Amerykański sposób na walke z eskortą...
-
- Posty: 94
- Rejestracja: 2004-12-14, 16:06
- Lokalizacja: Warszawa
Amerykański sposób na walke z eskortą...
Witam !
W najnowszym TBiU dotyczącym OP "CAVALLA" (typ GATO) jest wzmianka o dosyć ciekawym sposobie amerykanskich dowodców OP na walkę z okretami eskortującymi konwoje:
Polegał on na poczekaniu na atak eskortowca i wystrzeleniu w jego dziób, z małej odleglości, torpedy z zapalnikiem magnetycznym powodujacym wybuch pod stępka celu i z reguly przelamanie go na pół. Dowódcy nazywali to obrazowo "strzalem prosto w gardło" (down the throat).
Co wiecie na temat skutecznosci tej ryzykownej taktyki ?
Pozdrawiam
Bartek
W najnowszym TBiU dotyczącym OP "CAVALLA" (typ GATO) jest wzmianka o dosyć ciekawym sposobie amerykanskich dowodców OP na walkę z okretami eskortującymi konwoje:
Polegał on na poczekaniu na atak eskortowca i wystrzeleniu w jego dziób, z małej odleglości, torpedy z zapalnikiem magnetycznym powodujacym wybuch pod stępka celu i z reguly przelamanie go na pół. Dowódcy nazywali to obrazowo "strzalem prosto w gardło" (down the throat).
Co wiecie na temat skutecznosci tej ryzykownej taktyki ?
Pozdrawiam
Bartek
Charles Lokwood opisuje tę taktykę, w "Diabłach morskich", tyle że z pozycji dowódcy sił podwodnych. Można odnieść wrażenie, że był nawet dumny ze "swoich chłopców", że tak odważnie sobie poczynali.
Jak dla mnie, to była to nonszalancja spowodowana brakiem szacunku dla możliwości przeciwnika, podobnie jak pogaduchy przez radio z dowództwem i między okrętami (też opisywane w tej książce). W innym zaś miejscu tenże Lokwood boleje nad dużymi stratami wśród własnych okrętów podwodnych i oczywiście nie wiąże ich z w/w zachowaniami.
Ta taktyka strzelań torpedą w dziób okrętu oczywiście bywała skuteczna, ale czasem o.p. nie wracał z patrolu i nikt nie wiedział dlaczego...
Jak dla mnie, to była to nonszalancja spowodowana brakiem szacunku dla możliwości przeciwnika, podobnie jak pogaduchy przez radio z dowództwem i między okrętami (też opisywane w tej książce). W innym zaś miejscu tenże Lokwood boleje nad dużymi stratami wśród własnych okrętów podwodnych i oczywiście nie wiąże ich z w/w zachowaniami.
Ta taktyka strzelań torpedą w dziób okrętu oczywiście bywała skuteczna, ale czasem o.p. nie wracał z patrolu i nikt nie wiedział dlaczego...

Szaleństwo i typowy przykład na to że "amerykańscy chłopcy najlepsi,najdzielniejsi,najlepiej wyszkoleni itd".
Do sotosowania jedynie w aktach desperacji i ostateczności ale masz rację że Amerykanie dodali do tego reklamówkę i propagandę i okazuje się że to niby bardzo skuteczna metoda walki.
Straty amerykańskich okrętów podwodnych byłyby o wiele większe gdbyby Japonia "przyłożyłaby" się do poważnego traktowania swych sił przeciwpodwodnym.Nawet nie piszę ZOP bo w tym wypadku byłby to wielce niezasłużony dla Japończyków komplement.
Do sotosowania jedynie w aktach desperacji i ostateczności ale masz rację że Amerykanie dodali do tego reklamówkę i propagandę i okazuje się że to niby bardzo skuteczna metoda walki.

Straty amerykańskich okrętów podwodnych byłyby o wiele większe gdbyby Japonia "przyłożyłaby" się do poważnego traktowania swych sił przeciwpodwodnym.Nawet nie piszę ZOP bo w tym wypadku byłby to wielce niezasłużony dla Japończyków komplement.
-
- Posty: 193
- Rejestracja: 2006-01-26, 18:42
Wystarczy przypomnieć USS England - w kilka tygodni 6 zatopień, wszystkie z "jeża".Waldek K pisze:Charles Lokwood opisuje tę taktykę, w "Diabłach morskich", tyle że z pozycji dowódcy sił podwodnych. Można odnieść wrażenie, że był nawet dumny ze "swoich chłopców", że tak odważnie sobie poczynali.
Jak dla mnie, to była to nonszalancja spowodowana brakiem szacunku dla możliwości przeciwnika, podobnie jak pogaduchy przez radio z dowództwem i między okrętami (też opisywane w tej książce). W innym zaś miejscu tenże Lokwood boleje nad dużymi stratami wśród własnych okrętów podwodnych i oczywiście nie wiąże ich z w/w zachowaniami.
Ta taktyka strzelań torpedą w dziób okrętu oczywiście bywała skuteczna, ale czasem o.p. nie wracał z patrolu i nikt nie wiedział dlaczego...
Gdyby Japończycy dysponowali bronią przeciwpodwodną strzelającą w kierunku dziobu, to wtedy by się działo.
A i tak trudno mieć pretensję do Yankesów, że wykorzystywali widoczną słabość japońskiej broni przeciwpodwodnej.
Tyle, że nie muszą ze swoich sukcesów w wojnie podwodnej robić takiego halo, bo to nic wielkiego nie było w rzeczywistości (przy różnicach w wyposażeniu technicznym, zwłaszcza elektronicznym) - kopać słabszego to co najwyżej szacunek dla tego, że byli silniejsi (w sensie mieli więcej świetnie wyposażonych jednostek).
Wystarczyło tylko poprawić wadliwie działające torpedy i wyszkolić tą tonę załóg, która obsadziła nowobudowane okręty.
Jakby ktoś chciał porównać, to wystarczy wziąć pod uwagę działania okrętów podwodnych marynarki austro-węgierskiej.
Dowódca niemieckiego U 21 - tego od Dardanelli - po odwiedzeniu v. Trappa na pokładzie U 5 stwierdził, że bałby się tą krypą wypłynąć w morze; a mimo to tą krypą v. Trapp zatopił Leona Gambetę, OP Nereide i jeszcze nieco poszarżował. Przypominam, że zasięg skuteczny ówczesnych torped używanych przez OP to ok. 500 m, a na pokłądzie nie było kalkulatorów torpedowych - wszystko trzeba było przemnożyć we łbie, a czasem na kartce i mieć wyobraźnię - wyrzutnie U 5 nie pozwalały na strzelanie torped pod innym kątem jak 0 stopni względem osi wzdłużnej.