Drewno na okręty żaglowe

Okręty Wojenne do 1905 roku

Moderatorzy: crolick, Marmik

Krzysztof Gerlach
Posty: 4454
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Drewno na okręty żaglowe

Post autor: Krzysztof Gerlach »

wydzielone z Rosyjskich okrętów (mod.)

Jakość wykonania rosyjskich okrętów żaglowych i żaglowo-parowych (poza kupowanymi w Anglii) była zbyt często rzeczywiście fatalna, chociaż wynikało to z wielu przyczyn. Kiedy po wojnach napoleońskich marynarka hiszpańska prawie nie istniała, car opchnął Hiszpanom parę jednostek, a fakt, że zdołały dopłynąć z Bałtyku do Hiszpanii napełnił wszystkich takim zdumieniem, że na dowódcę eskadry i oficerów posypał się grad najwyższych odznaczeń rosyjskich i hiszpańskich. Tym niemniej jakaś połowa z tych żaglowców tylko potem gniła w hiszpańskich portach, bo do niczego innego się już po takim „wyczynie” nie nadawała. Kiedy okręty rosyjskiej floty bałtyckiej przepływały czasem na Morze Śródziemne, niemal nigdy już nie wracały, ponieważ – abstrahując od działań wojennych – dwa takie „dalekomorskie” rejsy były często ponad ich siły. Gdy po wojnie krymskiej Rosjanie musieli (zgodnie z warunkami traktatu pokojowego) wyprowadzić z Morza Czarnego swój najnowszy nabytek (którym się do dziś bardzo chwalą w literaturze), istotnie piękny i potężny liniowiec śrubowy, to groziło mu zatonięcie jeszcze przed dotarciem do Malty i pewno by poszedł na dno, gdyby nie pomoc floty brytyjskiej. Zamiast na dno, został więc doholowany na maltański dok i musiał być niemal na nowo zbudowany. Od tego, co wypisywali o jakości jego wykonania brytyjscy szkutnicy ze stoczni na Malcie, włosy stają na głowie (jeśli ktoś je jeszcze tam ma).
Jednak krótka trwałość okrętów rosyjskich wynikała nie tylko z brakoróbstwa w stoczniach i nie za bardzo z powodu obfitości surowca budulcowego. Warto pamiętać o lodach na Bałtyku, które kruszyły najpotężniejsze żaglowce podczas zimowych postojów i o różnych rosyjskich osobliwościach – kiedy w Rosji nastała moda na pogromy Żydów, biednych wyganiano z wiosek, zakazywano im pobytu w miastach, zabijano. Ale bogaci mogli się wykupić między innymi... budując na własny koszt i własnymi siłami okręty dla carskiej floty, które sam car raczył im zabierać w zamian za pozostawienie choćby części majątku! Trudno się dziwić, że tacy budowniczowie nie dbali za bardzo o wysoką jakość swoich wytworów i znajdowali miliony sposobów, by „oszczędzać” na wydatkach.
Ale ja chciałem zwrócić uwagę na kwestię materiałową, ponieważ sam kiedyś popełniłem grzech zbyt ogólnikowego potraktowania tej sprawy. Rosjanie mieli wspaniały materiał szkutniczy, lecz tylko na maszty. Rosyjskie sosny i świerki (podobnie zresztą jak polskie i skandynawskie) były wysoko cenione pod tym względem na całym świecie. Natomiast ich dęby (pomijam fakt, że tajga w dęby raczej nie obfituje) nie nadawały się zbytnio na okręty. To już nawet nie chodzi o gatunek, tylko o klimat i gleby. Gatunkowo w Europie wszędzie mamy dąb szypułkowy, lecz ówcześni konstruktorzy dobrze wiedzieli, że drewno z dębu rosnącego na wyspach brytyjskich, w wilgotnym, ciepłym klimacie tworzonym przez Golfsztrom, najlepiej na glebach w hrabstwie Essex, jest na okręty NIEZRÓWNANE. Lepszy od niego był tylko (bardzo rzadki i niezwykle drogi) dąb wirginijski, a prawie dorównywał mu dąb szypułkowy z górzystych terenów środkowych Włoch. Nawet dębu „gdańskiego” (czyli w istocie dębu szypułkowego z Prus i Polski) używano w Anglii wyłącznie na klepki, głównie pokładów – nigdy na elementy struktury szkieletu. Ten sam ostry klimat kontynentalny, który stwarzał tak wspaniałe na maszty, silne i giętkie drzewa iglaste, degenerował rosyjskie dęby pod względem trwałości i najlepsze sezonowanie niewiele mogło tu pomóc. Natomiast kadłuby z sosny, świerku i modrzewia były prawie tak samo mało trwałe, gdy budowano je w Anglii, USA, Kanadzie czy Rosji. Rosjanie nie mieli też dostępu do rzadkich, wysoce odpornych gatunków drzew egzotycznych, jak tek, „dąb afrykański”, mahoń itd. Zatem poważna CZĘŚĆ winy za nietrwałość ich drewnianych okrętów spada jednak na matkę naturę.
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Napoleon
Posty: 4063
Rejestracja: 2006-04-21, 14:07
Lokalizacja: Racibórz

Post autor: Napoleon »

Uwaga o drewnie bardzo ciekawa! Zawsze wydawało mi się, że najlepszym drewnem na budowę okrętu jest takie (oczywiście chodzi o drewno o dużej gęstości - praktycznie o dębinę), które rośnie na terenach gdzie zima jest ostra a lato raczej ciepłe. Przyznam się, że nie wiedziałem iż ostra zima może degenerować drewno. Tu mam pytanie - a co ze Szwecją? Pomijam kwestię staranności szkutników. Ale z tego co wiem, to okręty szwedzkie były nieporównanie trwalsze od rosyjskich. A przecież klimat praktycznie ten sam, no i po Bałtyku też pływają (zdarzało im się również zamarzać na zimę)?
Poza tym... W końcu z jakiegoś powodu Rosjanie urządzili stocznię w Archangielsku. Nie sądzę aby zrobili to tylko z powodu dostępu do drewna masztowego. Położenie samej stoczni też było "nieciekawe" - zdarzało się, że ukończone jednostki miały problemy z wypłynięciem na pełne morze. Więc skąd pomysł aby zbudować najwydajniejszą w sumie stocznię na północy?
A skoro jesteśmy przy drewnie mam pytanie o basen M. Śródziemnego. Abstrahuję od jego zachodniej i środkowej części (jak Pan wspomniał, dobry materiał na budulec występował we Włoszech, na półwyspie Iberyjskim i z tego co się orientuję także w Dalmacji) ale z czego budowano na wschodzie? W czasach antycznych wiem że stosowano cedr (drewno o niezbyt dużej gęstości ale odporne na wilgoć), cyprys (to chyba tylko dlatego że dość szybko rośnie i w związku z tym był tani) oraz różne odmiany sosny, głównie sosnę alepską (materiał niezbyt dobry, ale z braku laku...). Dębów w tym rejonie chyba za dużo nie rośnie. Więc z czego budowano w czasach nowożytnych (XVI-XVIII w)?
Awatar użytkownika
pothkan
Posty: 4480
Rejestracja: 2006-04-26, 23:59
Lokalizacja: Gdynia - morska stolica Polski
Kontakt:

Post autor: pothkan »

Dygresja o drewnie b. ciekawa, i chyba warta rozwinięcia (może jakiś artykulik?). Dołączam się do pytań Napoleona, poza tym - z jakich zasobów drzewnych korzystali w szkutnictwie Holendrzy? Sami ich raczej zbyt wiele nie mieli...
Ostatnio zmieniony 2009-04-17, 20:07 przez pothkan, łącznie zmieniany 1 raz.
Krzysztof Gerlach
Posty: 4454
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Drewno na okręty – luźne uwagi.
Zacznijmy od tego, że jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma.
Okręty z dobrego dębu (mówię o głównych elementach kadłuba, zwłaszcza szkieletu, ale w dużym uproszczeniu, ponieważ występowały rozmaite niuanse – np. najlepsze stępki i przystępkowe pasy zewnętrznego poszycia wykonywano z wiązu, najlepsze zęzowe pasy wewnętrznego poszycia z Chlorocardium rodiei czyli Greenheart, itd.) były bardzo trwałe, tzn. nie za bardzo atakowane przez grzyby odpowiedzialne za mursz i nie za bardzo ulubione przez świdraki, odporne na żywioły i kule, półfabrykaty dobrze poddawały się obróbce, świetnie trzymały łączniki (tzn. drewniane i metalowe elementy łączące – nity, śruby, gwoździe – nie luzowały się w miejscach osadzenia, jak w innych gatunkach), samo drewno miało dużą twardość i ciężar, ale mimo tego nie odznaczało się nadmierną masą.
DLA KAŻDEJ Z TYCH CECH można znaleźć drewno, które będzie lepsze od angielskiego dębu. Heban ma fantastyczną wytrzymałość na ścinanie, ale jest zarazem tak ciężki, że hebanowy okręt o tych samych wymiarach zanurzałby się znacznie silniej, więc albo nie mógłby strzelać z dolnych furt, albo musiałby zabierać mniej zapasów i amunicji; robinia akacjowa jest od dębu nieporównanie twardsza, wytrzymalsza i odporniejsza na butwienie, ale bardzo źle poddaje się obróbce; tek jest niemal nietykalny dla świdraków, ale ciężko go zginać i trudno o właściwe krzywulce itd., itp. Rzecz w tym, że rosnący w Anglii dąb szypułkowy skupiał wszystkie te ważne cechy, na wysokim poziomie, RAZEM. Ci co go nie mieli, musieli sobie radzić z tym co rosło u nich, albo co się dało kupić. Fakt, że rosnące gdzie indziej w Europie dęby szypułkowe nie były aż tak dobre (poza tymi z górskich terenów Włoch) nie oznacza przecież jeszcze, że nie nadawały się do budowy okrętów! Ale wyniki musiały być gorsze, a tylko o to mi chodziło. Amerykanie w ogóle nie mieli dębu szypułkowego, zaś znakomitego dębu wirginijskiego jak na lekarstwo, więc zarezerwowali go wyłącznie dla najlepszych okrętów swojej marynarki wojennej. W innych zastosowaniach szkutnicy amerykańscy zostali zmuszeni do używania dębu Quercus alba (jeden z White Oaks, brak polskiej nazwy) i wysoce go sobie chwalili, chociaż murszał trochę szybciej niż angielski dąb szypułkowy. Australijczycy (i nie mam tu na myśli Aborygenów) budowali żaglowce z rozmaitych gatunków eukaliptusów, które także mają wiele zalet. Francuzi korzystali (zwłaszcza w epoce napoleońskiej) ze znakomitego dębu włoskiego, ale Holendrzy (ich dotyczyło konkretne pytanie) importowali dąb z krajów nadbałtyckich i musieli się cieszyć z tego, co mogli tu kupić. Hiszpanie mogli do woli korzystać z zasobów Ameryki Środkowej, a tam rosną tak rzadkie i cenne drzewa jak np. sabicu, czyli dwa gatunki rodzaju Lysiloma. Oczywiście ani myślę jechać wzdłuż światowej (a nawet tylko europejskiej) linii brzegowej i zdawać sprawozdanie z drzew używanych w stoczniach każdego kraju. Zwracam tylko uwagę na popularność importu z terenów, gdzie drewno było lepsze, oraz na budowanie na miejscu z krajowego surowca, z pełną świadomością, że okręty nie będą tak trwałe, ale za to tańsze, co per saldo mogło się opłacać w szczególnych przypadkach.
To nas sprowadza do drugiej kwestii – czy ZAWSZE najwyższa trwałość była najlepsza. Okręt z bardzo drogiego surowca był trwały, tzn. utrzymywał się długo na wodzie nawet wtedy, gdy jego konstrukcja moralnie się zestarzała. Aby zachował pełnię własności bojowych na tle nowych i nowoczesnych jednostek, musiał być ciągle unowocześniany, aż w końcu przebudowy kosztowały w sumie dużo drożej niż budowa od podstaw. Okręt szybko zbudowany i z kiepskiego surowca, rozpadał się szybciej, ale kosztował mniej, dzięki czemu zaoszczędzone pieniądze można było przeznaczyć na budowę kolejnego żaglowca konstruowanego już wg najnowszych osiągnięć technicznych i poglądów taktycznych. Oczywiście w przypadku okrętów rosyjskich jest to teoretyzowanie na granicy odwrócenia kota ogonem, ale jednak w jakiejś mierze z tego korzystali, chociaż z przymusu, nie z wyboru.
Kwestia trzecia, to klimat. Nie twierdziłem, że za wszystko odpowiedzialne są ciężkie zimy. Tu chodzi o przeciwstawienie łagodniejszego klimatu morskiego, ostrzejszemu (o wielkich różnicach temperatur) klimatowi kontynentalnemu. W Szwecji bywa zimno, zwłaszcza blisko koła podbiegunowego, ale nie można jej klimatu porównywać z tym co jest w środku Rosji. Poza tym bardzo wyraźne różnice między latem a zimą nie są złe dla jakości drewna szkutniczego W OGÓLE. One są złe dla jakości drewna LIŚCIASTEGO, jak dąb. Natomiast ZNAKOMITE dla drewna z drzew szpilkowych. Ot – takie sobie wyrównanie szans przez naturę.
Wszystko to nie przeszkadza, że Brytyjczyk mógł zbudować okręt wyłącznie z gatunków krajowych, a wtedy jego żaglowiec często tracił maszty zrobione z kiepskiej sosny szkockiej (Pinus sylvestris), zachowując trwale kadłub z angielskiego dębu szypułkowego Quercus robur. W tym samym czasie Holender mógł zbudować okręt z drewna w całości importowanego z Gdańska – jego kadłub był z tego samego dębu Quercus robur, ale dużo gorszy, zaś maszty z tej samej sosny pospolitej Pinus sylvestris, a jednak dużo trwalsze i wytrzymalsze. Proszę więc nie upraszczać, a już zwłaszcza nie przypisywać autorstwa uproszczeń mnie :) .
Uf, zmęczyłem się. Nazwiska Żydów – nie dobrowolnych darczyńców szkutniczych i nazwy okrętów przez nich „ufundowanych” – przy kolejnej okazji.
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Awatar użytkownika
Jacek Bernacki
Posty: 431
Rejestracja: 2007-03-15, 13:32
Lokalizacja: Siecień k/Płocka

Post autor: Jacek Bernacki »

Panie Krzysztofie jest Pan nieoceniony!
Co to za ludzie?
Co za różnica ważne, że są!
Napoleon
Posty: 4063
Rejestracja: 2006-04-21, 14:07
Lokalizacja: Racibórz

Post autor: Napoleon »

Panie Krzysztofie! Już nie chce się "narażać", ale sugerowałbym (z "pewną taką nieśmiałością") aby Pan coś na ten temat napisał do MSiO. Temat jest bardzo istotny i dobrze by było aby go w należyty sposób przedstawić!
Awatar użytkownika
Jacek Bernacki
Posty: 431
Rejestracja: 2007-03-15, 13:32
Lokalizacja: Siecień k/Płocka

Post autor: Jacek Bernacki »

Zdecydowanie! :brawo:
Tak na marginesie wydaje mi się (w świetle wypowiedzi Pana Krzysztofa o sobie samym), że potrzebuje Pan dobrego "esesmana", który by Go "zmotywował" do pisania, pogonił, a wydawców zmusił do drukowania i wydawania kasy w słusznej sprawie.
Taką mam koncepcję!
Co to za ludzie?
Co za różnica ważne, że są!
Krzysztof Gerlach
Posty: 4454
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Skoro już ten temat został wydzielony, to mam taką małą zagadkę dla specjalnie zainteresowanych!
Wykazy Lloyda z XIX w. wykazują wśród materiałów, z których budowano wtedy statki w USA i Kanadzie, drewno z rośliny Witch Hazel, która – jak łatwo sprawdzić w każdym słowniku i leksykonie - ma polską nazwę oczar wirgiński, a naukową - Hamelis virginiana czy Hamamelis virginiana. Jednakowoż jest to bardzo małe drzewko, a praktycznie raczej krzew. Zagadka brzmi więc - jakież to elementy konstrukcyjne wielkiego okrętu drewnianego (bo nie chodzi tu o gałązki w wazonie na stole kapitana!) dało się zrobić z krzewu?
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4767
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Post autor: Maciej3 »

potrzebuje Pan dobrego "esesmana", który by Go "zmotywował" do pisania,
Coś w tym jest, choć pozostaje pytanie czy osoba tak zmotywowana nie zniechęci się totalnie do twórczości. Podejrzewam, że pewnie tak.
Pozostaje nam jojczenie o pisanie kolejnych artykułów tudzież bardziej luźnych wpisów tu na forum, co niniejszym czynię.

pozdrawiam

Maciej Chodnicki

PS
Chętnie się dowiem co robiono na okrętach z krzewów - przyznam że ciekawa zagadka i mam nadzieję że nawet jak wszyscy się już poddadzą to autor zagadki sam na nią odpowie i nie pozwoli zbyt długo czekać, bo umrę z ciekawości.
Krzysztof Gerlach
Posty: 4454
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Z pewnością odpowiem :-) i to niedługo.
Myślałem jednak, że ktoś się pofatyguje z jakąś sugestią!
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Awatar użytkownika
pothkan
Posty: 4480
Rejestracja: 2006-04-26, 23:59
Lokalizacja: Gdynia - morska stolica Polski
Kontakt:

Post autor: pothkan »

Fragmenty relingów? :?

Strzelam.
Krzysztof Gerlach
Posty: 4454
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Pytanie było (oczywiście ;) ) z gatunku „podchwytliwych”.
Otóż roślina ta dostarczała - głównie szkutnikom z Kanady, Nowej Fundlandii i USA – drewna na potężne wręgi, stępki, dziobnice, tylnice i grube klepki. Było ciężkie, silne i dość twarde, o bardzo dobrych własnościach giętnych, dużej wytrzymałości i udarności. W rezultacie, pomimo małej odporności na butwienie, wysoko je ceniono przy budowie statków.

Jak to wszystko możliwe w odniesieniu do krzewu? Dokładnie tak jak bizon jest amerykańskim bawołem. Pierwsi biali osadnicy w Ameryce byli na ogół równie religijni jak słabo wykształceni. Znali w Biblii na pamięć każdy przecinek, lecz u większości wiedza naukowa zatrzymała się na poziomie analizy czarownic i opętania przez szatana (jak niektórym zostało do dzisiaj i nie tylko w Ameryce). Wszystko, co spotykali na swojej drodze, klasyfikowali zgodnie z etymologią ludową. Jedno z drzew nazwali Witch Hazel, co dosłownie znaczy „leszczyna czarownicy”. Stopniowo kontynent się cywilizował i do świata roślin, minerałów oraz zwierząt wprowadzono i tam zasady klasyfikacji naukowej. W ramach tej systematyki, nazwę witch hazel odniesiono do krzewu Hamelis virginiana czy Hamamelis virginiana, określanego w Polsce jako oczar wirgiński, co można dziś wyczytać w słownikach i encyklopediach. Lecz świat szkutników ani myślał zmieniać tradycyjnych nazw handlowych. A pierwszym drzewem nazwanym Witch Hazel wcale nie był ów mały krzew, tylko potężne drzewo, dziś znane jako Betula alleghaniensis (inaczej Betula lutea), czyli BRZOZA ŻÓŁTA. Nosiła potem i nosi nadal – dla zmylenia przeciwnika – jeszcze wiele nazw lokalnych, jak Canadian yellow birch, gold birch, black birch, hard birch, a nawet Newfoundland oak.

Morał? Nie należy wierzyć spisom Lloyda :lol: !

Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Awatar użytkownika
AvM
Posty: 6377
Rejestracja: 2004-08-03, 01:56

Post autor: AvM »

Czy wszystkie sprzedane do Hiszpanii byly takie zle ?
Ten sluzyl kilka lat i przeplynal Ocean

Infos z mojej nowej ksiazki (niepoprawioone jeszcze do konca)

O'HIGGINS (1220t, 44 guns as captured, 34-18pdr and 14-9pdr in 1823, a Spanish frigate MARIA ISABEL ex Russian PATRIKIJ of 1816 (qv) which was captured on 29.10.16 at Talcahuano by the Chilean ship SAN MARTIN and frigate LAUTARO, both under Blanco Encalada; during the Argentine- Brazilian hostilities she was sold in 1826 to the Argentine Navy and renamed BUENOS AIRES (qv)).

BUENOS AIRES . The Chilean frigate O 'HIGGINS ex Spanish MARIA ISABE1 ex Russian PATRIKIJ of 1816 (qv) acquired by Buenos Aires in 1826 from the Chilean government during Brazil - Argentine hostilities. Wrecked off Cape Horn in Aug 1826. In the Argentine service she was armed with 44 guns and had a crew of 500 men. She lost with all hands, being departed from Valparaiso on 20.8.26 together with corvettes CHACABUCO and MONTEVIDEO (qv).
Krzysztof Gerlach
Posty: 4454
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Nie napisałem, że wszystkie, tylko POŁOWA :-) . Ale byłem zbyt ostrożny - powinienem był napisać PRAWIE WSZYSTKIE.
Liniowce 74-działowe:
Neptunus (Fernando VII) rozebrany już w 1823 w Kadyksi;
Drezden (Alejandro I) jw.;
Ljubek (Numancia) tak przegniły, ze nie wszedł do służby nawet na jeden dzień, rozebrany w 1823 w Carraca;
Nord Adler (Espana) jak Ljubek;
Triech Sviatitielej (Velasco) jak Ljubek, ale rozebrany jeszcze w 1821.
Fregaty 44-działowe:
Patrikij (Maria Isabel) - zdobyta przez Chile 29.10.1818 i dalej jak u Ciebie;
Merkurij (Mercurio) - rozebrana już w 1822;
Astroliabya (Astrolabio) - sprzeczne informacje: rozebrana już w 1822, pozostała w Rosji, nigdy nie opuściła doku w Hiszpanii;
Liogkij (Ligera) - zatonęła pod Santiago de Cuba w 1823 z powodu kompletnie przegniłego kadłuba (ale też przepłynęła ocean :lol: );
Pospiesznyj (Pronta) - rozebrana już w 1822;
Provornyj (Viva) - ta rozebrana w 1828, czyli przesłużyła 9 lat.

Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Krzysztof Gerlach
Posty: 4454
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Kolejna zagadka z dziedziny drewna używanego w szkutnictwie, tym razem bez żadnych podstępów i bardzo łatwa.
Jak już wspomniałem, w Europie niezwykle popularnym drewnem na stępki był stosunkowo drogi wiąz szypułkowy. Jednak na podstępki (falszkile) często wykorzystywano sporo tańszy (wtedy) buk zwyczajny, aczkolwiek oba mają bardzo zbliżoną wytrzymałość na ścinanie. Skąd więc to zróżnicowanie w zastosowaniu?
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Marek T
Posty: 3270
Rejestracja: 2004-01-04, 20:03
Lokalizacja: Gdynia

Post autor: Marek T »

Krzysztof Gerlach pisze:... mam taką małą zagadkę dla specjalnie zainteresowanych! ... jakież to elementy konstrukcyjne wielkiego okrętu drewnianego (bo nie chodzi tu o gałązki w wazonie na stole kapitana!) dało się zrobić z krzewu?
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Pewnie zostanę uznany za upie..dliwca, ale nadal nie wiem, jakie elementy wykonywało się z krzewu.
Pytanie wyraźnie dotyczyło krzewu. Gdyby sformułowano je inaczej, np. jakież to elementy konstrukcyjne wielkiego okrętu drewnianego dało się zrobić z rośliny zwanej Witch Hazel?, to bym się nie czepiał.

A tak na serio - moje myśli (zasugerowane leszczynowatością tego materiału) krążyły raczej wokół spraw związanych z uszczelnieniem kadłuba.

Pozdrawiam z całą sympatią,
Marek Twardowski
ODPOWIEDZ