Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Dokumenty, książki, artykuły prasowe, internetowe, ikonografia, filmy...

Moderatorzy: crolick, Marmik

MiKo
Admin FOW
Posty: 4050
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: MiKo »

Piegziu pisze: Musieli zatem polegać na Japończykach.
Mam dokładnie mam takie same podejrzenia :D
Ale dlaczego mniej oklepany? Wszystkie są równie dostępne na JACAR.
W literaturze anglojęzycznej mniej oklepany.
Co jest lepsze odnośnie start niż kodochosho?
Nie rozumiem pytania.
Pisałeś, że odnośnie strat grup powietrznych są lepsze źródła niż kodochosho.
Lundstrom i Frank, z tego co kiedyś przyznali, japońskiego nie znają i korzystają w takim zakresie, w jakim ktoś im pomoże.
I jakby co z tego wynika? Że nie mogą korzystać z japońskich materiałów źródłowych?
Dull opierał się głównie na BKS, czyli SS, czyli tak na serio następował powrót do amerykańskich źródeł.
Litości! Czyli BKS to jest amerykański materiał źródłowy?
Tully i Lacroix - ok, bo chyba sami są japonistami.
Chociaż tyle ;)
Ale czy Cressman, Lengerer i Lundgren tak żonglują japońskimi źródłami? :?
Raczej tak - choćby ze względu na nieograniczony dostęp do dziesiatek tysięcy japońskich dokumentów: TROM, AR, DAR, WD, JOMS itd.
s. 393-399. Znajdziesz podobne opisy przy Zuiho?
Nie jest ładnie manipulować ;) Co można znaleźć o uszkodzeniach Horneta na stronach 394,395,396, 397???
Na stronie 393 opisane są skutki dwóch trafień torped w Horneta. W sumie w czterech zdaniach. Czyli po dwa zdania na torpedę.
Uszkodzenia Zuiho po trafieniu jednej bomby są opisane również w dwóch zdaniach.
Nie rozumiem pytania. Napisałem przecież, że zasób nie był skatalogowany i opisany tytułami po angielsku. Stan ten dotyczył jak najbardziej dokumentów papierowych, a dygitalizacja to kwestia wtórna. Prace nad dokumentami prowadzą Japończycy od kilku lat także ciężko, aby 20 lat temu panowie Lundstrom i Frank mieli wszystko wyłożone jak na tacy w USA. Tym bardziej, że w ich bibliografiach ewidentnie brakuje dokumentów, które usystematyzowano dopiero po 2007 roku.
Jak wyżej doszliśmy do porozumienia Lundstromowi mogli pomagać Japończycy i w ten sposób nie był zmuszony do czekania na to co się pojawi w internecie.
Wszyscy tak piszą? Lundstrom, Frank, Friedman, Hammel?
Jako o jakim zwycięstwie? Doskonale wiemy, że zwycięstwo nie jest równe zwycięstwu.
To teraz ja nie rozumiem pytania.
Piegziu
Posty: 50
Rejestracja: 2013-12-22, 02:38
Lokalizacja: Wrocław/Hachiōji (Tokio)

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: Piegziu »

MiKo pisze:W literaturze anglojęzycznej mniej oklepany.
Ja tam widzę odniesienia do Junyo hikokitai sento kodo chosho.
Pisałeś, że odnośnie strat grup powietrznych są lepsze źródła niż kodochosho.
Pisałem, że to dobre źródło, ale nie jedynie i nie kompletne. Zauważ, że podaje ono jedynie skład, start, powrót i stan. Skąd wiemy czy dany samolot nie wrócił, bo został zestrzelony, a nie np. nie doleciał do lotniskowca? Od tego służą właśnie senji nisshi, kokutai nisshi, nisshi oficerów, biuletyny (senka), etc.
I jakby co z tego wynika? Że nie mogą korzystać z japońskich materiałów źródłowych?
Oczywiście, że mogą, ale korzystanie to będzie ograniczone. Nie chodzi tu o samą barierę językową, ale znajomość bibliografii w obcym języku.
Nie bez powodu najlepsze prace o Japonii (szeroko rozumiane) w Polsce to prace wydawnictwa Trio, napisane przez Panią prof. Pałasz-Rutkowską oraz jej podopiecznych.
Litości! Czyli BKS to jest amerykański materiał źródłowy?
Kompletnie się nie rozumiemy. Nikt nie zaprzecza temu, że jest to japońskie źródło. Nie róbmy jednak z niego "czysto" japońskiego opracowania, ponieważ po przypisach widać, że nieustannie odwołuje się do amerykańskich książek.
Musiałbyś to zobaczyć na własne oczy, aby wiedzieć o czym mówię.
Raczej tak - choćby ze względu na nieograniczony dostęp do dziesiatek tysięcy japońskich dokumentów: TROM, AR, DAR, WD, JOMS itd.
Z tego co kojarzę to TROM nie jest żadnym japońskim dokumentem tylko angielską wersją w oparciu o zbiór dzienników flot oraz zespołów.
Japończycy też nie posiadają klasycznych Action Reportów - tutaj mam wrażenie, że bezkrytycznie przenosisz amerykańskie standardy na inny grunt.
Pozostałe trzy typy dokumentów istnieją, ale są tak mocno podzielone i nieopisane, że ciężko czasem zająć się dziejami znanej bitwy.
Nie jest ładnie manipulować ;)
Przecież doskonale wiem, że posiadasz Lundstroma, po co więc miałbym zmyślać.
Co można znaleźć o uszkodzeniach Horneta na stronach 394,395,396, 397???
393-399 to przedział odnoszący się do ataku na Horneta. Nie będę podawał pojedynczych stron bez całości kontekstu, tym bardziej, że opis uszkodzeń rozpoczyna się na 393 stronie, a ciągnięty dalej jest soczyście dopiero na 399 stronie.
Uszkodzenia Zuiho po trafieniu jednej bomby są opisane również w dwóch zdaniach.
I czy mamy coś dalej? Mamy łącznie aż CZTERY ogólne zdania na s. 361.
Może porównajmy to jeszcze z Enterprise?
Chyba wystarczy podać całą stronę 415 żeby przekonać się, że opis jest o wiele bardziej szczegółowy niż ten o Zuiho.
Jak wyżej doszliśmy do porozumienia Lundstromowi mogli pomagać Japończycy i w ten sposób nie był zmuszony do czekania na to co się pojawi w internecie.
Ale Ty znowu o tym Internecie...
Jeżeli zasób nie jest skatalogowany i opisany to nienależnie od tego czy Lundstrom w USA czy jego japoński przyjaciel w Japonii nie mogli skorzystać z części dokumentów w latach 90. Jednostki, które zajmują się przechowywaniem i udostępnianiem dokumentów po prostu nie umożliwiają na wgląd w ich treść, jeżeli w ogóle ktoś będzie na tyle biegły, aby je znaleźć w setkach tysięcy woluminów.
Ostatnio szukałem w Ossolineum rękopisów SAPa ze zjazdu w Kaniowie. Choć wiem, że je posiadają, zasób nie jest opisany i zmikrofilmowany. Aby go odnaleźć musiałbym siedzieć setkami godzin i ciągle nie miałbym pewności, że się uda.

Zresztą nie ma co tu tłumaczyć. Faktem jest, że Frank i Lundstrom nie korzystali z dokumentów, które zostały opisane dopiero po ukazaniu się ich publikacji.
To teraz ja nie rozumiem pytania.
Pytam się czy wszyscy anglosascy autorzy piszą lakonicznie u o tym, że Japończycy uważali, że wygrali.
Zawsze możesz podać strony, a ja sobie szybko zweryfikuję.
MiKo
Admin FOW
Posty: 4050
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: MiKo »

Piegziu pisze:Pisałem, że to dobre źródło, ale nie jedynie i nie kompletne. Zauważ, że podaje ono jedynie skład, start, powrót i stan. Skąd wiemy czy dany samolot nie wrócił, bo został zestrzelony, a nie np. nie doleciał do lotniskowca? Od tego służą właśnie senji nisshi, kokutai nisshi, nisshi oficerów, biuletyny (senka), etc.
Zaczynamy dryfować w kierunku jałowej dyskusji ;)
Na przykładzie oparacji prowadzonych przez grupę powietrzną Junyo podczas BoSC podałem tylko, że nie ma większych różnic pomiędzy lieraturą anglosaską a japońskimi dokumentami. Co sugeruje, że anglosascy autorzy również korzystają z japońskich źródeł, a co za tym idzie pisząc ograniczony objętościowo artykuł do hobbystycznego czasopisma, można sie oprzeć na literaturze anglojęzycznej (odpowiednio dobranej oczywiście) i nie popełnić przy tym jakiegoś strasznego harakiri.
Ergo pisanie, że jak ktoś nie skorzysta z japońskich źródeł to napewno napisze do bani jest trochę nieuprawnione.
To był tylko przykład oczywiście, a nie całościowa anliza. Ty napisałeś, że angielskojęzyczne opracowania zanacznie się różnią od dokumentów japońskich. Oczywiście, że w takim Hammelu, czy Morisonie może być ich sporo, ale przy takim Lundstromie będzie już gorzej takie błędy znaleźć. Czy Lunstrom sie gdzieś karygodnie potknął w temacie Sanat Cruz?
Oczywiście, że mogą, ale korzystanie to będzie ograniczone. Nie chodzi tu o samą barierę językową, ale znajomość bibliografii w obcym języku.
Nie bez powodu najlepsze prace o Japonii (szeroko rozumiane) w Polsce to prace wydawnictwa Trio, napisane przez Panią prof. Pałasz-Rutkowską oraz jej podopiecznych.
No to i dlatego Lunstrom posiłkuje się ludźmi którzy tej bariery nie posiadają
Kompletnie się nie rozumiemy. Nikt nie zaprzecza temu, że jest to japońskie źródło. Nie róbmy jednak z niego "czysto" japońskiego opracowania, ponieważ po przypisach widać, że nieustannie odwołuje się do amerykańskich książek.
Musiałbyś to zobaczyć na własne oczy, aby wiedzieć o czym mówię.
O, jak uroczo się zaczyna robić ;)
Proste pytanie, czy Dull korzystał przy pisaniu swojej ksiażki z wielu japońskich źródeł?
Z tego co kojarzę to TROM nie jest żadnym japońskim dokumentem tylko angielską wersją w oparciu o zbiór dzienników flot oraz zespołów.
Japończycy też nie posiadają klasycznych Action Reportów - tutaj mam wrażenie, że bezkrytycznie przenosisz amerykańskie standardy na inny grunt.
Pozostałe trzy typy dokumentów istnieją, ale są tak mocno podzielone i nieopisane, że ciężko czasem zająć się dziejami znanej bitwy.
Co to jest klasyczny Action Report?
行動調書 - to się nie tłumaczy raport z akcji?
Przecież doskonale wiem, że posiadasz Lundstroma, po co więc miałbym zmyślać.
Miałbym kilka teorii ;)
393-399 to przedział odnoszący się do ataku na Horneta. Nie będę podawał pojedynczych stron bez całości kontekstu, tym bardziej, że opis uszkodzeń rozpoczyna się na 393 stronie, a ciągnięty dalej jest soczyście dopiero na 399 stronie.
Ale pomiędzy tymi stronami nie ma nic o uszkodzeniach Horneta! Poza tym na 399 są opisywane inne uszkodzenia - nie wiem czy spostrzegłeś ten drobny niuans, że Hornet otrzymał więcej trafień i tym samym odniósł wiecej uszkodzeń. Stąd większy opis.
Uszkodzenia Zuiho po trafieniu jednej bomby są opisane również w dwóch zdaniach.
I czy mamy coś dalej? Mamy łącznie aż CZTERY ogólne zdania na s. 361.
Nie, bo jak już wspominałem, to nie monografia Zuiho.
Może porównajmy to jeszcze z Enterprise?
Chyba wystarczy podać całą stronę 415 żeby przekonać się, że opis jest o wiele bardziej szczegółowy niż ten o Zuiho.
Polemizowałbym z tą całą stroną. Tak czy owak również nie widzę większej różnicy - opis dotyczy trzech bomb, a nie jednej. Nijak się to ma do: "O uszkodzeniach Horneta i Enterprise się rozpisuje, nawet co do najmniejszego technicznego detala."
Ale Ty znowu o tym Internecie...
Jeżeli zasób nie jest skatalogowany i opisany to nienależnie od tego czy Lundstrom w USA czy jego japoński przyjaciel w Japonii nie mogli skorzystać z części dokumentów w latach 90. Jednostki, które zajmują się przechowywaniem i udostępnianiem dokumentów po prostu nie umożliwiają na wgląd w ich treść, jeżeli w ogóle ktoś będzie na tyle biegły, aby je znaleźć w setkach tysięcy woluminów."
Chyba, że japoński przyjaciel zajmuje się właśnie tymi dokumentami.
Zresztą nie ma co tu tłumaczyć. Faktem jest, że Frank i Lundstrom nie korzystali z dokumentów, które zostały opisane dopiero po ukazaniu się ich publikacji.
Jak nie zostały opisane, to nie istaniały? To znaczy z jakich? i co nowego one wnoszą do BoSC?
Pytam się czy wszyscy anglosascy autorzy piszą lakonicznie u o tym, że Japończycy uważali, że wygrali.
Zawsze możesz podać strony, a ja sobie szybko zweryfikuję.
Przykro mi ale nadal nie rozumiem. Nie mam pojęcia, co piszą wszyscy anglosascy autorzy. Ugaki (taki Japończyk) twierdził, że wygrali i można o tym poczytać po angielsku.
Piegziu
Posty: 50
Rejestracja: 2013-12-22, 02:38
Lokalizacja: Wrocław/Hachiōji (Tokio)

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: Piegziu »

MiKo pisze:Na przykładzie oparacji prowadzonych przez grupę powietrzną Junyo podczas BoSC podałem tylko, że nie ma większych różnic pomiędzy lieraturą anglosaską a japońskimi dokumentami.
Tylko na podstawie hikoki-tai sento kodo chosho. I tylko dla Junyo.
Piszesz jakby japońskie dokumenty ograniczały się do tego jedynego nieszczęsnego typu hikoki-tai sento kodo chosho. Czy to dlatego, że tylko do nich odwołuje się Lundstrom?
Japoński zasób o bitwie koło wysp Santa Cruz jest o wiele bardziej bogaty. Nawet jeżeli nie dokumenty, możemy sobie z łatwością znaleźć przynajmniej 11 (sic!) pełnych zdigitalizowanych publikacji książkowych w języku japońskim z lat 1943-1944 poruszających w większym lub mniejszym stopniu daną tematykę.
Ergo pisanie, że jak ktoś nie skorzysta z japońskich źródeł to napewno napisze do bani jest trochę nieuprawnione.
A to już jakieś przewrażliwienie, bo nigdzie tak nie pisałem. Co więcej, sam doświadczyłem podobnych ocen, bo moim początkowym pracom zarzucano niekorzystanie z japońskich źródeł, co było dosyć krzywdzące, gdyż o wojnie na Pacyfiku z bezpośrednim wykorzystaniem japońskich dokumentów i opracowań nie pisało się w Polsce żadnych monografii. Dlatego bynajmniej nie jestem cięty na żadne anglo-centryczne prace.
Zwracam tylko uwagę na to, że korzystanie ze sztandarowych prac rok w rok, gdy ciągle przybywa zdigitalizowanych i niewykorzystanych dotąd dokumentów, jak również nowych japońsko-języcznych opracowań (od wydania Lundstroma i Franka wydano przynajmniej pięć nowych japońskich książek częściowo poruszających temat bitwy koło wysp Santa Cruz - tyle przynajmniej znam osobiście), jest po prostu powielaniem istniejących faktów i dalszym kompilowaniem. Nie wiem jak Ciebie, ale mnie takie coś nie zadowala jako badacza w 100%, jakkolwiek artykuły mogą trzymać dobry poziom.

No i nie wspominam nawet o tym, że we wrześniu wyszła w Japonii bardzo obiecująca praca Shiro Moriego, którą ostatnio sobie zamówiłem. Liczy ponad 700 stron, połowa ma dotyczyć bitwy koło Wysp Santa Cruz, więc liczę na jakieś nowe analizy w oparciu o szerszy zasób dokumentów. Nawet nie wymagam od nikogo, aby w omawianym numerze MSiO się do niej odnosił, ale jeżeli za jakieś kilka lat znów ktoś napisze artykuł po raz setny opierający się w 90% na Lundstromie czy Franku, bo przecież oni też się odwołują do japońskich źródeł, to po prostu takie tłumaczenie będzie jałowe.
Ty napisałeś, że angielskojęzyczne opracowania zanacznie się różnią od dokumentów japońskich. Oczywiście, że w takim Hammelu, czy Morisonie może być ich sporo, ale przy takim Lundstromie będzie już gorzej takie błędy znaleźć. Czy Lunstrom sie gdzieś karygodnie potknął w temacie Sanat Cruz?
Nikt nie pisał o karygodnych potknięciach samego Lundstroma. Zwróciłem bardziej uwagę na Hammela czy Morisona, którzy mimo wszystko są ciągle ochoczo wykorzystywani przy opisie bitwy koło wysp Santa Cruz.
No to i dlatego Lunstrom posiłkuje się ludźmi którzy tej bariery nie posiadają
Tyle, że Lundstrom z czasem wygrać nie może, niezależnie od tego czy złamie czy nie złamie bariery. Nie zawrze książek i dokumentów, które stały się dostępne później od jego publikacji.
O, jak uroczo się zaczyna robić ;)
Proste pytanie, czy Dull korzystał przy pisaniu swojej ksiażki z wielu japońskich źródeł?
Za bardzo nie rozumiem co Dull ma do bibliografii przykładowego tomu Senshi Sosho, ale niech będzie.
Dull rzeczywiście korzysta z szerokiego zasobu japońskich dokumentów, przynajmniej tak wynika z bibliografii.
Przyczepić się jednak można do jego klasyfikacji dokumentów (nie ma czegoś takiego jak TROM dla większości okrętów, bo są one rozpisane w ramach konkretnych zespołów; DAR to w rzeczywistości senji nisshi sento shoho), jak również tego, że coś mało tych przypisów jak na ilość wykorzystywanych dokumentów. Nie żebym oskarżał go o jakieś niecne dopisywanie sobie pozycji, ale ja mam takie zasady, że jeżeli do czegoś się nie odnoszę, nie zawieram tego w bibliografii, chyba że cały zasób dawał mi weryfikację innych danych.
行動調書 - to się nie tłumaczy raport z akcji?
Ale to tylko część nazwy dokumentu. Wcześniej masz jeszcze 飛行機隊戦闘, co w złączeniu z 行動調書 należy traktować jako logi lotnictwa pokładowego na danym lotniskowcu. Nie jest bynajmniej żaden action report w rozumieniu action reportów amerykańskich okrętów, gdzie opisuje się również uszkodzenia, dodaje załączniki, etc.
Tak czy owak również nie widzę większej różnicy
Może faktycznie nie widzisz, dla mnie jednak stwierdzenie, że "500-funtowa bomba wyrwała 15-metrową dziurę w pokładzie i zainicjowała pożar, który zniszczył trzy Zera oraz areofinisher". Z tego powodu "Zuiho nie mógł więcej przyjmować maszyn na pokład." hmm... brzmi dosyć enigmatycznie. Czemu ta jedna bomba była tak fatalna, że okręt został wyłączony z dalszego przebiegu bitwy, pomimo tego Enterprise po kilku "nieciekawych" trafieniach i prowizorycznych naprawach w sumie jakoś tam sobie "śmigał" i przyjmował maszyny z Horneta? Tego niestety nie dowiemy się od Lundstroma, jak i innych amerykańskich autorów. Musimy przyjąć, że było tak, bo było. 15 metrów dziury w pokładzie i zerwany areofinisher to dramat dla japońskiej ekipy naprawczej...
Chyba, że japoński przyjaciel zajmuje się właśnie tymi dokumentami.
Zajmuje się dokumentami i książkami, których dostać nie może? To dosyć ciekawy przypadek. :D
Jak nie zostały opisane, to nie istaniały?
Ale nie rozumiem po co ta irytująca polemika. Nie były opisane, więc ich znalezienie było niezwykle trudne. Widać brak opisu przeszkodził japońskiemu przyjacielowi Lundstroma skoro nie ma ich w swojej bibliografii. A to wystarczający dowód na to, że Lundstrom nie wyczerpał całego zasobu istniejących dokumentów japońskich. I to nie jego wina. Tak po prostu już jest z pisaniem książek i upływem czasu.
To znaczy z jakich? i co nowego one wnoszą do BoSC?
Pisałem już dwa razy jakie. Co wnoszą? Chociażby szerszy opis działań okrętów, poglądy na daną bitwę, decyzje administracyjne, etc.
Przykro mi ale nadal nie rozumiem. Nie mam pojęcia, co piszą wszyscy anglosascy autorzy. Ugaki (taki Japończyk) twierdził, że wygrali i można o tym poczytać po angielsku.
Nie polegałbym tak bardzo na jednym źródle, bo Ugakiemu też zdarzało się pisać androny, ale to akurat nie jego wina. Każdy ma prawo do własnych osądów we własnych dziennikach/pamiętnikach. Jak sobie poczytamy niemieckie relacje z 1939 roku to możemy albo znaleźć informacje o spacerującym Wehrmachcie albo o dzielnie bijących się Polakach. Komu bardziej wierzyć? Byliśmy fatalni czy bohaterscy? Sprawę trzeba rozstrzygnąć w oparciu o większą ilość źródeł.
MiKo
Admin FOW
Posty: 4050
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: MiKo »

Piegziu pisze:Tylko na podstawie hikoki-tai sento kodo chosho. I tylko dla Junyo.
Piszesz jakby japońskie dokumenty ograniczały się do tego jedynego nieszczęsnego typu hikoki-tai sento kodo chosho. Czy to dlatego, że tylko do nich odwołuje się Lundstrom?
Japoński zasób o bitwie koło wysp Santa Cruz jest o wiele bardziej bogaty. Nawet jeżeli nie dokumenty, możemy sobie z łatwością znaleźć przynajmniej 11 (sic!) pełnych zdigitalizowanych publikacji książkowych w języku japońskim z lat 1943-1944 poruszających w większym lub mniejszym stopniu daną tematykę.
To był, powtórzę jeszcze raz, tylko przykład zachęcający do dalszej dyskusji. Nie bardzo chce mi się sprawdzać każdy samolot z każdego lotniskowca, tym bardziej, że to ty powiedziałeś o różnicach w literaturze angielskojęzycznej i japońskiej. Miałem nadzieję, że podasz jakiś przykład tych różnic. Inny niż: "można było to szerzej opisać"
A to już jakieś przewrażliwienie, bo nigdzie tak nie pisałem.
Tak zrozumiałem twoje pierwsze zdanie w tej dyskusji. Może źle, ale jak czytam niżej o „powielaniu i kompilowaniu”, to podejrzewam, że chyba jednak dobrze zrozumiałem.
Co więcej, sam doświadczyłem podobnych ocen, bo moim początkowym pracom zarzucano niekorzystanie z japońskich źródeł, co było dosyć krzywdzące, gdyż o wojnie na Pacyfiku z bezpośrednim wykorzystaniem japońskich dokumentów i opracowań nie pisało się w Polsce żadnych monografii. Dlatego bynajmniej nie jestem cięty na żadne anglo-centryczne prace.
Michał, skłonność do przechwalania się, przy jednoczesnym deprecjonowaniu innych autorów, może przynieść odwrotny od zamierzonego skutek. Najpierw nie widzsz żeby zachodni autorzy korzystali z japońskich źródeł, teraz stawiasz się za jedynego prekursora w Polsce. Panowie Skulski, Skwiot, Ahlberg nie korzystali z japońskich źródeł?
Zwracam tylko uwagę na to, że korzystanie ze sztandarowych prac rok w rok, gdy ciągle przybywa zdigitalizowanych i niewykorzystanych dotąd dokumentów, jak również nowych japońsko-języcznych opracowań (od wydania Lundstroma i Franka wydano przynajmniej pięć nowych japońskich książek częściowo poruszających temat bitwy koło wysp Santa Cruz - tyle przynajmniej znam osobiście), jest po prostu powielaniem istniejących faktów i dalszym kompilowaniem. Nie wiem jak Ciebie, ale mnie takie coś nie zadowala jako badacza w 100%, jakkolwiek artykuły mogą trzymać dobry poziom.
Od momentu wydania Lundstroma, rok w rok ukazuje się jakaś praca traktująca o bitwie pod Santa Cruz? Toż by było już tego ze 20 sztuk, a jakoś nie kojarzę.
No i nie wspominam nawet o tym, że we wrześniu wyszła w Japonii bardzo obiecująca praca Shiro Moriego, którą ostatnio sobie zamówiłem. Liczy ponad 700 stron, połowa ma dotyczyć bitwy koło Wysp Santa Cruz, więc liczę na jakieś nowe analizy w oparciu o szerszy zasób dokumentów. Nawet nie wymagam od nikogo, aby w omawianym numerze MSiO się do niej odnosił, ale jeżeli za jakieś kilka lat znów ktoś napisze artykuł po raz setny opierający się w 90% na Lundstromie czy Franku, bo przecież oni też się odwołują do japońskich źródeł, to po prostu takie tłumaczenie będzie jałowe.
Pod warunkiem, że ta książka wniesie coś nowego. Odwołują się do znanych faktów, dopóki nie zostaną one zrewidowane jakimiś nowymi odkryciami, to nie wiedzę najmniejszego problemu żeby za kilka lat ktoś nie mógł napisać hobbystycznego artykułu o bitwie pod Santa Cruz, w oparciu o te pozycje.
Nikt nie pisał o karygodnych potknięciach samego Lundstroma. Zwróciłem bardziej uwagę na Hammela, czy Morisona, którzy mimo wszystko są ciągle ochoczo wykorzystywani przy opisie bitwy koło wysp Santa Cruz.
Nie pisałeś o Morisonie czy Hammelu tylko o: „weryfikacji danych podawanych w anglojęzycznych źródłach i opracowaniach (szczególnie jak chodzi o bitwę koło Wysp Santa Cruz)”. Poza tym w Morisonie/Hammelu można znaleźć mnóstwo cenych informacji.
Tyle, że Lundstrom z czasem wygrać nie może, niezależnie od tego czy złamie czy nie złamie bariery. Nie zawrze książek i dokumentów, które stały się dostępne później od jego publikacji.
Ksiażek na pewno.
Za bardzo nie rozumiem co Dull ma do bibliografii przykładowego tomu Senshi Sosho, ale niech będzie.
Dull rzeczywiście korzysta z szerokiego zasobu japońskich dokumentów, przynajmniej tak wynika z bibliografii.
Przyczepić się jednak można do jego klasyfikacji dokumentów (nie ma czegoś takiego jak TROM dla większości okrętów, bo są one rozpisane w ramach konkretnych zespołów; DAR to w rzeczywistości senji nisshi sento shoho), jak również tego, że coś mało tych przypisów jak na ilość wykorzystywanych dokumentów. Nie żebym oskarżał go o jakieś niecne dopisywanie sobie pozycji, ale ja mam takie zasady, że jeżeli do czegoś się nie odnoszę, nie zawieram tego w bibliografii, chyba że cały zasób dawał mi weryfikację innych danych.
Ja też nie wiem, co ma Dull wspólnego z bibliografią SS. Ale rozumiem, że w odniesieniu do pytania:
„Podaj mi anglosaskich historyków zajmujących się wojną na Pacyfiku i którzy swobodnie żonglują japońskimi źródłami. Ja za bardzo ich nie widzę.”, już ich widzisz.
Ale to tylko część nazwy dokumentu. Wcześniej masz jeszcze 飛行機隊戦闘, co w złączeniu z 行動調書 należy traktować jako logi lotnictwa pokładowego na danym lotniskowcu. Nie jest bynajmniej żaden action report w rozumieniu action reportów amerykańskich okrętów, gdzie opisuje się również uszkodzenia, dodaje załączniki, etc.
Trudno żeby raporty w dwóch różnych nacjach, różnych marynarkach, miały tę samą formę.
Może faktycznie nie widzisz, dla mnie jednak stwierdzenie, że "500-funtowa bomba wyrwała 15-metrową dziurę w pokładzie i zainicjowała pożar, który zniszczył trzy Zera oraz areofinisher". Z tego powodu "Zuiho nie mógł więcej przyjmować maszyn na pokład." hmm... brzmi dosyć enigmatycznie. Czemu ta jedna bomba była tak fatalna, że okręt został wyłączony z dalszego przebiegu bitwy, pomimo tego Enterprise po kilku "nieciekawych" trafieniach i prowizorycznych naprawach w sumie jakoś tam sobie "śmigał" i przyjmował maszyny z Horneta? Tego niestety nie dowiemy się od Lundstroma, jak i innych amerykańskich autorów. Musimy przyjąć, że było tak, bo było. 15 metrów dziury w pokładzie i zerwany areofinisher to dramat dla japońskiej ekipy naprawczej...
No, a jak można prowadzić operacje lotnicze z 15-m dziurą w pokładzie? Lundstrom pisze, że w przypadku Enterprise dziury były małe. Ot i cała tajemnica.
Ale nie rozumiem po co ta irytująca polemika. Nie były opisane, więc ich znalezienie było niezwykle trudne. Widać brak opisu przeszkodził japońskiemu przyjacielowi Lundstroma skoro nie ma ich w swojej bibliografii. A to wystarczający dowód na to, że Lundstrom nie wyczerpał całego zasobu istniejących dokumentów japońskich. I to nie jego wina. Tak po prostu już jest z pisaniem książek i upływem czasu.
Nikt nie twierdzi, że Lundstrom wyczerpał cały zasób istniejących dokumentów. Jak na razie wydaje mi się, że w swojej pracy wykorzystał wystarczająco dużo, aby w połączeniu z innymi pracami, można napisać solidny artykuł do czasopisma hobbystycznego, opierając na nich właśnie. Pewnie nie będzie to praca wyjątkowo odkrywcza, ale na polskim rynku raczej potrzebna.
Pisałem już dwa razy jakie. Co wnoszą? Chociażby szerszy opis działań okrętów, poglądy na daną bitwę, decyzje administracyjne, etc.
No ale jak to ma się do: „weryfikacji danych podawanych w anglojęzycznych źródłach i opracowaniach”? Pełna zgoda, że przy wykorzystaniu wszystkich japońskich źródeł można rozbudować wiele różnych aspektów tej bitwy – choćby wspomniane uszkodzenia japońskich okrętów. Z tym, że w takim artykule do MSiO dąży się raczej do skracania, niż do rozbudowywania.
Jeżeli taki artykuł jest napisany bez błędów faktograficznych, to raczej nie ma mowy o weryfikacji.
Nie polegałbym tak bardzo na jednym źródle, bo Ugakiemu też zdarzało się pisać androny, ale to akurat nie jego wina. Każdy ma prawo do własnych osądów we własnych dziennikach/pamiętnikach. Jak sobie poczytamy niemieckie relacje z 1939 roku to możemy albo znaleźć informacje o spacerującym Wehrmachcie albo o dzielnie bijących się Polakach. Komu bardziej wierzyć? Byliśmy fatalni czy bohaterscy? Sprawę trzeba rozstrzygnąć w oparciu o większą ilość źródeł.
Zapewne tak. Ale ocena wyniku bitwy to raczej sprawa indywidualna autora – opisał jakieś fakty i na ich podstawie pisze, tak jak uważa – można się z tym zgodzić lub nie.
Piegziu
Posty: 50
Rejestracja: 2013-12-22, 02:38
Lokalizacja: Wrocław/Hachiōji (Tokio)

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: Piegziu »

MiKo pisze:To był, powtórzę jeszcze raz, tylko przykład zachęcający do dalszej dyskusji. Nie bardzo chce mi się sprawdzać każdy samolot z każdego lotniskowca, tym bardziej, że to ty powiedziałeś o różnicach w literaturze angielskojęzycznej i japońskiej. Miałem nadzieję, że podasz jakiś przykład tych różnic. Inny niż: "można było to szerzej opisać"
Bo mnie rozczarowuje postawa pt. "przepiszemy to co jest ogólnie znane i dostępne, tak będzie bezpiecznie". Nie wiem jak Ty, ale ja chciałbym każdym swoim tekstem starać się dodać chociaż jedną nową cegiełkę do tej całej konstrukcji, a nie wiecznie odmalowywać ściany. Podałeś przykład Junyo hikoki tai sento kodo chosho jako fakt należytego wykorzystania japońskich dokumentów. Ja się z tym nie zgodzę, bo nie dość, że są inne dokumenty, to jeszcze ten nieszczęsny sento kogo chosho nie został wykorzystany w 100%. Przykład? Skompletowanie listy nazwisk pełnych grup uderzeniowych. Czemu nikt się o to nie pokusił skoro takie zagadnienie leży jak na tacy?
Tak zrozumiałem twoje pierwsze zdanie w tej dyskusji. Może źle, ale jak czytam niżej o „powielaniu i kompilowaniu”, to podejrzewam, że chyba jednak dobrze zrozumiałem.
No bo to jest według kryteriów pisania powielanie i kompilowanie. Nie stawia się żadnych nowych tez, nie próbuje się poszerzać stanu wiedzy. To nie jest nic obraźliwego, ale ciężko z kolei bić pokłony za stricte pozytywistyczne podejście do tematu.
Michał, skłonność do przechwalania się, przy jednoczesnym deprecjonowaniu innych autorów, może przynieść odwrotny od zamierzonego skutek. Najpierw nie widzsz żeby zachodni autorzy korzystali z japońskich źródeł, teraz stawiasz się za jedynego prekursora w Polsce. Panowie Skulski, Skwiot, Ahlberg nie korzystali z japońskich źródeł?
Nie uważam się za żadnego prekursora. Prace o Japonii z pełnym wachlarzem japońskiej literatury przedmiotu i źródeł już dawno wychodziły w Trio, ja natomiast zauważyłem, że książek o działaniach podczas wojny na Pacyfiku z identycznym wykorzystanym materiałem japońsko-języcznym nie ma praktycznie w ogóle. Ta sama uwaga odnosi się również do moich istniejących prac, ponieważ w drugiej swojej monografii jedynie udało mi się dotknąć pewne materiały, zweryfikować bardzo ograniczoną liczbę danych. Czeka przede mnie jeszcze dużo pracy i dużo nauki, aby móc jakkolwiek "rywalizować" z idolami.
Od momentu wydania Lundstroma, rok w rok ukazuje się jakaś praca traktująca o bitwie pod Santa Cruz? Toż by było już tego ze 20 sztuk, a jakoś nie kojarzę.
Nie rozumiem dlaczego 20 książek i dlaczego rok w rok. Pisałem wyraźnie o przynajmniej pięciu nowszych książkach w języku japońskim, których do tej pory nikt nawet nie dotknął. Oczywiście mogę podać ich tytuły, ale im dłużej prowadzimy tę dyskusję, tym bardziej wychodzę z założenia, że jesteś zamknięty na Lundstroma i nie dopuszczasz do myśli upływu czasu oraz naturalnej chęci poznawania nowych faktów.
Pod warunkiem, że ta książka wniesie coś nowego. Odwołują się do znanych faktów, dopóki nie zostaną one zrewidowane jakimiś nowymi odkryciami, to nie wiedzę najmniejszego problemu żeby za kilka lat ktoś nie mógł napisać hobbystycznego artykułu o bitwie pod Santa Cruz, w oparciu o te pozycje.
Praca Shiro Moriego wyszła we wrześniu tego roku. To tylko przykład tego, że w danym temacie coś dzieje, a nie jak można wywnioskować z Twoich postów, cały zamarł po ukazaniu się pracy Lundstroma. Ja sobie bardzo cenię jego dzieła, ale nie traktuję ich jako "biblii".
Nie pisałeś o Morisonie czy Hammelu tylko o: „weryfikacji danych podawanych w anglojęzycznych źródłach i opracowaniach (szczególnie jak chodzi o bitwę koło Wysp Santa Cruz)”. Poza tym w Morisonie/Hammelu można znaleźć mnóstwo cenych informacji.
Podałem przykład błędu Hammela. Oczywiście, że w obu można znaleźć wiele cennych informacji, to tak samo jak w kronice Wincentego Kadłubka.
Ja też nie wiem, co ma Dull wspólnego z bibliografią SS. Ale rozumiem, że w odniesieniu do pytania:
„Podaj mi anglosaskich historyków zajmujących się wojną na Pacyfiku i którzy swobodnie żonglują japońskimi źródłami. Ja za bardzo ich nie widzę.”, już ich widzisz.
I jaki to jest szacowany % wszystkich autorów zajmujących się wojną na Pacyfiku?
Trudno żeby raporty w dwóch różnych nacjach, różnych marynarkach, miały tę samą formę.
No dobrze, ale staramy się odwzorowywać nazewnictwo możliwie dokładnie. Japońskie hikoki tai sento kodo chosho można spokojnie przyrównać do deck logu, a nie żadnego action report.
No, a jak można prowadzić operacje lotnicze z 15-m dziurą w pokładzie? Lundstrom pisze, że w przypadku Enterprise dziury były małe. Ot i cała tajemnica.
I uważasz, że Japończycy nie próbowali nic zrobić z tą 15-metrową dziurą w pokładzie? Na pewno miała 15 metrów?
Nie zadajesz sobie takich pytań i ślepo ufasz Lundstromowi, który wprawdzie pisze fantastyczne książki, ale w tym przypadku nie dał żadnego przypisu?
Nikt nie twierdzi, że Lundstrom wyczerpał cały zasób istniejących dokumentów. Jak na razie wydaje mi się, że w swojej pracy wykorzystał wystarczająco dużo, aby w połączeniu z innymi pracami, można napisać solidny artykuł do czasopisma hobbystycznego, opierając na nich właśnie. Pewnie nie będzie to praca wyjątkowo odkrywcza, ale na polskim rynku raczej potrzebna.
Wszystko zależy od podejścia. Jeszcze dwadzieścia lat temu niektórym wystarczał tylko Morison i Hara, a dzisiaj wiemy, że to stanowczo za mało.
Jeżeli taki artykuł jest napisany bez błędów faktograficznych, to raczej nie ma mowy o weryfikacji.
To jaki jest Twoim zdaniem cel artykułu?
MiKo
Admin FOW
Posty: 4050
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: MiKo »

Piegziu pisze:Bo mnie rozczarowuje postawa pt. "przepiszemy to co jest ogólnie znane i dostępne, tak będzie bezpiecznie". Nie wiem jak Ty, ale ja chciałbym każdym swoim tekstem starać się dodać chociaż jedną nową cegiełkę do tej całej konstrukcji, a nie wiecznie odmalowywać ściany. Podałeś przykład Junyo hikoki tai sento kodo chosho jako fakt należytego wykorzystania japońskich dokumentów. Ja się z tym nie zgodzę, bo nie dość, że są inne dokumenty, to jeszcze ten nieszczęsny sento kogo chosho nie został wykorzystany w 100%. Przykład? Skompletowanie listy nazwisk pełnych grup uderzeniowych. Czemu nikt się o to nie pokusił skoro takie zagadnienie leży jak na tacy?
Podałem przykład zgodności obu stron dla konkretnych, dość ważnych informacji. Wolę odmalować ściany, niż ustawić na środku pokoju nikomu nie potrzebną piramidę z cegieł.
A czemu ktoś do tej pory nie pokusił się o podanie pełnej listy zabitych? Przecież to też leży na tacy. Albo pełnej listy załogi Horneta wraz z drzewem genealogicznym do trzeciego pokolenia? Każdy autor dokonuje selekcji informacja, a nie podaje wszystko jak leci, co udało mu się zebrać – bo wyjdzie z tego niestrawny i nieczytelny bełkot.
No bo to jest według kryteriów pisania powielanie i kompilowanie. Nie stawia się żadnych nowych tez, nie próbuje się poszerzać stanu wiedzy. To nie jest nic obraźliwego, ale ciężko z kolei bić pokłony za stricte pozytywistyczne podejście do tematu.
Dlaczego na podstawie dostępnych w anglojęzycznych opracowaniach informacji, opartych na japońskim i amerykańskim materiale źródłowym, nie można postawić swoich własnych tez?
Nie uważam się za żadnego prekursora. Prace o Japonii z pełnym wachlarzem japońskiej literatury przedmiotu i źródeł już dawno wychodziły w Trio, ja natomiast zauważyłem, że książek o działaniach podczas wojny na Pacyfiku z identycznym wykorzystanym materiałem japońsko-języcznym nie ma praktycznie w ogóle. Ta sama uwaga odnosi się również do moich istniejących prac, ponieważ w drugiej swojej monografii jedynie udało mi się dotknąć pewne materiały, zweryfikować bardzo ograniczoną liczbę danych. Czeka przede mnie jeszcze dużo pracy i dużo nauki, aby móc jakkolwiek "rywalizować" z idolami.
Pisałeś: „o wojnie na Pacyfiku z bezpośrednim wykorzystaniem japońskich dokumentów i opracowań nie pisało się w Polsce żadnych monografii.” Monografie okrętów też moim zdaniem łapią się na wojnę na Pacyfiku, tym bardziej, że zawierają zawsze jakaś tam historie operacyjną. Książek o stricte morskich „działaniach” na Pacyfiku faktycznie nie było. Ale chyba bardziej z braku zapotrzebowania, a nie braku chetnych.

Nie rozumiem dlaczego 20 książek i dlaczego rok w rok. Pisałem wyraźnie o przynajmniej pięciu nowszych książkach w języku japońskim, których do tej pory nikt nawet nie dotknął. Oczywiście mogę podać ich tytuły, ale im dłużej prowadzimy tę dyskusję, tym bardziej wychodzę z założenia, że jesteś zamknięty na Lundstroma i nie dopuszczasz do myśli upływu czasu oraz naturalnej chęci poznawania nowych faktów.
Pisałeś: „…korzystanie ze sztandarowych prac rok w rok…” czyli od wydania Lundstroma takich artykułów powinno być już 20. A nawet 100: „…znów ktoś napisze artykuł po raz setny…”. Czy znasz jakiś artykuł/książkę o Santa Cruz napisaną w Polsce w latach 1996-2014?
Praca Shiro Moriego wyszła we wrześniu tego roku. To tylko przykład tego, że w danym temacie coś dzieje, a nie jak można wywnioskować z Twoich postów, cały zamarł po ukazaniu się pracy Lundstroma. Ja sobie bardzo cenię jego dzieła, ale nie traktuję ich jako "biblii".
Rozumiem, że nie znasz pracy Moriego i nie wiesz co w niej jest, ale już jesteś pewien, że zawiera więcej informacji, niż można znaleźć w Lundstromie – tylko dlatego, że ma więcej strony i jest napisana po japońsku?
Podałem przykład błędu Hammela. Oczywiście, że w obu można znaleźć wiele cennych informacji, to tak samo jak w kronice Wincentego Kadłubka.
Ja nigdzie nie pisałem, że Hammel się nie myli. Tylko, że w literaturze anglojęzycznej nie zauważyłem większych błędów. Stąd moje pytanie, gdzie są różnice pomiędzy opisem japońskim i amerykańskim wymagające weryfikacji.
Prace Morisona/Hammela dość szczegółowo relacjonują bitwę pod Santa Cruz (podkreślam w tej bitwie walczyli też Amerykanie, a nie tylko Japończycy) w przeciwieństwie do Kadłubka ;)
I jaki to jest szacowany % wszystkich autorów zajmujących się wojną na Pacyfiku?
Nie wiem, nie prowadzę takich statystyk. Ale cieszę się, że mogłem ci pomóc w znalezieniu kilku.
No dobrze, ale staramy się odwzorowywać nazewnictwo możliwie dokładnie. Japońskie hikoki tai sento kodo chosho można spokojnie przyrównać do deck logu, a nie żadnego action report.
Czyli uważasz, że nie było japońskich raportów (jak by ich nazwy nie tłumaczyć), które by opisywały konkretną akcję, miały załączniki i opis uszkodzeń?
I uważasz, że Japończycy nie próbowali nic zrobić z tą 15-metrową dziurą w pokładzie? Na pewno miała 15 metrów?
Nie zadajesz sobie takich pytań i ślepo ufasz Lundstromowi, który wprawdzie pisze fantastyczne książki, ale w tym przypadku nie dał żadnego przypisu?
No oczywiście, że nie jestem pewien, ale dopóki nie zobaczę inaczej to uważam to za prawdę. Tym bardziej, że potwierdza to Frank (i on podaje jako źródło SS). Nie dał przypisu bo to nie jest praca naukowa.
Wszystko zależy od podejścia. Jeszcze dwadzieścia lat temu niektórym wystarczał tylko Morison i Hara, a dzisiaj wiemy, że to stanowczo za mało.
Dokładnie tak.
To jaki jest Twoim zdaniem cel artykułu?
To zależy jakiego artykułu. Ten w MSiO o Santa Cruz, moim zdaniem – przybliżyć polskojęzycznemu czytelnikowi przebieg tej bitwy, który do tej pory był „skazany” na Flisowskiego.
Piegziu
Posty: 50
Rejestracja: 2013-12-22, 02:38
Lokalizacja: Wrocław/Hachiōji (Tokio)

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: Piegziu »

MiKo pisze:A czemu ktoś do tej pory nie pokusił się o podanie pełnej listy zabitych? Przecież to też leży na tacy.
W sumie szkoda - można by takie coś zawrzeć w załączniku monografii bitwy koło Wysp Santa Cruz. Może w Lundstromie to przesada, ale w Hammelu jak najbardziej.
Albo pełnej listy załogi Horneta wraz z drzewem genealogicznym do trzeciego pokolenia?
Teraz odczytuję takie zdanie jako lecenie w kulki. Skoro Lundstrom podaje pełne składy VF, VS, VB i VT na amerykańskich lotniskowcach (w pierwszej części First Teamu chociażby), to czemu nie może podać tego samego po stronie japońskiej skoro korzysta z dokumentów, które posiadają takie listy?
Każdy autor dokonuje selekcji informacja, a nie podaje wszystko jak leci, co udało mu się zebrać – bo wyjdzie z tego niestrawny i nieczytelny bełkot.
Jak dla mnie to nie chodzi o selekcję tylko ułatwienie sobie życia. Bierze się to, co jest łatwo dostępne jako anglosaska literatura i w miarę szczegółowe.
Dlaczego na podstawie dostępnych w anglojęzycznych opracowaniach informacji, opartych na japońskim i amerykańskim materiale źródłowym, nie można postawić swoich własnych tez?
W sumie można. Dla mnie jednak głupio wygląda przekonywanie do japońskiego punktu widzenia w oparciu o interpretacje drugiej osoby, w dodatku, jakby nie patrzeć, piszącej w obcym języku.
Pisałeś: „o wojnie na Pacyfiku z bezpośrednim wykorzystaniem japońskich dokumentów i opracowań nie pisało się w Polsce żadnych monografii.” Monografie okrętów też moim zdaniem łapią się na wojnę na Pacyfiku, tym bardziej, że zawierają zawsze jakaś tam historie operacyjną.

Kwestia uznaniowa. Równie dobrze można napisać, że książka o działaniach wojennych jest monografią techniczną, bo zawsze zawierają jakieś dane techniczne okrętów.
Książek o stricte morskich „działaniach” na Pacyfiku faktycznie nie było. Ale chyba bardziej z braku zapotrzebowania, a nie braku chetnych.
Przecież nikt nie pisze dla kasy...
Pisałeś: „…korzystanie ze sztandarowych prac rok w rok…” czyli od wydania Lundstroma takich artykułów powinno być już 20. A nawet 100: „…znów ktoś napisze artykuł po raz setny…”. Czy znasz jakiś artykuł/książkę o Santa Cruz napisaną w Polsce w latach 1996-2014?
Oczywistym jest, że użyłem stylistycznej hiperbolizacji, więc doszukiwanie się 20 artykułów to drążenie w skale. Czy znam jakąś książkę? Bezpośrednio o Santa Cruz nie, ale chociażby mój Guadalcanal (2013) porusza ten temat na 38 stronach. I żeby nie było - nie jestem zadowolony z jego treści, bo powstawał jakieś 4 lata temu bez kompletnej znajomości języka japońskiego oraz przy ograniczeniach ilościowych.
Rozumiem, że nie znasz pracy Moriego i nie wiesz co w niej jest, ale już jesteś pewien, że zawiera więcej informacji, niż można znaleźć w Lundstromie – tylko dlatego, że ma więcej strony i jest napisana po japońsku?
Wiem jaki ma spis treści. Wiem, że ma ponad 700 stron i jest monografią działań Zuikaku w bitwie koło wysp Santa Cruz. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazuję na to, że autor zapewne wniesie coś więcej do danego tematu i nie dlatego, że pisze po japońsku. Nie trzeba bronić dobrego Lundstroma do upadłego, bo moim zdaniem jego całościowe ujęcie działań lotnictwa pokładowego uratuje się samo. Ale to bynajmniej nie znaczy, że ma być on przez kolejne 50 lat jedynym głównym odniesieniem.
Stąd moje pytanie, gdzie są różnice pomiędzy opisem japońskim i amerykańskim wymagające weryfikacji.
Przede wszystkim chciałbym pierw przeczytać artykuły w MSiO. Bo to do nich się odnoszę z nadzieją od samego początku.
Czyli uważasz, że nie było japońskich raportów (jak by ich nazwy nie tłumaczyć), które by opisywały konkretną akcję, miały załączniki i opis uszkodzeń?
Nie wiem, nie czuję się na tyle kompetentny, aby zanegować cały zasób. Zwróciłem uwagę tylko na to, że dokumenty, które Dull opisuje jako TROM, AR i DAR wcale tak nie wyglądają i można spokojnie przypisać im inną nazwę.
No oczywiście, że nie jestem pewien, ale dopóki nie zobaczę inaczej to uważam to za prawdę. Tym bardziej, że potwierdza to Frank (i on podaje jako źródło SS). Nie dał przypisu bo to nie jest praca naukowa.
Mówisz o akapicie pierwszym na stronie 382? W przypisie odwołanie do Senshi Sosho (kan 83) rzeczywiście istnieje, ale nie do uszkodzeń Zuiho, lecz składu grupy uderzeniowej. Otwieram Senshi Sosho kan 83 na podanych przez Franka stronach no i cóż. Albo jestem ślepy albo nie widzę wyraźnych opisów uszkodzenia Zuiho.
Dokładnie tak.
I w związku z tym uznajesz, że pracom Perepeczki, Flisowskiego, Wolnego, etc. nie można zarzucić błędów merytorycznych oraz nieścisłych opisów?
To zależy jakiego artykułu. Ten w MSiO o Santa Cruz, moim zdaniem – przybliżyć polskojęzycznemu czytelnikowi przebieg tej bitwy, który do tej pory był „skazany” na Flisowskiego.
A gdzie tam. Tutaj już nie bez kozery się pochwalę, że zawsze można kupić Guadalcanal Piegzika i jakoś bzdur się nie naczyta.
MiKo
Admin FOW
Posty: 4050
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: MiKo »

Piegziu pisze:W sumie szkoda - można by takie coś zawrzeć w załączniku monografii bitwy koło Wysp Santa Cruz. Może w Lundstromie to przesada, ale w Hammelu jak najbardziej.
Po co?
Teraz odczytuję takie zdanie jako lecenie w kulki. Skoro Lundstrom podaje pełne składy VF, VS, VB i VT na amerykańskich lotniskowcach (w pierwszej części First Teamu chociażby), to czemu nie może podać tego samego po stronie japońskiej skoro korzysta z dokumentów, które posiadają takie listy?
Bo autor dokonał selekcji, co jest ważne, a co można pominać dla danego tematu pracy - książka jest przecież o amerykańskich myśliwcach pokładowych.
Jak dla mnie to nie chodzi o selekcję tylko ułatwienie sobie życia. Bierze się to, co jest łatwo dostępne jako anglosaska literatura i w miarę szczegółowe.

Jeśli ktoś na siłę utrudnia sobie życie, to jego sprawa. Ale dla mnie to jest nienaturalne.
W sumie można. Dla mnie jednak głupio wygląda przekonywanie do japońskiego punktu widzenia w oparciu o interpretacje drugiej osoby, w dodatku, jakby nie patrzeć, piszącej w obcym języku.
Na podanych faktach.
Oczywistym jest, że użyłem stylistycznej hiperbolizacji, więc doszukiwanie się 20 artykułów to drążenie w skale. Czy znam jakąś książkę? Bezpośrednio o Santa Cruz nie, ale chociażby mój Guadalcanal (2013) porusza ten temat na 38 stronach. I żeby nie było - nie jestem zadowolony z jego treści, bo powstawał jakieś 4 lata temu bez kompletnej znajomości języka japońskiego oraz przy ograniczeniach ilościowych.
Jeden to ciągle mało w odniesieniu do rzeczonej setki (taka hiperbolizacja ;) )
Wiem jaki ma spis treści. Wiem, że ma ponad 700 stron i jest monografią działań Zuikaku w bitwie koło wysp Santa Cruz. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazuję na to, że autor zapewne wniesie coś więcej do danego tematu i nie dlatego, że pisze po japońsku. Nie trzeba bronić dobrego Lundstroma do upadłego, bo moim zdaniem jego całościowe ujęcie działań lotnictwa pokładowego uratuje się samo. Ale to bynajmniej nie znaczy, że ma być on przez kolejne 50 lat jedynym głównym odniesieniem.
Ja nie bronię Lunstroma. Tym bardziej do upadłego. To jest tylko przykład literatury angielskojęzycznej, którą trzeba zweryfikować.
Przede wszystkim chciałbym pierw przeczytać artykuły w MSiO. Bo to do nich się odnoszę z nadzieją od samego początku.
To akurat trochę rzecz wtórna dla przedmiotu tej polemiki.
Mówisz o akapicie pierwszym na stronie 382? W przypisie odwołanie do Senshi Sosho (kan 83) rzeczywiście istnieje, ale nie do uszkodzeń Zuiho, lecz składu grupy uderzeniowej. Otwieram Senshi Sosho kan 83 na podanych przez Franka stronach no i cóż. Albo jestem ślepy albo nie widzę wyraźnych opisów uszkodzenia Zuiho.
Do uszkodzeń Zuiho - SS, str.289
I w związku z tym uznajesz, że pracom Perepeczki, Flisowskiego, Wolnego, etc. nie można zarzucić błędów merytorycznych oraz nieścisłych opisów?
Skąd taki szalony wniosek?
Prawdą jest, że wszystko zależy od podejścia.
Prawdą jest, że niektórym wystarczał tylko Morison i Hara, a nawet wystarcza do dziś.
Prawdą jest, że wiemy, że to stanowczo za mało.
Dlaczego? bo zdażało się im robić karygodne błędy. Czy Lunstrom popełnił jakiś karygodny błąd? Niech zacytuję: "Nikt nie pisał o karygodnych potknięciach samego Lundstroma"
A gdzie tam. Tutaj już nie bez kozery się pochwalę, że zawsze można kupić Guadalcanal Piegzika i jakoś bzdur się nie naczyta.
Ale pisałeś, że nie jesteś z niego zadowolony ;)
Piegziu
Posty: 50
Rejestracja: 2013-12-22, 02:38
Lokalizacja: Wrocław/Hachiōji (Tokio)

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: Piegziu »

Po co?
Może obaj inaczej rozumiemy termin "monografia". Pozwolę zatem posiłować się internetowym słownikiem języka polskiego, który mówi: praca naukowa w pełni wyczerpująca jakieś zagadnienie. Kluczowe moim zdaniem jest pogrubienie. Niejako definiuje ono monografię bitwy (a do tego aspiruje Hammel w Carrier Strike) jako PEŁNE wyczerpanie danego tematu. W takim wypadku lista poległych czy rannych nie jest wcale takim głupim pomysłem, tym bardziej, że nie trzeba ile szukać, aby ją skompletować. Do tego jeszcze dochodzi metodologia badań, która nakazuje na zwieranie możliwie jak największej ilości danych, które uda się oznaleźć, oczywiście w sensownym porządku i formie. Dlatego zaproponowałem chociażby formę aneksu. Skoro wkleja się rozkazy, treści dokumentów, OdB, to czemu by nie dać kilkustronicowej listy poległych po jednej i drugiej stronie w dwóch kolumnach?
Bo autor dokonał selekcji, co jest ważne, a co można pominać dla danego tematu pracy - książka jest przecież o amerykańskich myśliwcach pokładowych.
Dlatego każdy piszący o bitwie koło Wysp Santa Cruz ma powielać schemat Lundstroma, czyli dobrany pod kątem tematu o amerykańskich myśliwcach pokładowych? Czemu nie można spóbować wyjść bardziej poza bezpieczne ramy ogólnodostępnej publikacji?
Jeśli ktoś na siłę utrudnia sobie życie, to jego sprawa. Ale dla mnie to jest nienaturalne.
Wychodząc z takiego założenia możemy od razu odpuścić sobie jakikolwiek rozwój naukowy, gdyż jest on utrudnianiem sobie życia. Po co uczyć się nowych języków, poznawać nowe dokumenty i nowe opracowania, skoro istniejące rozwiązania są dobre i wystarczające dla czytelnika. A co z aspektem poznawczym u samego autora?
Na podanych faktach.
A skąd wiesz, że to są fakty? Jaką masz gwarancję, że Lundstrom nie popełnił błędu przy powoływaniu się na japońskie źródło/opracowanie? Ja rozumiem, że pewnej grupie autorów, a należy do nich Lundstrom, po prostu się ufa, ale czy to zwalnia z obowiązku weryfikacji tych faktów? Wiem, że to nie dyskusja akademicka, ale właśnie za takie przepisanie/bezkrytyczne powołanie się na sygnaturę akt w cudzym opracowaniu po prostu powstaje niesmak. I moim zdaniem uzasadaniony.
To akurat trochę rzecz wtórna dla przedmiotu tej polemiki.
No właśnie nie! Treść First Team (2) znam doskonale. Jeżeli autorzy numeru specjalnego MSiO zamierzają mi zaserwować właśnie przetłumaczoną, sparafrazowaną i odpowiednio skróconą wersję wydarzeń wokół bitwy koło Wysp Santa Cruz wg. Johna Lundstroma to będę po prostu zawiedzony. Szczególnie, że też czuję się odbiorcą takich artykułów w gazetkach hobbystycznych. Dokładnie tak samo odebrałby to pasjonat wojny w Afryce Północnej gdyby ktoś zaserwował mu odpowiednio przetłumaczoną, sparafrazowaną i skróconą treść monografii Playfaira.

Przy okazji zaznaczam, że samych artykułów jeszcze nie oceniam, bo nie widziałem na oczy. Moje początkowe wątpliwości troche zostały wzmożone po dyskusji z MiKo, w której utwierdził mnie w przekonaniu, że mogą to być prace w oparciu o jedynie słusznego Lundstroma+ewentualne inne starsze i dobrze znane pozycje.
Do uszkodzeń Zuiho - SS, str.289
Otwieram SS na podanej stronie i ciągle nie widzę rozległych opisów uszkodzeń Zuiho. Czy przypadkiem nie jest tak, że Frank powołał się na Senshi Sosho, które lakonicznie odnosi się co do tego zagadnienia, a następnie Lundstrom wykorzystał to zdanie z Franka w swojej pracy? Tym bardziej, że w kolejnym przypisie Frank przyznaje się do współpracy z Lundstromem, więc jakiś przepływ informacji musiał między nimi zaistnieć.

Powołanie przez Franka podstawy swojego zdania ciągle nie tłumaczy dlaczego Zuiho był przez resztę bitwy kompletnie nieprzydatny. Tym bardziej, że sam przyznaje, że udało się ugasić pożar oraz odpowiednio szybko zajęto się naprawą pokładu.
Dlaczego? bo zdażało się im robić karygodne błędy. Czy Lunstrom popełnił jakiś karygodny błąd? Niech zacytuję: "Nikt nie pisał o karygodnych potknięciach samego Lundstroma"
Bo przedmiotem mojej polemiki nie jest praca Lundstroma. Od samego początku zadawałem pytania odnośnie treści artkułów MSiO. Tutaj pojawiły się tłumaczenia, że Lundstrom jest dobry (ja temu nie przeczę) i wystarczający do tego typu hobbystycznych tekstów. Gdy drążyłem temat dalej i chciałem dowiedzieć się czy udało się autorom zweryfikować pewne zagadnienia albo pójść krok naprzód, przeczytałem w odpowiedzi, że za dużo wymagam i tak w ogóle to mam wymieniać kardynalne błędy Lundstroma. Trochę wygląda to jak przerzucanie odpowiedzialności. Autor powinien bronić własną treść i własne myśli, a nie udowadniać, że ktoś na podstawie kogo pisał, nie popłenił karygodnych błędów, więc i on jest bezpieczny.
Ale pisałeś, że nie jesteś z niego zadowolony ;)
Nie jestem zadowolony, bo dzisiaj napisałbym to inaczej. W sumie nie wiem jak Tobie, ale mi bardzo ciężko osiągnąć ten platoński ideał artykułu czy monografii, ponieważ już dzień po oddaniu tekstu coś bym jeszcze dodał, coś zmienił, coś akurat wyszło na rynku japońskim. Tylko, że taka praca mogłaby trwać nawet 50 lat bez widocznych owoców. Trzeba było zatem powiedzieć basta, pogodzić się z aktualną wersją, troche ją podpolerować dla publiki i posłać w Polskę.

Pomimo tego, że krytycznie odnoszę się do swoich prac jako ideału, nie uważam jednak, że są one chłamem. Nie będę z nich robił nie wiadomo czego, ale z drugiej strony na pewno też nie będę odstraszał czytelnika od ich lektury z powodu mojego nieco destrukcyjnego światopoglądu autorskiego.
MiKo
Admin FOW
Posty: 4050
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: MiKo »

Piegziu pisze:Może obaj inaczej rozumiemy termin "monografia". Pozwolę zatem posiłować się internetowym słownikiem języka polskiego, który mówi: praca naukowa w pełni wyczerpująca jakieś zagadnienie. Kluczowe moim zdaniem jest pogrubienie. Niejako definiuje ono monografię bitwy (a do tego aspiruje Hammel w Carrier Strike) jako PEŁNE wyczerpanie danego tematu. W takim wypadku lista poległych czy rannych nie jest wcale takim głupim pomysłem, tym bardziej, że nie trzeba ile szukać, aby ją skompletować. Do tego jeszcze dochodzi metodologia badań, która nakazuje na zwieranie możliwie jak największej ilości danych, które uda się oznaleźć, oczywiście w sensownym porządku i formie. Dlatego zaproponowałem chociażby formę aneksu. Skoro wkleja się rozkazy, treści dokumentów, OdB, to czemu by nie dać kilkustronicowej listy poległych po jednej i drugiej stronie w dwóch kolumnach?
Ale mówimy o artykule, a nie monografii. Co oznacza w pełni? W pełni zamysłu autora, czy w pełni pełni. Według ciebie imienna lista strat by się przydała. Co z imienną listą załóg wszystkich jednostek biorących udział? Może według ciebie to nie byłoby potrzebne, ale znajdzie się młody gniewny, co powie, że taki artykuł jest niekompletny i trzeba go zweryfikować w oparciu o najnowsze zdygitalizowane źródła.
Dlatego każdy piszący o bitwie koło Wysp Santa Cruz ma powielać schemat Lundstroma, czyli dobrany pod kątem tematu o amerykańskich myśliwcach pokładowych? Czemu nie można spóbować wyjść bardziej poza bezpieczne ramy ogólnodostępnej publikacji?
Jeśli masz na uwadze książkową monografię, to zdecydowanie tak. Przy takim artykule oparcie się wyłącznie na źródłach angielskojęzycznych (jest nie tylko Lundstrom przecież) zbytnio nie zuboży pracy.
Wychodząc z takiego założenia możemy od razu odpuścić sobie jakikolwiek rozwój naukowy, gdyż jest on utrudnianiem sobie życia. Po co uczyć się nowych języków, poznawać nowe dokumenty i nowe opracowania, skoro istniejące rozwiązania są dobre i wystarczające dla czytelnika. A co z aspektem poznawczym u samego autora?
Jeżeli utrudnianie sobie życie nie przynosi żadnych efektów.
A skąd wiesz, że to są fakty? Jaką masz gwarancję, że Lundstrom nie popełnił błędu przy powoływaniu się na japońskie źródło/opracowanie? Ja rozumiem, że pewnej grupie autorów, a należy do nich Lundstrom, po prostu się ufa, ale czy to zwalnia z obowiązku weryfikacji tych faktów? Wiem, że to nie dyskusja akademicka, ale właśnie za takie przepisanie/bezkrytyczne powołanie się na sygnaturę akt w cudzym opracowaniu po prostu powstaje niesmak. I moim zdaniem uzasadaniony.
Generalnie masz rację, ale to są obszary abstrakcyjne nieco. Skąd wiadomo, że piszący raport Japończyk się nie pomylił. Skąd wiadomo, że wyspy Santa Cruz w ogóle istnieją?
No właśnie nie! Treść First Team (2) znam doskonale. Jeżeli autorzy numeru specjalnego MSiO zamierzają mi zaserwować właśnie przetłumaczoną, sparafrazowaną i odpowiednio skróconą wersję wydarzeń wokół bitwy koło Wysp Santa Cruz wg. Johna Lundstroma to będę po prostu zawiedzony. Szczególnie, że też czuję się odbiorcą takich artykułów w gazetkach hobbystycznych. Dokładnie tak samo odebrałby to pasjonat wojny w Afryce Północnej gdyby ktoś zaserwował mu odpowiednio przetłumaczoną, sparafrazowaną i skróconą treść monografii Playfaira.
Chylę czoła przed znajomością The First Team. Jednak podejrzewam, że nie każdy czytelnik ma tę pozycję i zna ją równie doskonale. Poza tym nikt nie pisał wyłącznie o Lundstromie tylko o opracowaniach i źródłach angielskojęzycznych.
Rzecz wtórna, bo to. jak autor skorzystał ze źródeł to już jest jego sprawa. Mnie zainteresowało w twojej pierwszej wypowiedzi:
„Aż jestem ciekaw jak autorzy poradzili sobie z weryfikacją danych podawanych w anglojęzycznych źródłach i opracowaniach (szczególnie jak chodzi o bitwę koło Wysp Santa Cruz), bo co by nie było, japońskie źródła i dokumenty się nieco różnią”
Staram się dowiedzieć, gdzie są te różnice. I to nie dlatego, że jestem przekonany o nieomylność Lundstroma&Co i zamierzam go do upadłego bronić. Po prostu z chęcią bym uzupełnił swoją wiedzę, jeśli coś odkryłeś.
Przy okazji zaznaczam, że samych artykułów jeszcze nie oceniam, bo nie widziałem na oczy. Moje początkowe wątpliwości troche zostały wzmożone po dyskusji z MiKo, w której utwierdził mnie w przekonaniu, że mogą to być prace w oparciu o jedynie słusznego Lundstroma+ewentualne inne starsze i dobrze znane pozycje.
Nowsze nie mogą być? ;)
Otwieram SS na podanej stronie i ciągle nie widzę rozległych opisów uszkodzeń Zuiho.
Czyli w przeciwieństwie do Pierwszego Otworzenia teraz już znalazłeś uszkodzenia Zuiho? (zgodziliśmy się chyba, że zarówno o Lundstroma jaki Franka nie są one „rozległe”)
Czy przypadkiem nie jest tak, że Frank powołał się na Senshi Sosho, które lakonicznie odnosi się co do tego zagadnienia, a następnie Lundstrom wykorzystał to zdanie z Franka w swojej pracy? Tym bardziej, że w kolejnym przypisie Frank przyznaje się do współpracy z Lundstromem, więc jakiś przepływ informacji musiał między nimi zaistnieć.
Tak przyznaje się. Chyba ich przyłapałeś, choć nie wiedziałem, że to jest jakieś przestępstwo.
Powołanie przez Franka podstawy swojego zdania ciągle nie tłumaczy dlaczego Zuiho był przez resztę bitwy kompletnie nieprzydatny. Tym bardziej, że sam przyznaje, że udało się ugasić pożar oraz odpowiednio szybko zajęto się naprawą pokładu.
Masz jakieś informacje ile standardowo łata się 15 metrową dziurę, tak by wytrzymała przyziemienie 3 tonowego samolotu?
Bo przedmiotem mojej polemiki nie jest praca Lundstroma. Od samego początku zadawałem pytania odnośnie treści artkułów MSiO. Tutaj pojawiły się tłumaczenia, że Lundstrom jest dobry (ja temu nie przeczę) i wystarczający do tego typu hobbystycznych tekstów. Gdy drążyłem temat dalej i chciałem dowiedzieć się czy udało się autorom zweryfikować pewne zagadnienia albo pójść krok naprzód, przeczytałem w odpowiedzi, że za dużo wymagam i tak w ogóle to mam wymieniać kardynalne błędy Lundstroma. Trochę wygląda to jak przerzucanie odpowiedzialności. Autor powinien bronić własną treść i własne myśli, a nie udowadniać, że ktoś na podstawie kogo pisał, nie popłenił karygodnych błędów, więc i on jest bezpieczny.
I tu się chyba nie rozumiemy. Przecież ja nie pisałem artykułu o Santa Cruz, więc nie wiem w jaki sposób chciałeś się od mnie dowiedzieć z jakich źródeł korzystał autor i co mu się udało osiagnąć. Dla mnie przedmiotem naszej rozmowy są wspomniane wyżej różnice w dokumentach wspominane przez ciebie. Różnice rozumiane inaczej, niż: tu jest więcej, a tu mniej.
dakoblue
Posty: 1608
Rejestracja: 2004-01-05, 08:42
Lokalizacja: Elblag

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: dakoblue »

MSiO wydanie specjalne 5/2014 artykul Grzegorza Barciszewskiego "Zapomniana bitwa lotniskowcow"
autor pisze ze bitwa ta byla bardziej wyniszczajaca dla personelu lotniczego -(poleglo 145 lotnikow) niz bitwa pod Midway (tam 110) .jakos wydawalo mi sie ze straty pod Midway byly wieksze ,tylko 110?
MiKo
Admin FOW
Posty: 4050
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: MiKo »

Nawet chyba mniej...
dakoblue
Posty: 1608
Rejestracja: 2004-01-05, 08:42
Lokalizacja: Elblag

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: dakoblue »

na combined fleet bylo o 300 ,a pozniej odeslanie do strony gdzie pisze o 110
czyli midway to pikus
dakoblue
Posty: 1608
Rejestracja: 2004-01-05, 08:42
Lokalizacja: Elblag

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: dakoblue »

MiKo pisze:Nawet chyba mniej...
a jakies zestawionko,zrodelko? na pewno masz
tacy pancerni piloci ze ich bomby oszczedzaly?

Carrier Kaga, sunk by bombs, 814 KIA
Carrier Akagi, sunk by bombs, 263 KIA
Carrier Soryu, sunk by bombs, 713 KIA
Carrier Hiryu, sunk by bombs, 418 KIA (may include 35 POW)
Heavy Cruiser Mikuma, sunk by bombs, 650 KIA (may include 2 POW)
Heavy Cruiser Mogami, damaged by bombs, 81 KIA
Destroyer Arashio, damabed by bomb, 37 KIA
Destroyer Asahio, damaged by bomb, 22 KIA
Oiler Akebono Mary, damaged by torpedo, 23 KIA/WIA

to jest ok?
MiKo
Admin FOW
Posty: 4050
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Re: Nowości wydawnicze: MSiO (w tym numery specjalne)

Post autor: MiKo »

Z Shattered Sword:
ss1.jpg
ss1.jpg (251.33 KiB) Przejrzano 7516 razy
ODPOWIEDZ