coś dla miłośników wojsk desantowych i navy seals :-)
Moderator: nicpon
Re: coś dla miłośników wojsk desantowych i navy seals :-)
Oj dobre, dobre!Grom pisze:coś dla miłośników wojsk desantowych...

Szkoda, że mnie nikt nie filmował podczas mojego pierwszego skoku ze spadochronem. Z powodzeniem mógłbym konkurować z panem, który w tym filmiku zaznał bliskiego spotkania III stopnia z pick-upem.

Grom pisze:No właśnie. Ja chciałem zrobić kurs na nurkowanie, ale teraz jestem pełen obaw


Mówiąc szczerze to ja się na nic nie uskarżam, a wręcz przeciwnie - wyznaję w tym przypadku zasadę "im gorzej, tym lepiej", bo zważywszy, że od ćwierci wieku publikuję artykuły między innymi o wojskach spadochronowo-szybowcowych to każde jak najcięższe i najbardziej niebezpieczne osobiste doświadczenie czy to z szybownictwa, czy to ze spadochroniarstwa, jest dla mnie jak kolosalny prezent od losu, bo przynajmniej wiem, o czym piszę i nie wypisuję na te tematy takich symfonii kosmicznych bredni, jakie nieustannie czytam w polskiej tak zwanej prasie tak zwanej lotniczej, tak zwanej wojskowej i tak zwanej historycznej, od których to bzdur już nie nóż się w kieszeni otwiera, ale moja 18-calowa maczeta M1942 (używana przez spadochroniarzy US Army) sama wyjeżdża z pochwy, a martwi mnie to o tyle, że wisi ta maczeta nad moim biurkiem...



Pozdrawiam Groma serdecznie

G. Cz.
Mam wrażenie, że doskonale Cię rozumiem.G. Cz. pisze:nie wypisuję na te tematy takich symfonii kosmicznych bredni, jakie nieustannie czytam w polskiej tak zwanej prasie tak zwanej lotniczej, tak zwanej wojskowej i tak zwanej historycznej, od których to bzdur już nie nóż się w kieszeni otwiera
Wypada się więc zapisać na kurs nurkowania i spórbować załapać na wyprawę z IMOR'em jeśli obecna nie przyniesie skutku

BTW nie chciałbym być na miejscu tego sprzętu, któremu spadochron się nie otworzył.

Pozdrowionka zwrotne dla G.Cz.
O, to, to. Takie właśnie było moje przesłanie. Zawsze warto się zapisać, bo to z miejsca daje inne spojrzenie na świat, ludzi, życie i to, co nas tutaj pasjonuje, a jeszcze jak się o tym wszystkim publikuje, to nie ma większej korzyści, bo tego nie da żaden doktorat z historii i to widać, jak się kompromitują tacy „historycy” nie mający pojęcia, jakie bzdury wypisują, gdy nie powąchają ani wody, ani powietrza, ale zza biurek dzielnie o tym piszą w swoich kapciach niczym właściciel dzielnego odrzutowego kapcia z reklamy „Marchewkę się pytam czy kupiłeś?!”. Jacy ci instruktorzy na tych kursach są, tacy są, ale mimo wszystko nie topią i nie zabijają w powietrzu swoich uczniów, chociaż jeden taki przypadek znam z US Navy z II w.ś., ale to rzecz z gatunku „jeden na milion”. Ja miałem w swoim życiu chyba siedmiu instruktorów pilotażu i jakoś żaden mnie nie unicestwił, chociaż tylko o jednym z nich zawsze będę mówił, że to był człowiek przez duże C i instruktor przez duże I.Grom pisze:Wypada się więc zapisać na kurs nurkowania i spórbować załapać na wyprawę z IMOR'em jeśli obecna nie przyniesie skutku
Pan, który w filmiku walnął w pick-upa zebrał swoje doświadczenie większe od nauk stu instruktorów i już więcej mu się to nie przydarzy, a rozumiem tego pana, jak mało kto, bo ja też ledwo trafiłem w lotnisko przy swoim pierwszym skoku - tak zawzięcie sterowałem szczelinami mojego spadochronu...



Zapisuj się Gromie na kurs i niech Cię pocieszne filmiki nie odstraszają.
Ściskam prawicę i pozdrawiam!

Grzegorz
No wiesz do tego o czym ja pisywałem to mam potrzebne doświadczenie bo byłem na u-boocie typu IX C, który wielkością odpowiadał Orłowi i wiem co historycy wszelkiej maści mgr dr i prof na ten temat wiedzą siedząc za biurkami.G. Cz. pisze:Zawsze warto się zapisać, bo to z miejsca daje inne spojrzenie na świat, ludzi, życie i to, co nas tutaj pasjonuje, a jeszcze jak się o tym wszystkim publikuje, to nie ma większej korzyści, bo tego nie da żaden doktorat z historii i to widać, jak się kompromitują tacy „historycy” nie mający pojęcia, jakie bzdury wypisują
Na kurs i tak pójdę żeby mieć szansę na IMOR w razie wypadku W
Aaa, to czapka z głowy, nie wiedziałem. Po prostu jesteśmy z trochę innych poletek fizyki i historii i za słabo się znamy. I oczywiście domyślam się, co "historycy" nie skażeni słoną wodą wygadują/wypisują w takiej branży, bo w mojej jest identycznie. Gdy dyżurny "historyk" TVP z doktoratem mówi coś o 1. SBS to na wszelki wypadek przestaję jeść, bo to się już robi śmiertelnie niebezpieczne - mogę się pogodzić ze śmiercią w różnej postaci, ale nie przez zadławienie ze śmiechu od bzdur. Do kosmicznych bredni tego "historyka" o 1. SBS zrobiłem komplet obliczeń nawigacyjnych i być może będzie to opublikowane. Itd., szkoda pięknej letniej nocy...Grom pisze:No wiesz do tego o czym ja pisywałem to mam potrzebne doświadczenie bo byłem na u-boocie typu IX C, który wielkością odpowiadał Orłowi i wiem co historycy wszelkiej maści mgr dr i prof na ten temat wiedzą siedząc za biurkami.G. Cz. pisze:Zawsze warto się zapisać, bo to z miejsca daje inne spojrzenie na świat, ludzi, życie i to, co nas tutaj pasjonuje, a jeszcze jak się o tym wszystkim publikuje, to nie ma większej korzyści, bo tego nie da żaden doktorat z historii i to widać, jak się kompromitują tacy „historycy” nie mający pojęcia, jakie bzdury wypisują
Pozdrowienia
G.
A niech czytają. Nic im się nie stanie. Nie każdy z nich reprezentuje upadek tego fachu. Na FOW jest co najmniej dwóch historyków z mojej branży, dla których mam największy podziw za to, co robią, jak robią i jak się zachowują, bo są unikatami zapewne nie tylko w skali kraju.Grom pisze:A historycy czytają

Bycie hobbystą - żadna wada. A wręcz przeciwnie. IQ i pomysłu na życie, w tym na uprawianie swoich hobby, nie dostaje się od wydziału historii akademii takiej lub owakiej.Grom pisze:Tyle razy mówiłem, nie jestem historykiem lecz skromnym hobbystą.karol pisze:Poruszasz się po własnym ogródku, nie opsujGrom pisze:A historycy czytająOups.
W Stanach Zjednoczonych w dziedzinie szybownictwa USAAF najdoskonalsze, najbardziej dogłębne, najciekawsze i najbardziej międzynarodowe badania prowadzi pan, który nie jest:
- historykiem;
- wojskowym;
- osobą zawodowo związaną z branżą lotniczą.
A jednak panu temu zawodowi historycy mogliby czyścić buty każdego ranka. Nikt mu nie dorówna ani ze środowisk historycznych, ani lotniczych, ani wojskowych, ani wojskowo-historycznych. A już szczególnie z tych ostatnich, bo one zawsze mają do załatwienia jakieś swoje sprawy głównie z zakresu propagandy sukcesu.
I pan hobbysta jest nie do pobicia.

Litujmy się dalej nad polskimi historykami. Na pewno dobrze na tym wyjdziemy.Grom pisze:A historycy czytająOups.

Właśnie zakończyłem oglądanie kolejnego odcinka przygód detektywa Foyle’a podczas II wojny światowej.
W dzisiejszym odcinku sprawy kręciły się wokół MI6. I zgodnie z tym detektyw Foyle wypowiedział w filmie kwestię brzmiącą „em aj siks”, a polski lektor co zrobił idealnie w tym samym czasie? Wypowiedział kwestię brzmiącą „em szesnaście”. No brawo, brawo, prawdopodobnie detektyw Foyle prowadził w roku 1941 sprawę Iran-contras i przemytu karabinków M16.
Ale co dumna z siebie (i chyba także z historyków) TVP wypowiedziała na zakończenie odcinka? Ano wypowiedziała „Konsultacja historyczna dr Sławomir Michał Nowinowski”. Gimnazjalista mocno zainteresowany historią II wojny lepiej skonsultowałby ten film i dopilnował, żeby nie poszły na wizję dyrdymały.


-
- Posty: 4473
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Całkowicie się zgadzam z krytyką, ale pozwolę sobie dodać pewną uwagę korygującą do wniosku końcowego, opartą na osobistym doświadczeniu.
Na początek jednak coś „weselszego”. Pisałem już tutaj o filmie opowiadającym o czasach pierwszej w.ś., w którym zarówno ANGIELSKI, jak polski lektor zgodnym chórem mówili o admirale WON SCHIR, gdy chodziło o Von Scheera. Natomiast mieszanie się litery duże „I” z rzymską cyfrą „I” też jest bardzo powszechne (co oczywiście nie jest ŻADNYM usprawiedliwieniem!) – jedne z najsłynniejszych samochodów sportowo-wyścigowych lat 1960-tych, Ferrari TRI 60 i Ferrari TRI 61, miały to I w nazwie jako skrót od „independent”, ponieważ ich najważniejsza modyfikacja w stosunku do poprzedniego modelu dotyczyła niezależnego zawieszenia tylnych kół; tymczasem w gros angielskich pism motoryzacyjnych i książek z tamtych czasów oraz niemal wszystkich polskich, zawsze pisano o TR1/60 oraz TR1/61, a w niektórych powtarza się tę bzdurę do dzisiaj, po blisko pół wieku wyjaśnień. Ostatnio miałem z kolei wielki problem z paczką z książkami, którą nasza kochana poczta odesłała z powrotem do holenderskiego antykwariatu, ponieważ w moim adresie właściciel sklepu napisał (ręcznie) wszystkie jedynki bez „kreseczek” u góry. Dzielni pocztowcy odczytali je jako litery „I”, a następnie (BEZ WYJAŚNIENIA PRZYCZYNY) zwrócili nadawcy, który po paru miesiącach mojego niecierpliwego czekania zaczął się dowiadywać, czy już umarłem.
Wracając zaś do owej uwagi korygującej. Tak się niestety dzieje w naszych instytucjach, że jeżeli redaktor (książki, filmu itp.) zwraca się do konkretnej osoby o konsultacje, to – w swoim mniemaniu – wcale się tym samym nie zobowiązuje do uwzględnienia uwag tego konsultanta! W ostatecznym efekcie ma w napisach znane nazwisko, jest „kryty”, a wszystkie skorygowane bzdury może i tak puszczać do woli. Oczywiście najczęściej jest to rzeczywiście wina niefachowości rzekomego fachowca, którego jedyną kwalifikacją jest zbiór skrótów literowych przed nazwiskiem, ale znam wcale częste przypadki, gdy słuszne poprawki zostały całkowicie zlekceważone dla obniżenia kosztów i skrócenia czasu przygotowania, a personalia olanego konsultanta i tak podano do publicznej wiadomości.
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Na początek jednak coś „weselszego”. Pisałem już tutaj o filmie opowiadającym o czasach pierwszej w.ś., w którym zarówno ANGIELSKI, jak polski lektor zgodnym chórem mówili o admirale WON SCHIR, gdy chodziło o Von Scheera. Natomiast mieszanie się litery duże „I” z rzymską cyfrą „I” też jest bardzo powszechne (co oczywiście nie jest ŻADNYM usprawiedliwieniem!) – jedne z najsłynniejszych samochodów sportowo-wyścigowych lat 1960-tych, Ferrari TRI 60 i Ferrari TRI 61, miały to I w nazwie jako skrót od „independent”, ponieważ ich najważniejsza modyfikacja w stosunku do poprzedniego modelu dotyczyła niezależnego zawieszenia tylnych kół; tymczasem w gros angielskich pism motoryzacyjnych i książek z tamtych czasów oraz niemal wszystkich polskich, zawsze pisano o TR1/60 oraz TR1/61, a w niektórych powtarza się tę bzdurę do dzisiaj, po blisko pół wieku wyjaśnień. Ostatnio miałem z kolei wielki problem z paczką z książkami, którą nasza kochana poczta odesłała z powrotem do holenderskiego antykwariatu, ponieważ w moim adresie właściciel sklepu napisał (ręcznie) wszystkie jedynki bez „kreseczek” u góry. Dzielni pocztowcy odczytali je jako litery „I”, a następnie (BEZ WYJAŚNIENIA PRZYCZYNY) zwrócili nadawcy, który po paru miesiącach mojego niecierpliwego czekania zaczął się dowiadywać, czy już umarłem.
Wracając zaś do owej uwagi korygującej. Tak się niestety dzieje w naszych instytucjach, że jeżeli redaktor (książki, filmu itp.) zwraca się do konkretnej osoby o konsultacje, to – w swoim mniemaniu – wcale się tym samym nie zobowiązuje do uwzględnienia uwag tego konsultanta! W ostatecznym efekcie ma w napisach znane nazwisko, jest „kryty”, a wszystkie skorygowane bzdury może i tak puszczać do woli. Oczywiście najczęściej jest to rzeczywiście wina niefachowości rzekomego fachowca, którego jedyną kwalifikacją jest zbiór skrótów literowych przed nazwiskiem, ale znam wcale częste przypadki, gdy słuszne poprawki zostały całkowicie zlekceważone dla obniżenia kosztów i skrócenia czasu przygotowania, a personalia olanego konsultanta i tak podano do publicznej wiadomości.
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach