
Tego nie mówili Niemcy. Poza tym, gdyby tak było to również w tym
przypadku załoga HMAS Sydney natychmiast opuściłaby okręt.
Kurcze Emden, nie posądzaj ich ( Australijczyków ) o schizofremię!
Pozdrawiam,
Maciej
Janik, łodzie były podziurawione(tzn po jednej burcie), po drugiej pare mógł zniszcyć pozar więc łodzi chyba i tak nie było po co spusczać na wodę. Na Sydneyu dowodził zielony kapitan a Detmers był jednym z lepszych, zreszta tylko takich brali na rajdery. Australijczyków za wysoko nie cenie ich torpedy chybiły, niemiecka wyeliminowała wieze A i B Sydneya. Tak, podpłynac do Kormorana było by genialne, wobec perspektywy spędzenia wojny w obozie w europie lub japonii. Jedynym dobrym wyjściem była ucieczka, zreszta od 18,30 do 22 jakos mu sie udawało mimo pozaru.
Jakie pytania?
Radiostacje mogły być i prawdopodobnie były zniszczone. Naprawa w takich warunkach jest raczej niemożliwa. Informacja o odebranym w Canberra sygnale jest ciągle tylko hipotezą (nie ma potwierdzenia w dokumentach)
Przewinęła się to wypowiedź o jedenj salwie. To nie była jedna salwa tylko lawina pocisków. Te 150-ki miały teoretyczną szybkostrzelność 5strz/min. Fritz Engelmann artylerzysta z Kormoran mówi nawet o 10 strz/min. Walka trwało 55 min... niech sobie każdy wyliczy ile trafiło pocisków (bo trudno nie trafić z 1000-1500 metrów) -pewnie do wyczerpania zapasów w "komorach"... Jeszcze dodać 20mm i 37mm i torpedę. Na pokładzie był jatka.
Według relacji Niemców Sydney był w płomieniach gdy widziano go ostatni raz
Załoga była doświadczona (no może nie cakiem bo w RAN był ogromny system rotacji), ale Brunett był kompletnym żółtodziobem. Nigdy nie był np. zastępcą dowódcy co jest normalną praktyką - od razu wskoczył na kapitana. W czasie całej akcji popełnił masę karygdnych błędów.
Podsumowując - trudno jest się przyznać do porażki ze słabszym. Jeszcze trudniej jest się przyznać do porażki ze słabszym z własnej głupoty. Stąd bierze się moim zdaniem większość teorii spiskowych.
Radiostacje mogły być i prawdopodobnie były zniszczone. Naprawa w takich warunkach jest raczej niemożliwa. Informacja o odebranym w Canberra sygnale jest ciągle tylko hipotezą (nie ma potwierdzenia w dokumentach)
Przewinęła się to wypowiedź o jedenj salwie. To nie była jedna salwa tylko lawina pocisków. Te 150-ki miały teoretyczną szybkostrzelność 5strz/min. Fritz Engelmann artylerzysta z Kormoran mówi nawet o 10 strz/min. Walka trwało 55 min... niech sobie każdy wyliczy ile trafiło pocisków (bo trudno nie trafić z 1000-1500 metrów) -pewnie do wyczerpania zapasów w "komorach"... Jeszcze dodać 20mm i 37mm i torpedę. Na pokładzie był jatka.
Według relacji Niemców Sydney był w płomieniach gdy widziano go ostatni raz
Załoga była doświadczona (no może nie cakiem bo w RAN był ogromny system rotacji), ale Brunett był kompletnym żółtodziobem. Nigdy nie był np. zastępcą dowódcy co jest normalną praktyką - od razu wskoczył na kapitana. W czasie całej akcji popełnił masę karygdnych błędów.
Podsumowując - trudno jest się przyznać do porażki ze słabszym. Jeszcze trudniej jest się przyznać do porażki ze słabszym z własnej głupoty. Stąd bierze się moim zdaniem większość teorii spiskowych.