XIX wieczna rakietowa artyleria okrętowa
XIX wieczna rakietowa artyleria okrętowa
Z góry zaznaczę, że czytałem dopiero część I artykułu Pana Krzysztofa Gerlacha, bo MSiO wrześniowego jeszcze nie mam. Jeśli odpowiedzi na pytania które zadam poniżej, padły w drugiej części, całość postu uznaję za niebyłą.
Jeśli dobrze zrozumiałem, do stabilizacji ówczesnych rakiet używano długiej drewnianej żerdzi, sięgającej daleko za rakietę. Ze względów nadel oczywistych ( co zresztą stoi jak wół w artykule ) nie mogła być ona ustawiona centralnie w środku rakiety, a więc ta stabilizacja nie była ( delikatnie mówiąc ) najlepsza.
Zastanawia mnie jednak coś innego.
1. Dlaczego nie zastosowano stateczników mocowanych po bokach rakiety? Przecież takie mini "skrzydełka" mogłyby być wykonane nawet z tektury i specjalnie spalenie im nie groziło. A przynajmniej w pierwszej fazie lotu.
Czy też może jednak stosowano, ale nie zdały egzaminu?
2. Dlaczego nie zastosowano tej żerdzi z metalu? Jak się przeczyta co trzeba było zrobić, by rakietę wyprodukować ( te lutowania, uszczelniania, impregnaty itd ), to wlutowanie w środek pocisku jakiegoś metalowego pręta nie powinno stanowić większego problemu, ani podnosić jakoś specjalnie kosztów produkcji. A stabilizacja powinna być lepsza ( tak mi się przynajmniej wydaje ).
Czy też jednak robiono to i nie było wcale lepsze, tylko droższe?
z góry dziękuję za odpowiedź
pozdrawiam
Maciej Chodnicki
Jeśli dobrze zrozumiałem, do stabilizacji ówczesnych rakiet używano długiej drewnianej żerdzi, sięgającej daleko za rakietę. Ze względów nadel oczywistych ( co zresztą stoi jak wół w artykule ) nie mogła być ona ustawiona centralnie w środku rakiety, a więc ta stabilizacja nie była ( delikatnie mówiąc ) najlepsza.
Zastanawia mnie jednak coś innego.
1. Dlaczego nie zastosowano stateczników mocowanych po bokach rakiety? Przecież takie mini "skrzydełka" mogłyby być wykonane nawet z tektury i specjalnie spalenie im nie groziło. A przynajmniej w pierwszej fazie lotu.
Czy też może jednak stosowano, ale nie zdały egzaminu?
2. Dlaczego nie zastosowano tej żerdzi z metalu? Jak się przeczyta co trzeba było zrobić, by rakietę wyprodukować ( te lutowania, uszczelniania, impregnaty itd ), to wlutowanie w środek pocisku jakiegoś metalowego pręta nie powinno stanowić większego problemu, ani podnosić jakoś specjalnie kosztów produkcji. A stabilizacja powinna być lepsza ( tak mi się przynajmniej wydaje ).
Czy też jednak robiono to i nie było wcale lepsze, tylko droższe?
z góry dziękuję za odpowiedź
pozdrawiam
Maciej Chodnicki
-
- Posty: 4473
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Panie Macieju
Pytanie nr 1 brzmi trochę jak – dlaczego nie rozwiązano problemów z celnością przez zdalne sterowanie? Przecież wystarczyło puszczać je na drucie, przez który strzelec sterowałby przymykaniem jakiejś strony dyszy i powodował asymetryczny ciąg sterujący, a najlepiej to od razu należało wymyślić radio
!
Pewnie, że stateczniki typu skrzydełek mogłyby pomóc. Tyle tylko, że należało je najpierw wynaleźć, a już badania aerodynamiki płata – aby były naprawdę skuteczne - to zupełnie inna epoka. Najstarszy znany pocisk rakietowy wyposażony w skrzydła i statecznik zbudował Vaillant w 1821 w Boulogne, podobny wykonali i testowali w 1831 Szwedzi. Żaden nie spisał się na tyle dobrze, by wejść do produkcji. Tym niemniej przed 1866 stosowano dość powszechnie skrzydlate rakiety sygnalizacyjne, ale wtedy rakietowe pociski bojowe przechodziły już na system stabilizacji obrotowej, o której piszę w dalszej części.
Żerdź metalowa byłaby za ciężka. Lot przy takiej metodzie stabilizacji bardzo silnie zależał od położenia środka ciężkości – przesunięcie go daleko w tył zrujnowałoby położenie rakiety i trajektorię lotu. Natomiast sama przewaga żerdzi centralnej nad mocowaną z boku była oczywista, tylko należało wymyślić sposób jej bezpiecznego montażu – o tym opowiadam w drugiej części artykułu.
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Pytanie nr 1 brzmi trochę jak – dlaczego nie rozwiązano problemów z celnością przez zdalne sterowanie? Przecież wystarczyło puszczać je na drucie, przez który strzelec sterowałby przymykaniem jakiejś strony dyszy i powodował asymetryczny ciąg sterujący, a najlepiej to od razu należało wymyślić radio
Pewnie, że stateczniki typu skrzydełek mogłyby pomóc. Tyle tylko, że należało je najpierw wynaleźć, a już badania aerodynamiki płata – aby były naprawdę skuteczne - to zupełnie inna epoka. Najstarszy znany pocisk rakietowy wyposażony w skrzydła i statecznik zbudował Vaillant w 1821 w Boulogne, podobny wykonali i testowali w 1831 Szwedzi. Żaden nie spisał się na tyle dobrze, by wejść do produkcji. Tym niemniej przed 1866 stosowano dość powszechnie skrzydlate rakiety sygnalizacyjne, ale wtedy rakietowe pociski bojowe przechodziły już na system stabilizacji obrotowej, o której piszę w dalszej części.
Żerdź metalowa byłaby za ciężka. Lot przy takiej metodzie stabilizacji bardzo silnie zależał od położenia środka ciężkości – przesunięcie go daleko w tył zrujnowałoby położenie rakiety i trajektorię lotu. Natomiast sama przewaga żerdzi centralnej nad mocowaną z boku była oczywista, tylko należało wymyślić sposób jej bezpiecznego montażu – o tym opowiadam w drugiej części artykułu.
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Z tymi statecznikami, to mi chodziło nie tyle o mini samolot z napędem rakietowym, ile bardziej o rakiety stabilizowane w taki sposób, jak te co się je odpala na sylwestra. Ale jak rozumiem w XIX wieku była to albo abstrakcja tej klasy co łączność satelitarna, albo jak już je jakoś zrobiono, to spisywały się podle.
Stabilizacja obrotowa? Szczerze mówiąc wydawało mi się to jeszcze trudniejsze od tych brzechw umieszczonych z tłu rakiety. Widać XIX wieczni konstruktorzy mieli inne zdanie na ten temat
Ale już o to nie męczę tylko lecę do city kupić MSiO
Stabilizacja obrotowa? Szczerze mówiąc wydawało mi się to jeszcze trudniejsze od tych brzechw umieszczonych z tłu rakiety. Widać XIX wieczni konstruktorzy mieli inne zdanie na ten temat
Ale już o to nie męczę tylko lecę do city kupić MSiO
-
- Posty: 4473
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
No proszę, jeśli chodzi o rakiety noworoczne, to już myślałem, że niedowidzę, ponieważ wszystkie znajdowane przeze mnie po nocy sylwestrowej w moim ogródku, odpalane przez sąsiadów, zawsze miały patyki stabilizujące, nie skrzydełka. A tu okazuje się, że nie tylko ja "tak mam".
Skośne dysze. Były proste sposoby, i to aż dwa.
Przede wszystkim ówczesnych dysz nie wytwarzano jako oddzielnych elementów, które w ogóle dałoby się (i trzeba by) ustawiać. To tylko otwory wiercone w denku zamykającym korpus rakiety, czyli de facto w dnie korpusu silnika prochowego. Wystarczyło zamocować denko na obrotnicy, ustawić wiertło stołowe pod odpowiednim, stałym kątem i wszystkie otwory wywiercić w tym samym mocowaniu, obracając tylko obrotnicą o odpowiedni kąt. Precyzja i stałość pochylenia murowane.
Druga metoda, jedyna którą bliżej zajmuję się w tekście artykułu, ponieważ ona była charaktersytyczna dla pocisków stablizowanych obrotowo, kiedy zadomowiły się już w marynarce wojennej (a tekst jest o okrętowych pociskach rakietowych), polegała na użyciu odpowiednio pochylonych płaszczyzn deflektora, kiedy dysze były równoległe do osi rakiety. Strumienie gazów uderzając w te wygięte płaszczyzny, naciskały na nie, a wypadkowa sił powodowała ruch obrotowy całego pocisku. Nie wiem jak to jest dzisiaj, ale za mojego dzieciństwa powszechnie sprzedawano takie "wiatraczki" reagujące na nacisk przepływającego powietrza, obracające się wtedy i donośnie furkoczące. Doczepiało się coś takiego do roweru, rozpędzało, i już można było udawać, że się jest motocyklistą bez potrzeby wydawania hrmmm z własnego gardła. A trzeba wiedzieć, że w tamtych czasach łatwiej było na ulicy Gdańska, przy której mieszkałem, spotkać wóz konny niż motocykl WSK (?), który nam, berbeciom, wydawał się szczytem techniki.
Krzysztof Gerlach
Skośne dysze. Były proste sposoby, i to aż dwa.
Przede wszystkim ówczesnych dysz nie wytwarzano jako oddzielnych elementów, które w ogóle dałoby się (i trzeba by) ustawiać. To tylko otwory wiercone w denku zamykającym korpus rakiety, czyli de facto w dnie korpusu silnika prochowego. Wystarczyło zamocować denko na obrotnicy, ustawić wiertło stołowe pod odpowiednim, stałym kątem i wszystkie otwory wywiercić w tym samym mocowaniu, obracając tylko obrotnicą o odpowiedni kąt. Precyzja i stałość pochylenia murowane.
Druga metoda, jedyna którą bliżej zajmuję się w tekście artykułu, ponieważ ona była charaktersytyczna dla pocisków stablizowanych obrotowo, kiedy zadomowiły się już w marynarce wojennej (a tekst jest o okrętowych pociskach rakietowych), polegała na użyciu odpowiednio pochylonych płaszczyzn deflektora, kiedy dysze były równoległe do osi rakiety. Strumienie gazów uderzając w te wygięte płaszczyzny, naciskały na nie, a wypadkowa sił powodowała ruch obrotowy całego pocisku. Nie wiem jak to jest dzisiaj, ale za mojego dzieciństwa powszechnie sprzedawano takie "wiatraczki" reagujące na nacisk przepływającego powietrza, obracające się wtedy i donośnie furkoczące. Doczepiało się coś takiego do roweru, rozpędzało, i już można było udawać, że się jest motocyklistą bez potrzeby wydawania hrmmm z własnego gardła. A trzeba wiedzieć, że w tamtych czasach łatwiej było na ulicy Gdańska, przy której mieszkałem, spotkać wóz konny niż motocykl WSK (?), który nam, berbeciom, wydawał się szczytem techniki.
Krzysztof Gerlach
To ja widać mieszkam w jakiejś zapadłej dziurze, gdzie wystrzeliwują rakiety własnej konstrukcji o dosyć niestandardowej stabilizacji 
Zdarza się.
Bardzo dziękuję za wyjaśnienia.
Ale tak właściwie to jak poszperam w pamięci to w sumie stabilizację obrotową pocisków latających stosowałem już jako mały łepek w wieku piromana. Bo dysze w bączkach robiło się przy pomocy gwoździa pod specjalnie ułożonym kątem. Optymalna wówczas ilość dysz w nakrętce po wódce wynosiła 2. Trzy dysze zbyt szybko wyczerpywały paliwo. Spora prędkość obrotowa gwarantowała równy lot w górę. Szczerze mówiąc nie przyszło mi wtedy do głowy stabilizowanie czegoś tak nie aerodynamicznego jakimiś statecznikami brzechwowymi i podejżewam, że efekt byłby pewnie taki jak przy pierwszych europejskich rakietach bojowych.
Czyli jednak obroty górą. Trzeba najpierw myśleć. Ale wybaczcie - jak widać z godziny zamieszczenia tamten post pisany był bo brutalnym wybudzeniu z ramion morfeusza przez rozwrzeszczanego potomka, co w pewien sposób zaburza jasność postrzegania...
Zdarza się.
Bardzo dziękuję za wyjaśnienia.
Ale tak właściwie to jak poszperam w pamięci to w sumie stabilizację obrotową pocisków latających stosowałem już jako mały łepek w wieku piromana. Bo dysze w bączkach robiło się przy pomocy gwoździa pod specjalnie ułożonym kątem. Optymalna wówczas ilość dysz w nakrętce po wódce wynosiła 2. Trzy dysze zbyt szybko wyczerpywały paliwo. Spora prędkość obrotowa gwarantowała równy lot w górę. Szczerze mówiąc nie przyszło mi wtedy do głowy stabilizowanie czegoś tak nie aerodynamicznego jakimiś statecznikami brzechwowymi i podejżewam, że efekt byłby pewnie taki jak przy pierwszych europejskich rakietach bojowych.
Czyli jednak obroty górą. Trzeba najpierw myśleć. Ale wybaczcie - jak widać z godziny zamieszczenia tamten post pisany był bo brutalnym wybudzeniu z ramion morfeusza przez rozwrzeszczanego potomka, co w pewien sposób zaburza jasność postrzegania...
W historii "techniki rakietowej" jest też mocny akcent polski. Niejaki
Kazimierz Siemienowicz w roku 1650 opublikował dzieło Artis magnae artilleriae pars prima, a w nim szczegółowy opis trójstopniowych rakiet ze skrzydłami typu delta. Ponad 170 lat przed opisanym przez Pana Krzysztofa pociskiem Vaillanta!
Z tym że jakoś nie udało mi się znaleźć żadnych informacji o użyciu takich rakiet przez polskie okręty...

pozdr
Z tym że jakoś nie udało mi się znaleźć żadnych informacji o użyciu takich rakiet przez polskie okręty...
pozdr
-
- Posty: 4473
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Kazimierz Siemienowicz był tak słynny w całej Europie, że i ja wspomniałem o nim w artykule, pomimo braku bezpośrednich związków akurat z okrętową artylerią rakietową.
Rzecz jednak nie tylko w tym, że nie istniały żadne okręty polskie wyposażone w jego rakiety
. Siemienowicz w swoim dziele skompilował wszystko co o broni rakietowej wiedziano w tamtym czasie, wszystkie fantazje jak mogłaby działać, gdyby tylko ktoś potrafił to zrobić, dodał własne wizje. Jeśli jednak w ogóle próbował coś praktycznie zrealizować, to na pewno niebyt wiele - mam jego wspaniałe rysunki wszelakiej amunicji, jaką proponował, czy o jakiej donosił. Jest tam na przykład cudny latający bułat z szeroką głownią, dymiący z rowków na "ostrzu", z fantazyjnie wygiętym jelcem i rękojeścią
. Trzeba mieć duże poczucie humoru, by uwierzyć, że coś takiego w ogóle mogłyby z czegoś zostać wystrzelone - chyba z procy. Vaillant ZBUDOWAŁ I WYPRÓBOWAŁ pierwszy rakietowy pocisk skrzydlaty, jaki zachował się do naszych czasów. Natomiast nie sugerowalem, że wymyślił stablizację brzechwową. Tę wynaleziono w czasach łowców mamutów - to lotki strzał. Chińczycy grubo przed publikacją dzieła Siemienowicza wypuszczali rakiety zbudowane w ten sposób, że do zwykłej strzały dowiązywali mały silniczek prochowy. Długa strzała zapewniała temu "pociskowi" zarówno stabilizację żerdziową jak (dzięki lotkom) brzechwową.
Krzysztof Gerlach
Rzecz jednak nie tylko w tym, że nie istniały żadne okręty polskie wyposażone w jego rakiety

Krzysztof Gerlach
- Edward Teach
- Posty: 857
- Rejestracja: 2006-09-22, 23:13
- Lokalizacja: Gdańsk
Edward Teach www.pdf-model.pl
-
- Posty: 4473
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
- de Villars
- Posty: 2231
- Rejestracja: 2005-10-19, 16:04
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Bo próbujecie otwierać w nowym oknie. Klik na link i sam otworzy nowe okno, pod warunkiem, że nie macie tej opcji zablokowanej.
Rysunki małych rozmiarów, po dwadzieściaparę kB, więc trzeba się namęczyć przy oglądaniu
Chociaż może wszystko działa już jak należy, bo wczoraj nie mogłem otworzyć strony w nowym oknie, dzisiaj otwieram bez problemu.
Rysunki małych rozmiarów, po dwadzieściaparę kB, więc trzeba się namęczyć przy oglądaniu

Chociaż może wszystko działa już jak należy, bo wczoraj nie mogłem otworzyć strony w nowym oknie, dzisiaj otwieram bez problemu.
- de Villars
- Posty: 2231
- Rejestracja: 2005-10-19, 16:04
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
i tak, i tak - nie działa. "nie odnaleziono adresu"...
Si vis pacem, para bellum
http://springsharp.blogspot.com/
http://springsharp.blogspot.com/
- Edward Teach
- Posty: 857
- Rejestracja: 2006-09-22, 23:13
- Lokalizacja: Gdańsk