Jeszcze raz KRĄŻOWNIKI - z przypisami (Cz. I)

Okręty Wojenne lat 1905-1945

Moderatorzy: crolick, Marmik

W M Wachniewski
Posty: 181
Rejestracja: 2005-01-07, 13:05

Jeszcze raz KRĄŻOWNIKI - z przypisami (Cz. I)

Post autor: W M Wachniewski »

KRĄŻOWNIKI LEKKIE I... NIE BARDZO

Wraz z zakończeniem I Wojny Światowej w sztabach flot wojennych wszystkich światowych potęg morskich rozpoczęto analizowanie dopiero co zakończonych działań na morzach. Wnioski, wyciągnięte z tych wszystkich analiz legły następnie u podstaw nowych dokumentów bojowych i programów budowy okrętów wojennych. Właśnie w tym okresie rozpoczęto tworzenie Marynarki Wojennej Związku Sowieckiego. Flota rzeczywiście była nowa od podstaw, bowiem przed jej powstaniem zniszczono w Związku Sowieckim niemal wszystko, co było do zniszczenia, poczynając od systemu kształcenia kadr, na technologiach zaś kończąc. Przede wszystkim jednak wytracono wysoko kwalifikowanych specjalistów spośród oficerów morskich i okrętowców.
W chwili zakończenia Wojny Domowej Sowiecka Marynarka Wojenna nie miała żadnego krążownika, który pozostawałby w gotowości bojowej. Dopiero w roku 1922 weszła do służby po remoncie Aurora[1], zaś w 1923 roku służbę na Morzu Czarnym rozpoczął Komintern. Obydwa te okręty nie miały żadnej wartości bojowej, a służyły jako jednostki szkolne. Jednak Rewwojensowiet [2] Republiki uznał obecność krążowników we flocie za konieczną, co znalazło swój wyraz m. in. w ówczesnych programach budowy nowych okrętów. Z drugiej strony nie do końca wiedziano, jakich właściwie krążowników nowa Rosja potrzebuje, ani też do czego ich potrzebuje. Odpowiedź na pierwsze z tych pytań wydawała się być prostą – sytuacja gospodarcza i finansowa kraju pozwalała liczyć jedynie na dokończenie budowy okrętów typu Swietłana, będących w znacznie już zaawansowanych stadiach. A skoro wiedziano już, do jakiego typu należeć będą budowane jednostki, nie zawracano sobie też nazbyt głów ich przeznaczeniem, pozostawiając je bez zmian. Wydawało się to tym bardziej logiczne, że obok wykańczanych w stoczniach krążowników trzon nowej floty miały tworzyć drednoty typu Sewastopol i niszczyciele typu Nowik. W rzeczywistości utworzono eskadry dawnej floty carskiej (dla których swego czasu zaplanowano budowę okrętów typu Swietłana). Zadaniem wspomnianych krążowników typu Swietłana było prowadzenie działań rozpoznawczych i obrony ciężkich okrętów liniowych przed atakami wrogich niszczycieli. Dla jednostek typu Swietłana nie przewidywano zadań bojowych do wykonania na oddalonych liniach komunikacyjnych przeciwnika.
Należy przy tym zauważyć, że już w chwili rozpoczynania budowy tych jednostek w 1914 roku nie pasowały one do przyjętej w świecie klasyfikacji okrętów wojennych [3]. Wypornością odpowiadały podklasie krążowników (podklasy ciężkich krążowników jeszcze wtedy nie było). Krążowniki pozostałych flot świata miały za główne zadanie obronę własnych dalekich linii komunikacyjnych, co pociągało za sobą wysokie wymagania co do zasięgu pływania (ponad 4.500 Mm), artylerii (kaliber dział od 152 mm). To z kolei oznaczało odpowiednio większą wyporność – rzędu 5.000 ton. Dla krążowników typu Swietłana przewidziano jako rejony działania Bałtyk i Morze Czarne, co pozwoliło ograniczyć ich maksymalny zasięg do 3.700 Mm (w praktyce był on jeszcze mniejszy). Gdy chodzi o kaliber głównej artylerii (130 mm), to okręty mieściły się w podklasie lekkich krążowników. Jednostki tej podklasy spod innych bander miały główną artylerię o kalibrach od 102 do 127 mm, ale ich wyporność w zasadzie nie przekraczała granicy 4.000 ton. W ten sposób krążowniki typu Swietłana już od samego początku okazały się co nieco zbyt duże dla służby na korzyść eskadr, w dodatku w warunkach ograniczonej przestrzeni przewidywanych dla nich teatrów działań. W pozostałych parametrach okręty nie różniły się zbytnio od swoich "rówieśników", to jest krążowników, które weszły do linii w gorącym okresie początków Pierwszej Wojny Światowej. Jednak wskutek wiadomych przyczyn opóźnieniu uległa ich budowa; Swietłana weszła do służby dopiero w 1928 roku pod nową nazwą Profintern. O rok wcześniej do służby w składzie Floty Czarnomorskiej weszła Czerwona Ukraina (dawny Admirał Nachimow). Choć Admirał Nachimow był według projektu nieco większy od Swietłany (miał 7.600 ton wyporności), to układ przedziałów, a także rozmieszczenie uzbrojenia i różnych urządzeń okrętowych były na nim takie same, jak na Swietłanie. Oba okręty budowano w zasadzie według oryginalnych planów, lecz w trakcie prac plany modyfikowano, dodając m. in. wyposażenie lotnicze i wzmacniając artylerię przeciwlotniczą; oprócz tego zwiększono liczebność załogi. Wskutek wszystkich tych zmian wyporność Profinterna okazała się również wyższa, niż powinna być u Admirała Nachimowa; wyporność Czerwonej Ukrainy przekroczyła nawet 8.000 ton. Wzrost wyporności nie wpłynął na prędkość maksymalną okrętów: oba rozwinęły podczas prób zakładane w projektach 29,5 węzła.
W chwili wejścia do służby tych pierwszych sowieckich krążowników, siły Flot Bałtyckiej i Czarnomorskiej składały się z okrętów liniowych typu Sewastopol i niszczycieli typu Nowik. W ten sposób, przynajmniej na Bałtyku – formalnie powstały wyważone siły morskie, jednak rzeczywistość okazała się mniej różowa. Dysproporcja sił morskich stacjonujących na poszczególnych teatrach przyszłych działań, jaka powstała w końcu lat dwudziestych, wymagała przebazowania okrętu liniowego Sewastopol i krążownika Profintern z Bałtyku (a dokładniej z Zatoki Fińskiej) na daleko większy rozmiarami teatr czarnomorski. W ten sposób Flota Bałtycka, mająca w swoim składzie dwa okręty liniowe wspomnianego typu Sewastopol i jedenaście niszczycieli typu Nowik, pozostała bez żadnego krążownika. Problemów nie brakło również i na Morzu Czarnym, a chodziło o to, że utworzono tam Brygadę Krążowników z Profinternem, Czerwoną Ukrainą i przestarzałym Kominternem. Okazała się ona tworem czysto administracyjnym, bowiem wspomniany Komintern mógł rozwinąć maksymalną prędkość zaledwie 23 węzłów i w razie wyjścia do wspólnej akcji spowalniałby działania obu nowszych okrętów. Jeszcze gorszą wadą było jednak to, że niszczyciele Floty Bałtyckiej rozwijały tylko po 28 węzłów wobec 33 węzłów prędkości niszczycieli czarnomorskich, co oznaczało, że krążownikom po prostu może zwyczajnie zabraknąć prędkości, by mogły one poprowadzić szybkie niszczyciele do ataku torpedowego na przeciwnika. W tej sytuacji jedynym zadaniem, jakie można byłoby przydzielić Profinternowi i Czerwonej Ukrainie, było (stosownie do oryginalnej koncepcji przedrewolucyjnej) osłanianie Sewastopola przed atakami niszczycieli wroga. Jednak i to budziło z każdym kolejnym rokiem coraz większe wątpliwości, związane ze wzrostem wielkości coraz lepszymi osiągami i większym kalibrem artylerii niszczycieli, budowanych w okresie międzywojennym. O ile wyporność niszczycieli sprzed Pierwszej Wojny Światowej ledwie przekraczała tysiąc ton, o tyle w latach trzydziestych niszczyciele osiągały już wyporność w granicach dwóch tysięcy ton, by niezadługo potem granicę tę przekroczyć. Kaliber artylerii, w jaką uzbrajano te okręty, wahał się od 120 do 138 mm. Z tego powodu artylerię o kalibrze mniejszym niż 150 mm instalowano we flotach obcych tylko na tak zwanych krążownikach przeciwlotniczych. Działa kalibru 150 mm instalowano też na okrętach liniowych, jako ich artylerię średnią [4]. Jeszcze bardziej komplikował sytuację fakt, iż pierwsze sowieckie krążowniki dysponowały raczej prymitywnymi systemami kierowania ogniem i stanowiskami artyleryjskimi o stosunkowo małej szybkostrzelności. Trudno było znaleźć dla nich równorzędnego przeciwnika również wśród krążowników zbudowanych po Pierwszej Wojnie Światowej, bowiem te miały znacznie lepsze od nich właściwości taktyczno-techniczne.
Z tego, co powiedzieliśmy dotychczas, można wysnuć wniosek, iż Profintern (którego nazwę zmieniono w listopadzie 1941 roku na Krasnyj Krym) i Czerwona Ukraina nie miały jako krążowniki żadnej wartości taktycznej w warunkach Morza Czarnego, będąc de facto wielkimi kanonierkami morskimi. Doświadczenia późniejsze, z okresu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, wniosek ten potwierdzają, bowiem okręty faktycznie wykonywały następujące zadania:
· ostrzał celów brzegowych widocznych (z okrętu w ruchu) oraz celów niewidocznych (z wcześniej przygotowanych pozycji) [5];
· stawianie obronnych zagród minowych;
· przewozy oddziałów wojskowych, czy wreszcie
· wysadzanie wojsk desantu morskiego w nakazanych rejonach.
Brak w tym emploi zadań czysto krążowniczych związany był zasadniczo z brakiem wielkich jednostek artyleryjskich przeciwnika na Morzu Czarnym – "dopiero wtedy by zobaczyli!". Wyobraźmy sobie jednak, że stało się to, do czego przygotowywała się flota sowiecka – to jest, że Turcja przystąpiła do wojny. Kraj ten miał w składzie swojej floty krążowniki pochodzące z lat wojny rosyjsko-japońskiej [6]. Główną jednak "bronią" Turcji były... Cieśniny, przez które w razie potrzeby mogłyby wpłynąć na Morze Czarne okręty Marynarki Wojennej Włoch. Większość włoskich krążowników lekkich była uzbrojona w osiem dział 152 mm każdy, przy czym działa te mogły prowadzić ogień na obie burty. Okręt włoski mógł w ciągu minuty wystrzelić ze swoich dział 3.072 kg stali wobec 1.876 kg z dział okrętu sowieckiego. Okręty włoskie miały przy tym miażdżącą przewagę prędkości, która w razie starcia pozwoliłaby im zająć i utrzymywać do woli korzystną pozycję względem celu. Ponadto większa o czterdzieści kabli donośność dział i obecność na pokładach nowoczesnych systemów kierowania ogniem pozwalały dwukrotnie skrócić czas przygotowania do otwarcia ognia i o jedną trzecią – czas przejścia na ogień ciągły, co wszystko razem nie pozostawia żadnych wątpliwości co do wyniku ewentualnego starcia między okrętami włoskimi a sowieckimi. Zadania, jakie wykonywały podczas wojny Krasnyj Krym i Czerwona Ukraina – były jedynymi, jakie okręty te w ogóle mogły wykonywać.
W pewnym stopniu wiedziały o tym wszystkim zarówno dowództwo sowieckiej Marynarki Wojennej, jak i kierownictwo kraju, choć ze względów politycznych i ideologicznych temat ten poruszano rzadko, w tajemnicy i jedynie w zamkniętych grupach. Jednak tu i tam krążyły niepochlebne opinie wyrażane o wspomnianych okrętach, co stało się jedną z przyczyn podjęcia decyzji o dokończeniu dla Floty Czarnomorskiej jeszcze jednego krążownika według znacznie zmienionego projektu. Chodziło o zaczętego jeszcze w 1913 roku Admirała Łazariewa, który został zwodowany w maju 1915 roku, a całą Wojnę Domową przestał po prostu w stoczni w Nikołajewie. Przed wyprowadzeniem za granicę uratowało okręt słabe zaawansowanie jego budowy i brak w porcie dostatecznej liczby odpowiednio silnych holowników. Decyzję o kontynuacji budowy okrętu aż do jego ukończenia podjęto już w roku 1924, ale projekt modernizacji zatwierdzono dopiero w roku 1926, zaś prace rozpoczęto we wrześniu roku następnego.
Wspomniane zmiany w projekcie okrętu obejmowały przede wszystkim wymianę jego dziewięciu "stotrzydziestek" na osiem dział 203 mm, pozdejmowanych swego czasu ze starych bałtyckich pancerników i krążowników. Owe działa jednak, wyprodukowane w Wielkiej Brytanii jeszcze w 1905 roku, bynajmniej nie poprawiały zbytnio właściwości taktycznych nowego krążownika, zaś obecność w jego uzbrojeniu artylerii dwóch kalibrów (203 mm na pokładzie i 130 mm w kazamatach) komplikowało tylko procedury kierowania ogniem. Z drugiej strony w 1925 roku w zakładach zbrojeniowych Bolszewik (dawniej Obuchowski) zaprojektowano pierwszą sowiecką okrętową wieżę artyleryjską B-1-K kalibru 180 mm. Jeśli chciało się wtedy opracować nowy typ okrętowego działa i wypróbować go na jednostce pływającej – to wymarzoną platformą do takich prób mógł zostać tylko dawny Admirał Łazariew, który w grudniu 1926 roku otrzymał nową nazwę: Krasnyj Kawkaz. I tak zbieg okoliczności doprowadził do podjęcia decyzji o znaczniejszej, niż planowana uprzednio przebudowie okrętu.
W wyniku tej przebudowy Flota Czarnomorska otrzymała w styczniu 1932 roku krążownik, który teoretycznie mógł dorównać jednostkom flot jej potencjalnych przeciwników. Rzeczywiście – okręt, pomijając fakt uzbrojenia jedynie w cztery armaty głównego kalibru, mógł w ciągu minuty wystrzelić w stronę przeciwnika 2.340 kg pocisków na odległość do 210 kabli (to jest aż po horyzont). Jeśli porównać Krasnyj Kawkaz z którymś ze wspomnianych lekkich krążowników włoskich – to ten ostatni, lubo zdolny wystrzelić więcej pocisków w ciągu minuty, mógł prowadzić ogień jedynie na odległość 140 kabli i przy spotkaniu z Kawkazem mógł zakończyć swoją karierę pod ogniem przeciwnika, zanim sam osiągnąłby dystans skutecznej walki artyleryjskiej. Niestety była to tylko teoria, bowiem system kierowania ogniem artylerii głównej Kawkaza skutecznie pracował na odległościach do 135 kabli, a ponadto, mimo osiągnięcia przez sowieckie działa okrętowe w 1933 roku szybkostrzelności sześciu strzałów na minutę, podczas całej służby Krasnego Kawkaza przeciętna szybkostrzelność jego artylerii nie przekroczyła czterech strzałów na minutę. Jak gdyby tego było mało – podczas prób wyszła na jaw nadzwyczaj krótka żywotność luf głównych dział Kawkaza: przy strzelaniach bojowymi pociskami wynosiła ona 55, a w akcji, kiedy strzelano na maksymalną donośność około 200 kabli – tylko 30 strzałów. Chociaż każda taka lufa była konstrukcyjnie wzmocniona [7], to po owych trzydziestu strzałach zużywała się i musiała być wymieniona na nową.
W 1937 roku sytuacja wymusiła na kierownictwie Marynarki Związku Sowieckiego półoficjalne przyznanie się do stosunkowo niewielkiej wartości bojowej Krasnego Kawkaza. Rozpracowywano tam wtedy zagadnienie ewentualnego wysłania ku wybrzeżom ogarniętej wtedy wojną domową Hiszpanii zespołu jednostek wojennych floty sowieckiej, które stosownie do postanowienia Międzynarodowej Komisji d/s Przestrzegania Neutralności miału uczestniczyć w tzw. neutrality patrols. Okrętem flagowym sowieckiego zespołu miał być właśnie Krasnyj Kawkaz, podówczas najnowocześniejsza jednostka MW ZS. Niestety, musiano w pewnym momencie przyznać, iż okręt ten jest bardziej jednostką doświadczalną, niż w pełni sprawną bojowo. Równocześnie postanowiono, iż w ramach planowanej na lata 1938-40 wielkiej przebudowy okrętu przeprowadzi się też jego modernizację wg jednego z dwóch przygotowanych projektów. Pierwszy z nich zakładał przezbrojenie krążownika w trzy lub cztery podwójne wieże MK-17 z działami 152 mm, wg drugiego zaś dotychczasową artylerię główną okrętu miano zastąpić czterema podwójnymi wieżami B-2-U z działami uniwersalnymi kalibru 130 mm. Ponadto zakładano uzbrojenie krążownika w nowoczesną artylerię przeciwlotniczą i wyposażenie go w odpowiedni system kierowania ogniem. Wspomniana przebudowa, nazywana "remontem kapitalnym" Kawkaza, rozpoczęła się planowo, acz niestety – żadna z przewidywanych do instalacji na okręcie armat nie była gotowa na czas, wciąż pozostając w fazie projektowania. Chciano zatem uciec się do rozwiązania kompromisowego i uzbroić krążownik w cztery wieże typu B-2LM, lecz przemysł jak zwykle "nawalił" i wspomnianych wież nie zdołano "wytrzasnąć" nawet dla nowego "lidera" Taszkient. W ten sposób "na lodzie" został i Kawkaz. Mimo przygotowania w 1934 roku jednej, a w roku następnym kolejnych trzech luf dla wymiany zużytych, w chwili wybuchu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej okręt wciąż nie był gotów do akcji. Z tego też powodu Krasnyj Kawkaz tylko cztery razy w ciągu całej wojny (!) użył bojowo swojej artylerii: 12 września i 15 października 1941 roku pod Odessą oraz 3 i 22 grudnia tegoż roku w Sewastopolu (gdzie wystrzelono odpowiednio 135 i 20 pocisków dymnych).
Jeszcze przed wejściem Krasnego Kawkaza do służby rozpoczęto przygotowania do budowy krążowników według zupełnie nowego projektu, który z czasem otrzymał oznaczenie Projekt 26. Wszystko szło jak po grudzie, lecz z pomocą Włochów, przy wykorzystaniu jednego z ich projektów i po zakupieniu we Włoszech kompletnej siłowni, w dniu 22 października 1935 roku położono w Leningradzie stępkę pod nowy krążownik, dla którego wybrano nazwę Kirow. Szczególną cechą wyróżniającą okręty Projektu 26 i ulepszonego Projektu 26bis od pozostałych krążowników sowieckich była ich główna artyleria kalibru 180 mm [8], rozmieszczona w potrójnych wieżach. Początkowo zakładano uzbrojenie okrętu w trzy wieże podwójne; projekt owych wież opracowano z pomocą jednej z włoskich firm zbrojeniowych. Jednak 5 października 1934 roku, kiedy podejmowano stosowną decyzję, większe uznanie zyskał projekt wieży potrójnej. Chodziło o doprowadzenie do końca koncepcji "wieży typu włoskiego", przewidującej takie umieszczenie w niej dział, by kąt podniesienia regulowany był jednym systemem dla wszystkich trzech luf równocześnie. Groziło to jednak tym, że w razie jednego tylko celnego trafienia wrogim pociskiem, cała wieża zostałaby wyłączona z akcji, podczas gdy takie samo trafienie w wieżę z niezależnym systemem regulacji kąta podniesienia luf wyeliminowałoby z dalszej akcji tylko jedno działo. Założenie było proste: o ile w wieżach przewidziano wspólny dla wszystkich dział system regulacji kąta podniesienia luf, a w akcji prawdopodobieństwo trafienia wrogiego pocisku w wieżę – obojętne podwójną czy też potrójną – jest właściwie takie samo, to w pierwszym przypadku okrętowi pozostaną cztery, zaś w drugim sześć sprawnych dział. Ponadto, jak wykazały obliczenia, wieża potrójna (bez dział) była ledwie o trzydzieści ton cięższa od podwójnej. Tak powstawała koncepcja potrójnej okrętowej wieży artyleryjskiej z działami 180 mm MK-3-180. Pierwsze trzy takie wieże zainstalowano latem 1937 roku na budowanym krążowniku Kirow, a we wrześniu przeprowadzono próbne strzelania. Już po pierwszych przeprowadzonych strzelaniach poczyniono wiele zastrzeżeń, ale w końcu (w sierpniu 1938 roku) wieże i działa trafiły do instalacji na okręcie, mogąc jednak wystrzelić tylko 2 razy w ciągu minuty zamiast planowanych pięciu i pół. Artylerzyści Kirowa mogli przystąpić do planowego szkolenia i ćwiczeń dopiero w 1940 roku. Sam okręt rozpoczął oficjalnie służbę 13 września 1939 roku i nawet wziął udział w zimowej wojnie sowiecko-fińskiej.
Sowiecka Marynarka Wojenna otrzymała w sumie sześć nowych lekkich krążowników: dwa Projektu 26 i cztery Projektu 26bis.
Cztery spośród tych okrętów wzięły udział w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, jednak charakter działań nie pozwolił żadnemu z nich spotkać się w boju z równorzędnym przeciwnikiem. Dlatego o realnych możliwościach bojowych, zaletach i wadach tych krążowników – można dyskutować jedynie teoretycznie. Taka też może być ich ocena całościowa. W sowieckiej literaturze tematu wielokrotnie podejmowano próby takiej oceny, a w skrajnych przypadkach porównywano okręty z podobnymi jednostkami z innych flot. Nie jest przy tym do końca jasne, dlaczego krążowniki typu Kirow od zawsze nazywano tylko lekkimi i porównywano z innymi lekkimi krążownikami świata. Zgodnie bowiem z postanowieniami Konferencji Londyńskiej z 1930 roku za "lekkie" uważano krążowniki uzbrojone w artylerię kalibru do 155 mm, podczas gdy Kirow uzbrojony był w działa kalibru 180 mm. Zwykle o klasyfikacji decydowała stosunkowo niewielka wyporność Kirowa (7.800 ton); krążowniki ciężkie miały po dziewięć i więcej tysięcy ton. Dlaczego w takim razie za lekki uważa się amerykański krążownik Worcester (o wyporności 14.700 ton), czy brytyjski Belfast (11.500 ton)? [9] Tu zbyt mały jest kaliber głównej artylerii. My tutaj, stosownie do obowiązującej w tamtych czasach klasyfikacji, zaliczamy krążowniki projektów 26 i 26bis do ciężkich.
Projektowanym okrętom przypaść miały do wykonywania wszystkie klasyczne zadania krążowników, może z wyjątkiem jednego – zwalczania dostaw zaopatrzenia przeciwnika. Zadanie to początkowo przydzielono nowym okrętom, lecz po wejściu do służby pierwszych dwóch jednostek ze wspomnianego zadania zrezygnowano, co po części spowodowane było specyfiką Bałtyku i Morza Czarnego, jako teatrów działań bojowych, na których nowe krążowniki miały operować. Wysłania okrętów na północ nie rozważano, a na wejście do służby okrętów dla Floty Oceanu Spokojnego trzeba było jeszcze długo poczekać. Z drugiej strony emploi nowych krążowników ograniczał ich zasięg, który przy osiemnastu węzłach prędkości wynosił 4.000 Mm. Właściwości taktyczno-techniczne okrętów Projektów 26 i 26bis zapewniały wykonywanie wszelkich zadań na korzyść własnych sił głównych, lecz trzonem tych ostatnich były stare pancerniki typu Sewastopol. O ile podczas wspólnych działań starych i nowych okrętów te pierwsze z reguły bywają kulą u nogi dla tych drugich [10], o tyle dla nowych krążowników utworzono specjalnie nowe formacje – zespoły sił lekkich.
W ich skład wchodziły obok nowych krążowników także najnowsze niszczyciele Projektów 7 i 7u. Tak sformowane zespoły mogły działać zarówno z siłami głównymi (we Flocie Czarnomorskiej Zespół Sił Lekkich również operacyjnie podlegał dowódcy sił głównych), jak i samodzielnie. Wkrótce zaczęły wykonywać zadania typowe dla krążowników: zwalczanie zaopatrzenia dla sił przeciwnika, stawianie ofensywnych zagród minowych, ogniowe wsparcie własnych wojsk lądowych itp. Ograniczeniem dla ataków na linie zaopatrzeniowe przeciwnika był operacyjny zasięg niszczycieli (około 2000 Mm); na Bałtyk i Morze Czarne zasięg ten w zupełności wystarczał. Z drugiej strony należy zauważyć, że po raz pierwszy w naszej Marynarce Wojennej jakość artylerii okrętów, a przede wszystkim zainstalowanych na ich pokładach urządzeń do kierowania ogniem artyleryjskim pozwalała efektywnie wspierać z morza własne wojska lądowe, a co ważniejsze – razić pociskami dział okrętowych cele niewidoczne z pokładów jednostek. Najsłabszą stroną nowych krążowników okazała się ich artyleria przeciwlotnicza, lecz w początkach II Wojny Światowej była to Achillesowa pięta wszystkich flot (choć prawdą jest że Wielka Wojna Ojczyźniana zaczęła się niemal w dwa lata później). Nasze krążowniki (przynajmniej te z Floty Czarnomorskiej) z powodzeniem wykonywały niemal wszystkie wymienione wyżej zadania, no, może z wyjątkiem stawiania ofensywnych zagród minowych. Na temat zaś ewentualnych bezpośrednich pojedynków tych okrętów z ich odpowiednikami z innych flot możemy tylko spekulować, bowiem do żadnego takiego spotkania nie doszło.
Jeśli porównać Kirowa z krążownikami lekkimi, to od razu zauważymy jego przewagę w donośności dział i ciężarze pocisku. Na przykład prawdopodobieństwo 0,02 [11] trafienia pocisku głównej artylerii Kirowa w burtę amerykańskiego Brooklyna występowało już na dystancie 170 kabli, podczas gdy w odwrotnym przypadku – dopiero na dystansie 130 kabli. Jednak już na dystansie rzeczywistym wynoszącym 100 kabli prawdopodobieństwo trafienia w burtę przeciwnika sięgało 0,05 [12], przy czym Kirow w ciągu minuty wystrzeliłby 4.387,5, zaś Brooklyn – aż 5.008,5 kg pocisków. W przypadku porównania Kirowa z brytyjskim lekkim krążownikiem Belfast powtarza się historia z prawdopodobieństwem trafienia, lecz na dystansie rzeczywistym 100 kabli "brytyjczyk" wystrzeliłby w ciągu minuty tylko 4.267,2 kg pocisków.
Widać stąd, że skuteczność bojowa okrętów sowieckiego i brytyjskiego była mniej więcej taka sama, zaś okręt amerykański przeważał nad obu pozostałymi. Ponadto Brooklyn miał strefę bezpieczeństwa na dystansach od 95 do 103 kabli [13]. W przypadku spotkania Kirowa z Belfastem strefy bezpieczeństwa nie było, bowiem pociski "brytyjczyka" po trafieniu w burtę naszego okrętu przebijałyby opancerzenie jego burt niezależnie od dystansu walki. W przypadku solidniej opancerzonego krążownika Projektu 26bis sytuacja wyglądała nieco lepiej, bowiem ten okręt miałby już strefę bezpieczeństwa: w pojedynku z "amerykaninem" – na dystansach 78-98 kabli, zaś naprzeciw "brytyjczyka" – na dystansach 62-97 kabli.
W razie starcia z ciężkimi krążownikami innych flot – ani Kirow, ani Maksim Gor'kij nie miałyby stref bezpieczeństwa. Nie miałby jej niemiecki Admiral Hipper, ani krążowniki brytyjskie; dopiero amerykański Wichita miałby taką strefę na dystansach 95-103 kabli. Nasze działa kalibru 180 mm miały teoretycznie większą donośność, niż amerykańskie kalibru 203 mm, lecz na dystansach około 110 kabli (to jest takich, na których mógłby się rozpocząć pojedynek ogniowy wspomnianych okrętów) – prawdopodobieństwo trafienia jednym pociskiem w burtę okrętu przeciwnika wyrównywało się. Sowiecki krążownik z działami kalibru 180 mm w zasadzie nieco przewyższał skutecznością swojej artylerii waszyngtońskie krążowniki innych flot. Z drugiej strony prawdą jest, że w boju ważna jest też szybkostrzelność głównych dział, a sowieckie krążowniki nie miały okazji dowieść swojej rzeczywistej skuteczności bojowej. Jeśli chodzi zaś o właściwości obronne, to opancerzenie Gor'kiego (a tym bardziej Kirowa) było jednak słabsze od opancerzenia innych ciężkich krążowników z ostatnich lat przed wybuchem II Wojny Światowej. Ciężar pocisków, jakie w ciągu minuty mogłaby wystrzelić ze wszystkich luf artyleria przeciwlotnicza sowieckiego krążownika mieścił się na średnim poziomie europejskim, lecz w tych czasach zdawano już sobie powszechnie sprawę z konieczności powiększenia kalibru dział przeciwlotniczych z 76-102 do 120-133 mm (co pierwsi zrobili Amerykanie). Z drugiej strony dla pełnego wykorzystania przewagi w kalibrze artylerii potrzebne były odpowiednie systemy kierowania jej ogniem. Tu przodowali Niemcy [14] ze swoimi czterema zakresami. Krążowniki sowieckie dysponowały przewagą prędkości, co przy ich słabych właściwościach obronnych miało wielkie znaczenie. Doświadczenia wojenne podpowiadają jednak, że nie można polegać li tylko na jednym elemencie techniczno-taktycznej charakterystyki danego okrętu. Na przykład w 1940 roku, podczas bitwy u przylądka Spatha, dwa włoskie krążowniki lekkie, mogące rozwinąć maksymalną prędkość aż 37 (na próbach nawet do 40) węzłów każdy, usiłowały oderwać się od brytyjskiego krążownika Sydney [15], rozwijającego ledwie 32,5 węzła. W rezultacie krążownik Bartolomeo Colleoni został zatopiony, zaś Bande Nere [16] uratowało tylko to, że na "brytyjczyku" skończyła się amunicja; warto dodać, że uciekające włoskie krążowniki rozwijały prędkość ponad 32 węzłów. Jeśli idzie o okręty sowieckie, to np. Mołotow rozwijał w warunkach bojowych prędkość 28 węzłów.
Rozpatrując podane powyżej wartości, należy pamiętać, że ukazują one w jakiejś mierze wartość artylerii opisanych okrętów, choć słabo informują o sprawności systemów śledzenia celu, czy kierowania ogniem. Nic nie mówią też o sprawności ludzi z obsługi, a jak pokazały doświadczenia wojenne – właśnie te czynniki decydowały w stopniu znacznym o wynikach poszczególnych starć. Ot, na przykład – wstrzelanie się baterią dział kalibru 152 mm w cel odległy o 120 kabli zajmowało, w zależności od posiadanych systemów pomocniczych, od 1,2 do 3,7 minuty [17]. Efektywność ognia artylerii znacznie wzrosła za sprawą radaru. Możemy z całym spokojem powiedzieć, że wraz z pojawieniem się na okrętach artyleryjskich stacji radiolokacyjnych zaczęła się prawdziwa rewolucja w użyciu bojowym flot i morskiej sztuce wojennej. O ile w 1939 roku urządzenia radarowe stanowiły rzecz nie z tego świata, to w 1941 roku, po zatopieniu Bismarcka [18] na Atlantyku i trzech włoskich krążowników ciężkich w bitwie u przylądka Matapan [19] radar stał się tak nieodzownym elementem okrętowego wyposażenia bojowego, jak radiostacje czy artyleria. Liczne przykłady pokazują, że flota, która nie posiadała na swoich okrętach sprawnych stacji radarowych – nie była w stanie wykonywać swoich zadań i ponosiła ciężkie straty. Pomimo przystąpienia ZSRS do wojny dopiero w połowie 1941 roku sytuacja sowieckich krążowników na tym polu już na starcie była trudna, jako że na ich pokładach nie było stacji radarowych. Krążownik Mołotow miał co prawda stację obserwacji powietrznej "Redut-K", lecz był to egzemplarz pojedynczy i tak już pozostało. Rodzimy przemysł wyprodukował do końca wojny jedynie trzy (!) stacje radiolokacyjne "Hughes-1"[20], które zainstalowano na niszczycielach.
Tytułem podsumowania, o krążownikach zbudowanych w Związku Sowieckim można powiedzieć, że były one w swoich latach okrętami w pełni nowoczesnymi i odpowiednio przystosowanymi do warunków zamkniętych teatrów działań wojennych, na jakich przyszło im działać, chociaż trzeba też stwierdzić, że ich opancerzenie, artyleria przeciwlotnicza i wyposażenie radioelektroniczne były słabe. Za niedostateczną uznać też należy żywotność poszczególnych elementów ich artylerii głównej – np. wspólne mechanizmy regulacji kąta podniesienia dla wszystkich luf jednej wieży, obecność tylko jednego dalmierza i stanowiska kierowania ogniem artylerii, czy słabość [21] stanowisk artylerii kalibru 100 mm. Usunięcie tych wszystkich niedociągnięć, wykrytych już podczas budowy poszczególnych okrętów, okazało się już niemożliwe, wobec czego w 1936 roku przystąpiono do prac nad nowym projektem lekkiego krążownika.
W dniu 9 grudnia 1935 roku w Londynie zainaugurowano obrady kolejnej konferencji, poświęconej zbrojeniom morskim. W centrum uwagi jej uczestników znalazły się jednak nie tyle kwestie ilościowe, co elementy jakościowe poszczególnych klas jednostek wojennych. W szczególności ograniczono wyporność nowych krążowników do 8.000 ton, a kaliber ich artylerii do 155 mm, co znaczyło, że odtąd będzie wolno budować jedynie krążowniki lekkie. Stosownej umowy nie podpisały wprawdzie ani Japonia [22], ani Włochy Mussoliniego, lecz z drugiej strony istniała możliwość przystąpienia do umowy innych państw. Brak podpisów przedstawicieli Japonii i Włoch od początku stawiał użyteczność zawartego układu pod znakiem zapytania, lecz otwartość układu pozwalała państwom słabszym militarnie poczuć się współuczestnikami procesu budowy prawnych podstaw światowego pokoju.

================================================================
[1] Ten wspaniały swą historią, ponad stuletni krążownik pancernopokładowy istnieje do dziś w charakterze jednego z najsławniejszych okrętów-pomników na świecie (przyp. tłum., wmw).
[2] Rewolucyjna Rada Wojenna (rząd młodego państwa sowieckiego, albo jego Ministerstwo Wojny? przyp. tłum., wmw).
[3] Ta z pozoru mało ważna okoliczność miała fatalne następstwa dla Floty Ojczystej: odtąd bowiem żaden z budowanych dla niej krążowników nie pasował do klasyfikacji okrętów wojennych przyjętej w świecie (przyp. aut., AWP).
[4] W latach trzydziestych doszło do różnicy zdań między teoretykami z różnych krajów w sprawie celowości instalowania na okrętach liniowych oddzielnych systemów artyleryjskich do obrony przed atakami niszczycieli wroga oraz jego lotnictwa bombowego i torpedowego. W niektórych krajach (np. w Wielkiej Brytanii czy USA) decydowano się stosować na pancernikach artylerię przeciwlotniczą lub uniwersalną kalibrów od 127 do 133 mm. Za takim rozwiązaniem przemawiało po pierwsze to, że artyleria takich kalibrów byłaby skuteczna przeciw różnym nieopancerzonym celom morskim, zwłaszcza, gdy uwzględnić jej samodzielne stanowiska i szybkość reakcji; po drugie uważano, że z niszczycielami wroga powinny walczyć własne krążowniki osłaniające okręty liniowe, zaś przed atakami wrogiego lotnictwa wspomniane okręty liniowe winny bronić się same. Z drugiej strony we flotach wojennych Niemiec, Francji, Włoch i Rosji z szeregu względów wyznawano inne zasady. Niemcy przygotowywali swoje okręty wyłącznie do działań na liniach komunikacyjnych przeciwnika, gdzie dany pancernik musiałby radzić sobie sam. Francuzi i Włosi wiele uwagi poświęcali swoim siłom lekkim, oczekując od nich odpowiedniej aktywności. We flocie sowieckiej podział kalibrów na średni przeciw celom morskim i przeciwlotniczy spowodowane było w znacznej mierze niemożnością opracowania uniwersalnego stanowiska artyleryjskiego kalibru 130 mm; istniejące działa plot. kalibru 100 mm okazały się natomiast zbyt słabe do zwalczania dużych celów morskich (przyp. aut., AWP).
[5] Ostrzał celów niewidocznych z okrętu w ruchu był mało skuteczny, bowiem krążowniki miały jedynie prymitywne urządzenia do kierowania ogniem własnej artylerii. Dlatego w przypadkach celów niewidocznych okrętom wyznaczano do ostrzelania nie konkretny cel, lecz pewien obszar (przyp. aut., AWP).
[6] Tj. z lat 1904-05 (przyp. tłum., wmw)
[7] W oryginale stoi tu: skreplonnym, to jest' bez lejnera (zob. str. 36 łam lewy w. 22 od góry; przyp. tłum., wmw)
[8] Kaliber 180 mm wybrano z rozmysłem. Wartość 180 mm jest cokolwiek przypadkowa, ale jedno można powiedzieć na pewno: kaliber artylerii sowieckich krążowników lekkich był zawsze większy od artylerii "standardowych" okrętów tej klasy w innych flotach. Podobnie kaliber artylerii głównej sowieckiego krążownika ciężkiego powinien być większy od kalibru artylerii "standardowych" odpowiedników z innych flot. W tamtych czasach był to dla nas jedyny sposób osiągnięcia przewagi nad potencjalnym przeciwnikiem, bowiem wszystkie inne sposoby – naukowe, techniczne czy organizacyjne – były dla nas nieosiągalne (przyp. aut., AWP).
[9] HMS Belfast, zbudowany w stoczni Harland & Wolff w mieście, którego nazwę nosi – istnieje (podobnie jak wspomniana wyżej rosyjska Aurora) do dziś, pełniąc od 21 października 1971 roku rolę okrętu-muzeum na Tamizie w Londynie (przyp. tłum., wmw).
[10] W oryginale zapisano dosłownie: te pierwsze zyskują mniej, niż tracą te drugie, co pozwoliłem sobie zinterpretować po swojemu... (przyp. tłum., wmw)
[11] Oznaczało to, że trafiłby jeden z pięćdziesięciu wystrzelonych pocisków (przyp. tłum., wmw).
[12] W tej sytuacji trafiłby jeden z dwudziestu wystrzelonych pocisków (przyp. tłum., wmw).
[13] W oryginale autor napisał, iż okręt amerykański miał tzw. "strefę swobodnego manewrowania", po czym objaśnił, że są to dystanse, na których pociski przeciwnika teoretycznie nie są w stanie razić żywotnych części walczącego okrętu (nie przebiją jego pancerza), i że strefę tę oblicza się indywidualnie dla każdego okrętu, działa i pocisku. Napisał też, że z tego powodu podawane w jego pracy dystanse należy uważać za średnie. Ciekawe swoją drogą, czy owa strefa bezpieczeństwa oznacza, że posiadający ją okręt mógłby po prostu bezpiecznie dla siebie zniszczyć przeciwnika? (przyp. aut., AWP i tłum., wmw)
[14] Niemcy od dawna mieli też znakomite działa okrętowe oraz naprawdę wybitnych artylerzystów, którzy nie raz wykonali swą robotę na szóstkę z plusem (by wymienić choćby artylerzystów z niemieckich krążowników liniowych podczas Bitwy Jutlandzkiej, czy artylerzystów z Bismarcka; przyp. tłum., wmw).
[15] Bitwa koło przylądka Spatha miała miejsce dokładnie w dniu 19. lipca 1940 roku. HMAS Sydney (ex HMS Phaeton) był już wtedy okrętem australijskim (dwa pierwsze okręty tego typu, HMSS Amphion i Apollo, trafiły również pod banderę z Krzyżem Południa jako HMASS Perth i Hobart). 19 listopada 1941 roku (dokładnie w czternaście miesięcy po zwycięstwie u przylądka Spatha!) HMAS Sydney, już pod nowym dowództwem, głupio zginął wraz z dowódcą (kmdrem J Burnettem) i całą załogą u zachodnich wybrzeży Australii w pojedynku z... niemieckim "rajderem" Kormoran. Niedługo po Sydney (1 marca 1942 roku) w walce z okrętami japońskimi, zginął też na wodach Dalekiego Wschodu HMAS Perth, zabierając ze sobą na dno m. in. swego wybitnego dowódcę, kmdra H Wallera (przyp. tłum., wmw).
[16] Pełna nazwa tego drugiego okrętu brzmiała: Giovanni delle Bande Nere (przyp. tłum., wmw).
[17] Tj. od 72 do 222 sekund (przyp. tłum., wmw)
[18] Bismarck – to bez kwestii najsławniejszy w dziejach flot pancernik (rodem z Hamburga). Nim zatonął 27 maja 1941 roku na Atlantyku po walce z przeważającymi siłami Royal Navy i sojuszników – sam trzy dni wcześniej zatopił (z pomocą radaru właśnie!) HMS Hood (trzynasty i ostatni zbudowany dla RN "krążownik liniowy"; przyp. tłum., wmw).
[19] Bitwa u Przylądka Matapan (28-29 marca 1941) była największym podczas całej II Wojny Światowej starciem wrogich flot na Morzu Śródziemnym. Wspomniane krążowniki włoskie – Zara, Fiume i Pola – zginęły w jej nocnej fazie, przy czym dwa pierwsze zostały "skrytobójczo zamordowane" w szatańskiej zasadzce brytyjskiego dowódcy Floty Śródziemnomorskiej, adm. A B Cunninghama (przyp. tłum., wmw).
[20] W oryginale: "Giujs-1" (przyp. tłum., wmw).
[21] W oryginale skuczennost' (przyp. tlum., wmw).
[22] Japończycy od 27 marca 1937 roku przestali respektować wiążące ich układy zbrojeniowe z innymi państwami (przyp. tłum., wmw).
Secretary to Mr Davy Jones
ODPOWIEDZ