Stary, o kobietach, statku i istocie dobra i zła
=====
Była sobie pewna pani mężatka, która nie poprzestawała tylko na mężu (dosłownie mówiąc przyprawiała mu rogi). No i pewnego dnia podczas spotkania trzeciego stopnia intensywności z kimś innym słyszy, że mąż wraca...
No to ona w modły: Panie Boże, spraw cud, żeby mąż niczego nie zauważył, a poddam się wszystkim Twoim wyrokom!!!
Światłość się stała, i głos przemówił:
- OK, w zamian za spokój w życiu doczesnym rezerwuję sobie prawo do zabrania Cię do siebie w dowolnym momencie, gdy będziesz poza domem.
Ona, cwaniara jedna, myśli sobie "He he, po prostu nie będę wychodziła z domu!" i mówi:
- Zgoda!
No i kochaś cudem zniknął, a mąż się nie domyślił.
Minęło parę lat, ona z domu się nie ruszała, a żeby zabić nudę, to bawiła się krzyżówkami. I pewnego dnia... wygrała rejs supernowoczesnym, superbezpiecznym i superdużym wycieczkowcem.
Nudno już jej było w czterech ścianach, więc pomyślała sobie:
- Nie wytrzymam dłużej! Niech się dzieje co chce - na statek jakoś dotrę, a na nim zamknę się w kabinie, to nic nie powinno się stać.
No i pojechała. Dotarła szczęśliwie i cieszy się urokami rejsu, tylko to dziwne jej było, że na statku same kobiety...
Aż tu nagle sztorm się rozszalał, statek tonie!
Pani w sprycie swoim próbuje coś utargować u góry:
- Panie Boże, ja rozumiem że na mnie postawiłeś kreskę, ale zlituj się - tyle dodatkowych ofiar, by mnie jedną zabrać do siebie?!
A głos z góry:
- Sześć lat was tu WSZYSTKIE zbierałem! SZEŚĆ LAT!!!