Te kilka miejsc dotyczyło stępki. Długie kile kliprów nie mogły być wykonywane z jednego kawałka drewna, więc składano je z paru części za pomocą złącz ciesielskich. Elementami przenoszącymi obciążenie były zakosy złącza, drewniane kliny i łączące wszystko miedziane nity (rzadziej z żółtego metalu). Jednak złącze przechodziło oczywiście przez całą szerokość i (skosem) całą wysokość stępki, więc stanowiło naturalną drogę, wzdłuż której woda mogła przedostawać się do środka kadłuba. Jest jasne, że tej wody było bardzo mało - całość przecież i tak obijano miedzią lub żółtym metalem, sama trasa wzdłuż silnie zaciśniętego łącza przypominała labirynt - lecz dostawała się w bardzo niesympatyczne miejsce, a mianowicie pod wewnętrzne poszycie dna. Warunki tam panujące, czyli silne ograniczenie dostępu powietrza, a zarazem stała wilgotność, wspaniale sprzyjały rozwojowi zgnilizny zwanej suchym murszem. Na dodatek, bez rozbierania statku, trudno ją było wykryć, zanim nie stało się za późno.
Aby temu zapobiec, w najwyższym załamaniu linii złącza ciesielskiego wiercono otwór (o średnicy około 2 cali) przez całą szerokość kilu. W ten otwór wkładano ów kołek z jodły balsamicznej, który po zanurzeniu do wody pęczniał i pełnił rolę uszczelki (mógł to zatem być nielichy pręcik o średnicy 5 cm i długości 34 cm). Ponieważ biegł przez całą szerokość stępki, woda zmierzająca do kadłuba nie była w stanie go ominąć.
Oczywiście fakt, że igły tego drzewa po roztarciu wydzielają inensywny, balsamiczny zapach, nie miał z tym zastosowaniem żadnego związku

.
Krzysztof Gerlach