Re: Nasze fantazje okrętowe
: 2021-12-12, 00:35
problem jest taki że pilotowane V1 chyba miało kabinę pilota zamiast głowicy bojowej.
Stosuje się pociski o wydłużeniu 6 - to jest praktyczna granica. W sytuacji kiedy tyłek pocisku jest lekki (bo to głównie paliwo o gęstości 5x mniejszej od stali) robi się łatwiej, mamy namiastkę stabilizatorów aerodynamicznych. Do tego w praktyce można przyjąć, że wydłużenie nie rośnie o 2, tylko o 2*<iloraz średniej gęstości przyspieszacza i pocisku>. Dodatkowym ułatwieniem jest istnienie przestrzeni na materiał wybuchowy w dennej CENTRALNEJ części pocisku: usuwa się masę która nie wytwarza sił żyroskopowych.
A gdzie tam. Pocisk niczego nie musi wiedzieć, my celujemy wyłącznie salwą jako całością, i tylko na odległość. Korygujemy odległość na podstawie miejsca do którego celowaliśmy z bardziej aktualną pozycją celu (ok. 10 sekund przed trafieniem podejmujemy decyzję o ostatecznym miejscu trafienia salwy).Maciej3 pisze: ↑2021-12-11, 18:32 Pocisk musi wiedzieć gdzie względem niego jest cel, albo ktoś inny kto by wiedział i w odpowiednim momencie odpalił dopalacz. Przy czym nie wystarczy aktualne pochylenie w dół. Potrzebny jest jeszcze odpowiedni moment w obrocie, bo inaczej pocisk poleci w bok. Przy czym pocisk robi kilka obrotów na sekundę, więc odpalenie musi być dość precyzyjne. Przy czym chodzi o dokładność wystrzelenia gazów rakietowych z tyłu pocisku a nie moment odpalenia zapalnika, który uruchomi silnik.
To się nazywa samoutrudnianie. W pocisku jest jedynie radiowy "detonator/odpalacz". SKO okrętu musi przechowywać odległość przyjętą do strzelania i porównać z aktualną wartością w której jest cel a dokładniej będzie za 10 sekund.
Liczę na zwykłe przesłonięcie pociskiem, ale chyba będzie problem przy tych częstotliwościach. Przyjmijmy na początek że nie przejmujemy się jammerami, bo rozwiązanie jest tajne - oficjalnie pociski wyłącznie przyspieszają przed tuż uderzeniem celem zwiększenia przebijalności. O zmianach w SKO powinno wiedzieć bardzo mało ludzi.
No to przypomnijmy sobie jak było. A zatem 50 węzłów to torpeda mogła robić (ale nie musiała - zasięg) wyłącznie przed fazą naprowadzania.Maciej3 pisze: ↑2021-12-11, 18:32 Całość koncepcji przypomina mi tezy tego samego użytkownika z forum DWS, że zrobienie samonaprowadzającej się akustycznie torpedy o prędkości 50 węzłów (czy ile tam) to był banał i Niemcy spokojnie mogli to zrobić w czasie II wojny, normalnie zero problemu. Jakoś moje argumenty że już łatwiej było zrobić torpedę z atomówką zamiast głowicy było łatwiejsze nie docierały, więc może lepiej zmilczeć, bo zostanę sprowadzony do innego poziomu i pokonany doświadczeniem, ale co tam.
Kombinowali z czymś takim jak Reichenberg IV, który miał (czy może miał mieć) głowicę bojową.SmokEustachy pisze: ↑2021-12-12, 00:35 problem jest taki że pilotowane V1 chyba miało kabinę pilota zamiast głowicy bojowej.
90% krytyki kolegi było nietrafione - to nie moja wina, po prostu stworzył sobie kolega kukiełkę (samonaprowadzanie, systemy komunikacji dwustronnej, kierowanie na boki). Tymczasem mój pomysł zwiększa szansę nakrycia salwą kilkukrotnie - i "tylko" tyle (+ bonus na przebijalność który mocno podgryza IZ z obu stron, być może ją kasując).
Dość dobrym podejściem wydaje się wykorzystanie dyszy jako dodatkowego elementu ekranowanie kierunkowego. Co do ciśnienia to tak to już jest że bardzo ciężko zniszczyć ciśnieniem elementy metalowe jeśli tylko nie pracują przeciwko temu ciśnieniu. Ścianki dyszy są ściskane z obu stron, a komora powinna być całkowicie wypełniona przenosząc w środku ciśnienie gazów prochowych.Maciej3 pisze: ↑2021-12-11, 18:32 W końcu antena ma być kierunkowa i odbierać tylko od tylca (stawiam, że komunikacja w trakcie opadania będzie nieco utrudniona – nie ten kąt, czy antena się nakierowuje na okręt nosiciel, albo jest mniej kierunkowa?), więc będzie umieszczona na tylcu a więc to ciśnienie 2000+ atmosfer przy strzale nic jej nie zrobi.
Ja bardzo chętnie przyjmę rzeczową krytykę, ale hasła w stylu "nie da się, bo nie próbowali" nie działają. Nie wszystkie możliwe ścieżki rozwoju są odkrywane i wdrażane w odpowiednim, "swoim" czasie. Pocisków nurkujących czy torped tlenowych mogłoby nie być. Silniki odrzutowe mogły być dopracowane w roku 1935 - o ich "opóźnieniu" zadecydował błąd jednego człowieka (nie tylko było później ale też pierwsze musiały powstawać "w szopie" za śmiesznie niskie pieniądze). Wtedy nie mielibyśmy całej zabawy w rozwój silników "wysokooktanowych", a wprowadzenie silników turbinowych idealnie zbiegłoby się z wprowadzeniem pracującego metalowego poszycia. Pierwszy odrzutowy myśliwiec podziałałby na siły lotnicze jak HMS Dreadnought.jogi balboa pisze: ↑2021-12-12, 10:40 A kojarzysz kreskówkę o strusiu pędziwiatrze? Tam był taki kojot wynalazca...![]()
Studiowałem fizykę i informatykę. Wystarczy?
A w życiu. Ciąg musi przechodzić dokładnie centralnie przez środek masy pocisku i pokrywać się z osią symetrii, to właśnie jakakolwiek odchyłka na boki zniszczyłaby stabilność pocisku. I akurat to możemy zapewnić symetryczną konstrukcją samego przyśpieszcza.
To nie ma być na zasadzie celowania w określoengo satelitę, tylko na maksymalnym ekranowaniu transmisji z przedniej półsfery (a nawet małego stożka) - przynajmniej na tyle, aby moc jammerów musiałaby być absurdanie duża w stosunku do nadajnika. Przy czym zabawy w jammery można sobie na początku odpuścić - przeciwnik nie wie. Tajemnica to również broń.jogi balboa pisze: ↑2021-12-12, 11:31 Dla pocisku opadającego na 10 sekund przed uderzeniam pod kątem 40 stopn, byłaby doskonała do odbierania sygnałów z kosmocu
A oczywiście, niekierowane pociski z napędem są generalnie mniej celne niż bez napędu. Pytanie czy uproszczone kierowanie proponowane przez peceeda poprawi celność powyżej tego efektu.
No nie, nie, silnik rakietowy i ta hipotetyczna elektronika musiałyby być w przestrzeni przeznaczonej na ładunek wybuchowy (oczywiście kosztem jego zmniejszenia). Korpus pocisku pozostałby bez zmian.
Drobny spadek celności indywidualnych pocisków praktycznie nie ma wpływu na celność salwy - on tylko powiększy trochę rozrzut salwy.
Nie może być bo zwyczajnie zabraknie miejsca co ładnie wykazał sobie kolega samemu.
No nie, nie budżet tylko raczej fizyka/problemy mechaniczne, tak delikatnego przedmiotu nie dałoby się wystrzelić z normalnej armaty z normalną prędkością. 25% to teoretycznie max, ale bardziej realistyczne byłoby coś w okolicach 10%, kilkunastu może.
Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że pocisku art. o stabilizacji obrotowej nie możesz sobie bezkarnie przedłużać. Maksymalna długość leży w okolicach 5 kalibrów, potem przestaje on stabilnie latać. Ponadto dla pocisku takiego korzystne jest tylne położenie środka masy; dodanie za nim lekkiego silnika psuje mu to wyważenie i znowuż wpływa na stabilność.
Nie poprawi. Żeby to zadziałało musiałbyś mieć dokładny system śledzenia celu i pocisku w czasie rzeczywistym, który automatycznie uruchamiałby ten "dopalacz" w odpowiednim momencie. Żaden człowiek nie jest w stanie odpowiednio szybko ani pracyzyjnie ocenić położenia w przestrzeni pocisku poruszającego się z prędkością 550m/s, zwłaszcza patrząc w tym samym kierunku co poruszający się obiekt. Wystarczy że do operowania "głupim" dalmierzem stereoskopowym trzeba było selekcjonować ludzi którzy posiadają naturalne zdolności percepcji umożliwiające jego obsługę. Nie wspominając o tym że nie lada wyzwaniem była obserwacja miejsca upadku pocisków, a co dopiero mówić o czarnej niewyraźnej kropeczce którą będzie pocisk artyleryjski widzany z dystansu kilkunastu Mm. Nawet gdyby zamontować odpowiednie urządzenia pomiarowe (jak mniemam radiolokacyjne budowane od 44 roku) to przy przeciętnym czasie reakcji człowieka wynoszącym 1-1,5 sekundy i wymienionej prędkości pocisku, nijak nie da się tego ręcznie odpalić w odpowiednim momencie.
Ja tylko sugerowałem gdzie musiałby siedzieć "celowniczy" żeby to jakkolwiek działało w realiach dwś.
Pzyjmujesz kolego krytykę dokładnie tak samo jak wspomniany kojot kolejną klęskę w polowaniu na strusia. Zamiast się czegoś nauczyć, zaczynasz z uporem maniaka wdrażać kolejny nonsensowny pomysł rodem z kreskówek.