HMS Prince of Wales nie był wstanie obronić się za ich pomocą przed stosunkowo łatwym dla nich celem jakim były duże, horyzontalne bombowce. Z drugiej strony pamiętam wspomnienia pilotów japońskich zwracające uwagę na silną obrone plot ( artyleryjską ) brytyjskiego zespołu. Może system kierowania ogniem nie był precyzyjny a może poprostu zabrakło szczęscia synom albionu?
W przypadku tego zespołu to cały szereg czynników. Począwszy od niedoinformowania, na błędach i braku szczęścia skończywszy.
W każdym razie ku rozwadze. Jedynym okrętem który miał artylerię przeciwlotniczą dalekiego zasięgu był PoW. Repulse miał przestarzałe 4 calówki i nie był w stanie dosięgnąć bombowców.
W pierwszym ataku ( piszę z pamięci ) z 10 atakujących samolotów, uszkodzonych zostało 5. Z czego 2 tak ciężko, że przerwały atak i wróciły do bazy. Jeden z nich się rozbił podczas powrotu czy lądowania.
Potem, jak już wspomniał Joggi, było po temacie. Sprawne były tylko 2 wieże a i to z uwagi na przechył nie były w stanie opuścić się tak nisko by zwalczać samoloty torpedowe.
Wszystko to przy beznadziejnych działach, przestarzałym SKO, na pewno najgorszym na świecie w tym okresie ( takie przynajmniej panują opinie w części opracowań ).
Dla porównania – tak chwalone amerykańskie 5 calówki w połączeniu z najlepszym SKO plot na świecie w czasie II wojny. South Dakota chroniła zespół lotniskowca pod Santa Cruz. Nie piszcie mi tu o oficjalnie uznanych strąceniach ( oficjalnie to sam ten pancernik strącił coś z połowę tego co Japończycy stracili w całej bitwie łącznie z tym co spłonęło w hangarach trafionych lotniskowców ), lecz o rzeczywistości porównanej z tym co raportowali lotnicy. Pierwsze uderzenie na lotniskowiec japońskich samolotów nurkujących. South Dakota położyła morderczy ogień coby te samoloty rozgonić. Był tak skuteczny, że Japończycy nawet się nie zorientowali, że są atakowani...
ale jeszcze druga sprawa; pod koniec wojny rozwijano jako artylerię uniwersjalną dla ciężkich okrętów działa o kalibrze 6". Czy to jednak w jakiś sposób nie oznacza pewnego rozczarowania kalibrem 5,25"?
Brytyjczycy ciągle szukali rozwiązania idealnego. W czasie II wojny mieli
4 calówki – ze 3 niekompatybilne modele.
4,5 calówkę
4,7” - trzy kompletnie nie pasujące modele ( każdy inna amunicja )
5,25”
Amerykanie wszystko załatwiali jedną 5 calówka. ( poprawka, tak po prawdzie to trzema. C51 na starych pancernikach, zdecydowanie nie plot, C25 - state plot i oczywiście słynne C38. A jeszcze pracowali nad kolejną 5 calowką C54 - planowane dla Montan weszło na Midway. )
A prace nad przeciwlotniczymi 6 calówkami szły w Niemczech ( może na najmniejszą skalę ), Francji ( jeszcze przed wojną ) i USA. Anglii też.
I sami Anglicy też nie byli tacy rozczarowani. Opracowywali kolejny model 5,25” o szybkostrzelności coś ze 70 strz/min. Widziałem nawet gdzieś zdjęcie prototypu.
Z wprowadzenia do służby nic nie wyszło oczywiście.
Przewaga 6 calówki nad 5,25 jest oczywista. Dla odmiany 5,25 może być znacząco bardziej szybkostrzelne.
Tak w ramach ciekawostki - brytyjskie 8 calowki dla Kentów czy japońskie dla Takao też miały być przeciwlotnicze. Anglicy to pojechali po całości. 12 strz/min dla 8 calówki w latach 20-tych to było coś. Oczywiście z wymagań tych nic nie wyszło, ale co tam. Myśleli perspektywicznie
zaraz tu mnie Maciej Trzeci poprawi
Jak chcesz to masz. Pewnie chodzi Ci o ABU – auto barage unit. Dokładali toto do swojego systemu jako przystawkę. System określał prędkość zbliżania celu i wyliczał jego trajektorię. W odpowiednim momencie ABU strzelał ze wszystkich dział jedna salwą. Programowało się toto na dwa możliwe czasy dolotu pocisku. W praktyce oznaczało jedną salwę oddaną do celu ( chyba, żeby jacyś magicy ładowali ). Jak wychodziło z namiarów, że w przewidywanym czasie cel znajdzie się w określonym miejscu, automatycznie odpalały się działa.
Jakby kto się uparł to mógł w ten sposób strzelać nawet z artylerii głównej pancernika.
Na ile by to było skuteczne to inna sprawa.
To nie potrzebowało nawet zapalników zbliżeniowych. Wystarczały czasowe.
A co do „Żelazkowego księcia”, może zepsuję zabawę, ale zamieszczę moje stare rozważania ( de Villarsie, pamiętam o Tobie, ale daj mi jeszcze chwilę

) na temat przywrócenia go do służby
Wariant 1 – oszczędnościowy.
Przywrócenie jednej wieży ( i przełożenie środkowej tak jak widać ). Kosmetyczne zmiany w nadbudówkach. Dodane bąble. Konwersja kotłów na paliwo płynne. Siłownia bez zmian ( znaczy przywrócona do wersji sprzed odłączenia kotła może z paleniem ropą by się udało 21 w, ale wątpię. Pewnie raczej koło 20 to max, może nawet trochę mniej ), jakieś działka plot.
I_D_M1.jpg
Wariant 2 – jak Warspite.
Wsadzony mój ukochany śliczny pomost ( co za bezguściowiec

mówi, że to brzydkie? ), zlikwidowane opancerzone stanowisko dowodzenia. Nowa siłownia. Dodane bąble i pancerz pokładowy. Generalnie jak na Warspicie. Tyle, że mało miejsca na samoloty – dlatego takie dziwaczne rozwiązanie z katapultą. Strasznie chciałem ją mieć. Może lepiej przesunąć ją na środkową wieże? Tyle, że mój program na razie tego nie umożliwia.
I_D_M2.jpg
Wariant 3 – jak Queen Elizabeth
Usunięta wieża środkowa. W jej miejsce większa siłownia. Prędkość jakieś 24 węzły ( może 25 z przeciążeniem ). Bąble, pancerz, katapulta już taka brytyjska. Do tego 20x4,5”
I_D_M3.jpg
Jak Wam się podobają?