Naprawdę mam ci powyciągać np. błędy interpunkcyjne?Halsey pisze:Znawca słowników...Fereby pisze: filmach instruktarzowych![]()
Fereby
Jedna podstawowa kwestia - historycy nagminnie przenoszą pewne autorytatywne twierdzenia poprzednich autorów, nawet bez ich pobieżnego sprawdzenia. Wystarczy wspomnieć mapkę odwzorowującą trasy formacji japońskich, lecących na Pearl Harbor, przytoczoną przez Halseya - jest oczywistym, że Japończycy nie lecieli po widocznej tam krzywej, a prostoliniowymi odcinkami, zmieniając kurs po osiągnięciu wyznaczonych punktów nawigacyjnych. Tyle, że po co rysować jak było naprawdę, skoro już zostało narysowane?jogi balboa pisze:Myślę że po przeczytaniu innych postów, chociaż przebrnięcie przez 32 strony jest nie lada wyzwaniemMoże to i prawda, miejmy taką nadzieję. Jednak poziom kontaminacji jest ogromny. Ktoś "zielony" może przeczytać np. komentarze Fereby'ego na temat Lundstroma i uznać, że nie warto sięgać po książki tego autora., można dojść do jedynie słusznego wniosku że najlepiej samemu sprawdzić co jest napisane w przywoływanych książkach i innych pozycjach tych autorów. Z drugiej jednak strony jakoś nie zauważyłem by ktoś podał jakieś alternatywne tytuły po które można by sięgnąć, więc nie widzę specjalnego wyboru.
Reszty dokona już kunszt autora
Dlaczego?Nie widzę jakoś tego niezbitego faktu - twierdzenie że atak na Shawa przeprowadzono z lotu ślizgowego, można włożyć między baśnie.
A jakąż to nawigację mieliby uprawiać mając wszystko to co znajduje się na tej mapce w zasięgu wzroku, bo co do tego że tak właśnie było nie ma najmniejszej wątpliwości dla każdego kto kiedykolwiek leciał samolotem – no chyba że pilot krótkowidz szuka lotniska oczami pasażeraFereby pisze:Jedna podstawowa kwestia - historycy nagminnie przenoszą pewne autorytatywne twierdzenia poprzednich autorów, nawet bez ich pobieżnego sprawdzenia. Wystarczy wspomnieć mapkę odwzorowującą trasy formacji japońskich, lecących na Pearl Harbor, przytoczoną przez Halseya - jest oczywistym, że Japończycy nie lecieli po widocznej tam krzywej, a prostoliniowymi odcinkami, zmieniając kurs po osiągnięciu wyznaczonych punktów nawigacyjnych. Tyle, że po co rysować jak było naprawdę, skoro już zostało narysowane?jogi balboa pisze:Myślę że po przeczytaniu innych postów, chociaż przebrnięcie przez 32 strony jest nie lada wyzwaniemMoże to i prawda, miejmy taką nadzieję. Jednak poziom kontaminacji jest ogromny. Ktoś "zielony" może przeczytać np. komentarze Fereby'ego na temat Lundstroma i uznać, że nie warto sięgać po książki tego autora., można dojść do jedynie słusznego wniosku że najlepiej samemu sprawdzić co jest napisane w przywoływanych książkach i innych pozycjach tych autorów. Z drugiej jednak strony jakoś nie zauważyłem by ktoś podał jakieś alternatywne tytuły po które można by sięgnąć, więc nie widzę specjalnego wyboru.
Reszty dokona już kunszt autora
Fereby
Pierwsza kwestia z brzegu, taki kąt upadku bomby wymagałby zrzutu z niskiego pułapu, więc dla bezpieczeństwa załogi, należałoby ustawić dłuższy czas zwłoki, niż to zostało podane. Zauważ też, iż Japończycy zrezygnowali z ataków torpedowych w II fali, obawiając się wysokich strat od ognia bronii małokalibrowej. Stałopodwoziowy D3A z podwieszoną bombą, nie był specjalnie szybszy od B5N.jogi balboa pisze:Dlaczego?Nie widzę jakoś tego niezbitego faktu - twierdzenie że atak na Shawa przeprowadzono z lotu ślizgowego, można włożyć między baśnie.
”Zrzut z niskiego pułapu” nie wyklucza w żaden sposób lotu ślizgowego, jego definicję podałem uprzednio.Fereby pisze:Pierwsza kwestia z brzegu, taki kąt upadku bomby wymagałby zrzutu z niskiego pułapu, więc dla bezpieczeństwa załogi, należałoby ustawić dłuższy czas zwłoki, niż to zostało podane. Zauważ też, iż Japończycy zrezygnowali z ataków torpedowych w II fali, obawiając się wysokich strat od ognia bronii małokalibrowej. Stałopodwoziowy D3A z podwieszoną bombą, nie był specjalnie szybszy od B5N.jogi balboa pisze:Dlaczego?Nie widzę jakoś tego niezbitego faktu - twierdzenie że atak na Shawa przeprowadzono z lotu ślizgowego, można włożyć między baśnie.
Fereby
Zgadza się jak najbardziej. Na taką właśnie przypadłość cierpiały wspomniane bomby AS i były liczne wypadki z tym związane. I dlatego, po kilku bezowocnych próbach modernizacji, w toku wojny wycofano je z użytku i zastąpiono normalnymi bombami głębinowymi.Fereby pisze: Problem w tym, że może się też wtedy odbić od powierzchni wody, więc stosowanie zapalnika zwłocznego w tej sytuacji może spowodować eksplozję bomby w powietrzu, a nie pod wodą.
Oporu? Przechodząc przez materiał wyb. fala ściska go i ogrzewa powodując jego detonację, a detonujący materiał "napędza ją" dalej.Fereby pisze: Czy tobie naprawdę nie powiedzieli, że pierwotna fala uderzeniowa ma ograniczoną energię i sukcesywnie zwalnia w rezultacie oporu stawianego jej przez materiał wybuchowy?
Całego nie - tylko umowną warstwę przyległą do detonatora. Ta detonuje i pobudza kolejną warstwę itd. Czy taki model rozchodzenia się owej fali bardziej do ciebie przemawia?Fereby pisze: To co napisałeś ma się nijak do rzeczywistości, czy tobie naprawdę nie powiedzieli, że fala pierwotna, którą opisujesz, ma energię porównywalną mniej więcej do wartości uzyskaniwanych ze spalenia kartki papieru, nie aktywuje całego materiału wybuchowego,
Powtarzam:Fereby pisze: Opisy, które mi przedstawiłeś, to kompletne pomieszanie z poplątaniem! Otóż tak się składa, że zgodnie z tą logiką, zarówno nie tylko nacinanie od zewnątrz, ale także od wewnątrz oraz umieszczanie wewnątrz dodatkowych elementów odłamkujących, jest pozbawione sensu, ponieważ w razie niewłaściwiego wykonania, zamierzona fragmentacja nie zostanie osiągnięta.
Ależ ja nie o tym mówię!!! Ty masz najwyraźniej na myśli cały układ implozyjny, ściskający rdzeń bomby, tę kulę z plutonu, do stanu krytycznego itd. A ja pisałem o samym zapalniku, tym urządzeniu, które w owym krytycznym momencie dostarcza neutronów inicjujących reakcję. We wczesnych bombach było to właśnie takie radioźródło berylowe, jak napisałem, teraz stosuje się coś innego, mniejsza już o to, co, i tak się nam offtopic rozwija przeraźliwy.Fereby pisze: A jesteś pewien, że było to co opisałeś? Bo tego do dziś tak naprawdę nie wiadomo. Wykorzystanie wielu, starannie uformowanych ładunków w "Mk 3", nie wynikało z chęci uzyskania jakichkolwiek zębów płaszczyzny implozyjnej, a chęcią uniknięcia interferencji utworzonej fali uderzeniowej oraz wyeliminowania błędów związanych niejednorodnym rozwojem reakcji, który mógłby wystąpić w ładunku o większych rozmiarach.
Nie zadałby tego pytania, gdyby wcześniej nie zmarnował czasu na szukanie w moich wypowiedziach takiego ortograficznego byka, jak strzelony przez niego.Fereby pisze:Naprawdę mam ci powyciągać np. błędy interpunkcyjne?
Najlepiej będzie, jeśli przytoczę, co napisał Flisowski, a raczej co po większej części zacytował on z relacji Fuchidy:Fereby pisze:Halsey pisze:O, widzę jakieś odniesienie do źródeł. Z tej więc jakże niecodziennej okazji Fereby mógłby napisać nam, co konkretnie podaje ten (tutaj jak widzimy wiarygodny) Fuchida.Fereby pisze:Bzdurą, to jest akurat, że infrastruktury bazy atakować nie miały - takie jedno oczywiste pytanie, o którym wariancie taktycznym mowa, bo sam Fuchida podaje, iż były (co najmniej) dwa warianty taktyczne.
To, że nie wiesz, iż były co najmniej dwa warianty taktyczne uderzenia na Pearl Harbor - co można znaleźć nawet we Flisowskim - to mnie akurat nie dziwi
Pewno nikogo już nie zdziwi fakt, że Fereby nie rozróżnia drugiej fali nalotu na Pearl Harbor od pierwszej, a Burzę nad Pacyfikiem czy też Od Pearl Harbor do Singapuru, które może i kiedyś przeczytał, pamięta jednak piąte przez dziesiąte. Powyższy opis u Flisowskiego odnosi się wyłącznie do ataku pierwszej fali!Komandor Fuchida poczuł głębokie uniesienie. Warunki były wymarzone do ataku powietrznego. Wkrótce doszedł do wniosku, że jeśli nad Honolulu jest częściowe zachmurzenie, to muszą być także "dziury" w obłokach nad całą wyspą. Jeśli wszakże podstawa chmur w rejonie gór znajduje sie na wysokości 1000 metrów, nie byłoby rozsądne atakowanie z północnego wschodu - co zakładało przelot nad górami położonymi na wschodzie wyspy. Wiatr wiał z północy, widoczność była dobra: lepiej więc było okrążyć wyspę od zachodu i uderzyć od południa.
O godzinie 7.30 byliśmy w powietrzu od półtorej godziny [...] Nagle chmury rozstąpiły się i ukazała się nam biała linia brzegowa. Znajdowaliśmy się nad Kahuku Point, północnym przylądkiem wyspy i nadszedł czas na rozwinięcie do ataku [...]
Istniały dwa plany ataku. Gdybyśmy osiągnęli zaskoczenie, samoloty torpedowe miały uderzyć pierwsze, za nimi zaś bombowce horyzontalne, a potem nurkowce, które miały zaatakować amerykańskie bazy powietrzne, łącznie z Hickam i Ford Island, obok kotwicowiska. Obawialiśmy się, że jeśliby te bazy zostały najpierw zaatakowane przez nurkowce, powstałe dymy mogłyby przeszkodzić atakom samolotów torpedowych i bombowców horyzontalnych przeciw okrętom.
Z drugiej strony - przy napotkaniu oporu przeciwnika, nurkowce atakowałyby pierwsze, aby spowodować zamęt i ściągnąć na siebie ogień wroga. Bombowce horyzontalne z kolei zbombardowałyby i zniszczyły działa przeciwlotnicze przeciwnika - wtedy zaś uderzyłyby samoloty torpedowe, atakując szyk okrętów.
Wybór sposobu atakowania leżał w moich rękach - jeden "czarny smok" z mojej rakietnicy oznaczał atak w warunkach zaskoczenia, dwa "czarne smoki" - jeśli stało się widoczne, że zaskoczenie się nie udało. W obu przypadkach myśliwce miały kryć nasze działania.
Całkowita słuszność. Karus nazwał rzecz po imieniu - karmimy trolla.karus73 pisze:moim skromnym zdaniem: nie karmcie trolla. Piszcie tylko to co ma związek z Nevadą i tyle, a głupot będzie mniej. Tu się robi straszny bałagan.
Przepraszam - ale skoro "została zatopiona", to przecie w efekcie tego i tak zatonęła (pisząc strasznie chropawo: "stała się zatopionym okrętem")...orkan115 pisze: Rozpatrując okręt są tylko trzy kwestie :
1-ilu przedziałową miał niezatapialność
2-ile przedziałów zostało zalanych
3-czy uszkodzenia zostały opanowane .
Bez znaczenia jest od czego odniósł uszkodzenia
Odpowiedz na te 3 pytania będzie odpowiedzią czy Nevada zatonęła czy została zatopiona z powodów " taktycznych "
Tak.Macieju,
a czy dałoby się odpowiedzieć na pytania Orkana przy pomocy twojego programu?
No nie tylko u Friedmana, tutaj też to znalazłem:Maciej3 pisze: opis u Friedmana mówiący o zatopieniu części ( czy całej, już nie pamiętam ) siłowni
By Monday nearly the whole ship was flooded including the machinery spaces. This flooding continued for a month; only a few compartments were found partly dry when the ship was eventually drydocked.
Uzyskanie kąta upadku bomby 30 stopni wymaga zrzutu w locie poziomym z niskiego pułapu, bądź ataku w locie ślizgowym także z niskiego pułapu. Ze względu na pole rażenia bomby 250 kilogramowej, wynoszące ponad 150-200 m (odłamki potrafią zresztą dolecieć nawet dalej), niezbędne jest użycie zapalnika zwłocznego - minimalna nastawa dla prędkości 350 km/h wynosiłaby jakieś 1.5-2 s. Ze względu na niewielką szerokość celu, atak po osi symetrii okrętu, czyniłby koniecznym pojedyncze nadlatywanie w dużych odstępach czasowych. Bawienie się w to, było kompletnie pozbawione sensu, skoro przeprowadzenie ataku z lotu nurkowego było prostsze, skuteczniejsze, mniej ryzykowne. Dlatego najprawdopodobniejszą przyczyną, dla której omawiana bomba poruszała się wewnątrz kadłuba Shawa tak, a nie inaczej, a bomba która uderzyła w górną płytę cytadeli pancernej Nevady nad pomieszczeniem torped (nie był to pokład 2), poruszała się po skosie, była zmiana jej toru, w trakcie przebijania się przez pokład, bądź uderzenie o element wyposażenia wewnątrz okrętu. Toteż atak z lotu ślizgowego na Nevadę można włożyć między baśnie, a z lotu półnurkowego można uznać za mało prawdopodobny.jogi balboa pisze:”Zrzut z niskiego pułapu” nie wyklucza w żaden sposób lotu ślizgowego, jego definicję podałem uprzednio.Fereby pisze:Pierwsza kwestia z brzegu, taki kąt upadku bomby wymagałby zrzutu z niskiego pułapu, więc dla bezpieczeństwa załogi, należałoby ustawić dłuższy czas zwłoki, niż to zostało podane. Zauważ też, iż Japończycy zrezygnowali z ataków torpedowych w II fali, obawiając się wysokich strat od ognia bronii małokalibrowej. Stałopodwoziowy D3A z podwieszoną bombą, nie był specjalnie szybszy od B5N.jogi balboa pisze: Dlaczego?
Fereby
Błąd, trzecia osoba zamiast pierwszej.Halsey pisze:Nie zadałby tego pytania,Fereby pisze:Naprawdę mam ci powyciągać np. błędy interpunkcyjne?
A ja twierdziłem, że u Flisowskiego odnosi się do drugiej fali? Ponownie udowadniasz, że nie umiesz zrozumieć prostego tekstu pisanego oraz kiepsko (względnie - wcale) znasz się na taktyce lotniczej. Owszem, Flisowski oraz cała masa autorów uznaje milcząco, iż wybór przez Fuchidę wariantu taktycznego, nie miał żadnego wpływu na plan taktyczny drugiej fali, natomiast jest oczywistym z taktycznego punktu widzenia, że np. w razie wyboru odmiennego planu taktycznego dla fali pierwszej, modyfikacji ulegał również plan taktyczny fali drugiej. Wystarczy zauważyć, że w drugim z opisanych przez Fuchidę planów taktycznych, rezygnowano z ataków na cele uznane za mniej ważne, na korzyść zwiększenia wysiłku w stronę eliminacji celów uznawanych za ważniejsze. Pociągało to za sobą zmianę celów jednostek lotniczych zarówno w pierwszej, jak drugiej fali.Najlepiej będzie, jeśli przytoczę, co napisał Flisowski, a raczej co po większej części zacytował on z relacji Fuchidy:Fereby pisze:Halsey pisze:
O, widzę jakieś odniesienie do źródeł. Z tej więc jakże niecodziennej okazji Fereby mógłby napisać nam, co konkretnie podaje ten (tutaj jak widzimy wiarygodny) Fuchida.
To, że nie wiesz, iż były co najmniej dwa warianty taktyczne uderzenia na Pearl Harbor - co można znaleźć nawet we Flisowskim - to mnie akurat nie dziwiPewno nikogo już nie zdziwi fakt, że Fereby nie rozróżnia drugiej fali nalotu na Pearl Harbor od pierwszej, a Burzę nad Pacyfikiem czy też Od Pearl Harbor do Singapuru, które może i kiedyś przeczytał, pamięta jednak piąte przez dziesiąte. Powyższy opis u Flisowskiego odnosi się wyłącznie do ataku pierwszej fali!Komandor Fuchida poczuł głębokie uniesienie. Warunki były wymarzone do ataku powietrznego. Wkrótce doszedł do wniosku, że jeśli nad Honolulu jest częściowe zachmurzenie, to muszą być także "dziury" w obłokach nad całą wyspą. Jeśli wszakże podstawa chmur w rejonie gór znajduje sie na wysokości 1000 metrów, nie byłoby rozsądne atakowanie z północnego wschodu - co zakładało przelot nad górami położonymi na wschodzie wyspy. Wiatr wiał z północy, widoczność była dobra: lepiej więc było okrążyć wyspę od zachodu i uderzyć od południa.
O godzinie 7.30 byliśmy w powietrzu od półtorej godziny [...] Nagle chmury rozstąpiły się i ukazała się nam biała linia brzegowa. Znajdowaliśmy się nad Kahuku Point, północnym przylądkiem wyspy i nadszedł czas na rozwinięcie do ataku [...]
Istniały dwa plany ataku. Gdybyśmy osiągnęli zaskoczenie, samoloty torpedowe miały uderzyć pierwsze, za nimi zaś bombowce horyzontalne, a potem nurkowce, które miały zaatakować amerykańskie bazy powietrzne, łącznie z Hickam i Ford Island, obok kotwicowiska. Obawialiśmy się, że jeśliby te bazy zostały najpierw zaatakowane przez nurkowce, powstałe dymy mogłyby przeszkodzić atakom samolotów torpedowych i bombowców horyzontalnych przeciw okrętom.
Z drugiej strony - przy napotkaniu oporu przeciwnika, nurkowce atakowałyby pierwsze, aby spowodować zamęt i ściągnąć na siebie ogień wroga. Bombowce horyzontalne z kolei zbombardowałyby i zniszczyły działa przeciwlotnicze przeciwnika - wtedy zaś uderzyłyby samoloty torpedowe, atakując szyk okrętów.
Wybór sposobu atakowania leżał w moich rękach - jeden "czarny smok" z mojej rakietnicy oznaczał atak w warunkach zaskoczenia, dwa "czarne smoki" - jeśli stało się widoczne, że zaskoczenie się nie udało. W obu przypadkach myśliwce miały kryć nasze działania.
Gdzie nie znajdziecie odmian planu taktycznego (prawdopodobnie było ich kilka) dla opcji ataku na flotę znajdującą się w Pearl Harbor - zostały zniszczone wkrótce po klęsce pod Midway. Fuchida musiał wspomnieć o tym, że istniały co najmniej dwie odmiany tego planu (przeżyła pewna ilość lotników, którzy brali udział w nalocie, którzy opisywane zdarzenie), natomiast starał się mówić o tej kwestii jak najmniej (na jego szczęście Nagumo już nie żył).Błąd kompromitujący, ale przecież tylko jeden z wielu. Fereby bardziej się nie skompromituje, bo bardziej już się nie da.
Owszem - istniały warianty ataku. Lecz szczegółów na ich temat nie szukajcie we Flisowskim, gdzie nie znajdziecie nawet objaśnienia, cóż to takiego kotwicowisko Lahaina. Najlepiej zacząć od Pearl Harbor 1941 Prusinowskiej i Skwiota, później już sugeruję sięgnąć po literaturę anglojęzyczną, w tym stanowczo At Dawn We Slept.
Zamiast mógłbym, winieneś użyć zwrotu nieudolnie próbowałem - problem w tym, że żeby kogoś punktować, trzeba dysponować choćby minimalnym zasobem wiedzy. A ty niestety masz marne pojęcie o taktyce lotniczej, budowie okrętów, działaniu zapalników, technice ataku bombowego, etc. Dlatego zresztą łatwo ci wcisnąć kit - np. wmówić, że podział taktyczny bomb na morskie, lądowe, itd, wypracowany w rzeczywistości w... Departamencie Wojny USA, był stosowany przez Cesarską Marynarkę. To samo tyczy się historii Frankiego Fletchera - przyjąłeś koncepcję, że Bloch wymusił od niego w XII 1941 opinię na temat nowego planu strategicznego Floty Pacyfiku, ponieważ zasugerowałeś się twierdzeniami stawianymi w Nimitzu, gdzie opisuje się jak to Fletcher musiał napisać raport o starciu na Morzu Koralowym, ponieważ krytyczny wobec niego King warunkował tym awans. Problem w tym, że o ile wniosek o odznaczenie dla Fletchera powstał po bitwie na Morzu Koralowym, to wniosek o przyznanie rangi wiceadmiralskiej... przed. Jak nie rozumiesz, to zapoznaj się z nimitzowską koncepcją kopa w górę.Widzicie, ja mógłbym Fereby'ego tak punktować baaardzo długo, bo co rusz kładzie łapę na kowadle. I być może byłoby to nawet zabawne.
Piszesz, jak gdybym traktował dyskusję z tobą na poważnie - trudno mi z dyskutować na poważnie z kimś, kto wyznaje tak nabożny stosunek do Lundstroma, że jak ktokolwiek i gdziekolwiek ośmieli się coś z twierdzeń Lundstroma zakwestionować (np. w książce "Amerykańskie lotnictwo pokładowe..."), naraża się na oskarżenia ciężkiego kalibru. Mnie to średnio obchodzi, ponieważ po lekturze wspomnianego "Black Shoe Carrier Admiral", stwierdziłem że to bardziej politycznie poprawna biografia z tezą, niż studium taktyczne.[cut]
Zaś okazując jawne lekceważenie autorytetom tej miary, co Lundstrom czy Prange, sam sobie zamknął możliwości poważnego dyskutowania o wojnie na Pacyfiku, i to nie tylko na tym jednym forum.
Po analizie przeprowadzonej przy pomocy programu i wyspecjalizowanych programistów, która wykazała iż Liberator z Sikorskim na pokładzie tonął wiele minut, jestem bardzo sceptyczny.To jest wątek o Nevadzie w Pearl Harbor. I może do niej wróćmy, hę?[/b]
Przepraszam - ale skoro "została zatopiona", to przecie w efekcie tego i tak zatonęła (pisząc strasznie chropawo: "stała się zatopionym okrętem")...orkan115 pisze: Rozpatrując okręt są tylko trzy kwestie :
1-ilu przedziałową miał niezatapialność
2-ile przedziałów zostało zalanych
3-czy uszkodzenia zostały opanowane .
Bez znaczenia jest od czego odniósł uszkodzenia
Odpowiedz na te 3 pytania będzie odpowiedzią czy Nevada zatonęła czy została zatopiona z powodów " taktycznych "
Macieju,
a czy dałoby się odpowiedzieć na pytania Orkana przy pomocy twojego programu?
I materiał stawia jej opór, co powoduje szybkie odłabianie fali pochodzącej od zapalnika. Co więcej, rozkłada się ona na coraz większą powierzchnię, co owocuje zmniejszeniem energii fali na jednostkę powierzchni. Fale uderzeniowe pochodzące od centrów reakcji powstających poza czołem fali uderzeniowej od zapalnika (co nb. oznacza iż reakcja nie przebiega z największą możliwą prędkością) interferuje z falą od zapalnika, a nie ją napędza.Speedy pisze:Oporu? Przechodząc przez materiał wyb. fala ściska go i ogrzewa powodując jego detonację, a detonujący materiał "napędza ją" dalej.Fereby pisze: Czy tobie naprawdę nie powiedzieli, że pierwotna fala uderzeniowa ma ograniczoną energię i sukcesywnie zwalnia w rezultacie oporu stawianego jej przez materiał wybuchowy?
To już znacznie lepszy model (niż to co podałeś na początku - tak wygląda to właśnie tylko w pobliżu źródła fali dostarczającej materiałowi wybuchowemu energii aktywacji) choć nadal bardzo uproszczony - w rzeczywistości, w przypadku detonacji, reakcja ma przebieg znacznie bardziej chaotyczny (centra reakcji nie powstają wcale w jednej płaszczyźnie) i jej rozwój wyprzedza falę uderzeniową.Całego nie - tylko umowną warstwę przyległą do detonatora. Ta detonuje i pobudza kolejną warstwę itd. Czy taki model rozchodzenia się owej fali bardziej do ciebie przemawia?Fereby pisze: To co napisałeś ma się nijak do rzeczywistości, czy tobie naprawdę nie powiedzieli, że fala pierwotna, którą opisujesz, ma energię porównywalną mniej więcej do wartości uzyskaniwanych ze spalenia kartki papieru, nie aktywuje całego materiału wybuchowego,
Powtarzam:Fereby pisze: Opisy, które mi przedstawiłeś, to kompletne pomieszanie z poplątaniem! Otóż tak się składa, że zgodnie z tą logiką, zarówno nie tylko nacinanie od zewnątrz, ale także od wewnątrz oraz umieszczanie wewnątrz dodatkowych elementów odłamkujących, jest pozbawione sensu, ponieważ w razie niewłaściwiego wykonania, zamierzona fragmentacja nie zostanie osiągnięta.
- nacinanie od zewnątrz nie ma sensu, bo skorupa pęka od wewnątrz
- nacinanie od wewnątrz ma pewien sens - choć tak jak napisałeś, nie jest to idealna metoda wymuszania fragmentacji. Fala uderzeniowa spiętrza się w nacięciach i zaczyna odsuwać od siebie ich brzegi.
Ależ ja nie o tym mówię!!! Ty masz najwyraźniej na myśli cały układ implozyjny, ściskający rdzeń bomby, tę kulę z plutonu, do stanu krytycznego itd. A ja pisałem o samym zapalniku, tym urządzeniu, które w owym krytycznym momencie dostarcza neutronów inicjujących reakcję. We wczesnych bombach było to właśnie takie radioźródło berylowe, jak napisałem, teraz stosuje się coś innego, mniejsza już o to, co, i tak się nam offtopic rozwija przeraźliwy.Fereby pisze: A jesteś pewien, że było to co opisałeś? Bo tego do dziś tak naprawdę nie wiadomo. Wykorzystanie wielu, starannie uformowanych ładunków w "Mk 3", nie wynikało z chęci uzyskania jakichkolwiek zębów płaszczyzny implozyjnej, a chęcią uniknięcia interferencji utworzonej fali uderzeniowej oraz wyeliminowania błędów związanych niejednorodnym rozwojem reakcji, który mógłby wystąpić w ładunku o większych rozmiarach.
Zalecaną przez procedury w takich okolicznościach - leci się od punktu do punktu nawigacyjnego, zwracając uwagę na manewry dowódcy. Miałeś do czynienia z lotnictwem, oczywista oprócz gier komputerowych?jogi balboa pisze:A jakąż to nawigację mieliby uprawiać mając wszystko to co znajduje się na tej mapce w zasięgu wzroku, [...]Fereby pisze: Jedna podstawowa kwestia - historycy nagminnie przenoszą pewne autorytatywne twierdzenia poprzednich autorów, nawet bez ich pobieżnego sprawdzenia. Wystarczy wspomnieć mapkę odwzorowującą trasy formacji japońskich, lecących na Pearl Harbor, przytoczoną przez Halseya - jest oczywistym, że Japończycy nie lecieli po widocznej tam krzywej, a prostoliniowymi odcinkami, zmieniając kurs po osiągnięciu wyznaczonych punktów nawigacyjnych. Tyle, że po co rysować jak było naprawdę, skoro już zostało narysowane?