Co sie działo na okręcie?
Co sie działo na okręcie?
Zdarzenia, relacje, stosunki na linii CO - oficerowie - podoficerowie - marynarze. Przypuszczenia i wersje świadków.
Swoją drogą część osób sugerowała że Grudziński był uchem KMW przeciw Kłoczowi i jak to się ma w stosunku do chęci jego wystąpienia z pod skrzydeł promotorów?????
Dwa późniejsza niesubordynacja świadczy że nie tylko Kłocz nie miał zaufania do komend KMW i DF. Pomimo tego nie potrafił dogadywać się z oficerami. Coś tu niepasuje, zwykle z dowódcą bywa tak albo świetnie dogaduje się ze swoimi przełożonymi przez co młodzież oficerska żyje w oddaleniu lub odwrotnie wszyscy nie lubimy niemądrych przełożonych i załoga jest silnie związana ze sobą. I czym tłumaczyć taką wrogość oficerów w stosunku do bezpośredniego przełożonego.
Dwa późniejsza niesubordynacja świadczy że nie tylko Kłocz nie miał zaufania do komend KMW i DF. Pomimo tego nie potrafił dogadywać się z oficerami. Coś tu niepasuje, zwykle z dowódcą bywa tak albo świetnie dogaduje się ze swoimi przełożonymi przez co młodzież oficerska żyje w oddaleniu lub odwrotnie wszyscy nie lubimy niemądrych przełożonych i załoga jest silnie związana ze sobą. I czym tłumaczyć taką wrogość oficerów w stosunku do bezpośredniego przełożonego.
Artyleria Bóg Wojny
Kłoczkowski był intelektualistą - może nawet wybitnym.
Był też zarozumiały, co poniekąd wynika z pierwszego...
To proste: traktował ludzi "z góry".
Tych pod sobą i tych... nad sobą.
W jego mniemaniu nie dorastali mu do pięt
Ale zarówno załoga jak i zwierzchnicy zdaje się musieli ufać
jemu i jego profesjonalizmowi pomimo cech carakteru, skoro
był d-cą najlepszego OP we wrześniu '39 a na okręcie nie doszło
do jakiegokolwiek buntu w czasie jego obecności!
Skwitowałbym to tak:
Nie lubili się ale... sobie ufali -proste! Nie spotkałeś się nigdy z taką sytuacją...?!
Był CHOLERNIE DOBRYM SUK...NEM!!!
Pozdrawiam,
Maciej
Był też zarozumiały, co poniekąd wynika z pierwszego...
To proste: traktował ludzi "z góry".
Tych pod sobą i tych... nad sobą.
W jego mniemaniu nie dorastali mu do pięt
Ale zarówno załoga jak i zwierzchnicy zdaje się musieli ufać
jemu i jego profesjonalizmowi pomimo cech carakteru, skoro
był d-cą najlepszego OP we wrześniu '39 a na okręcie nie doszło
do jakiegokolwiek buntu w czasie jego obecności!
Skwitowałbym to tak:
Nie lubili się ale... sobie ufali -proste! Nie spotkałeś się nigdy z taką sytuacją...?!
Był CHOLERNIE DOBRYM SUK...NEM!!!
Pozdrawiam,
Maciej
Miałem takiego przełożonego w Żaganiu, dawał nam do wiatu ostro, baliśmy się go niesamowicie, ale był profesjonalistą w każdym calu, przerastał nawet swoich przełożonych i o tym wiedział ale jak dostawał głupie rozkazy z góry zaciskał zęby mówił nam na odprawach "panowie to głupota ale to rozkazy", nigdy by nie pozwolił sobie na odmowę, pomimo że o wiele lepiej sam by to zrobił. Poza naszym strachem miał też nasz szacunek do swojej wiedzy i organizacji. Na tym polega różnica, nie sztuka, powodować strach z racji starszeństwa, trzeba posiadać jeszcze szacunek a Kłocz to zgubił, ponieważ zaraz po przypłynięciu do Anglii jego oficerowie napisali na niego strasznego paszkwila. (to ostatnie za Romanowskim, Torpeda w celu). Czekam zresztą aż ktoś wyciągnie ten kwit z Londynu na światło dzienne.
Artyleria Bóg Wojny
http://gim11.lublin.pl/luzak/patron/zyciorys.htm
W tekście listu Mokrskiego do J.Hedingera jest passus, gdzie Mokrski opisuje "winy" Kłoczkowskiego;
Interesujace jest też to:
Dużo tu bylo o superkontaktach Kłoczkowskiego, ale czy panowie oficerowie nie mieli też jakichś swoich kontaktów?[/quote]
W tekście listu Mokrskiego do J.Hedingera jest passus, gdzie Mokrski opisuje "winy" Kłoczkowskiego;
Troche to mówi o atmosferze na okręcie i frustracjach oficerów.Kłocz, okazał się tchórzem aż wstyd pisać, chciał najpierw wyczerpać wodę i wejść do neutralnego portu, bał się atakować i rewidować handlarzy, obniżał pod bombami, i wreszcie symulował chorobę, wprowadził okręt do Tallina, nie uciekł kiedy jeszcze byłoby się dało przed aresztowaniem nas, pozwolił zgubić okręt i wreszcie haniebnie został w szpitalu kiedy myśmy wyszli.
Interesujace jest też to:
No i to:Po Tallinie skoczyliśmy wszyscy o jedno stanowisko a Pierzchlewski uczy się nawigacji i artylerii, aby je wziąć. Chwilowo mam: artylerię, sygnalizację i nawigację (z Pierzchlewskim) B.P. i oddział, więc dość sporo.
Bogu dziękuję za wszystko proszę Go tylko aby nie doszło do skutku zorganizowanie K.M.W. w Anglii bo to byłoby przekreślenie na czas dłuższy ambicji młodych i wartościowych oficerów którzy byliby odsunięci a K.M.W. zapchane „trupami” którzy jeszcze raz zaczęliby wpisywać przygody „Babenberga” albo samotnych Krążowników.
Na Orle wszyscy podskoczyliśmy o jedno stanowisko, takim więc sposobem jestem torpedowym, cieszę się i uczę żeby sprostać funkcji. (...)"
Kim była Pani Teresa Majewska że mogła skutecznie wyszeptać narzeczonemu miejsce na najlepszym OP we Flocie?Pragnieniem Mokrskiego była służba na ORP "Orzeł". Tak pisał do swojej narzeczonej Teresy Majewskiej: "Westchnij czasami, aby mnie przydzielili na "Orła", jak przyjdzie do kraju, dobrze? Tak mi na tym zależy...".
Zachowany fragment listu Mokrskiego do narzeczonej
(zbiory Izby Pamięci Jerzego Pertka//Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu)
1 maja 1939 jego marzenie spełniło się - został oficerem nawigacyjnym na ORP "Orzeł".
Dużo tu bylo o superkontaktach Kłoczkowskiego, ale czy panowie oficerowie nie mieli też jakichś swoich kontaktów?[/quote]
Słusznie. Załoga ufała Kłoczkowskiemu z racji jego doświadczenia, wyraz temu dał Olesiński składając swoje zeznania. Natomiast stosunki d-cy z oficerami delikatnie powiedziawszy były bardzo napięte.Maciej pisze:Ale zarówno załoga jak i zwierzchnicy zdaje się musieli ufać
jemu i jego profesjonalizmowi pomimo cech carakteru, skoro
był d-cą najlepszego OP we wrześniu '39 a na okręcie nie doszło
do jakiegokolwiek buntu w czasie jego obecności!
Czy nie wydaje wam się że Kłocz nie do końca ufał młodym oficerom których jeszcze dobrze nie zdążył poznać? Przypuszczam że gdyby mieli trochę czasu to i dowódca przeszedłby z oficerami na lepszą stopę. A tak, będąc odpowiedzialnym za okręt i mając świeżych, niedoświadczonych i niezgranych z załogą młokosów(oczywiści chodzi mi o staż na OP) zaufał raczej doświadczeniu podoficerów, to nawet tak nie dziwi. Skądinąd frustracje oficerów też są w jakiś sposób uzasadnione. Choć fakt że jednomyślnie składali na Kłocza wszystkie winy to raczej przejaw nielojalności, co źle o nich świadczy. A może skoro Kłocz był nieobecny to hurmem przypisali mu wszystko co złe żeby samemu wyjść na czysto?Grom pisze:Słusznie. Załoga ufała Kłoczkowskiemu z racji jego doświadczenia, wyraz temu dał Olesiński składając swoje zeznania. Natomiast stosunki d-cy z oficerami delikatnie powiedziawszy były bardzo napięte.Maciej pisze:Ale zarówno załoga jak i zwierzchnicy zdaje się musieli ufać
jemu i jego profesjonalizmowi pomimo cech carakteru, skoro
był d-cą najlepszego OP we wrześniu '39 a na okręcie nie doszło
do jakiegokolwiek buntu w czasie jego obecności!
A propos panny Majewskiej, to czy zbieżność nazwisk z szefem sztabu floty jest czysto przypadkowa?
Pozdrawiam.
Sam będąc dowódcą wiem o tym że jeśli dostaje się świeżych oficerów tzw. podchorążych piątego roku, to ufa się doświadczonym podoficerom, ale trudno nazwać kapitana niedoświadczonym oficerem, nie posiadam jeszcze tego poważnego stopnia ale gdyby przeniesiono mnie z jednego rodzaju dział na inny aklimatyzacja zajęła by mi kilka tygodni, nie sądzę aby Grudziński i inni byli gorsi pod względem szybkiego opanowania zadań na swoich stanowiskach. Ktoś musiał oceniać ich umiejętności skoro otrzymali swoje funkcje. Dowodzi tego m.in. fakt, że świetnie poradzili sobie bez Kłocza kiedy go zabrakło.
Artyleria Bóg Wojny
Mam wrażenie, że Kłoczkowski świadomie skonfliktował załogę.stajek pisze:... Kłocz ... nie potrafił dogadywać się z oficerami. Coś tu niepasuje, zwykle z dowódcą bywa tak albo świetnie dogaduje się ze swoimi przełożonymi przez co młodzież oficerska żyje w oddaleniu lub odwrotnie wszyscy nie lubimy niemądrych przełożonych i załoga jest silnie związana ze sobą. I czym tłumaczyć taką wrogość oficerów w stosunku do bezpośredniego przełożonego.
Wystarczyłyby drobne gesty lekceważące w stosunku do oficerów (sposobów są tysiące, np. publiczne "prztyczki" o ich fachowości), przy jednoczesnym podkreślaniu znaczenie starszych podoficerów. Efektem jest wzajemna wrogość na linii oficerowie - podoficerowie.
Zagadką pozostają motywy takiego postępowania. Być może uważał, że łatwiej mu będzie kierować tak podzieloną załogą?
Kiedyś (a nawet całkiem niedawno) z takim jednym kolega mojego brata ciotecznego przeprowadziłem taka rozmowe .... jak najbardziej w kontekście z papierami na stole...: Co on mi powiedzieł:...
Po prostemu, aby op mogl wykazywac sie duza dzielnoscia i charakteryzowac znakomita zgrana zalogą, to uklad musi ( i nie inaczej) wygladac nastepujaco:
D-ca +XO +załoga (+czasami Iszy mechanik) +100% bosman okrętowy (łacznik z załogą) po jednej stronie szalki
a po drugiej hot heads kowboje-wazony młodzi oficerowie
Z_Y_C_I_E
taki jest schemat, taki był wtedy i jest do dzisiaj
gdyby nie skutkował to życie buy je zweryfikowało i wyparło, co nie?
XO sam sobie musi w tej ukladance znalesc swoje miejsce
nie zapomnij ze d-ca nie moze okazywac poblazliwosci wobec xo
no i co najwazniejsze, tak naprawde to xo rzadzi
nie wiedziales o tym?
d-ca wydaje decyzje, wprowadzenie ich w zycie to rola xo
popatrz na filmy o op z usa
wszystkie ale to wszystkie komendy wydane na op z usa musza byc reapatowane przez xo inaczej nikt ich nie slucha. To wymusza aby ci panowie rozumieli sie we wszystkich plaszczyznach dowodzenia.
Grudzinski niestety nie doczekal sie momentu w ktorym moglby udowodnic Kloczowi ze jest godny piastowania po nim wladzy co przy wymagajacym charakterze Klocza cale mnie nie dziwi. Facet trzymal go w ryzach (na dystans).
Możemy to jakoś rozwinąc ?. Chodzi o ocenę Świrskiego w KMW w Anglii?Bogu dziękuję za wszystko proszę Go tylko aby nie doszło do skutku zorganizowanie K.M.W. w Anglii bo to byłoby przekreślenie na czas dłuższy ambicji młodych i wartościowych oficerów którzy byliby odsunięci a K.M.W. zapchane „trupami” którzy jeszcze raz zaczęliby wpisywać przygody „Babenberga” albo samotnych Krążowników.
Mam jedno pytanie, dlaczego z uporem maniaka Grudzińskiego niektórzy nazywają Młokosem, zielonym, niedoświadczonym? W sumie ukończył szkołę podwodnego pływania we Francji, odpowiednie kursy w Polsce, od 1938 płuwał na op, a od października 1938 był zastępną Sępa (czyli w czasie budowy musiał dość dokadnie poznać wszystkie sekrety okrętów tego typu). Moim zdaniem, na zastępcę nadawał się doskonale. A o kwalifikacjach może świadczyć działalnośc na Bałtyku po ucieczce z Tallina.