Chodziło mi chyba o pomieszczenia kierowania, zarządzania, nawigacyjne itd... Jak się porówna okolice mostka i kierowania ogniem, to Amerykanin wygląda na ciasnego (ciasny czyli niewygodny i nie ma miejsca na dodatkowe wyposażenie które się przecież rozmnażało w czasie wojny).
Wiesz, problem polegał na tym, że panowie zasiadający w General Board mieli swoje wizje na to skąd należy dowodzić okrętem, czy kierować ogniem i przy tych wizjach nie uwzględniali zdania tych którzy faktycznie tym okrętem dowodzili.
Miejscem z którego mieli dowodzić była opancerzona wieża dowodzenia.
Toto na North Carolinie czy South Dakocie miało patrząc z góry przekrój mniej więcej elipsy o wymiarach 5.7 x 4 metry. Licząc po zewnętrznej. Jak odejmiesz grubość ścianek to wychodzi jakieś 4.8x3.2 metra.
Czyli to jakieś 2.4*1.6*3.14 = ~12 metrów kwadratowych. Odpowiednik pod względem powierzchni pokoju o wymiarach 4x3 metry. Każdy może sobie zmierzyć jaki ma pokój i odpowiednio dopasować wymiary dla lepszej wizualizacji o czym mówimy.
Tyle, że pokój taki jest prostokątny, więc łatwiej go poustawiać.
A tu w takiej wieży dowodzenia musisz zmieścić parę osób, do tego jakieś stoły, wyjścia żyrokompasu, radaru i cholera wie co jeszcze.
A i jeszcze warto żeby było dojście do ścian tu i ówdzie, żeby można było sobie wyjrzeć na dwór i zobaczyć co się dzieje do koła. Choć w sumie to mogło i nie być bo i tak co przez te szczeliny zobaczysz?
Jak ktoś był o moich gabarytach to nawet mógł się tam nie ładować. Osoby o nieco mniejszych rozmiarach może i jakoś funkcjonować mogły, ale nie dziwię się, że nie miały ochoty tam siedzieć. Już lepiej ryzykować utratę głowy podczas walki, ale wiedzieć co się dzieje dokoła niż siedzieć w tej trumnie i robić za cel, bez możliwości odgryzienia się - nie ogryziesz się bo nie wiesz komu.
W związku z taką a nie inną koncepcją dowodzenia okrętem, nie miało większego znaczenia jakie były te pomieszczenia gdzie indziej, skoro zdaniem decydentów, tak czy inaczej te pomieszczenia miały być nieużywane....