Zgadzam sie jednak z gościem ponieważ w jednym ma całkowitą rację MATSU z pewnością nei był lepszy od Queen Elizabeth - pisząc za gościem Matsu - niszczyciel mam na myśli
A poważnie to czy Hood tak na pewno nie miał możliwości zaprezentowania swych walorów ?.Chodzi o jego udział w wojnie czy tylko w starciu z Bismarckiem ?.
Jeśli żyją, to trzeba by ich zapytać o wrażenia z brytyjskiego ataku na Dakar w 1940, kiedy oberwało się ich pancernikowi od - moim zdaniem - fuksiarza wojennego - Francuza "RICHELIEU".
Według mnie "Richelieu" był fuksiarzem. Innym się obrywało, a jemu jakoś zawsze udawało się wyjść z opresji. Nawet sobie samotnie Atlantyk przepłynął w rejsie do USA i nikt go jakoś nie zaatakowął nawet...
MacGregor pisze:
Według mnie "Richelieu" był fuksiarzem. Innym się obrywało, a jemu jakoś zawsze udawało się wyjść z opresji. Nawet sobie samotnie Atlantyk przepłynął w rejsie do USA i nikt go jakoś nie zaatakowął nawet...
łeee znalazłoby sie pare pancerników co wogóle nie oberwało a Rysiek zawsze coś tam zebrał.
Miko - pewnie!
Ale patrząc na losy francuskich pancerników, to może poza Lorraine, który był, istniał - i tyle - to Rysiek wydaje mi się jednak fuksiarzem...
A może dlatego, że jakoś tam go lubię?
Szczęściarze: USA --> San Francisco (bo dorwał większego od siebie)
Noo, szczęściarzem, to on może i był, ale dlatego, że nie zatonął po takich bęckach, jakie dostał, ale nie dlatego, że dorwał Hiei. Trochę go poszarpał, ale gdyby Japsy mogli zapewnić osłonę lotniczą, to pewnie doholowaliby Hiei w spokoju do Rabaul.
Jednym z pechowców to na pewno był brytyjski lekki krążownik "CURACOA". Choć zwlennicy transatlantyków mogliby powiedzieć, że to zaszczyt być "rozjechanym" przez majestatyczną "QUEEN MARY"...