Z otwarciem ognia przez polskie okrety było trochę zamieszania. Na "Gryfie" nie było dowódcy kmdra por. Hryniewieckiego. Wraz z innymi oficerami i częścią załogi przebywał na lądzie. Dowódcą wachty był drugi oficer artylerii ppor. Jagusiewicz. Kiedy niszczyciele niemieckie otworzyły ogień, dowódca "Wichra" kmdr por. de Walden czekał na sygnał o podziale celów od Hryniewieckiego lub komendę otwarcia ognia. Przez niedopatrzenie nie uzgodniono zasad prowadzenia ognia, przydzielenia celów itp. wcześniej. To dziwne, ale taka jest niestety prawda.
Przyczyną zwłoki były obowiązujące reguły starszeństwa wśród oficerów równych stopniem. Hryniewiecki był wcześniej awansowany na kmdra por. więc formalnie on powinien objąc dowództwo w tej sytuacji. On też powinien zadecydować o podziale celów, kolejności otwarcia ognia itp. Ale Hryniewiecki choć powiadomiony nie dotarł jeszcze na okręt. De Walden nie wiedząc o tym czeka... Dobrze że pierwsza salwa z okrętów niemieckich jest bardzo krótka. Dopiero po dostrzeżeniu wybłysków drugiej salwy z okrętów niemieckich oficer wachtowy "Gryfa" ppor. Jagusiewicz zdecydował się na otwarcie ognia. "Wicher" jeszcze nie strzela. Dopiero po upadku pocisków z "Gryfa" okazało się że działa tego okrętu skierowane są na pierwszy okręt z szyku, którym był "Leberecht Maass". Kierujący ogniem "Wichra" por. Kowalski przeczuwał taki podział celów bo już wcześniej jako cel obrał " Zenkera". Więc gdy fontanny wody po salwie "Gryfa" wytrysnęły koło pierwszego niszczyciela, natychmiast otworzono ogień do drugiego okrętu w szyku. Ale było to dwa tempa po przeciwnikach. Niemcy potwierdzają trafienie "Leberecht Maassa" w osłonę działa przed pomostem, śmierć 4 marynarzy rany u kilku innych. Jak było naprawdę? Nasi obserwatorzy opowiadali o kilku trafieniach obydwu niszczycieli i odholowaniu jednego z nich przez 3 małe jednostki. Bateria im. Laskowskiego nie trafiła żadnego z niemieckich okrętów ale jej ogień zmusił ich do odwrotu. Pomogło to naszym okrętom ponieważ Niemcy zdołali się już wstrzelać. Dwa pociski trafiły "Gryfa", kolejne dwa uderzyły w dok pływający a kilka wybuchło na nabrzeżu w pobliżu okrętu. Od ich odłamków miał rzekomo polec ppor. Dandelski i bosmanmat Marzec, a rany odniósł kpt. Łomidze. Czy to o Marcu pisze uczestnik tych wydarzeń kmdr ppor. Kuczkowski?
"...Padają pociski niemieckie na dok pływajacy, stojący opodal "Gryfa", lecą odłamki. Dwa pociski trafiają w "Gryfa, ogień wydłuża się, bije po lesie. Ranny marynarz zeskakuje do wody i płynie do brzegu, pociski ranią i zabijają...
A może dopiero wtedy dotarli w pobliże okrętu, przecież w momencie otwarcia ognia kpt. Łomidze nie było na okręcie...