Peter M. Rippon pisze: Każdy generator był wyposażony w odłącznik dwupołożeniowy; w jednym ustawieniu uzwojenia były połączone szeregowo, a w drugim można było utworzyć połączenie równolegle. Ta pierwsza pozycja była stosowana, gdy jeden generator zasilał dwa silniki, zapewniając maksymalne napięcie 4242 V; ta druga była stosowana gdy jeden generator zasilał wszystkie cztery silniki, dając maksymalne napięcie 3000 V. Ten układ umożliwiał generatorowi wykorzystanie najlepszej zalety zdolności do pracy dwuprądowej [zwrot double current ablity można także tłumaczyć jako podwójnej wydajności prądowej; takie są uroki tłumaczeń technicznych — przyp. Teller] w obwodzie silników gdy pracowały wszystkie cztery silniki; dzięki temu była poprawiana całkowita sprawność przekazu mocy.
Zacznijmy od zaprezentowania owego "cudu techniki":
Generator czterofazowego prądu przemiennego jest
maszyną synchroniczną wyposażoną w wirujący elektromagnes, którego pole magnetyczne wytwarza prąd przemienny w uzwojeniach stojana. Rzucający się w oczy górny okrąg
A z pięknymi, kolorowymi strzałkami to
stojan z uzwojeniami twornika w układzie czterofazowym z dwoma odrębnymi punktami zerowymi (ten układ połączeń można zmienić, ale o tym za chwilę). Cztery zygzaki to właśnie uzwojenia, a strzałki przy nich oznaczają napięcia poszczególnych faz. W dolnej części uzwojenia są zwarte po dwa, tworząc dwa odrębne punkty zerowe dwóch
różnych obwodów. Z generatora wychodzi więc sześć przewodów zasilających (cztery fazowe, oznaczone literami L-1 ÷ L-4 oraz dwa zerowe N-1 i N-2) i można sobie sprawdzić że to samo jest na skanie uprzejmie przesłanym przez Andrzeja J. Kolory napięć i oznaczeń faz nie zostały dobrane przypadkowo — mają one ułatwić mniej wprawnym Czytelnikom odnalezienie ich na dalszych rysunkach, gdzie zachowano ten sam sposób oznaczeń faz kolorami.
Dolny okrąg
B z jednym "zygzakiem" to wirnik generatora, napędzany turbiną parową
T za pośrednictwem wału napędowego. Sam zygzak to uzwojenie elektromagnesu wzbudzenia dwubiegunowego wirnika generatora. Jest ono podłączone do osadzonych na przedłużeniu wału napędowego pierścieni
C, do których przylegają szczotki
D, połączone z zasilającym elektromagnes obwodem prądu stałego.
Obwód ten składa się ze wzbudnicy
W i prądnicy dodawczej
P. Napędzana pomocniczą turbiną parową
T-1 wzbudnica (o mocy 300 kW) jest podstawowym źródłem energii dla elektromagnesu wirnika i innych odbiorów stałoprądowych, które symbolicznie reprezentują silnik
S, żarówka i opornik po prawej stronie rysunku. Wydawane przez wzbudnicę napięcie
U nie ulega zmianom, dzięki czemu odbiory stałoprądowe mogą pracować bez zakłóceń. Do zmian prądu wzbudzenia elektromagnesu generatora głównego służy mała prądnica dodawcza
P, napędzana silnikiem elektrycznym
M, jak widać zasilanym z obwodu odbiorów stałoprądowych. Jest ona włączona w szereg ze wzbudnicą i elektromagnesem wirnika, dzięki czemu wytwarzane przez nią napięcie
Up nie przenosi się do obwodu w którym pracują inne odbiory stałoprądowe. Taki sposób włączenia w obwód prądnicy dodawczej zapewnia natomiast wygodną regulację napięcia wzbudzenia elektromagnesu
Uw, które jest sumą napięć
U i
Up.
Zajmijmy się teraz sposobami pracy tego generatora. Na pierwszy ogień niech pójdzie równoczesne zasilanie czterech silników, gdyż wbrew pozorom jest ono łatwiejsze do wyjaśnienia:
Po prawej stronie znajduje się stojan naszego generatora (tym razem dla zmniejszenia rozmiarów rysunku narysowany w formie prostokąta). Oznaczyłem go jako G-A, gdyż w siłowni okrętowej są dwie takie prądnice. Z elektrycznego punktu widzenia uzwojenia generatora są połączone
równolegle, a przynajmniej tak się wydaje Ripponowi. W rzeczywistości dolne zaciski uzwojeń są połączone z przewodami zerowymi, a górne z przewodami fazowymi (nawiasem mówiąc, w znakomitej większości maszyn indukcyjnych nic nie stoi na przeszkodzie by zewrzeć górne zaciski, a przewody fazowe wyprowadzić z dolnych — należy to tylko zrobić w sensowny sposób, o czym jeszcze powiem).
Z generatora wybiega sześć przewodów — cztery fazowe
Li dwa zerowe
N — dla lepszej przejrzystości podzielonych na dwie grupy, odpowiadające dwóm układom dwufazowym. Po lewej stronie schematu cztery prostokąty oznaczają stojany silników napędowych M-A, M-B, M-C i M-D. Każdy z nich ma dwa uzwojenia fazowe elektromagnesów, oznaczone literami Z. Litera indeksu oznacza numer silnika, a cyfra — numer fazy, do której podłączone jest dane uzwojenie (przykładowo Z-D4 oznacza uzwojenie silnika M-D podłączone do fazy L-4). Silniki są podzielone na dwie pary, z których każda jest podłączona do jednego z dwóch układów dwufazowych; silniki M-A i M-B są zasilane fazami L-1 i L-2, zaś prąd zerowy wraca do generatora przewodem N-1. Analogicznie wygląda zasilanie silników M-C i M-D fazami L-3 i L-4 z przewodem zerowym N-2. Tak więc w układzie połączeń równoległych generator G-A pełni w zasadzie rolę dwóch generatorów dwufazowych, mających jeden i ten sam obwód magnetyczny stojana i wirnika, oraz napędzanych tą samą turbiną.
Wykres wskazowy takiego sposobu zasilania jest bardzo prosty
Jak widać, generator wydaje cztery napięcia
fazowe U-1, U-2, U-3 i U-4, każde o wartości 3 kV. Tworzą one dwa asymetryczne układy dwufazowe (U-1 z U-2 oraz U-3 z U-4), w obu przypadkach o kącie napięć 90°. Punkty zerowe obu układów są izolowane od siebie (przyczynę tego można zobaczyć na prezentowanym wyżej wykresie wskazowym pojedynczego układu dwufazowego — płyną do nich silne prądy zwrotne), co na wykresie symbolicznie zaznaczyłem małym ukośnym prostokątem (wyłącznie na użytek Czytelników, bo w wykresach wskazowych z reguły się takich znaczków nie stawia). W teorii oba prądy zwrotne powinny się właściwie znosić; wymaga to jednak pełnej symetrii obciążeń w obu układach dwufazowych, gdyż w przeciwnym razie powstaje nie zrównoważony prąd wypadkowy… no, ale to już trochę za poważna elektrotechnika.
W takim układzie zasilania każde z dwóch uzwojeń
Z silnika otrzymuje napięcie 3 kV, co oznacza że przy pracy na pół gwizdka (2,7 MW mocy czynnej, czyli 1,35 MW na uzwojenie) płynie w nim prąd 0,53 kA. Czytelnikowi, który zawrzaśnie że przecież 1350000 / 3000 to 450 a nie 530 przypominam, że mamy do czynienia z układami prądu
przemiennego, w których wektor prądu nie musi się pokrywać z wektorem napięcia (znów kłania się tu słynny
cosinus fi — tym razem założyłem że silniki mają cos fi równy 0,85). Po przemnożeniu podanej przeze mnie wartości prądu przez owe 0,85 dostaniemy żądane 0,45 kA, będące
składową czynną wektora prądu (równoległą do wektora napięcia). Gwoli wyjaśnienia, asynchroniczny silnik indukcyjny nigdy nie ma
cos fi równego 1, gdyż jest z elektrycznego punktu widzenia układem cewek, a te zawsze mają tzw. składową reaktancyjną impedancji… ale tu znów włażę za głęboko w temat.
Przejdźmy teraz do zasilania dwóch silników zwiększonym napięciem:
Ze strony silników nic nie ulega zmianie — jednostki M-A i M-B nadal są zasilane fazami L-1 i L-2 z przewodem zerowym N-1 (silniki M-C i M-D przejął pod kuratelę drugi generator G-B). Całkowitej zmianie uległ natomiast sposób łączenia uzwojeń w stojanie generatora G-A. Jak widać, tym razem Rippon ma więcej racji, bo uzwojenia są rzeczywiście łączone po dwa w szereg, czyli koniec jednego uzwojenia łączy się z początkiem drugiego — przynajmniej w przypadku uzwojeń U-1 i U-2, bo w przypadku uzwojeń U-3 i U-4 jest trochę inaczej. Dlaczego są one połączone "na odwrót", wyjaśni nam wykres wskazowy:
Zacznijmy od sensowniej połączonych faz U-1 i U-2. W wyniku zwarcia zacisku górnego uzwojenia U-1 z zaciskiem dolnym uzwojenia U-2 napięcia generowane w tych uzwojeniach zsumowały się, oczywiście w sposób wektorowy, dając napięcie U(1+2). Jego wartość można bez trudu policzyć, wykorzystując reguły geometrii — jeżeli napięcia U-1 i U-2 są sobie równe, wynosi ono dokładnie
cosec 45° czyli po prostu pierwiastek kwadratowy z 2. Jeżeli napięcia U-1 i U-2 wynoszą po 3 kV, to napięcie U(1+2) będzie równe 4242 V, czyli dokładnie tyle, ile podaje Rippon (jest to nawiasem mówiąc dowód że nasze założenie o kącie międzyfazowym 90° jest prawidłowe, gdyż w przypadku innego kąta między napięciami wynik ich sumy wektorowej byłby inny i ufam, że nie muszę wyjaśniać dlaczego).
Sposób połączenia uzwojeń U-3 i U-4 na pozór wydaje się dość dziwny, lecz przypominam Czytelnikom że mamy tu do czynienia z prądem przemiennym który zachowuje się cokolwiek inaczej niż prąd stały. Podłączenie uzwojenia U-4 "na odwrót" oznacza jedynie że przebieg sinusoidy napięcia zostanie "odbity" o 180° — innymi słowy tam, gdzie było maksimum funkcji będzie teraz jej minimum i na odwrót. W konsekwencji wektor napięcia zmieni swój zwrot o 180° i dlatego na wykresie został oznaczony jako U(–4).
Przyczyna takiego postępowania jest nader prosta. Gdybyśmy połączyli uzwojenia U-3 i U-4 podobnie jak w przypadku uzwojeń U-1 i U-2, wypadkowe napięcie U(3+4) utworzyłoby z napięciem U(1+2) kąt międzyfazowy 180°, czyli jak to wykazałem o parę akapitów wyżej układ wytwarzający pole magnetyczne pulsujące, a nie wirujące. Chcąc zachować korzystny z punktu widzenia silników indukcyjnych kąt międzyfazowy 90°, musimy "zanegować" jedno z czterech napięć układu czterofazowego, jak widać to na wykresie. Dlatego wypadkowe napięcie między tymi uzwojeniami oznaczyłem jako U(3–4). Jego wartość, podobnie jak w przypadku napięcia (U1+2) wynosi oczywiście 4,242 kV. Pozwolę sobie zwrócić uwagę, że tym razem przewód fazowy L-2 jest wyprowadzony z zacisku "dolnego"; Czytelnik może się teraz przekonać że taki sposób połączeń jest najzupełniej możliwy — o ile wiemy jak to sensownie zrobić.
Powróćmy do naszych silników. Do uzwojeń
Z są teraz przyłożone napięcia
międzyfazowe, U(1+2) na fazie L-1 i U(3–4) na fazie L-2, o pierwiastek z 2 większe od napięć fazowych U-1 ÷ U-4. Ponieważ wartości oporu uzwojeń
Z nie uległy zmianie, zgodnie ze wzorem I = U/R (wzór ten obowiązuje także w obwodach prądu przemiennego, aczkolwiek w sposób wektorowy) taki przyrost napięcia powoduje wzrost prądu
I w obwodzie również o pierwiastek z 2. W obwodzie prądu przemiennego moc czynna P = U • (I-R) (przypominam, że I-R to składowa czynna prądu I), a zatem przyrost zarówno wartości prądu jak i napięcia w obwodzie o pierwiastek z 2
ipso facto powoduje
dwukrotny wzrost mocy silnika.
Słabszych Czytelników zapewne zwali z nóg oczywiste dla każdego elektrotechnika stwierdzenie, że ten potężny skok mocy uzyskujemy przez zwykłe przełożenie paru blaszek zwierających zaciski, bez
żadnych sztuczek ze wzrostem mocy turbiny i innych podejrzanych numerów! Gwoli ścisłości, moi drodzy Panowie — w powszechnie stosowanym układzie trójfazowym ta banalna zmiana ustawienia styków (przełączenie gwiazda-trójkąt) daje nawet
trzykrotny wzrost mocy! Oczywiście to "cudowne pomnożenie" jest pozorne — jak widać cała moc generatora jest teraz przekazywana na
dwa, a nie na
cztery silniki, tak więc z punktu widzenia fundamentalnej zasady zachowania energii wszystko jest w porządku. Dwa pozostałe silniki, M-3 i M-4 są teraz zasilane przed drugi generator G-B, połączony dokładnie tak samo jak pierwszy, pobierając całą moc wytwarzaną przez drugą turbinę. A tak zupełnie na marginesie, przyjęta przeze mnie kolejność opisu sposobów pracy generatora jest zgodna z normalną procedurą rozruchu siłowni turboelektrycznej — nawet jeżeli dowódca okrętu wyda polecenie "cała naprzód", w celu zmniejszenia prądu rozruchowego silników włącza się je najpierw na napięcia fazowe, a dopiero później na międzyfazowe, dwukrotnie zmniejszając w ten sposób prąd rozruchowy.
Pozostaje do wyjaśnienia sygnalizowana przez Rippona kwestia poprawy sprawności przekazu mocy. W obwodach prądu przemiennego głównym źródłem strat jest nagrzewanie się obwodów. Jest ono zależne od kwadratu natężenia prądu, w myśl wzoru Pc = R • I^2 (gdzie Pc — straty cieplne w watach, R — opór obwodu w omach, I — natężenie prądu w amperach). Jak nietrudno policzyć, gdybyśmy chcieli zwiększyć dwukrotnie moc silnika nie zmieniając napięcia, musielibyśmy dwukrotnie zwiększyć prąd czyli straty cieplne w przewodach byłyby czterokrotnie większe. Dzięki sztuczce ze wzrostem napięcia, w naszym konkretnym przypadku straty cieplne rosną tylko dwukrotnie, co jest niewątpliwym zyskiem. Nawiasem mówiąc, z tych samych przyczyn standardowe napięcie w krajowej sieci przesyłowej wynosi 230 kV, czyli tysiąc razy więcej niż w naszych gniazdkach — taki wzrost napięcia (co prawda uzyskiwany nie przez przekładanie styków, lecz przez transformatory o gabarytach domków jednorodzinnych) umożliwia zmniejszenie strat przesyłowych aż milion razy. Koszt budowy linii wysokiego napięcia jest duży, ale jak widać skórka jest warta wyprawki.
No i powiedzcie, czy ci elektrycy to nie są cwani faceci? Ja sam jestem elektrykiem.
