Marynarka Wojenna RP nie ma czym pływać
Opublikowano: 30 lipca, 2009
Jedynie 3 okręty należące do polskiej marynarki wojennej są w pełni sprawne i spełniają wszystkie normy techniczne - dowiedziała się "Polska" w Ministerstwie Obrony Narodowej. Pozostałe są albo remontowane, albo mają poważne wady uniemożliwiające ich wykorzystanie w działaniach wojennych. Część okrętów jest przestarzała i nie nadaje się do użytku. Z takim sprzętem polscy marynarze nie byliby w stanie bronić wybrzeża nawet przez jeden dzień. Marynarka Wojenna nie chce komentować naszych ustaleń.
- Informacje na temat sprawności okrętów wojennych stanowią tajemnicę państwową - napisał nam kapitan Grzegorz Łyko z Biura Prasowego Marynarki Wojennej. Łyko poinformował nas, że marynarka posiada na stanie 52 okręty i 30 pomocniczych jednostek pływających. Aktualnie remontowanych jest 10 okrętów. Tymczasem oficerowie sztabowi, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że potrzeby floty są znacznie większe.
- Do hal remontowych powinn0 trafić 49 okrętów - mówi "Polsce" znający sprawę oficer Marynarki Wojennej. Tak się nie dzieje z powodu kryzysu gospodarczego i oszczędności w Ministerstwie Obrony.
Remont okrętu wojennego to koszt przynajmniej 500 tysięcy złotych. Większość okrętów wymaga bardziej kosztownych napraw. Według naszych informatorów szefostwo marynarki wojennej od dawna alarmuje ministra obrony Bogdana Klicha, że taka flota nie poradzi sobie z obroną granic morskich.
- Minister Klich spotyka się regularnie z przedstawicielami wszystkich polskich formacji zbrojnych - napisało nam Biuro Prasowe MON. - Tematy tych spotkań i ich efekty nie są jednak podawane do publicznej wiadomości.
Kolejne plany modernizacji sił zbrojnych uwzględniają tylko znikomą część potrzeb marynarki. Według ekspertów taka sytuacja zagraża bezpieczeństwu Polski.
- Będziemy mogli skutecznie się bronić tylko wtedy, gdy nasze wody zaatakuje flota złożona z innych 3 okrętów - ironizuje Romuald Szeremietiew, wiceminister obrony w rządach Jana Olszewskiego i Jerzego Buzka. - Trudno jednak oczekiwać, że ktokolwiek zaatakuje nas takimi siłami. W konfrontacji z regularną flotą nie wytrzymamy dłużej niż kilka godzin.
Zdaniem Szeremietiewa fatalne wyposażenie marynarki wojennej to wynik wieloletnich zaniedbań rządów, które nie doceniały znaczenia sił wodnych.
- Dla kolejnych ekip politycznych zawsze najważniejsze były wojska lądowe - mówi Szeremietiew. - Marynarzy nie doceniano, co jest o tyle dziwne, że w razie agresji zbrojnej, marynarka wojenna razem z lotnictwem przyjmuje na siebie pierwszy atak.
Podobnego zdania jest Janusz Zemke - eurodeputowany Lewicy, były wiceszef resortu obrony i wieloletni szef sejmowej Komisji Obrony Narodowej.
- To skandaliczne zaniedbanie. Taka sytuacja wymaga natychmiastowych zmian w budżecie MON, aby zaspokoić najbardziej podstawowe potrzeby naszej marynarki - mówi Zemke, dodając, że w czasach kryzysu państwo powinno szukać oszczędności, ale nie w siłach zbrojnych.
- W czasach I i II Rzeczpospolitej mieliśmy bardziej sprawną flotę wojenną niż teraz - zwraca uwagę Stanisław Olas - przedstawiciel PSL w Komisji Obrony Narodowej. Olas zapewnia, że będzie popierał wszelkie zmiany w budżecie, które mogą pomóc marynarce wojennej.
- Szukajmy oszczędności, ale nie kosztem bezpieczeństwa - mówi Olas.
Niesprawne okręty to tylko jeden z wielu problemów polskiej floty. Jak ustaliliśmy w MON, brakuje także specjalistycznych systemów radarowych i urządzeń pozwalających wykrywać samoloty i statki przeciwnika.
- Nie ma sensu remontować okrętów wojennych, jeśli nie zadbamy o wyposażenie ich w najnowsze technologie radarowe - mówi Stanisław Bisztyga - senator PO z Komisji Obrony Narodowej. - Remonty okrętów muszą iść w parze z ich wyposażeniem w nowoczesny sprzęt. Bez tego cała nasza flota zostanie rozbita w pierwszej bitwie.
Sytuację komplikują dodatkowo problemy gdyńskiej Stoczni Marynarki Wojennej, która dotychczas utrzymywała się z remontów i przeglądów okrętów wojennych.
Stocznia jest na granicy bankructwa, a ponad półtora tysiąca jej pracowników od maja nie dostaje wypłat. Powodem jest brak zamówień.
Rząd obiecywał wprawdzie, że zleci stoczni zbudowanie siedmiu okrętów wojennych najnowszej generacji, jednak w ciągu ostatnich lat zbudowano tylko kadłub jednego okrętu, za który zresztą MON jeszcze nie zapłacił. Praca stanęła, a stoczniowcy winą za złą sytuację firmy obarczają rząd.
- Rząd dąży do tego, by stocznia upadła - mówi Mirosław Kamiński - szef Solidarności w Stoczni Marynarki Wojennej. - Jeśli do tego dojdzie, to my nie będziemy mieli pracy, a naszych wód będzie bronił złom.
Leszek Szymowski
http://www.portalmorski.pl/caly_artykul ... zym_plywac