Cóż po takiej zachęcie nie mam wyjścia i muszę się ostro brać do roboty.
Przewidywany czas wydania ... jakieś pół roku, no rok, po ukazaniu się Tellerowej monografii Richelieu
Co do obalania własnych dogmatów, to musi to poczekać.
Halsey – co do zamiany DoY na Waśka
Oczywiście nie mogę wykluczyć, że Wasiek szybciej osadziłby w miejscu flagowiec Beya.
Ale z wnioskami powstrzymam się na koniec kolejnego długiego wykładu.
Żeby stwierdzić czy dał by radę wcześniej trzeba rozważyć wiele możliwości. Na razie pominę kwestię czy uzyskałby więcej trafień.
Pozostaje kwestia czy trafienia które otrzymał Schanhorst ale jakby były od 1,2 tonowych pocisków 406 to byłyby dużo skuteczniejsze niż te co były od ważących 0,72 tony pocisków kalibru 356.
Rozważyłbym dwie możliwości, no może dwie i pół.
1. Wybuch w tym samym miejscu, ale cięższy pocisk, czy uszkodzenia będą tragiczniejsze.
2. Pocisk trafia w to samo miejsce, ale czy przypadkiem nie doleciałby dalej i załatwił witalia w przypadku gdy brytyjski sobie nie poradził ( podpunkt czy wtedy by w ogóle wybuchł, może podpunkt 1,5? )
2,5 Czy trafiając w to samo miejsce przebiłby się przez pancerz i narobił szkód w sytuacji gdy brytyjskiemu się nie udało ( ja to traktuję jako wariant punktu 2 dlatego punkt 2.5 )
Ad 1.
Pociski superciężkie z USA były cięższe, ale miały mniejszy ładunek wybuchowy z materiału o minimalnie mniejszej sile rażenia. Z tą różnicą w sile rażenia to bym nie przesadzał – to co mi się udało znaleźć, to różnica na poziomie rzędu 1% przy tej samej masie ( cokolwiek znaczy różnica w sile wybuchu ). Także jeśli chodzi o ładunek, to można porównywać je bezpośrednio.
W efekcie stawiam na to, że zniszczenia będą mniej więcej takie same. Masa swoje robi. No może odłamki mogą mieć większa energię, bo cięższe ( ale pewnie wolniejsze, bo ładunek więc niekoniecznie ), więc może przebiją coś czego brytyjskie nie przebiją. Jak tak sobie patrzę na przekroje Scharnhosta to ciężko mi znaleźć konkretne miejsce w którym eksplozja 406-tki zamiast 356 robiłaby większą różnice ( z uwzględnieniem różnicy mas materiału wybuchowego, jakby ta 406 – tka miała proporcjonalnie tyle samo więcej ładunku co masy, to co innego, ale wtedy pewnie nic by nie przebiła, bo przy przebijaniu by się rozpadła. )
Czyli jak na mój gust odpada.
Ad 2.
Tu mogą być duże różnice. Brytyjczycy używali opóźnień zapalnika 25 ms. I zapalniki te generalnie charakteryzowały się małym rozrzutem w czasie działania. Zwykle było to bardzo blisko 25 ms, choć chyba wyszło to nie chcący ( o czym za chwilę ).
Amerykanie używali zapalników z opóźnieniem 35 ms i zapalniki te miały duże różnice w konkretnych czasach zadziałania. 30 a nawet 25 ms się zdarzało, a w drugą stronę 70 nie było rzadkością. Amerykanie nie robili z tego problemu wychodząc z założenia, że ważniejsze jest żeby zapalnik zadziałał, niż sztywne trzymanie się czasu reakcji. Z tym się zgodzę, w końcu co za różnica czy pocisk wybuchnie bliżej tej burty w którą trafił, czy przeciwnej?
Anglicy ( jako bodaj jedyni na świecie ) stosowali zapalniki, które akceptowały spore odkształcenie podstawy pocisku ( w której siedziały ) i nadal zapewniały pełne odpalenie pocisku zgodnie z założeniem. W przypadku pocisków z reszty świata w sytuacji takiego odkształcenia wybuchu raczej nie będzie. Zapalnik się rozleci, albo wyleci i tyle. Oczywiście mówimy tu o szansie dużej/małej ( cokolwiek to znaczy ) a nie pewności. Pewna to jest tylko śmierć i podatki.
Osoby uwielbiające Royal Navy mogą to traktować jako przejaw geniuszu brytyjskiej myśli technicznej i przewagi technologicznej nad resztą świata, ale osoby nieco bardziej sceptyczne pewnie zaraz zauważą, że to właśnie angielskie II wojenne pociski miały największe tendencje do odkształcenia części dennej podczas penetracji. W przypadku innych pocisków podstawa albo była nienaruszona, albo i tak się rozleciała. Czyli można powiedzieć, że Anglicy zachowali się jak wzorcowi socjaliści – czyli bohatersko rozwiązali nabrzmiały problem, który nie istniał nigdzie indziej.
Tak czy tak, na samym końcu dudów u Angoli jest generalnie mało, ale u Amerykanów raczej też nie za dużo. Tyle, że różnice w czasie zadziałania znaczne. Zarówno z założenia jak i z praktyki.
Żeby określić gdzie dalej by ewentualne doleciały, to trzeba wiedzieć gdzie i jak trafiły ( o tym za chwilę ).
Teraz może część 2,5 – przebicie pancerza.
Już wspominałem jakiś czas temu, że dane tabelkowe dla dział z KGV to jeden wielki stek bzdur. Dane poligonowe to potwierdzają. Przy kątach padania zbliżonych do kąta prostopadłego do pancerza, obydwa rodzaje pocisków przebijają mniej więcej tyle samo. Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie – w końcu różnica pół tony masy – ale takie są fakty. Wszystko wynikało z innej konstrukcji samego pocisku. Zresztą Anglikom takie rewelacyjne parametry wyszły trochę niechcący, ale o tym za chwilę. Anglicy od początku wiedzieli, że będą mieli małe działa. Po doświadczeniach z działami Nelsona czy starszymi z St. Vincenta, nie chcieli się bawić w jakieś super osiągi balistyczne. Ich artyleria miała być celna, powtarzalna, niezawodna i trwała, a super wyżyłowane balistycznie działa są tego zaprzeczeniem. Dochodził jeszcze do głosu aspekt ekonomiczny. Jak się wyżyłowane działo zrobi w tej samej technologii co umiarkowane, to i jego trwałość będzie mniejsza. Jak mamy liczną flotę działającą nieraz daleko od porządnych stoczni, to nie możemy sobie pozwolić na wymianę luf co 50 czy 100 strzałów.
W efekcie przyjęcia takich parametrów działa, wiadomo było że dużo się nie powalczy. Przy ostro skośnych trafieniach w pancerz „pancernikowy” tak czy siak się go nie przebije, więc lepiej się skupić na trafieniach ze średnim skosem. Trafienia pod idealnym kątem można sobie darować, bo akurat takie w czasie walki są najmniej prawdopodobne.
No i tak zrobili. Optymalizowali pociski pod kątem trafiania w granicach 30 stopni od prostej prostopadłej. Przy okazji przy mniejszym kącie trochę zyskali, ale nie to było celem.
Wynik przeszedł najśmielsze oczekiwania.
W 1940 roku zrobiono sobie testy.
Strzelono pociskiem wyprodukowanym w firmie Hadtfield z prędkością 1600 stóp / s ( 488 m/s ) w płytę utwardzaną powierzchniowo o grubości 12 cali ( 305 mm ). Spodziewali się że pocisk w niej utknie, albo się rozleci.
Przeszedł w kondycji idealnej do przebicia.
Więc zmniejszyli prędkość do 1475 stóp/s ( 450 m/s ) i znów przeszedł.
No więc zmniejszyli do 1439 ( 439 m/s ) i nie przeszedł.
W związku z tym uznali, że mają już znaną wartość krytyczną przebicia z dokładnością jaka in wystarczy ( coś pomiędzy 439 a 450 m/s ) dla tych tego kąta trafienia.
Przy czym warto pamiętać, że mówimy o pancerzu brytyjskim 15 do 25% skuteczniejszym od amerykańskiego.
Tak z dygresją do dygresji. Brytole zamontowali sobie na KGV pancerz w rejonie komór amunicyjnych o grubości 15 cali ( no nie całe, te 374 mm ). Pancerz doskonałej jakości. Po testach nowych dział 14 calowych przeznaczonych dla tych pancerników, stwierdzili, że mimo wszystko trzeba komory dopancerzyć i już w trakcie budowy dołożyli im osłony przeciwodłamkowe o grubości 1,5 cala ( 38 mm ).
Z tabel ( prezentowanych choćby na navweaps.com – bardzo dobrej zresztą ) wynika, że tak dobrego pancerza to by te działa nie przebiły nawet z przyłożenia. Czyli po cholerę ten dodatkowy pancerz? A jakoś uznali, że jest on konieczny. Jakoś autorom którzy o tym dołożeniu wspominają, nic nie przeszkadza w powtarzaniu jakoby działa KGV miały najgorsze parametry penetracji pancerza ze wszystkich pancerników II wojny światowej. Gorsze nawet od Dunkierki i niewiele lepsze od Schanhorsta. Jakoś sprzeczności tu nie widzą.
Może się czepiam i jestem stronniczy, ale ja sprzeczność widzę. W każdym razie chociaż punkt do zastanowienia. Męczyło mnie to od wielu lat od pierwszego razu jak wyczytałem o tym dołożeniu tych 38 mm przeciwodłamkowego.
Zboczony jestem czy jak? Mniejsza
Tak to prawda, że pociski z Hadtfield były o klasę lepsze niż te wytworzone przez inne fabryki, ale postanowiono, że Hadtfiel wymieni się wiedzą zresztą na temat produkcji pocisków, coby wszystkie były takie dobre.
Tak przy okazji kolejna dygresja ( będzie miała znaczenie ). Okazało się że pociski 14 calowe mimo takiej samej konstrukcji jak 15 calowe ( kwestia przeskalowania ) zachowują się o wiele lepiej. To znaczy niby 15 calówka przebija więcej, ale różnice są niemal pomijalne, a z różnicy masy powinno wynikać coś innego. Po dokładniejszej analizie okazało się, że różnice konstrukcji nie są pomijalne i postanowiono odpowiednio zmodyfikować 15 calówki coby dorównały jakością 14 calówkom. Ale w czasie Mers el Kebir walono jeszcze starymi. Nawet tymi mniej opływowymi ( o tym jeszcze później ).
No więc nieco niechcący Anglicy dostali pociski świetnie sprawdzające się przy kątach trafienia do jakiś 40 stopni od prostej normalnej do płaszczyzny pancerza. Co było potem mało ich interesowało i nawet specjalnie nie testowali. Nie spodziewali się tu specjalnych sukcesów.
Amerykanie poszli inną drogą.
Zamiast wyrafinowania poszli w brutalną siłę. Jak się ma ważący 1,2 tony pocisk to nie trzeba się bawić w wyrafinowanie. Uznali więc że mogą go zoptymalizować pod kątem przebijania pancerza przy dowolnym kącie uderzenia. A jak wiemy, jak coś jest do wszystkiego to często jest do niczego.
Wyszło jak wyszło. Owszem są testy wykazujące, że przy kątach trafienia 60 stopni do normalnej, pociski te przechodzą przez całkiem gruby pancerz w kondycji idealnej do eksplozji po drugiej stronie. W tych samych warunkach brytyjskie pociski odbijały się od pancerza wygięte jak banany. Podobnie te super ciężkie pociski były w stanie przebić ekstremalnie gruby pancerz ( jak się walnęło z przyłożenia ), a w tej sytuacji brytyjski znów się bananował.
Ale.
To dotyczy superciężkich pocisków skonstruowanych pod koniec 44 czy na początku 45 roku!
Trochę później je wdrożono do produkcji i wątpię czy jakikolwiek okręt zdołał je dostać przed końcem wojny. Jeśli nawet to w czasie kiedy nawet Yamato był już trwale podwodny.
To co mogło trafiać w Scharnhorsta nie było aż tak dobre, choć masa robi swoje i realne możliwości przebicia pancerza były większe niż pocisków z KGV ( gdyby było inaczej to by bardzo źle świadczyło o amerykanach ), ale różnice nie są takie porażające jak się na pozór wydaje.
Teraz małe porównanie co mogły realnie zrobić.
Jak pominąć testy poligonowe, to praktyczne testy tych pocisków USA były w dwóch przypadkach.
Zatopienie Kirishimy i dziabanie Jean Barta.
Przy Kirishimie zachowały się idealnie.
No ale brytyjskie pod Mers el Kebir sprawowały się równie dobrze. A trafiały w grubszy pancerz i do tego pod mniej sprzyjającym kątem.
Zrozumcie mnie dobrze. Ja nie twierdze, że super ciężkie by nie dały rady w Mers. Ja twierdzę, że Kirishima to za słaby cel na sensowny test tej amunicji.
Dobra, przepraszam, ale idę spać. Jak dam radę reszta jutro.
O ile nie zanudziłem na śmierć i ktoś to jeszcze czyta...