Mocowanie klepek pokładu na japońskich OW

Okręty Wojenne lat 1905-1945

Moderatorzy: crolick, Marmik

Marek T
Posty: 3270
Rejestracja: 2004-01-04, 20:03
Lokalizacja: Gdynia

Post autor: Marek T »

MiKo pisze:Ale nie tyle. Od dziur pod deski to by się ten pancerz pod swoim ciężarem załamał :D
Jeżeli pancerz nie był częścią konstrukcji, to chyba liczba dziurek nie miała znaczenia.
Awatar użytkownika
CIA
Posty: 1657
Rejestracja: 2004-01-18, 12:46
Lokalizacja: Gdansk

Post autor: CIA »

Marek T pisze:Na pochylniach - jak mi sie wydaje - wiercono ręcznie, właśnie ze względu na trudności z transmisją napędu.
A wiertarki pneumatyczne?

Chyba do tej pory używa się ich w stoczniach, w każdym razie kilkadziesiąt lat temu były standardem.

EDIT
Nie doczytałem do końca postu "pd" :wink:
Marek T
Posty: 3270
Rejestracja: 2004-01-04, 20:03
Lokalizacja: Gdynia

Post autor: Marek T »

http://inventors.about.com/od/pstartinv ... umatic.htm
http://en.wikipedia.org/wiki/Drill

Wychodzi na to, że wprowadzenie narzędzi pneumatycznych i elektrycznych nastąpiło mniej więcej w tym samym czasie - pod koniec XIX wieku. Czyli hipoteza o ręcznym nawiercaniu na pochylniach przed wprowadzeniem tych narzędzi nadal jest ważna. Oczywiście - na chłopski rozum - jak najwięcej otworów powinno być wybijanych "na warsztacie".
pd
Posty: 136
Rejestracja: 2007-01-23, 20:45

Post autor: pd »

Narzędzia pneumatyczne zostały użyte podczas drążenia tunelu pod Mt Cenis, czyli w latach 60-tych XIX wieku i gdzieś do II WŚ były standardem używanym w trudnych warunkach - w kopalniach, tunelach i właśnie stoczniach.

Co prawda marynarka francuska przeżyła pod koniec XIX wieku okres fascynacji napędami elektrycznymi i możliwe, ze Francuzi probowali używać ich także do prac stoczniowych, ale w Wielkiej Brytanii i USA ręczne pneumatyczne młoty i wiertarki miały wyłączność przy ciężkich pracach kadłubowych co najmniej do lat międzywojennych. W porównaniu z ówczesnymi elektrycznymi odpowiednikami były lekkie, proste w konstrukcji i miały bezpieczne doprowadzenie mocy (w tym czasie kable izolowano gutaperką i oplotem jedwabnym lub odpowiednikami i były grube i podatne na uszkodzenia, chyba że opancerzone ołowiem lub stalą).
jefe de la maquina
Posty: 787
Rejestracja: 2007-10-27, 00:01

Post autor: jefe de la maquina »

Panowie,

Sposób w jaki robili dziury już wiemy, ale dalej nie wiemy jakie drzewo używano na pokłady OW. Podejrzewam, ze teak.

Pozostaje jeszcze z sprawa z jakiego materiału robione były śruby mocujące.
Wiem, ze przy kadłubach ze stalowymi wręgami do mocowania drewnianego poszycia używano śruby zrobione z metalu Muntza (rodzaj mosiądzu). Używanie śrub stalowych nie miało sensu, gdyż rdza wychodziła by przez drzewo i powodowało jego gnicie. Stąd zastanawiam się czy mosiężne śruby nie znalazły i tam zastosowania.
Jefe
pd
Posty: 136
Rejestracja: 2007-01-23, 20:45

Post autor: pd »

jefe de la maquina pisze:Panowie,

Sposób w jaki robili dziury już wiemy, ale dalej nie wiemy jakie drzewo używano na pokłady OW. Podejrzewam, ze teak.
RN tek, Japończycy różnie. Handlowe zwykle tek (odporny na tropiki, trwały) lub sosna (lżejsza, tańsza, lepsza przyczepność na mokro).
Pozostaje jeszcze z sprawa z jakiego materiału robione były śruby mocujące.
Wiem, ze przy kadłubach ze stalowymi wręgami do mocowania drewnianego poszycia używano śruby zrobione z metalu Muntza (rodzaj mosiądzu). Używanie śrub stalowych nie miało sensu, gdyż rdza wychodziła by przez drzewo i powodowało jego gnicie.
pod miedzią
Stąd zastanawiam się czy mosiężne śruby nie znalazły i tam zastosowania.
Jefe
stal cynkowana
Krzysztof Gerlach
Posty: 4473
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Wg Janusza Skulskiego (i nie tylko) odeskowanie pokładów na "Yamato" wykonano z "hinoki cypress wood". Skądinąd wiadono, że to cyprys japoński (hinoki cypress, hinoki) Chamaecyparis obtusa, o którego nadzwyczajnych właściwościach jest w sieci pełno informacji.
Krzysztof Gerlach
MiKo
Admin FOW
Posty: 4050
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Post autor: MiKo »

Ksiażka "Super Illustration: Imperial Japanese Navy Battleship YAMATO" podaje, iż pokład Yamato był deskowany [img]Taihi[/img] co jest skrótem od "taiwan hinoki cypress". Nie wiem czy japońska odmiana "hinoki cypress" czymś się różniła pod względem właściwości.
(w Japonii występuje jeszcze "Sawara cypress", ale to drzewo jest zbyt miękkie na pokłady).

W RN w okresie międzywojennym używano jeszcze jodły (na krążownikach Kent) jeśli mnie pamięć nie myli.
Krzysztof Gerlach
Posty: 4473
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Jak łatwo znaleźć, większość fachowców klasyfikuje cyprys tajwański tylko jako odmianę geograficzną cyprysa japońskiego Chamaecyparis obtusa var. formosana, chodzi więc o ten sam gatunek. Chociaż trzeba przyznać, że niektórzy (oczywiście Tajwańczycy) postrzegają drobne różnice między nimi jako usprawiedliwiające wyodrębnienie Chamaecyparis taiwanensis.
Natomiast nikt nie ma wątpliwości, że cyprys „Sawara” (cyprysik groszkowy wg polskiego słownictwa) to zupełnie odrębny gatunek Chamaecyparis pisifera, stąd odmienne własności.
Krzysztof Gerlach
Marek T
Posty: 3270
Rejestracja: 2004-01-04, 20:03
Lokalizacja: Gdynia

Post autor: Marek T »

jefe de la maquina pisze:... Używanie śrub stalowych nie miało sensu, gdyż rdza wychodziła by przez drzewo i powodowało jego gnicie. Stąd zastanawiam się czy mosiężne śruby nie znalazły i tam zastosowania.
Jefe
Oczywiście nie wiem, jakich śrub używano w Japonii.
Ale podczas remontu pokładu na DARZE okazało się, że stare planki (co najmniej z 1930 r., a może starsze) mocowane były śrubami stalowymi. Rejon był wyjątkowo brzydki korozyjnie - obok łazienki, z której sączyła się woda. Planki były tak przegnite, że można je było wyjmować rękami. Śruby były owinięte pakułami nasączonymi smołą drzewną. Mimo bardzo złego stanu planek śruby były nieruszone przez korozję, a pakuły wciąż zachowały zapach smoły drzewnej. Większy problem był ze stalowym pokładem, który był dziurawy jak rzeszoto i nadawał się do wymiany.
pd
Posty: 136
Rejestracja: 2007-01-23, 20:45

Post autor: pd »

MiKo pisze:
W RN w okresie międzywojennym używano jeszcze jodły (na krążownikach Kent) jeśli mnie pamięć nie myli.
Tek był podstawowym materiałem, chyba że wymagana była niższa masa lub lepsza izolacja. Wtedy używano "fir", co oznaczało zwykle "dantzic fir", czyli sosnę. Z tego drewna wykonywano pokłady w pomieszczeniach admiralskich gdzie nie było dużego ruchu (tej praktyki zaniechano jeszcze przed IWŚ), czasem w chłodniach i, wobec drastycznych wymagań ciężarowych, na Kentach.
MiKo
Admin FOW
Posty: 4050
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Post autor: MiKo »

Wyaczcie laikowi, czemu "fir" to sosna? Dantzic - oznacza miejsce wysyłki - Gdańsk?

No i czem akurat Dantiz Fir Po pogoolowianiu wyszłom że Royal Navy sprowadzała wiele różnych firów
Krzysztof Gerlach
Posty: 4473
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Były (i często są) dwa powody zamieszania nazewniczego. Pierwszy to taki, że nazwy handlowe gatunków drewna powstały na setki lat przed stworzeniem nowoczesnych klasyfikacji botanicznych i utrzymały się w większości nawet po ich wprowadzeniu, nie bacząc na sprzeczności. Drugi to ten, że również naukowy podział drzew iglastych do dziś budzi wiele wątpliwości - biolodzy nadal kłócą się o przynależność taksonomiczną wielu gatunków i może Pan przeczytać jednego dnia o modrzewiu, jodle czy świerku, by nazajutrz się dowiedzieć, iż dane drzewo wcale jednak do tej grupy się nie zalicza.
Najpóźniej od XV w. słowem „fir” (przez dzisiejsze słowniki utożsamianym z jodłą) Anglicy lubili określać niemal każdy gatunek drzewa iglastego (poza cisem), a przede wszystkim sosny, jodły, świerki i modrzewie, chociaż używali też oczywiście słów pine, spruce i larch. Np. dzisiejszy świerk pochodzi od drzewa iglastego sprowadzanego „z Prus” (spruce) i wtedy wcale nie musiał być akurat świerkiem. Drewno występujące w wiekach XVI-XIX powszechnie pod handlową nazwą „jodły gdańskiej” (Dantzic fir), jodły memelskiej (Memel fir) czy jodły ryskiej (Riga fir) albo jodły bałtyckiej, a także jodły szkockiej, czerwonej albo żółtej (jeśli europejskie!), było w rzeczywistości drewnem sosny pospolitej Pinus sylvestris, nazywanej również sosną północną (europejską), zwyczajną. Drewno sosnowe z krajów nadbałtyckich było wykorzystywane przez angielskich szkutników m.in. do sporządzania klepek mniej obciążonych pokładów „od niepamiętnych czasów”, czyli od Średniowiecza. Kiedy zaczęto importować drewno z Ameryki, „jodłami” (fir) stały się też w handlu zupełnie nowe gatunki – np. „jodła Douglasa” czyli naprawdę daglezja zielona, drzewo kompletnie innego rodzaju niż „jodły” i jodły europejskie. Także „red fir” i „yellow fir” zaczęły być odnoszone do gatunków amerykańskich, mimo że nazwy takie stosowano już względem drzew z Europy, a ani jedne, ani drugie nie były wcale dzisiejszymi jodłami z rodzaju Abies. Kiedy na przełomie XVIII i XIX w. Brytyjczycy budowali całe serie okrętów z miękkiego drewna, oficjalnie prawie wszystkie były z „fir”, chociaż naprawdę chodziło prawie zawsze o sosnę pospolitą znad Bałtyku, sosnę czerwoną, sosnę żółtą, a nawet sosnę smołową.
Krzysztof Gerlach
MiKo
Admin FOW
Posty: 4050
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Post autor: MiKo »

Dziękuje za szczegółowe wyjaśnienia!
jefe de la maquina
Posty: 787
Rejestracja: 2007-10-27, 00:01

Post autor: jefe de la maquina »

Na zdjeciach przedstawionych przez MiKo miedzy deskami pokladu widac material uszczelniajacy .
Czy ktos wie jakie w tym czasie uzywano lepiki by ochronic poklad stalowy i nie dopuscic do tego co stalo sie na Darze Pomorza, tj gromadzenia sie wody miedzy wykladzina drewniana a stalowym pokladem. To co opisal MarekT jest typowe i sam nieraz mam z tym problemem do czynienia. Dzisiaj mamy silicone caulking, a wtedy ?
Jefe
Marek T
Posty: 3270
Rejestracja: 2004-01-04, 20:03
Lokalizacja: Gdynia

Post autor: Marek T »

jefe de la maquina pisze:... Dzisiaj mamy silicone caulking, a wtedy ?
Jefe
Też na to przeszliśmy (pod koniec lat 1980tych) i nie wiem, czy to dobrze. Po dwóch latach uszczelnienie odkleja się od planki, powstaje szczelina w którą na zasadzie kapilary wchodzi woda i sytuacja jest gorsza, aniżeli na powierzchni - drewno bardzo szybko gnije. Najlepiej byłoby wymienić uszczelnienie minimum co dwa lata, ale zawsze są pilniejsze wydatki. A potem dzięki tym oszczędnościom trzeba wymienić cały pokład.

Wcześniej uszczelniano planki masą na bazie lepiku (była na to jakaś Polska Norma). Zwroć uwagę, jak sfazowana jest planka - w klin zwężający się do dołu. Tam, w dolną część szczeliny wbijano wpierw luźny sznur nasączony smołą drzewną, a wierzch szczeliny zalewano tą masą, na gorąco. Technologia była dla nas o tyle przyjemniejsza, że w razie powstania szczeliny (odklejenia się od planki) wystarczyło przeciągnąć po szczelinie gorącym "żelazkiem" i znów wszystko było jak nowe. Wadą była dość duża podatność na ścieranie, wyrywanie kawałków szczeliwa na podeszwach butów, czasem powodowało to zabrudzenie pokładu, itp.

I jeszcze jedno - trzeba jakoś zabezpieczyć pokład stalowy. Za "komuny" produkowano masę wodoodporną "Fregatex", która nie twardniała - zawsze pozostawała plastyczna. Pokład smarowano grubo tą masą, a na to kładziono planki. Po dociągnięciu śrubą nadmiar masy był wyciskany. Teraz co prawda pokład też traktuje się jakąś powłoką ochronną, ale kładą ją oszczędnie - żeby nie zanieczyścić planki, bo silikon nie chce się wówczas trzymać.
ODPOWIEDZ