Drewno na okręty żaglowe
-
- Posty: 4475
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Tak jest!
Admiralicja otrzymała słynną nową siedzibę w 1725 (lordowie komisarze przenieśli się do niej we wrześniu). Każdy amator historii morskiej i każdy miłośnik powieści Forestera czy O'Briana czytał o Whitehall nieskończoną ilość razy. W 1724, kiedy była już bliska wykończenia, zdecydowano o wykonaniu do niej wszystkich drzwi (i pewnych innych elementów) - a trzeba zauważyć, że chodzi o pałac, nie domek jednorodzinny - z mahoniu.
Co do tzw. slupa HMS Mermaid, wybranego wg dokumentów (m.in. tych cytowanych przez Pothkana) na transportowiec, to sprawa nie jest całkiem jasna. Admiralicja mogła zapłacić za przewóz mahoniu na dowolnym żaglowcu cywilnym, ale wówczas nie byłby on HMS (ani HBM itp.). Spośród wszystkich posiadanych lub wynajmowanych przez brytyjską marynarkę wojenną okrętów w 1724 był tylko jeden Mermaid - 36-działowa fregata, okręt 5 rangi, o kilka długości odległy od slupa. Faktycznie natomiast przejście z Jamajki do Anglii w 1724 było dla tej jednostki ostatnim rejsem, chociaż istniała jeszcze długo.
Krzysztof Gerlach
Admiralicja otrzymała słynną nową siedzibę w 1725 (lordowie komisarze przenieśli się do niej we wrześniu). Każdy amator historii morskiej i każdy miłośnik powieści Forestera czy O'Briana czytał o Whitehall nieskończoną ilość razy. W 1724, kiedy była już bliska wykończenia, zdecydowano o wykonaniu do niej wszystkich drzwi (i pewnych innych elementów) - a trzeba zauważyć, że chodzi o pałac, nie domek jednorodzinny - z mahoniu.
Co do tzw. slupa HMS Mermaid, wybranego wg dokumentów (m.in. tych cytowanych przez Pothkana) na transportowiec, to sprawa nie jest całkiem jasna. Admiralicja mogła zapłacić za przewóz mahoniu na dowolnym żaglowcu cywilnym, ale wówczas nie byłby on HMS (ani HBM itp.). Spośród wszystkich posiadanych lub wynajmowanych przez brytyjską marynarkę wojenną okrętów w 1724 był tylko jeden Mermaid - 36-działowa fregata, okręt 5 rangi, o kilka długości odległy od slupa. Faktycznie natomiast przejście z Jamajki do Anglii w 1724 było dla tej jednostki ostatnim rejsem, chociaż istniała jeszcze długo.
Krzysztof Gerlach
- dessire_62
- Posty: 2033
- Rejestracja: 2007-12-31, 16:30
- Lokalizacja: Głogów Małopolski
Bardzo ciekawe opracowanie.Polecam.
PIOTR DASZKIEWICZ, JACEK OLEKSYN "Introdukcja „sosny ryskiej” w osiemnasto- i dziewiętnastowiecznej Francji"
http://ptb.ib-pan.krakow.pl/Roczn_Dendr ... iewicz.pdf
PIOTR DASZKIEWICZ, JACEK OLEKSYN "Introdukcja „sosny ryskiej” w osiemnasto- i dziewiętnastowiecznej Francji"
http://ptb.ib-pan.krakow.pl/Roczn_Dendr ... iewicz.pdf
-
- Posty: 4475
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Zagadka „drewniana”.
W przytoczonym przez kolegę „dessire 62” tekście panów Piotra Daszkiewicza i Jacka Oleksyna jest kilka nieco naiwnych stwierdzeń, wynikających z niedostatecznej znajomości technicznej strony zagadnień, którymi autorzy się zajmują. Zamieszczono tam między innymi sformułowanie: „pnie, które wybrano na maszty, ociosywano ośmiokątnie przed montażem na statku”.
Tymczasem wszystkie maszty okrętów francuskich (i nie tylko tej marynarki) miały przekroje prawie w stu procentach koliste (całkiem okrągłe lub zbliżone do koła). Wyjątki dotyczyły krótkich obszarów stóp steng, tzw. barków masztowych steng, czasem (ale to akurat nie u Francuzów) części topowej kolumny, w końcu króciusieńkich odcinków na których wykonywano czopy dyb. Nikt więc nie ociosywał pni „ośmiokątnie przed montażem na statku”.
Jednak RZECZYWIŚCIE szeroko praktykowano ociosywanie pni (w różnym czasie po ścięciu, z reguły – wbrew autorom - wcale nie w miejscu wyrębu) na graniastosłupy foremne, a chociaż ośmiokąt nie był jedynym możliwym przy tym przekrojem, to bardzo popularnym. Ponieważ potem należało tym pniom z powrotem nadać kształt walców, pytanie brzmi – czemu FAKTYCZNIE służyło takie pozorne marnotrawstwo pracy, czasu i materiału?
Krzysztof Gerlach
W przytoczonym przez kolegę „dessire 62” tekście panów Piotra Daszkiewicza i Jacka Oleksyna jest kilka nieco naiwnych stwierdzeń, wynikających z niedostatecznej znajomości technicznej strony zagadnień, którymi autorzy się zajmują. Zamieszczono tam między innymi sformułowanie: „pnie, które wybrano na maszty, ociosywano ośmiokątnie przed montażem na statku”.
Tymczasem wszystkie maszty okrętów francuskich (i nie tylko tej marynarki) miały przekroje prawie w stu procentach koliste (całkiem okrągłe lub zbliżone do koła). Wyjątki dotyczyły krótkich obszarów stóp steng, tzw. barków masztowych steng, czasem (ale to akurat nie u Francuzów) części topowej kolumny, w końcu króciusieńkich odcinków na których wykonywano czopy dyb. Nikt więc nie ociosywał pni „ośmiokątnie przed montażem na statku”.
Jednak RZECZYWIŚCIE szeroko praktykowano ociosywanie pni (w różnym czasie po ścięciu, z reguły – wbrew autorom - wcale nie w miejscu wyrębu) na graniastosłupy foremne, a chociaż ośmiokąt nie był jedynym możliwym przy tym przekrojem, to bardzo popularnym. Ponieważ potem należało tym pniom z powrotem nadać kształt walców, pytanie brzmi – czemu FAKTYCZNIE służyło takie pozorne marnotrawstwo pracy, czasu i materiału?
Krzysztof Gerlach
-
- Posty: 4475
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Logika w tym jest.
Ale problem zasadza się we względnej długtrwałości takiego półfabrykatu. Gdyby chodziło tylko o etap obróbki, zaraz po ociosaniu na ośmiokąt przystępowano by do wygładzania obwodu przekroju na koło i nikt by nie miał powodu wspominać tej fazy pośredniej. Przecież jakiekolwiek frezowanie czy nawet toczenie danego przedmiotu również składa się z kilku etapów, bardzo ważnych dla technologa i dla wykonawcy, ale zupełnie nie interesujących odbiorcy wyrobu gotowego. Tymczasem bale ociosane na graniastosłupy foremne stanowiły przedmiot handlu, zaś ich ostateczna obróbka mogła nastąpić dużo później.
Krzysztof Gerlach
Ale problem zasadza się we względnej długtrwałości takiego półfabrykatu. Gdyby chodziło tylko o etap obróbki, zaraz po ociosaniu na ośmiokąt przystępowano by do wygładzania obwodu przekroju na koło i nikt by nie miał powodu wspominać tej fazy pośredniej. Przecież jakiekolwiek frezowanie czy nawet toczenie danego przedmiotu również składa się z kilku etapów, bardzo ważnych dla technologa i dla wykonawcy, ale zupełnie nie interesujących odbiorcy wyrobu gotowego. Tymczasem bale ociosane na graniastosłupy foremne stanowiły przedmiot handlu, zaś ich ostateczna obróbka mogła nastąpić dużo później.
Krzysztof Gerlach
-
- Posty: 4475
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
- dessire_62
- Posty: 2033
- Rejestracja: 2007-12-31, 16:30
- Lokalizacja: Głogów Małopolski
-
- Posty: 4475
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Trochę też. Jednak większość potencjalnych szkód wyrządzanych przez owady eliminowano przez korowanie (a temu podlegały prawie wszystkie pnie, bez względu na późniejszy sposób obróbki) oraz prowadzenie ścinki i wstępnej obróbki w okresie zimowym.
Tym niemniej prawdą jest, że larwy owadów żerują początkowo w zewnętrznej warstwie drewna, więc jej wyeliminowanie zwiększało trwałość.
Ze dwie przyczyny jeszcze zostały do odgadnięcia
.
Krzysztof Gerlach
Tym niemniej prawdą jest, że larwy owadów żerują początkowo w zewnętrznej warstwie drewna, więc jej wyeliminowanie zwiększało trwałość.
Ze dwie przyczyny jeszcze zostały do odgadnięcia
Krzysztof Gerlach
-
- Posty: 4475
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Nie. Pod względem zachowania żywicy (faktycznie ważny aspekt!) najlepiej było zostawić wszystko bez obróbki, nawet z korą, lecz inne powody skłaniały do pomijania tego rozwiązania. Co do wysychania, to teoretycznie najlepszy jest kształt, który zapewnia najmniejszą powierzchnię zamykającą największą objętość, a z tego punktu widzenia nie ma nic bardziej optymalnego od kuli. Dla słupowych masztów (kuliste raczej by nie przeszły
) jego odpowiednikiem jest koło. Rozumiem, że chodziło Panu o silne przyleganie sąsiednich pni po ścięciu, lecz one wędrowały długo całkiem oddzielnie, a nawet potem nie było gwarancji pełnego styku.
Pozdrawiam Krzysztof Gerlach
Pozdrawiam Krzysztof Gerlach
Może chodziło o łatwość mocowania do innych elementów jednostki. W sumie przy ośmiokątnym kształcie bardzo łatwo było coś przybić pod kątem 45 stopni. Do tego stabilnie, na kole to wszystko by się kolebało i trzeba by coś kombinować, a tak mamy ułatwione zadanie.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
-
- Posty: 4475
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
O mocowaniu na transportowcu drewna pisał już Pothkan i potwierdziłem, że to był jeden z głównych powodów. O mocowaniu na jednostce docelowej pisałem ja na samym początku i zwróciłem uwagę, że maszty miały na prawie całej długości przekroje zbliżone do koła, a więc owe wstępne ośmiokąty znikały w toku dalszej obróbki.
Jasne, że jeżeli chciano do masztu dodać jakieś duże płaskie elementy (np. podpory wzdłużnic jarzma marsowego), to w tym szczególnym miejscu ociosywano go na płasko, lecz z obróbką wstępną objętą pytaniem nie miało to nic wspólnego.
Krzysztof Gerlach
Jasne, że jeżeli chciano do masztu dodać jakieś duże płaskie elementy (np. podpory wzdłużnic jarzma marsowego), to w tym szczególnym miejscu ociosywano go na płasko, lecz z obróbką wstępną objętą pytaniem nie miało to nic wspólnego.
Krzysztof Gerlach
-
- Posty: 4475
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Z mechanicznego punktu widzenia - racja. Ale drewno przeznaczone na maszty (a przywołane opracowanie wyłącznie o takim mówi) było składowane jedno na drugim raczej tylko podczas transportu na statkach (zaś kwestię składowania w ładowniach "załatwił" już prawidłowo, w tym właśnie duchu, Pothkan). Potem - w trosce, by nie wysychało - trzymano je na ogół w basenach, więc kwestia staczania się nie miała już praktycznego znaczenia. Po wyciągnięciu obrabiano je na maszty, zatem i tak "na okrągło".
Trochę podpowiem. Z obróbką pni masztowych na graniastosłupy (w Ameryce Północnej z reguły o podstawie szesnastoskąta) wiązała się silnie zmiana właściciela, czyli przechodzenie z rąk do rąk.
Krzysztof Gerlach
Trochę podpowiem. Z obróbką pni masztowych na graniastosłupy (w Ameryce Północnej z reguły o podstawie szesnastoskąta) wiązała się silnie zmiana właściciela, czyli przechodzenie z rąk do rąk.
Krzysztof Gerlach