Szczerze mówiąc, nie mam zielonego pojęcia

, jakimi kryteriami kierowano się na okrętach XX w.
Natomiast mogę powiedzieć, jakie czynniki brano głównie pod uwagę na jednostkach z wieku XIX, także metalowych - część na pewno zachowała ważność i w następnym stuleciu.
Są gatunki drzew, które świetnie się spisują (tzn. nie gniją, nie paczą) cały czas znajdując się pod wodą - np. wiąz. Całkiem niezła pod tym względem, a dużo lżejsza (czasem mogło to być istotne) jest jodła. Są takie, które dość dobrze znoszą słodką wodę (deszcze), słońce, wiatr, owady - tych używano na części stale wynurzone, leżące dość daleko od wody morskiej. Najtrudniej o drewno odporne w warunkach naprzemiennego zanurzania i wynurzania - taki był dąb, tek, mahoń, wiele gatunków brazylijskich, cyprys japoński.
Nie potrafię określić na ile pokłady (drewniane wyłożenia) na krążownikach czy pancernikach narażone były na zalewanie falami, a w jakim procencie musiały być odporne na pękanie pod wpływem słońca, czy atakowanie przez owady - tu Panowie orientujecie się znacznie lepiej ode mnie. Co do okrętów podwodnych, to jest jasne, że mimo ich nazwy przynajmniej tyle czasu przebywały na powierzchni, co pod wodą.
Ale jest jeszcze jeden ważny aspekt - są gatunki drzew wybitnie odpornych na gnicie (dąb, część gatunków brazylijskich), które swą odporność zawdzięczają kwasom bardzo negatywnie oddziaływującym na metale. Na okręcie całkowicie drewnianym nie był to problem najistotniejszy, ale stawał się pierwszorzędny na jednostce metalowo-drewnianej. Stąd zdecydowane preferowanie teku w takich zastosowaniach i unikanie dębu.
Oczywiście w XX w. wymyślono rozmaite metody aktywnej ochrony antykorozyjnej oraz sposoby zabezpieczania łączników metalowych (choćby śruby ocynkowane), więc nie jestem w stanie ocenić, na ile ból zębów szkutników z XIX w. przenosił się na ich kolegów z następnego stulecia. Sądząc jednak tylko po efektach (ciągłe faworyzowanie teku i podobnych gatunków), chyba nie wszystko uległo zmianie.
Krzysztof Gerlach