Natomiast głębszy podtekst pana wypowiedzi dostrzegam w kwestii Rożestwieńskiego i jego dowodzenia. Otóż proszę nie myśleć iż jestem jakimś apologetą dowódcy II Eskadry, ślepym na popełnione błędy i zaniedbania. Staram się po prostu wypośrodkować pewne kwestie, które właśnie urosły do rangi mitów. Jednym z nich jest choćby kwestia planu bitwy czy tez raczej jego braku, a więc zarazem kwestia tego, w jaki sposób Rożestwieński dowodził Eskadrą w trakcie bitwy. Otóż mam wrażenie, że pisząc o planie bitwy wielu ma na myśli coś ala „Nelson Touch”- jakąś magiczną receptę na pokonanie wroga za pomocą wyrafinowanego manewrowania. Brak szczegółowego planu bitwy urasta do jednego z najpoważniejszych zarzutów wobec Rożestwieńskiego. Tymczasem w swoich zapiskach oficer artyleryjski „Piereswiet”, W.N Czerkasow pisze o tym, że ani 10 sierpnia ani podczas żadnego innego wyjścia eskadry Port Artura, nie wydano żadnych dyspozycji taktycznych, niczego co mogli byśmy nazwać „planem bitwy”- czymś więcej niż ogólną dyspozycja przedarcia się do Władywostoku. Można więc ironicznie stwierdzić, że Rozestwieński postąpił zgodnie z przyjętym rosyjskim zwyczajem… Poza tym relacje podają dość zgodnie, że o ile jeszcze zespół Rożestwieńskiego w trakcie długiego marszu nabrał jako takiej sprawności nawigacyjnej o tyle zespół Niebogatowa nie były w stanie wykonać poprawnie żadnego zespołowego manewru. Jak w tej sytuacji można było myśleć o skomplikowanym planie bitwy? Nie zmienia to mojego osądu, że Rożestwieński popełnił błąd: włączył do swoich sił głównych okręty Niebogatowa zamiast wydzielić je w osobny zespól i dążyć do podziału sił przeciwnika.
Co do zapasu węgla to także w monografii „Borodino” (Gribowskij: „Eskadriennyj Bronienosiec Borodino”) jest informacja, że również „Borodino” w momencie bitwy miał na pokładzie zapas 1000t węgla; niestety nie podano źródła pochodzenia tej informacji.
Tak więc mamy okręt, który jest konstrukcyjnie przeciążony przez co jego pas pancerny zanurza się głębiej niż planowano. Naturalne było by w takim razie zabranie mniejszego zapasu węgla… tylko, że nawet przy planowym zapasie nasz okręt ma o wiele mniejszy zasięg niż przewidziano! To ile węgla powinniśmy zabrać by zapewnić maksymalną ochronę i odpowiedni zasięg?. Jeżeli założymy, że istotnie zapas wynosił ok. 1000t to powinno to pozwalać na przepłynięcie niewiele ponad 2000Mm. Proszę zauważyć, że w trakcie samej bitwy Rosyjskie okręty płynęły relatywnie wolno, o wiele wolniej niż 10 sierpnia. Stąd zapewne taki zapas na „Orle” po bitwie. Gdyby okręty płynęły blisko swoich maksymalnych możliwości tak, jak powinny, to zasięg spadł by drastycznie bo spalanie węgla przy większych prędkościach rosło nieproporcjonalnie. Gdy do tego dojdą uszkodzenia to może się okazać, że te 700- 800Mm osiągniemy na styk. Tak więc nie potępiał bym tak łatwo Rożestwieńskiego za zapasy węgla. Dokładnie tak jak napisał Pan odnośnie bitwy na morzu Żółtym- trzeba było jakoś wytłumaczyć powody tak druzgocącej porażki.
Rożestwieński: z profilu artylerzysta, swego czasu dowódca eskadry szkolnej, stanął przed bardzo trudnym zadaniem. Jak sugestywnie pisał Dyskant: ludzi trzeba było nauczyć wszystkiego, jednych dlatego, że nic nie umieli, innych- bo wszystko już zapomnieli. Maltzan zwracał przy tym uwagę na bardzo niski poziom kultury technicznej wśród załogi II Eskadry- ludzi, którzy często rekrutowali się z głębokiej prowincji i którzy w krótkim czasie musieli nauczyć się obsługi urządzeń, których nie rozumieli i nie ogarniali, które traktowali czasem z nabożnym wręcz lękiem. Ludzi musieli zmierzyć się z przeciwnikiem, który zaczynając być może ze zbliżonego poziomu miał na naukę znacznie więcej czasu i środków.
Ta więc nie mogę zgodzić się z tezą przewodnią Pana artykułu: tezą, że siły Rosyjskie były jakościowo porównywalne siłom japońskim i to jest główny punkt naszych rozbieżności