No dobra. Co do pancerza pokładowego Bismarcka. Jak dla mnie był zdecydowanie za nisko. Podniósłbym go o jeden pokład w górę. Ale wiem jakie to problemy. Nawet zwykłe podniesienie to podniesienie środka ciężkości. A tu trzeba by go rozsunąć na boki, żeby nie było dziur. A jak koniecznie chcemy mieć jakiś pokład do wychwytywania pocisków przebijających się przez burty to trzeba coś cieńszego pod spodem żeby wyszło coś jak u żabojadów, tyle że z zewnętrznym pionowym pancerzem burtowym. Oj masa rośnie i trzeba by robić jak angole z King George V i rezygnować z dwóch dział. Albo powiększać okręt i tak duży....
A takie przekonstruowanie i podniesienie pancerza ( powiedzmy że w jakiś magiczny sposób żeby nie powiększać całości – no niech będzie że nie muszą jeść wursta codziennie i przenoszą lodówki poza cytadelę żeby zaoszczędzić parę ton

) i reszta podobnie jak było historycznie dawała by mu ( jak dla mnie ) większą szansę na prowadzenie ognia przy uszkodzeniu. Może by trochę stracił z niezatapialności ( albo i nie ), ale co to za satysfakcja że przeciwnik zużył na mnie 500 pocisków zamiast 400? I tak gulgoczę. Jeśli już coś ma przynieść satysfakcję to jak dla mnie, że coś mu przy tym zrobiłem, a nie zrobię jak nie mogę strzelać.
A co do All or Nothing.
Teoretycznie zapewnia on dłuższy czas walki przed obezwładnieniem.
Zakładając, że obezwładnienie to wtedy jak okręt nie może strzelać.
Jak rezygnujemy z cienkich pancerzy to mamy „luźną” masę na dołożenie do ochrony najważniejszych elementów – siłowni, artylerii. W efekcie można zrobić cytadelę tak grubą, że będzie nieprzebijalna w większym zakresie odległości. Czyli okręt będzie dłużej mógł strzelać.
( przy założeniu tej samej masy całego okrętu, tego samego uzbrojenia, prędkość itd. pancernika z All or Nothing i jego odpowiednika opancerzonego po staremu )
To tyle jeśli chodzi o teorię. W praktyce żeby działa nie mogły strzelać ( albo raczej trafiać ) wcale nie trzeba zaraz przebijać pancerzy ich wież czy barbet. Wystarczyło je unieruchomić. A to się zdarzało np. po wygięciu pancerza. Zdarzały się też bezpośrednie trafienia w lufę działa itd.
Ale w sumie taki okręt powinien być w stanie strzelać dłużej niż jego odpowiednik opancerzony klasycznie.
Jak dla mnie jest to fajny system ale dla strony dominującej na morzu. Okręt wyposażony w ortodoksyjną jego wersję ( czy w II wojnie był taki choć jeden? Może Dunkierka? ) nadaje się do walki z pancernikami i to strzelającymi pociskami przeciwpancernymi i do niewiele więcej. ( tak swoją drogą to mnie zastanawia dlaczego Amerykanie jak powiedzieli A i dali taki pancerz to nie powiedzieli B i nie zrezygnowali z artylerii pomocniczej, ale to może potem ).
Jak się ma przewagę, to nie trzeba się martwić jakąś drobnicą, że przyjdzie i zmasakruje części miękkie, bo nie podejdzie bo nasza eskorta temu zapobiegnie. A jeśli nawet, to taki okręt jeszcze przez jakiś czas postrzela i coś tam może trafi, a potem się go odeskortuje do bazy. Ważne żeby nie dostał trafienia krytycznego które go zatopi od ręki. Trzeba tylko zadbać o procedury, żeby nie zaszło takie zamieszania jak z Lionem pod Dogger Bank i jest fajowo.
A strona słabsza już nie ma lekko. W sumie wszystko jedno czy dostanie w komorę i okręt zatonie od razu, czy też dostanie cios w dziób, zwolni i potem go dobiją. Praktycznie każde spowolnienie to śmierć. Więc nie można sobie pozwolić na to że jakiś zagubiony pocisk choćby burzący narobi masakry na dziobie czy rufie, bo to wyrok śmierci.
Dalej, nie mamy gwarancji że jednostki słabsze przeciwnika nie podejdą i nie narobią szkód ( nawet kosztem samobójstwa ), bo sami mamy takich jednostek mniej.
A jak przewidujemy korsarskie rajdy i to prawie samotne, to w ogóle a AoN przerąbane. Co prawda krążownik śledzący raczej nam nie groźny ( taki Norfok z Suffolkiem nawet nie próbowały walczyć, niezależnie od tego co Anglicy wiedzieli o opancerzeniu Bismarcka ), ale jak się dorwiemy do konwoju i będzie tam taki Jevis Bay, albo dopadnie nas zespół Harwooda, to wtedy nawet pozornie niegroźne trafienie poza cytadelą w konsekwencji może być śmiertelne w perspektywie długiego powrotu i konieczności przebijania się przez większe siły przeciwnika.
W takim układzie sposób opancerzania typu „niemieckiego” będzie zdecydowanie logiczniejszy. Tylko żeby ten pancerz pokładowy był wyżej...
A co do likwidacji artylerii pomocniczej. No jak robimy sobie okręt wyspecjalizowany do walki z pancernikami to ta pomocnicza to jest zbędna lub wręcz szkodliwa. Jak mamy All or Nothing to mamy takiego specjalistę.
Artyleria pomocnicza do walki z pancernikami się nie przyda. ( poza jakimiś egzotycznymi scenariuszami ). Do walki z drobnicą mamy eskortę ( pamiętamy, że to strona silniejsza ). Do walki z samolotami z dużej odległości podobnie. Od czego w końcu są krążowniki przeciwlotnicze.
Same wieżyczki czy stanowiska to słabe punkty ochrony i detonatory pocisków przeciwpancernych a ciężko opancerzyć się ich nie da.
Jakieś lekkie działka się przydadzą do samoobrony. A jak zaoszczędzimy kilka setek ton ( czasem nawet ponad tysiąc ) na tej artylerii to możemy wzmocnić główną, czy pancerz czy cokolwiek.
A co do twierdzenia że w II wojnie to tak naprawdę nie było nowoczesnych pancerników z All or Nothing. No jak jesteśmy ortodoksami, to po kolei.
King George V – poza cytadelą pasy cieńszego pancerza w rejonie linii wodnej w kierunku dziobu i rufy i analogicznie pancerz pokładowy o jeden poziom niżej niż w cytadeli. Grubość idealna do ochrony tych rejonów przed odłamkami czy podmuchem, ale wystarczająco gruba by aktywować zapalniki przeciwpancerne. Reszty analizować nie trzeba jest tam coś więcej niż nothing. Vanguard to samo.
Niemców nie ma co analizować, to oczywiste.
Włosi o ile pamiętam mieli na Littorio jakiś cieńszy pas powyżej pancerza burtowego, więc odpadają.
North Carolina miała jakieś tam pasy w kierunku rufy łączące pancerz maszynki sterowej z cytadelą, znowu grubość z jednej strony za cienka ( na powstrzymanie ciężkich pocisków ) z drugiej za gruba ( żeby nie aktywować )
South Dakota i Iowa podobnie. Jakieś osłony wałów – średniej grubości, jakieś przeciwodłamkowe itd.
Japoński Yamato to samo
Chyba zostaje tylko Dunkierka i może Rysiek, ale ten ostatni to chyba też coś tam gdzieś indziej miał.
Nie twierdzę że te systemy były zaraz według koncepcji I wojennych przed Nevadowych, co to to nie, ale nie było to ortodoksyjne podejście do AoN tylko zmodyfikowane. Aktywowacze pocisków AP były jak najbardziej, ot taka dygresja i tyle.
A czy faktycznie AoN zapewniał dłuższe strzelanie podczas uszkodzeń to ciężko powiedzieć. Mało danych. Przychodzą mi do głowy tylko 3 okręty tak opancerzone które zostały jakoś uszkodzone ( przestaję tu być ortodoksem i luzuję warunki ). Dunkierka, Prince of Wales i South Dakota.
Dunkierka się nie liczy bo wyeliminowano przebijając cytadelę, więc dowodzi to nie wadliwości koncepcji tylko zbyt cienkiego pancerza.
Prince of Wales wyeliminował sobie 4 lufowe wieże sam i nie miało to nic wspólnego z niemieckim ostrzałem. Potem zresztą sobie je naprawił. A raporty z oceny i naprawy uszkodzeń w porcie mówiły o zaskakująco słabych i powierzchownych uszkodzeniach ( z wyjątkiem tego w pomost ). Obezwładniony nie został.
South Dakota też wyeliminowała się głównie sama, a miała do końca sprawne 2 dziobowe wieże ( ta rufowa mogła strzelać tylko „in emergency” i to z mniejszą szybkostrzelnością ), więc tak naprawdę całkiem obezwładniona nie była.
Dla odmiany z nowoczesnych opancerzonych inaczej to myślę tylko o Bismarcku i Schrnchorście. Bismarck co prawda zamilkł dosyć szybko, ale w tym czasie dostał tyle pocisków, że nie wiem czy jakikolwiek inny walczyłby dłużej. Może Yamato, a może nie.
Zostaje Scharnchorst trafiony ponoć tylko 13 razy. Ale jedna próbka to mało żeby dawać jakieś uogólniające wnioski. Trzeba by podciągać uszkodzenia I wojenne, ale tam nie było tych z All or Nothing.