karol pisze:Otóż to, mógł być HMS Terror, to i POW mogły być może mniej skuteczne, ale mogły być.
Terror nie mógł bo nikt (może prócz nas) nie brał tego na poważnie. Po za tym Świrski prosił o monitory typu Marshal Soult, podczas gdy jeden z nich był rozbrojony, a drugi stał w Surabai (czyli cokolwiek bardzo daleko jak na monitor). To dobitnie świadczy o poziomie "doinformowania" szefa KMW.
Osobiście uważam, że pomysł był lekko poroniony i powstał tylko jako koło ratunkowe (tak jak i jako koło ratunkowe chciano pozyskać wieżę z L'Ocean).
karol pisze:Acha i jeszcze jedno, torpedowce i różne magazyny pływające pochowane na Małym Morzu nie zostały ani zdmuchnięte, ani nawet trafione, jak to wcześniej pisałem, toż to fakt niepodważalny nawet przez kwerendy mondrych głów z uczelni

Niepoważalne fakty mają to do siebie, że bardzo łatwo je podważyć. Różne srakopchaje poukrywane wzdłuż brzegów półwyspu nie były priorytetowymi (czy nawet drugorzędnymi) celami ataków lotnictwa niemieckiego. Czy słusznie? Może nie do końca, bo krypy minowe trzeba było posłać na dno pierwszego dnia wojny. Niestety, liczba samolotów była jakby nieco ograniczona i wybrano inne priorytety (np. zbomardowanie nieistotnego MDLot).
Osobiście uważam, że skuteczne zamaskowanie monitora o wyporności blisko 7000 ton i o długości takiej jak ORP Gryf, było nierealne w polskich warunkach brzegowych.
karol pisze:...zasadniczo bitwa na redzie Helu została wygrana przez zespół De Waldena, bo jedynie ORP Mewa odniósł poważniejsze uszkodzenia w początkowej fazie nalotu, gdy metoda obrony zespołowej jeszcze nie była zastosowana.
Bitwa powietrzno-morska koło Helu została bezdyskusyjnie i całkowicie przegrana przez stronę polską. Nie jest istotne czy trafiono jeden czy wszystkie okręty. Istotne jest to, że strona niemiecka osiągnęła w działaniach jeden z punktów decydujących, a strona polska utraciła możliwość osiągnięcia jednego z punktów decydujących. Nie istotne czy bayło to następstwem realnych uszkodzeń, czy czynnika psychologicznego. Liczy się efekt.