Strona 3 z 14

: 2004-10-28, 12:22
autor: Maciej
Peteratorku,
nie chodzi o teorie spiskowe... te się pojawiają same w takich
przypadkach. Chodzi o znamienny fakt nie nawiązania łączności.
Agonia HMAS Sydney trwala kilka/kilkanaście godzin i aż NIE DO WIARY
by tego dzialania poniechano!

I tu dopiero się pojawia teoria spiskowa dziejów.
Przytaczam ją za JETĄ. On to zamieścił na forum modelarskim
gdzie podobna dyskusja właśnie się toczy. Oto ona:

"Jack Heazlewood, były członek załogi australijskiego krążownika, jest przekonany, że całą sprawę zatuszowano na najwyższych kręgach wojskowo-politycznych. Według jego relacji, w 1943 roku spotkał się przypadkowo z dowódcą i dwoma oficerami latarniowca Cape Atway. Marynarze ci rzekomo ujawnili mu, iż ich statek został wysłany na ratunek; gdy przypłynęli w rejon bitwy znaleźli jedynie szczątki okrętu i ciała członków załogi Sydney. Dowództwo, zawiadomione o nieodnalezieniu nikogo żywego nakazało natychmiast opuścić ten akwen. Dziennik pokładowy Cape Atway urywa się 18 listopada, a kolejne wpisy pojawiają się dopiero po miesiącu. Czy oznacza to, iż australijska marynarka, w trosce o morale społeczeństwa, cichcem pozbyła się dowodów zniszczenia HMAS Sydney? Przedstawiciele Zespołu Do Badań Tragedii Sydney idą jeszcze dalej w przypuszczeniach - sugerują, że ocalali marynarze krążownika zostali zabici przez australijską Marynarkę Wojenną, aby usunąć świadków zagłady ukochanego przez społeczeństwo okrętu. Dowodem ma być podziurawiona pociskami tratwa ratunkowa, pochodząca bez wątpienia z HMAS Sydney, a odnaleziona 6 lutego 1942 r. z jednym martwym marynarzem w środku na wybrzeżu Wyspy Bożego Narodzenia. Hipoteza ta nie znajduje bezpośredniego potwierdzenia: tratwa została naukowo zbadana przez Australijską Fundację Poległych Na Wojnie - stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, iż pociski, które trafiły w tratwę pochodziły z lekkiej broni artyleryjskiej, a nie karabinów maszynowych. Zwłoki zidentyfikowano - należały prawdopodobnie do marynarza Thomasa Henry'ego McGowana. Zagadkę nieodnalezienia żadnego (z wyjątkiem tego z tratwy) ciała tłumaczy być może obecność w okolicy licznych rekinów. Niemcy jeszcze obecnie ze zgrozą wspominają, jak rekiny krążyły wokół ich szalup; podobnie sądzi Templeton"

Pozdrawiam,
Maciej

: 2004-10-28, 14:58
autor: Gość
Maciej pisze:Peteratorku,
Chodzi o znamienny fakt nie nawiązania łączności.
Agonia HMAS Sydney trwala kilka/kilkanaście godzin i aż NIE DO WIARY
by tego dzialania poniechano!
Hmmm - wlasciwie to pytanie (lub stwierdzenie) dotyczace nawiazania lacznosci powinno zostac postawione inaczej: nie "dlaczego Sydney nie nadal zadnego komunikatu" lecz raczej "dlaczego nie odebrano zadnej wiadomosci od Sydneya".
jesli wyjdziemy z sensownego zalozenia, ze probowano wyslac jakies wiadomosci to pierwsze pytanie nie ma sensu - za to otwiera sie cala gama mozliwych wyjasnien dlaczego nic nie odebrano (poza rzekoma w polowie przerwana wiadomoscia odebrana w Singapurze
http://www.albury.net.au/~wwhittake/syd ... nnedy.html )

Przyczyny moga byc trywialne, jakich nie brak w zyciu codziennym (moze poza stzrzelaniem ;-) )

1. zniszczenie anten
2. zniszczenie radiostacji
3. zagluszanie radiostacji Sydneya przez Kormorana
4. brak pradu, zepsute akumulatory, jesli byly
5. itd itp w kierunku bardziej egzotycznych powodow.

Podobnie trywialna moze byc odpowiedz na pytanie dlaczego Sydney nie wyslal Walrusa:

1. problemy z uruchomieniem silnika
2. problemy z katapulta
3. problemy z zatankowaniem
4. itd, itp.

Tym samym krazownik prujac w kierunku zaobserwowanego statku mogl sie znalezc przy nim szybciej niz uporano sie z mozliwa usterka...
Nie jeden raz zdarzylo sie, ze samolot nie chcial tak jak chciala obsluga i trzeba go bylo roztankowac, schowac w hangarze, wyciagnac inny zatankowac etc - albo wyrzucic do morza jak nie bylo na to czasu.

Pozdrowienia, Peterator

: 2004-10-28, 15:07
autor: janik41
Anonymous pisze:
Maciej pisze:"Mało prawdopodobne" - to sformułowanie pojawia się nader często
w opisach i hipotezach dotyczących w/w sytuacji. Wszystko co by nie
powiedzieć o ostatnich chwilach HMAS sydney jest mało prawdopodobne.
A JEDNAK ... PRZEPADŁ.

Pozdrawiam,
Maciej
To wszystko jest w raporcie Join Standing Committee z 1997 r. Nie ma żadnych dokumentów potwierdzających obecność japońskiego OP w tym rejonie, o okrętach nawodnych nie wspomnę... Brano też pod uwagę niemieckie i włoskie OP, a także storpedowanie Sydneya przez LS 3. Zdaje się że zwolennikiem takiej teorii (tzn o zatopieniu przez OP) jest Michael Montgomery i pisze o tym w książce Who Sank the Sydney?, ale niestety jej nie posiadam i nie czytałem.
Jeżeli chodzi o sygnały, to jeden z Niemców (radiooperator?) zeznał że Kormoran zagłuszał sygnały z Sydneya, być może dlatego nie dotarły. Pońoć odebrano jakiś sygnał w Canberze, ale szczegółów już nie pamiętam...
Może RyszradL coś wie, w końcu ma najbliżej ;)
Ryszard nie może dostać się na forum , więc przekazuje jego odpowiedz

Dzięki serdeczne za pomoc i informację.

Co się tyczy Sydney, to stacja w Geraldton odebrała sygnały radiowe z krążownika i zostało to zanotowane. Podobnie było z radiostacją w Darwin.

Co ciekawe to, że nie ma śladu w papierach, co dalej z tym sygnałem zrobiono? Jakie rozkazy wydano, bo nie wysłano żadnego samolotu w ten rejon.

Tak, jakby zbagatelizowano całą sprawę od początku do końca. Sydney informował o pożarze na pokładzie i wzywał pomocy. Transmisja nie trwała długo, bo musiał chyba eksplodować i zatonąć, ale zdążył nadać ostatni sygnał.



Mój australijski znajomy poinformował mnie, że wkrótce powinny się rozpocząć poszukiwania wraku przez tą samą ekipę, która odnalazła Bismarcka i penetrowała wody Guadalcanalu. Może wtedy uda się odpowiedzieć na pytanie, co się tak naprawdę stało.



Pozdrawiam serdecznie

Ryszard

: 2004-10-28, 18:06
autor: Maciej
I ta ekspedycja być może zamknie takie dyskusje jak ta...
Peterator,
... awaria jednej-jedynej łodzi latającej ( nie hangarowanej ) nie jest nie
jest równie-trywialnie prawdopodobna co kilku stacji radiowych NA RAZ!

Pozdrawiam,
Maciej

: 2004-10-28, 18:32
autor: MiKo
HMAS Canberra pod Savo otrzymała 21-24 trafienia. Po walce nie była w stanie nadać komunikatu. Próbowano jakimś awaryjnym nadajnikiem na bateriach ale nikt tego nie odebrał.

: 2004-10-29, 16:39
autor: shigure
Maciej pamiętaj że Sydney nie wiedział z kim ma do czynienia i Niemiec miał sporo czasu na to aby przygotować się do druzgocącej salwy.Czemu wykluczasz iż tak nie było ?.Weż przykład statków i U-Bootów - co prawda tylko jedno działo ale i jedna radiostacja - udawało się przecież.Ponadto skoro Miko ruszył temat Savo to czy wiesz jak skomplikowany był system przekazywania meldówków radiowych 8 sierpnia ?.I jak twierdzi Ryszard - meldunek nadano - tylko gdzie przepadł po drodze ?.

: 2004-10-29, 19:24
autor: Zulu Gula
W Cieśninie Otranto w maju 1917 roku działa SMS "Balaton" już pierwszą salwą załatwiły antenę na włoskim kontrtorpedowcu "Borea", zas później któryś z kontrtorpedowców włoskich jednym pociskiem zainkasował w siłownię i się skończył pościg.

: 2004-10-29, 21:04
autor: Maciej
Ależ ja niczego nie wykluczam!
Załoga Kormorana z całą pewnością była świadoma sytuacji.
Doskonale wiedzieli, że mają najwyżej jedną szansę na sto - by wyjś
z opresji cało! I gdy się nadarzyła ją bezwzględnie wykorzystali.
To nie ulega najmniejszej dyskusji. Z tym się wszyscy zgadzają.
Tak, HMAS Sydney "nie był pewien" z kim ma do czynienia ale ...
wlaśnie tego pirata szukał. I należało założyć, że każdy nieznany statek
na tych wodach to właśnie "nasz milusiński". Tak też zrobiła załoga
HMAS Sydney - Niemcy zaznali, że zbliżał się do nich z działami skierowanymi
wprost w Kormorana. Nawet gdy ustawił się równolegle do niego, cała
artyleria krążownika była wciąż wycelowana w podejrzany statek.
To był "potencjalny podejrzany" - a załoga HMAS Sydney nie była
pierwszy raz w morzu. Byli weteranami zaprawionymi w boju.
Można rzec bohaterami ( spod przylądka Spada ).
Natomiast na ile prawdopodobne jest zniszczenie wszystkich radiostacji?
Pewnie teoretycznie jest. Ale problem polega na tym ( dla mnie ), że HMAS
Sydney nie został zatopiony w boju. Jego agonia trwala kilka/kilkanaście
godzin nim prawdopodobnie eksplodował. I co, jak myślicie, nie próbowali
nawiązać łączności? Nie dało się naprawić uszkodzonych ( nawet wszystkich )
radiostacji? W tym czasie mogliby "wyprodykować" nową. Na okręcie są warsztaty.
Shigure, gdy okręt tonie lub prawie tonie ( HMAS Sydney ) to jak sądzisz,
będą radiotelegrafistą, piep.... byś się skomplikowaną procedurą meldunkową?!
Od tego sygnału mogło zależeć życie Twoje i Twoich towarzyszy.
Zulu Gula, HMAS Sydney to nie kontrtorpedowiec z 1917 roku a bardzo
solidnie wykonany krążownik z doświadczoną załogą. Australijczycy ...
to nie Włosi. 1941 rok dla radiofonii to też nie okres "wesołej twórczości"

Pozdrawiam,
Maciej

: 2004-10-29, 21:30
autor: Emden
Pociski prawie na pewno pozrywały maszty, salwa 150 spokaojnie mogła zabic radiotelegrafistów(trafiając w kabine), a inne uszkodzic. Któ wtedy mógł je naprawic, i jak skoro okręt płonał od dziobu do rufy? Obsada pomostu na pewno zgineła(tam strzelali z działek), wiec mogło zabraknąc zimniej krwi... Czemu przypuszczas ze agonia trwała godzinami? Skoro cały płonął to ludzie pewnie jat tylko od niemców odpłyneli się próbowali ratować...

: 2004-10-29, 21:41
autor: Maciej
Gdyby próbowali się ratować w tym momencie to raczej zależałoby im
( załodze HMAS Sydney ) na obecności Niemców. Trzebaby być szaleńcem
by odplynąć od statku mogącego podjąć Cię z wody w kilkanaście minut
i oddalać się w bezkres pacyfiku by opuścić tonący okręt.
Emden, no co Ty?!

: 2004-10-29, 21:47
autor: Maciej
I kto powiedział, że HMAS Sydney płonął od dziobu do rufy?
Napewno był zrujnowany/obezwładniony. Ale napewno nie był POCHODNIĄ!
Tego nie mówili Niemcy. Poza tym, gdyby tak było to również w tym
przypadku załoga HMAS Sydney natychmiast opuściłaby okręt.
Kurcze Emden, nie posądzaj ich ( Australijczyków ) o schizofremię!

Pozdrawiam,
Maciej

: 2004-10-29, 21:56
autor: janik41
Panowie była już chyba o tym mowa , a pozatym Niemcy byli podejrzewani o to , czyli o popełnienie zbrodni na morzu. To Sydney mógł zatonąć pierwszy a łódz ratunkowa zostać rostrzelana przez Niemców . Napewno do dziś żaden z członków załogi niemieckiej się do tego nie przyzna . Wątpliwe by agonia krążownika trwała tyle godzin . Byłoby więcej łodzi ratunkowych.

: 2004-10-29, 21:57
autor: rak71
Maciej pisze:Gdyby próbowali się ratować w tym momencie to raczej zależałoby im
( załodze HMAS Sydney ) na obecności Niemców. Trzebaby być szaleńcem
by odplynąć od statku mogącego podjąć Cię z wody w kilkanaście minut
i oddalać się w bezkres pacyfiku by opuścić tonący okręt.
Emden, no co Ty?!
Cały problem polegał też w tym że Kormoran sam był płonącą pochodnią z zastopowanymi maszynami i nie nadawał się zbytnio do ratowania kogokolwiek.

: 2004-10-29, 22:17
autor: Maciej
Niestety znamy tylko relację Niemców...
I tak naprawdę nie można ( narazie ) jej zweryfikować.
Pytania bez odpowiedzi ciągle są...

Pozdrawiam,
Maciej

: 2004-10-29, 22:39
autor: Emden
I kto powiedział, że HMAS Sydney płonął od dziobu do rufy?
Napewno był zrujnowany/obezwładniony. Ale napewno nie był POCHODNIĄ!
Tego nie mówili Niemcy. Poza tym, gdyby tak było to również w tym
przypadku załoga HMAS Sydney natychmiast opuściłaby okręt.
Kurcze Emden, nie posądzaj ich ( Australijczyków ) o schizofremię!

Pozdrawiam,
Maciej
Tak czytałem w "Niecodziennych rejsach", podaje za źródłem, równiez według Ortmanna w momencie przerwania ostrzału Sydney płonął na całej długości.
Janik, łodzie były podziurawione(tzn po jednej burcie), po drugiej pare mógł zniszcyć pozar więc łodzi chyba i tak nie było po co spusczać na wodę. Na Sydneyu dowodził zielony kapitan a Detmers był jednym z lepszych, zreszta tylko takich brali na rajdery. Australijczyków za wysoko nie cenie ich torpedy chybiły, niemiecka wyeliminowała wieze A i B Sydneya. Tak, podpłynac do Kormorana było by genialne, wobec perspektywy spędzenia wojny w obozie w europie lub japonii. Jedynym dobrym wyjściem była ucieczka, zreszta od 18,30 do 22 jakos mu sie udawało mimo pozaru.

: 2004-10-29, 23:24
autor: MiKo
Jakie pytania?

Radiostacje mogły być i prawdopodobnie były zniszczone. Naprawa w takich warunkach jest raczej niemożliwa. Informacja o odebranym w Canberra sygnale jest ciągle tylko hipotezą (nie ma potwierdzenia w dokumentach)

Przewinęła się to wypowiedź o jedenj salwie. To nie była jedna salwa tylko lawina pocisków. Te 150-ki miały teoretyczną szybkostrzelność 5strz/min. Fritz Engelmann artylerzysta z Kormoran mówi nawet o 10 strz/min. Walka trwało 55 min... niech sobie każdy wyliczy ile trafiło pocisków (bo trudno nie trafić z 1000-1500 metrów) -pewnie do wyczerpania zapasów w "komorach"... Jeszcze dodać 20mm i 37mm i torpedę. Na pokładzie był jatka.

Według relacji Niemców Sydney był w płomieniach gdy widziano go ostatni raz

Załoga była doświadczona (no może nie cakiem bo w RAN był ogromny system rotacji), ale Brunett był kompletnym żółtodziobem. Nigdy nie był np. zastępcą dowódcy co jest normalną praktyką - od razu wskoczył na kapitana. W czasie całej akcji popełnił masę karygdnych błędów.


Podsumowując - trudno jest się przyznać do porażki ze słabszym. Jeszcze trudniej jest się przyznać do porażki ze słabszym z własnej głupoty. Stąd bierze się moim zdaniem większość teorii spiskowych.