MiKo pisze:Co do tłumaczenia nazwisk to się nie będę wymądrzał, bo się nie znam. Tym bardziej, że czasami i sami Japończycy mają z tym problem.
Przecież nikt nie tłumaczy nazwisk. Chodzi o transliterację albo, jak kto woli, czytania zapisane alfabetem łacińskim.
Owszem, Japończycy mają z tym problem, ale istnieje u nich jeszcze coś takiego jak furigana na formularzach urzędowych.
To dzięki niej wiemy, że dane nazwisko czyta się tak, a nie jak powszechnie się wydaje.
Tak sobie dla przykładu przeanalizowałem grupę powietrzną, składy, fale ataków i straty dotyczące lotniskowca Junyo według JACAR i Lundstroma - to samo.
Czemu akurat tylko Junyo? A patrzyłeś na opis czy tylko na sento kodo chosho?
Uszkodzenia Zuiho też prawidłowo opisane (chyba Carrier Clash było o Wschodnich Salomonach, a o Santa Cruz - Carrier Strike).
Tak, racja. Carrier Strike było o Santa Cruz. W sumie nawet warto sięgnąć do tej książki, aby właśnie udowodnić, że uszkodzenia Zuiho
nie są prawidłowo opisane.
Strona 195 (Zenith Press, wyd. 2004), czytamy w drugim akapicie:
"Both 500-pound bombs had driven into the Zuiho's flight deck between
the island and the stern."
Rozwodzić nad tym opisem się nie będę, chyba każdy wie co jest nie-tak.
Nawet nie do końca chodziło mi o "faktyczny" opis uszkodzeń, lecz jego szczegółowość i analizę wykraczającą poza stwierdzenie, że "lotniskowiec nie mógł dalej prowadzić operacji".
Myślisz, że amerykanie nie korzystają z japońskich źródeł?
Ile tak na serio mamy anglojęzycznych opracowań opisujących dosyć szczegółowo bitwę koło Wysp Santa Cruz? Cztery? Pozwolisz, że Morisona i Rose'a liczyć nie będę.
Teraz skupmy się na tych czterech opracowaniach:
(1)Hammel w żadnym wypadku nie korzysta z japońskich źródeł. Jeżeli jest inaczej, prosiłbym o wskazanie z jakich.
(2)Lundstrom (chyle przed nim swoje marne czoło) korzysta wprawdzie z hikōki-tai sentō kōdo chōsho (dla wszystkich lotniskowców rzecz jasna) i nawet raz powołuje się na Senshi Sosho, nie mniej jednak z powodu ograniczonej dostępności niektórych dokumentów (brak dygitalizacji, słabe opracowanie zasobów), nie mógł pokusić się o przeanalizowanie dzienników bojowych flot oraz tzw. dzienników admiralskich (nazwa robocza). W przeciwieństwie do hikōki-tai sentō kōdo chōsho są to w większości dokumenty pisane wyłącznie odręcznie (czyli nie ma gotowego i niezmiennie wyglądającego formularza), no i rzecz jasna bardziej szczegółowe. W sumie "logi" grup lotniczych ograniczają się do podstawowego harmonogramu, spisu wszystkich lotników biorących udział w operacji, jak również podsumowania. Dzienniki flot i admiralskie to, jak mawia mój Jap buddy, "najpiękniejsza proza wśród stosu papierów". Rzecz jasna ja tak tego nie widzę, bardziej jako opis "ciurkiem", ale na pewno robi to wrażenie.
(3)Friedman opiera się wyłącznie na anglojęzycznych opracowaniach (nawet nie na źródłach z NARA), w tym na Lundstromie, co jednak nie uważam za odwoływanie się do japońskich źródeł.
(4)No i mamy oczywiście Franka (również moje wielkie uszanowanie), który dosyć licznie powołuje się na Senshi Shosho kan 83. Oczywiście należy to kwalifikować jako japońskie źródło, ale z jednym mocnym ale. Kiedy dostałem w swoje pazerne łapy pierwszy w życiu tom SS, otworzyłem bibliografię i zacząłem śmiać się tak głośno, że domownicy zamknęli drzwi od swoich pokojów. Co w niej zobaczyłem? Odwołania do japońskich dokumentów (20-30%) i całą masę odwołań do amerykańskich opracowań i dokumentów. Senshi Sosho samo w sobie jest japońskim opracowaniem, zwykle kluczowym w danej dziedzinie. Nie należy jednak brać każdego tomu jako prawdę objawioną Japończyków, gdyż MUSIELI oni się opierać na amerykańskich dokumentach (skądinąd często stronniczych), aby móc w ogóle zrekonstruować jakoś bardziej szczegółowo opis danej walki.
"Amerykanie twierdzą, że bylo X" - eee a co to X? że wygrali?
Dysonans. Zadowolenie połączone z goryczą. Niepełny sukces. Dobra bitwa, na której szkolono później oficerów marynarki, lecz jej główny aktor poniekąd za nią "oberwał" słownie.