Za kilka lat Polska będzie bezbronna na morzu?
Marynarka wojenna na zakręcie
Marynarze z 3. Flotylli Okrętów Marynarki Wojennej w Gdyni, stanowiącej trzon siły uderzeniowej polskiej armii na morzu, nie mają gdzie mieszkać. Wielu nocuje w kojach na okrętach. Problem braku mieszkań dla marynarzy narastał od wielu lat. Wreszcie zawiadomili oni o tym rzecznika praw obywatelskich. Zlecona przez RPO kontrola w większej części potwierdziła zasadność skarg.
Okazało się, że marynarze nie mają szansy na uzyskanie lokalu służbowego, nie stać ich na wynajęcie własnego kąta, a tym bardziej na skredytowanie z otrzymywanej pensji zakupu własnego M. W tej sytuacji zmuszeni są spędzać noce na okrętach. Jak twierdzą, często dzieje się to za wiedzą i przyzwoleniem dowódców. Tam też trzymają wszystkie swoje prywatne rzeczy, a tych – w związku z patową sytuacją, w jakiej się znajdują – jest niewiele: szczoteczka do zębów, kilka koszul, dwie pary spodni, dokumenty, kilka zdjęć. – To cały nasz ,,majątek'' – mówią prosząc o nieujawnianie ich danych osobowych.
Mieszkań nie będzie
Żołnierze twierdzą, że MON niejednokrotnie było o sprawie informowane. Dotychczas jednak wszystkie prośby i monity przechodziły bez echa. Nawet po zainteresowaniu tym problemem RPO i przeprowadzeniu przezeń kontroli przedstawiciele ministerstwa podsumowali sprawę krótko: zarzuty są nieuzasadnione, a w 3. FOW nic się nie dzieje.
Nie dziwi więc, że MON podjęło decyzję o wstrzymaniu inwestycji w budowę mieszkań dla armii. W zamian postanowiło korzystać z zasobów Wojskowej Agencji Mieszkaniowej, a ewentualne braki lokalowe regulować w ramach komercyjnego rynku przez dopłaty do kredytów, lub tzw. dodatek mieszkaniowy dla tych żołnierzy, którzy wynajmują lokale. Marynarze – i nie tylko oni – obawiają się jednak, że możliwości finansowe resortu znacznie ograniczą skuteczność tego planu.
Raport pokontrolny RPO ujawnił kilka innych, nie mniej ważnych problemów, które dotykają naszą bojową flotę. M.in. okazuje się, że od kilku lat marynarze pilnują niczym dozorcy okrętów wycofanych ze służby. Jednostki te zostały przekazane Agencji Mienia Wojskowego, która jednak nie chce, nie potrafi, a może po prostu nie ma czasu zająć się ich sprzedażą. Faktem jest, że okręty stoją w gdyńskim porcie wojennym, a pilnują ich żołnierze. W czasie kiedy MON mówi o uzawodowieniu naszej armii, skutecznie zniechęca do służby młodych ludzi.
Samobójcze oszczędności
Nie jest tajemnicą, że marynarka wojenna RP realizuje drakoński program oszczędnościowy dotykający nie tylko żołnierzy, ale także modernizacji polskiej floty. Zdaniem naszych rozmówców, jest to taktyka samobójcza. W czasie kiedy jest coraz więcej zagrożeń na morzach, wzrasta znaczenie flot światowych jako instrumentu utrzymania pokoju i stabilności oraz reagowania na sytuacje kryzysowe. Polska zaś ogranicza swój potencjał sukcesywnie pozbywając się marynarki wojennej. Przyjęty przez MON program oszczędnościowy sprowadza się bowiem w praktyce do wycofywania kolejnych jednostek. Po ostatnich latach tzw. wielkiego złomowania opuszczono banderę na 77(!) jednostkach bojowych. Podczas gdy jeszcze w 1991 r. polska flota liczyła 122 jednostki, to dzisiaj jest ich już tylko 48, a plany ministerstwa zakładają zmniejszenie ich liczby o 10 kolejnych. Zgodnie z założeniami po 2010 r. mamy mieć tylko 38 okrętów bojowych. W służbie pozostaną m.in. 2 fregaty typu FFG-7, fregata ,,Kaszub'', korweta ,,Gawron'' (pod warunkiem, że zgodnie z założeniami rzeczywiście zostanie zbudowana), 3 ścigacze rakietowe, 5 okrętów podwodnych, 20 trałowców i niszczycieli min, 5 okrętów transportowo-minowych, okręt wsparcia logistycznego, 2 okręty rozpoznawcze, 4 kutry transportowe. Dla pełnego obrazu należy wspomnieć, że nasze fregaty mają po 28 lat, trzy wspomniane wyżej trałowce-niszczyciele min (projektu 206 FM) po 41 – 42 lata. Do 2013 r. powinny one zresztą zostać wycofane ze służby. Najstarsze z naszych okrętów podwodnych typu Kobben mają... 44 lata. Duże okręty ratownicze, rozpoznawcze oraz okręt szkolny – wszystkie pochodzą z połowy lat 70. Jasno widać, że już wkrótce większość naszych jednostek stanowić będą okręty, których wykorzystanie w ramach flot europejskich stanie się z przyczyn technicznych niemożliwe.
Będziemy mieli kilka okrętów?
Flota nie tylko ma obowiązek utrzymania posiadanych jednostek w stanie gotowości bojowej, ale przede wszystkim powinna podjąć wysiłki dla przygotowania się do zadań, które potencjalnie staną się jej udziałem w przyszłości.
Niestety, jeśli chodzi o naszą flotę, nic na tego typu działania nie wskazuje. Jeżeli natomiast wysokość przeznaczanych na nią nakładów utrzyma się na obecnym poziomie, lub jeszcze spadnie, to – jak oceniają specjaliści – proces degeneracji floty osiągnie takie rozmiary, że za kilkanaście lat zdolne do służby okręty będzie można policzyć na palcach jednej ręki. Krach można byłoby zażegnać uruchamiając Narodowy Program Budowy Okrętów, co postulowała sejmowa Komisja Obrony Narodowej. Rząd nie wyraził jednak na to zgody.
Uruchomienie programu pozwoliłoby utrzymać ciągłość szkolenia kadr. Przy obecnie prowadzonej polityce spodziewać się bowiem można w przyszłości kolejnego załamania spowodowanego brakiem wyszkolonych załóg. Tymczasem nie stać nas na podjęcie budowy potrzebnych do tego okrętów, ponieważ Polska jest jedynym krajem, w którym okręty buduje nie państwo, a marynarka wojenna.
Kolejne cięcia
Mając ogólną orientację w sprawie pieniędzy, jakimi dysponuje MON, można założyć, że opracowany wcześniej program budowy serii nowoczesnych korwet zakończy się ze względów czysto finansowych wielką porażką. Podczas obchodów 90-lecia marynarki wojennej minister obrony narodowej Bogdan Klich w ostatniej chwili zmienił – jak nam mówili marynarze – treść wystąpienia, w którym miał ogłosić główne tezy planu modernizacji. Ostatecznie podał jedynie założenia modernizacyjne planowane do roku 2012, które mówią o pojedyńczych egzemplarzach sprzętu mającego podlegać wymianie. Nie wspomniał natomiast o pierwotnym planie modernizacji obejmującym lata 2009 – 2018, który przewidywał zakup 2 korwet typu 621 i prawdopodobne zamówienie trzeciej, ponadto kupno 2 niszczycieli min, 2 okrętów podwodnych, 9 śmigłowców oraz sprzętu niezbędnego do utworzenia Nabrzeżnego Dywizjonu Rakietowego (w sprawie utworzenia NDR 30 grudnia ub.r. podpisano kontrakt z Norwegią). W rozmowie z ,,TRYBUNĄ'' minister Klich wśród priorytetów wymienił dokończenie programu rakietowego i ewentualne przywrócenie do służby dwóch okrętów ,,Tarantula'' wraz z nowym uzbrojeniem w norweskie rakiety, w które ma być wyposażony również dywizjon nadbrzeżny.
Zmiana dokonana w wystąpieniu Klicha brzmi o tyle groźnie, że pierwszy projekt budżetu przewidywał wydanie na modernizację 9,7 mld zł, natomiast przedstawiony faktycznie w Gdyni został obcięty o prawie 3 mld – do 7 mld zł.
Postępująca skokowo degradacja zdolności bojowych MW jest skutkiem braku spójności tak planów, jak i głównej koncepcji rozwoju polskiej floty. Dotyczy to również sfery jej finansowania oraz braku podstawowych założeń operacyjnego wykorzystania marynarki wojennej.
(*)Małgorzata J. Wójtowicz
http://www.portalmorski.pl/caly_artykul ... onorem_lec?
Najciekawsze jest to,że dwie Tarantule maja być modernizowane i maja być uzbrojone w rakiety NSM.
Marynarze z 3. Flotylli Okrętów Marynarki Wojennej w Gdyni, stanowiącej trzon siły uderzeniowej polskiej armii na morzu, nie mają gdzie mieszkać. Wielu nocuje w kojach na okrętach. Problem braku mieszkań dla marynarzy narastał od wielu lat. Wreszcie zawiadomili oni o tym rzecznika praw obywatelskich. Zlecona przez RPO kontrola w większej części potwierdziła zasadność skarg.
Okazało się, że marynarze nie mają szansy na uzyskanie lokalu służbowego, nie stać ich na wynajęcie własnego kąta, a tym bardziej na skredytowanie z otrzymywanej pensji zakupu własnego M. W tej sytuacji zmuszeni są spędzać noce na okrętach. Jak twierdzą, często dzieje się to za wiedzą i przyzwoleniem dowódców. Tam też trzymają wszystkie swoje prywatne rzeczy, a tych – w związku z patową sytuacją, w jakiej się znajdują – jest niewiele: szczoteczka do zębów, kilka koszul, dwie pary spodni, dokumenty, kilka zdjęć. – To cały nasz ,,majątek'' – mówią prosząc o nieujawnianie ich danych osobowych.
Mieszkań nie będzie
Żołnierze twierdzą, że MON niejednokrotnie było o sprawie informowane. Dotychczas jednak wszystkie prośby i monity przechodziły bez echa. Nawet po zainteresowaniu tym problemem RPO i przeprowadzeniu przezeń kontroli przedstawiciele ministerstwa podsumowali sprawę krótko: zarzuty są nieuzasadnione, a w 3. FOW nic się nie dzieje.
Nie dziwi więc, że MON podjęło decyzję o wstrzymaniu inwestycji w budowę mieszkań dla armii. W zamian postanowiło korzystać z zasobów Wojskowej Agencji Mieszkaniowej, a ewentualne braki lokalowe regulować w ramach komercyjnego rynku przez dopłaty do kredytów, lub tzw. dodatek mieszkaniowy dla tych żołnierzy, którzy wynajmują lokale. Marynarze – i nie tylko oni – obawiają się jednak, że możliwości finansowe resortu znacznie ograniczą skuteczność tego planu.
Raport pokontrolny RPO ujawnił kilka innych, nie mniej ważnych problemów, które dotykają naszą bojową flotę. M.in. okazuje się, że od kilku lat marynarze pilnują niczym dozorcy okrętów wycofanych ze służby. Jednostki te zostały przekazane Agencji Mienia Wojskowego, która jednak nie chce, nie potrafi, a może po prostu nie ma czasu zająć się ich sprzedażą. Faktem jest, że okręty stoją w gdyńskim porcie wojennym, a pilnują ich żołnierze. W czasie kiedy MON mówi o uzawodowieniu naszej armii, skutecznie zniechęca do służby młodych ludzi.
Samobójcze oszczędności
Nie jest tajemnicą, że marynarka wojenna RP realizuje drakoński program oszczędnościowy dotykający nie tylko żołnierzy, ale także modernizacji polskiej floty. Zdaniem naszych rozmówców, jest to taktyka samobójcza. W czasie kiedy jest coraz więcej zagrożeń na morzach, wzrasta znaczenie flot światowych jako instrumentu utrzymania pokoju i stabilności oraz reagowania na sytuacje kryzysowe. Polska zaś ogranicza swój potencjał sukcesywnie pozbywając się marynarki wojennej. Przyjęty przez MON program oszczędnościowy sprowadza się bowiem w praktyce do wycofywania kolejnych jednostek. Po ostatnich latach tzw. wielkiego złomowania opuszczono banderę na 77(!) jednostkach bojowych. Podczas gdy jeszcze w 1991 r. polska flota liczyła 122 jednostki, to dzisiaj jest ich już tylko 48, a plany ministerstwa zakładają zmniejszenie ich liczby o 10 kolejnych. Zgodnie z założeniami po 2010 r. mamy mieć tylko 38 okrętów bojowych. W służbie pozostaną m.in. 2 fregaty typu FFG-7, fregata ,,Kaszub'', korweta ,,Gawron'' (pod warunkiem, że zgodnie z założeniami rzeczywiście zostanie zbudowana), 3 ścigacze rakietowe, 5 okrętów podwodnych, 20 trałowców i niszczycieli min, 5 okrętów transportowo-minowych, okręt wsparcia logistycznego, 2 okręty rozpoznawcze, 4 kutry transportowe. Dla pełnego obrazu należy wspomnieć, że nasze fregaty mają po 28 lat, trzy wspomniane wyżej trałowce-niszczyciele min (projektu 206 FM) po 41 – 42 lata. Do 2013 r. powinny one zresztą zostać wycofane ze służby. Najstarsze z naszych okrętów podwodnych typu Kobben mają... 44 lata. Duże okręty ratownicze, rozpoznawcze oraz okręt szkolny – wszystkie pochodzą z połowy lat 70. Jasno widać, że już wkrótce większość naszych jednostek stanowić będą okręty, których wykorzystanie w ramach flot europejskich stanie się z przyczyn technicznych niemożliwe.
Będziemy mieli kilka okrętów?
Flota nie tylko ma obowiązek utrzymania posiadanych jednostek w stanie gotowości bojowej, ale przede wszystkim powinna podjąć wysiłki dla przygotowania się do zadań, które potencjalnie staną się jej udziałem w przyszłości.
Niestety, jeśli chodzi o naszą flotę, nic na tego typu działania nie wskazuje. Jeżeli natomiast wysokość przeznaczanych na nią nakładów utrzyma się na obecnym poziomie, lub jeszcze spadnie, to – jak oceniają specjaliści – proces degeneracji floty osiągnie takie rozmiary, że za kilkanaście lat zdolne do służby okręty będzie można policzyć na palcach jednej ręki. Krach można byłoby zażegnać uruchamiając Narodowy Program Budowy Okrętów, co postulowała sejmowa Komisja Obrony Narodowej. Rząd nie wyraził jednak na to zgody.
Uruchomienie programu pozwoliłoby utrzymać ciągłość szkolenia kadr. Przy obecnie prowadzonej polityce spodziewać się bowiem można w przyszłości kolejnego załamania spowodowanego brakiem wyszkolonych załóg. Tymczasem nie stać nas na podjęcie budowy potrzebnych do tego okrętów, ponieważ Polska jest jedynym krajem, w którym okręty buduje nie państwo, a marynarka wojenna.
Kolejne cięcia
Mając ogólną orientację w sprawie pieniędzy, jakimi dysponuje MON, można założyć, że opracowany wcześniej program budowy serii nowoczesnych korwet zakończy się ze względów czysto finansowych wielką porażką. Podczas obchodów 90-lecia marynarki wojennej minister obrony narodowej Bogdan Klich w ostatniej chwili zmienił – jak nam mówili marynarze – treść wystąpienia, w którym miał ogłosić główne tezy planu modernizacji. Ostatecznie podał jedynie założenia modernizacyjne planowane do roku 2012, które mówią o pojedyńczych egzemplarzach sprzętu mającego podlegać wymianie. Nie wspomniał natomiast o pierwotnym planie modernizacji obejmującym lata 2009 – 2018, który przewidywał zakup 2 korwet typu 621 i prawdopodobne zamówienie trzeciej, ponadto kupno 2 niszczycieli min, 2 okrętów podwodnych, 9 śmigłowców oraz sprzętu niezbędnego do utworzenia Nabrzeżnego Dywizjonu Rakietowego (w sprawie utworzenia NDR 30 grudnia ub.r. podpisano kontrakt z Norwegią). W rozmowie z ,,TRYBUNĄ'' minister Klich wśród priorytetów wymienił dokończenie programu rakietowego i ewentualne przywrócenie do służby dwóch okrętów ,,Tarantula'' wraz z nowym uzbrojeniem w norweskie rakiety, w które ma być wyposażony również dywizjon nadbrzeżny.
Zmiana dokonana w wystąpieniu Klicha brzmi o tyle groźnie, że pierwszy projekt budżetu przewidywał wydanie na modernizację 9,7 mld zł, natomiast przedstawiony faktycznie w Gdyni został obcięty o prawie 3 mld – do 7 mld zł.
Postępująca skokowo degradacja zdolności bojowych MW jest skutkiem braku spójności tak planów, jak i głównej koncepcji rozwoju polskiej floty. Dotyczy to również sfery jej finansowania oraz braku podstawowych założeń operacyjnego wykorzystania marynarki wojennej.
(*)Małgorzata J. Wójtowicz
http://www.portalmorski.pl/caly_artykul ... onorem_lec?
Najciekawsze jest to,że dwie Tarantule maja być modernizowane i maja być uzbrojone w rakiety NSM.
Ostatnio zmieniony 2009-01-23, 14:48 przez Piotr S., łącznie zmieniany 1 raz.
Jeśli nie można było wyposażyć NDR w rakiety na mocy aneksu z Saabem, to czy można wyposażyć Tarantule w rakiety na mocy aneksu z Konsbergiem? 
Ostatnio zmieniony 2009-01-24, 01:08 przez Waldek K, łącznie zmieniany 1 raz.
Narastał? Istniał od wielu lat (od zawsze?) i nadal istnieje. Teraz jest tylko ta różnica, że większej grupie ludzi należy się służbowe M.Marynarze z 3. Flotylli Okrętów Marynarki Wojennej w Gdyni, stanowiącej trzon siły uderzeniowej polskiej armii na morzu, nie mają gdzie mieszkać. Wielu nocuje w kojach na okrętach. Problem braku mieszkań dla marynarzy narastał od wielu lat.
Co ciekawe innym grupom zawodowym w ogóle nie należy się żaden lokal mieszkalny i też jakoś muszą sobie radzić, a pensje mają zdecydowanie niższe i... nie stać ich na wynajęcie własnego kąta, a tym bardziej na skredytowanie z otrzymywanej pensji zakupu własnego M. W tej syutuacji nie moga spędzać nocy na okrętach. "Mogą" za to nocować w autobusie MZK, w kiosku z gazetami, na zapleczu baru szybkiej obsługi lub w pokoju nauczycielskim.Okazało się, że marynarze nie mają szansy na uzyskanie lokalu służbowego, nie stać ich na wynajęcie własnego kąta, a tym bardziej na skredytowanie z otrzymywanej pensji zakupu własnego M. W tej sytuacji zmuszeni są spędzać noce na okrętach. Jak twierdzą, często dzieje się to za wiedzą i przyzwoleniem dowódców. Tam też trzymają wszystkie swoje prywatne rzeczy, a tych – w związku z patową sytuacją, w jakiej się znajdują – jest niewiele: szczoteczka do zębów, kilka koszul, dwie pary spodni, dokumenty, kilka zdjęć. – To cały nasz ,,majątek'' – mówią prosząc o nieujawnianie ich danych osobowych.
To o "stanie ewidencyjnym dobytku" przechowywanym na okręcie mogę podsumować pazurowym... "Urzekła mnie Twoja historia"

Celowo pomijam wszelkie zagadnienia związane z rzeczywistościa funkcjonowania Wojskowej Agencji Mieszkaniowej, która jest jedną z opok socjalizmu w naszym kraju i zdecydowanym reliktem minionej epoki.
Czy ja dobrze czytam, czy oni piszą o NDR?Nie jest tajemnicą, że marynarka wojenna RP realizuje drakoński program oszczędnościowy dotykający nie tylko żołnierzy, ale także modernizacji polskiej floty. Zdaniem naszych rozmówców, jest to taktyka samobójcza.

Proszę zwrócić uwagę na wytłuszczenie! Ciekawe czy w zamysłach autorki, cytowanej przez Piotra, zdania te stanowiły związek przyczynowo-skutkowy oparty o to, że nikt nie wie co to są zadania w przyszłości (albo nawet w terażniejszości)?Flota nie tylko ma obowiązek utrzymania posiadanych jednostek w stanie gotowości bojowej, ale przede wszystkim powinna podjąć wysiłki dla przygotowania się do zadań, które potencjalnie staną się jej udziałem w przyszłości.
Niestety, jeśli chodzi o naszą flotę, nic na tego typu działania nie wskazuje.
Ciekawe czemu tak ciężko zmienić coś co teoretycznie najłatwiej zmienić.Postępująca skokowo degradacja zdolności bojowych MW jest skutkiem braku spójności tak planów, jak i głównej koncepcji rozwoju polskiej floty. Dotyczy to również sfery jej finansowania oraz braku podstawowych założeń operacyjnego wykorzystania marynarki wojennej.

I wszyscy, zanotować sobie te dwa zdania i od nich zaczynać wszelkie "płodne" dyskusje.
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
Inne grupy zawodowe w takim wypadku szukają sobie pracy w pobliżu dotychczasowego miejsca zamieszkania. Proponuję rozciągnąc tę zasadę na armię i zakładanie jednostek wojskowych tam gdzie mieszka najwięcej chętnych. Z mojej i okolicznych miejscowości (Polska Południowa) od dawna istnieje tradycyjny "ciąg" do marynarki ("morze nasze morze") i co najmniej kilkunast ludzi w tej chwili pływa. Mamy tu taką mała gliniankę, 100x100m, za to głęboką. Jakaś mniejsza sztuka się zmieści. Można by im ją tu przwieżc, spuścic na wodę i "by se służyli". Po służbie jechali by na rowerach na obiad do mamy albo teściowej.Co ciekawe innym grupom zawodowym w ogóle nie należy się żaden lokal mieszkalny i też jakoś muszą sobie radzić, a pensje mają zdecydowanie niższe i... nie stać ich na wynajęcie własnego kąta, a tym bardziej na skredytowanie z otrzymywanej pensji zakupu własnego M. W tej syutuacji nie moga spędzać nocy na okrętach. "Mogą" za to nocować w autobusie MZK, w kiosku z gazetami, na zapleczu baru szybkiej obsługi lub w pokoju nauczycielskim.
Poza tym innym grupom zawodowym nikt nie zabrania dorabiania po godzinach, nie goni ich na służby, dyżury czy alarmowe wyjścia, nie urządza 24 czy 48 godzinnych pogotowii.
To są skutki wprowadzenia tzw. "rynkowych rozwiązań" w rozwiązywaniu problemów mieszkaniowych kadry wojskowej w kraju, w którym rynek mieszkaniowy nie istnieje, brakuje kilka milionów mieszkań, a 60-70% obywateli nie stać na kupno ani na wolnorynkowy najem jakiegokolwiek mieszkania.
Nie w tej formie, ale zbliżonej, zarządzanie zasobami ludzkimi obowiązuje w kilku bardziej cywilizowanych krajach.jasmol pisze:Inne grupy zawodowe w takim wypadku szukają sobie pracy w pobliżu dotychczasowego miejsca zamieszkania. Proponuję rozciągnąc tę zasadę na armię i zakładanie jednostek wojskowych tam gdzie mieszka najwięcej chętnych.
Szczerze mówiąc to całkowicie nie wiem na co narzekasz? Przecież służba w wojsku nie jest (już) przymusowa, a zawodowa służba nie była przymusowa. Wielu ludzi dziękuje siłom zbrojnym za współpracę, gdy tylko znajdą coś atrakcyjniejzego na rynku cywilnym.jasmol pisze:Z mojej i okolicznych miejscowości (Polska Południowa) od dawna istnieje tradycyjny "ciąg" do marynarki ("morze nasze morze") i co najmniej kilkunast ludzi w tej chwili pływa. Mamy tu taką mała gliniankę, 100x100m, za to głęboką. Jakaś mniejsza sztuka się zmieści. Można by im ją tu przwieżc, spuścic na wodę i "by se służyli". Po służbie jechali by na rowerach na obiad do mamy albo teściowej.
Zdaje się, że działa zasada Kalego. Zdaje się, że inne grupy zawodowe nie moga odejść na emeryturę po 15 latach (czyli np. w wieku 33 lat). Na dodatek emerytura ta jest wyższa niz np. nauczycielska po 30 latach pracy.jasmol pisze:Poza tym innym grupom zawodowym nikt nie zabrania dorabiania po godzinach, nie goni ich na służby, dyżury czy alarmowe wyjścia, nie urządza 24 czy 48 godzinnych pogotowii.
BTW Żołnierzom nikt nie zabrania dorabiania po godzinach! Moga podjąć prace zarobkową nie kolidującą z czasem służbowym i licująca z powagą zawodu żołnierza. Wystarczy poinformaować przełożonego, który oceni powyższe.
Nie, to jest problem tego, że w wojsku istnieje debilny system dodatków (choć i tak już mocno ograniczony) i bonusów mających załagodzić problemy z opracowaniem rozsądnych zasad zakwaterowania. Warto podglądać innych i dążyć do tego co jest w cywilizowanym świecie, zamiast ciągle tkwić w późnym Gierku.jasmol pisze:To są skutki wprowadzenia tzw. "rynkowych rozwiązań" w rozwiązywaniu problemów mieszkaniowych kadry wojskowej w kraju, w którym rynek mieszkaniowy nie istnieje, brakuje kilka milionów mieszkań, a 60-70% obywateli nie stać na kupno ani na wolnorynkowy najem jakiegokolwiek mieszkania.
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
Na nic nie narzekam. Stwierdzam fakty. Idąc do zawodowej służby wojskowej zgadzam się na znacznie większą dyspozycyjność w stosunku do mojej osoby, niż w większości prac cywilnych. Zgadzam się na bycie "pod ręką" czasem 24 godziny na dobę. Zgadzam się na wyznaczanie mi miejsca pracy przez armię. Zgadzam się na przenoszenie mnie z miejsca na miejsce czasem co kilka lat. Wszystko za pieniądze, które nie pozwolą mi na zakup mieszkania nawet po 10 latach oszczędzania.Szczerze mówiąc to całkowicie nie wiem na co narzekasz? Przecież służba w wojsku nie jest (już) przymusowa, a zawodowa służba nie była przymusowa. Wielu ludzi dziękuje siłom zbrojnym za współpracę, gdy tylko znajdą coś atrakcyjniejzego na rynku cywilnym.
Jeżeli człowiekowi mówi się; pojedziecie do tego tam lasu, ostatni przystanek kolejowy potem 10 km na piechotę, tam stoi taki bunkier, wy obejmiecie stanowisko jego dowódcy, to trudno się dziwić, że on zadaje pytanie; a gdzie będę mieszkał. Ja, moja żona i moje dzieci.
Nikt, poza większą dyspozyjnością. No chyba że stawiamy na "wojsko królowej Jadwigi", w którym po godzinie 15 wszyscy idą do domu, ostatni gasi światło, a w czasie deszczu odwołuje się loty i wyjścia w morze. Poza tym w wielu miejscowościach garnizonowych problemem jest brak cywilnej pracy dla żon żołnierzy, a co dopiero dla nich samych. Specyfika leśnych garnizonów. Co robić na Helu? Sprzedwać lody letnikom? Od czerwca do sierpnia, a co przez resztę roku? A jak tam na Helu z rynkiem mieszkań na wynajem? Dużo ich?BTW Żołnierzom nikt nie zabrania dorabiania po godzinach! Moga podjąć prace zarobkową nie kolidującą z czasem służbowym i licująca z powagą zawodu żołnierza. Wystarczy poinformaować przełożonego, który oceni powyższe.
Nie, to jest problem tego, że w wojsku istnieje debilny system dodatków (choć i tak już mocno ograniczony) i bonusów mających załagodzić problemy z opracowaniem rozsądnych zasad zakwaterowania. Warto podglądać innych i dążyć do tego co jest w cywilizowanym świecie, zamiast ciągle tkwić w późnym Gierku.
To jest problem tego, jak już wyżej napisałem, że nie w wojsku, tylko w Polsce, nie istnieje rynek mieszkaniowy bo brakuje kilku milionów mieszkań. W odróżnieniu od cywilizowanego świata, w którym ktoś kto podejmuje pracę jako nauczyciel, robotnik budowlany, tramwajarz, kolejarz czy gminny urzędnik, czyli człowiek przeciętnie zarabiający, jest w stanie ze swojej pensji opłacić wynajem mieszkania i mieć jeszcze na coś więcej niż suchy chleb. Nie chcę robić forum budowlanego, ale statystyki nie kłamią. W mieszkaniówce jest taki wskaźnik; liczba mieszkań na 1000 mieszkańców. W Polsce jest 2 razy gorszy niż w tzw. "cywilizowanych krajach". Żadne rozsądne zasady zakwaterowania tu nic nie zmienią bo przd deszczem i zimnem nie ochronią. Żeby być rozsądnie zakwaterowany trzeba najpierw mieć gdzie. W naszych warunkach, armia jeszcze przez wiele lat, jak będzie chciała zakwaterować ludzi w różnych dziwnych garnizonach, to będzie im zwyczajnie musiała mieszkania służbowe postawić. Albo zdać się na miejscowych.
P.S. Skoro wiesz jak jest w tych sprawach w "cywilizowanych krajach", to może mi pomożesz? W amerykańskich filmach o tematyce współczesno-obyczajowo-wojskowej, których akcja dzieje się w tych ich fortach, często jest scena, że jakiś grający porucznika "Tom Cruise" czy inny "Brad Pitt" wraca po służbie do domu. Śliczne amerykańskie osiedle domków jednorodzinnych wśród drzew. I tu mój problem; w jednym domku mieszka porucznik z rodziną, za płotem kapitan, po drugiej stronie ulicy czarny sierżant, na górce major, za nim dwóch poruczników. Wszystko w pobliżu albo na terenie fortu. Czy to aby nie są mieszkania służbowe?
Na nic nie narzekam. Stwierdzam fakty. Idąc do zawodowej służby wojskowej zgadzam się na znacznie większą dyspozycyjność w stosunku do mojej osoby, niż w większości prac cywilnych. Zgadzam się na bycie "pod ręką" czasem 24 godziny na dobę. Zgadzam się na wyznaczanie mi miejsca pracy przez armię. Zgadzam się na przenoszenie mnie z miejsca na miejsce czasem co kilka lat. Wszystko za pieniądze, które nie pozwolą mi na zakup mieszkania nawet po 10 latach oszczędzania.Szczerze mówiąc to całkowicie nie wiem na co narzekasz? Przecież służba w wojsku nie jest (już) przymusowa, a zawodowa służba nie była przymusowa. Wielu ludzi dziękuje siłom zbrojnym za współpracę, gdy tylko znajdą coś atrakcyjniejzego na rynku cywilnym.
Jeżeli człowiekowi mówi się; pojedziecie do tego tam lasu, ostatni przystanek kolejowy potem 10 km na piechotę, tam stoi taki bunkier, wy obejmiecie stanowisko jego dowódcy, to trudno się dziwić, że on zadaje pytanie; a gdzie będę mieszkał. Ja, moja żona i moje dzieci.
Nikt, poza większą dyspozyjnością. No chyba że stawiamy na "wojsko królowej Jadwigi", w którym po godzinie 15 wszyscy idą do domu, ostatni gasi światło, a w czasie deszczu odwołuje się loty i wyjścia w morze. Poza tym w wielu miejscowościach garnizonowych problemem jest brak cywilnej pracy dla żon żołnierzy, a co dopiero dla nich samych. Specyfika leśnych garnizonów. Co robić na Helu? Sprzedwać lody letnikom? Od czerwca do sierpnia, a co przez resztę roku? A jak tam na Helu z rynkiem mieszkań na wynajem? Dużo ich?BTW Żołnierzom nikt nie zabrania dorabiania po godzinach! Moga podjąć prace zarobkową nie kolidującą z czasem służbowym i licująca z powagą zawodu żołnierza. Wystarczy poinformaować przełożonego, który oceni powyższe.
To jest problem tego, jak już wyżej napisałem, że nie w wojsku, tylko w Polsce, nie istnieje rynek mieszkaniowy bo brakuje kilku milionów mieszkań. W odróżnieniu od cywilizowanego świata, w którym ktoś kto podejmuje pracę jako nauczyciel, robotnik budowlany, tramwajarz, kolejarz czy gminny urzędnik, czyli człowiek przeciętnie zarabiający, jest w stanie ze swojej pensji opłacić wynajem mieszkania i mieć jeszcze na coś więcej niż suchy chleb. Nie chcę robić forum budowlanego, ale statystyki nie kłamią. W mieszkaniówce jest taki wskaźnik; liczba mieszkań na 1000 mieszkańców. W Polsce jest 2 razy gorszy niż w tzw. "cywilizowanych krajach". Żadne rozsądne zasady zakwaterowania tu nic nie zmienią bo przd deszczem i zimnem nie ochronią. Żeby być rozsądnie zakwaterowany trzeba najpierw mieć gdzie. W naszych warunkach, armia jeszcze przez wiele lat, jak będzie chciała zakwaterować ludzi w różnych dziwnych garnizonach, to będzie im zwyczajnie musiała mieszkania służbowe postawić. Albo zdać się na miejscowych.Nie, to jest problem tego, że w wojsku istnieje debilny system dodatków (choć i tak już mocno ograniczony) i bonusów mających załagodzić problemy z opracowaniem rozsądnych zasad zakwaterowania. Warto podglądać innych i dążyć do tego co jest w cywilizowanym świecie, zamiast ciągle tkwić w późnym Gierku.
P.S. Skoro wiesz jak jest w tych sprawach w "cywilizowanych krajach", to może mi pomożesz? W amerykańskich filmach o tematyce współczesno-obyczajowo-wojskowej, których akcja dzieje się w tych ich fortach, często jest scena, że jakiś grający porucznika "Tom Cruise" czy inny "Brad Pitt" wraca po służbie do domu. Śliczne amerykańskie osiedle domków jednorodzinnych wśród drzew. I tu mój problem; w jednym domku mieszka porucznik z rodziną, za płotem kapitan, po drugiej stronie ulicy czarny sierżant, na górce major, za nim dwóch poruczników. Wszystko w pobliżu albo na terenie fortu. Czy to aby nie są mieszkania służbowe?
Więc w czym problem?jasmol pisze:Na nic nie narzekam. Stwierdzam fakty. Idąc do zawodowej służby wojskowej zgadzam się na znacznie większą dyspozycyjność w stosunku do mojej osoby, niż w większości prac cywilnych. Zgadzam się na bycie "pod ręką" czasem 24 godziny na dobę. Zgadzam się na wyznaczanie mi miejsca pracy przez armię. Zgadzam się na przenoszenie mnie z miejsca na miejsce czasem co kilka lat. Wszystko za pieniądze, które nie pozwolą mi na zakup mieszkania nawet po 10 latach oszczędzania.
Jeżeli nie otrzyma na te pytania odpowiedzi, czyli jeżeli jego żona i dzieci nie będzą mieli gdzie mieszkać to: mówią armii adieu i w takim wypadku szukają sobie pracy w pobliżu dotychczasowego miejsca zamieszkania.jasmol pisze:Jeżeli człowiekowi mówi się; pojedziecie do tego tam lasu, ostatni przystanek kolejowy potem 10 km na piechotę, tam stoi taki bunkier, wy obejmiecie stanowisko jego dowódcy, to trudno się dziwić, że on zadaje pytanie; a gdzie będę mieszkał. Ja, moja żona i moje dzieci.
Nie bardzo rozumiem co dokładnie masz na myśli.jasmol pisze:Nikt, poza większą dyspozyjnością.
Stara zasada mówi, że jeżeli ktoś nie wyrabia sie do 1530 to:jasmol pisze:No chyba że stawiamy na "wojsko królowej Jadwigi", w którym po godzinie 15 wszyscy idą do domu, ostatni gasi światło, a w czasie deszczu odwołuje się loty i wyjścia w morze.
a) źle pracuje;
b) zajmuje się kupą niepotrzebny rzeczy;
c) ma źle zorganizowaną pracę;
d) ma niewłaściwie dobrany zakres obowiązków na zajmowanym stanowisku.
W wojsku są sytuacje, gdy trzeba spędzić w pracy więcej czasu niz "ustawowe" 8 godzin, ale po prawdzie, wieczne ślęczenie w pracy nie świadczy o tym, że jest ona ważniejsza, lecz o tym, że coś jest nie tak w kwestii systemu pracy/etatu/obowiązków itd.
Zły przykład bo helski garnizon znam od podszewki. Polak to leń któremu nie chce się pomyśleć, że praca nie czeka za rogiem, tylko trzeba jej co nieco poszukać i czasem trzeba pokonać z 50 km dziennie by do niej dojechać. I to by było na tyle.jasmol pisze:Poza tym w wielu miejscowościach garnizonowych problemem jest brak cywilnej pracy dla żon żołnierzy, a co dopiero dla nich samych. Specyfika leśnych garnizonów. Co robić na Helu?
Sprzedwać lody letnikom? Od czerwca do sierpnia, a co przez resztę roku? A jak tam na Helu z rynkiem mieszkań na wynajem? Dużo ich?
Jakich mieszkań na wynajem? WAM ma takie zasoby mieszkań w Helu, że aż strach. Niestety poprzez debilny system, nie potrafi nimi zarządzać.
Czyli problem rozmywa się w "niedoborze ogółu". Nie wiem więc czemu larum grają skoro wojsko jest tu normą a nie marginesem i należy się skupiać nad problemem globalnie, a nie podawać jakąś "dramatyczną" sytuację w wojsku.jasmol pisze:To jest problem tego, jak już wyżej napisałem, że nie w wojsku, tylko w Polsce, nie istnieje rynek mieszkaniowy bo brakuje kilku milionów mieszkań.
j.w.jasmol pisze:W odróżnieniu od cywilizowanego świata, w którym ktoś kto podejmuje pracę jako nauczyciel, robotnik budowlany, tramwajarz, kolejarz czy gminny urzędnik, czyli człowiek przeciętnie zarabiający, jest w stanie ze swojej pensji opłacić wynajem mieszkania i mieć jeszcze na coś więcej niż suchy chleb.
Nie chcę robić forum budowalnego, ale statystyki nie kłamią i np. domy w Polsce są blisko dwukrotnie większe niż w tzw. "cywilizowanym świecie".jasmol pisze:Nie chcę robić forum budowlanego, ale statystyki nie kłamią. W mieszkaniówce jest taki wskaźnik; liczba mieszkań na 1000 mieszkańców. W Polsce jest 2 razy gorszy niż w tzw. "cywilizowanych krajach".
Zawsze należy szukać najprostszych rozwiązań. Jest problem? szeregowce/kontenery mieszkalne w bazie. Zmniejszyć liczebość armii, poukręcać łeb hydrze (zmniejszyć liczebność sztabów/dowództw). Rozwiązać systemowo problem kwater innych niż służbowych (przypisane do stanowisk i tylko na czas pełnienia słuzby). Rozwiązań są setki, ale "najprostsze" to "dobudować kwatery", które później ktoś wykupi za 40% wartości rynkowej.jasmol pisze:Żadne rozsądne zasady zakwaterowania tu nic nie zmienią bo przd deszczem i zimnem nie ochronią. Żeby być rozsądnie zakwaterowany trzeba najpierw mieć gdzie.
I wszystko w temacie. Kwestia uregulowań prawnych i ucięcie tego co jest robione w ramach obecnej ustawy o zakwaterowaniu sił zbrojnych to podstawa, a nie efekt dodatkowy.jasmol pisze:W naszych warunkach, armia jeszcze przez wiele lat, jak będzie chciała zakwaterować ludzi w różnych dziwnych garnizonach, to będzie im zwyczajnie musiała mieszkania służbowe postawić.
Tak dokładnie, są to mieszkania służbowe na czas pełnienia służby, a nie setki tysięcy mieszkań, których WAM sie pozbywa odsprzedając emerytom, albo... o zgrozo... mieszkania w których mieszkają rozwódki, dzieci, czy też piąta woda po kisielu żołnierzy zawodowych. W pewnym bloku będącym w zasobach WAM, liczącym 48 kwater, zamieszkuje dosłownie 6-ciu żołnierzy w służbie czynnej. Pewnie dlatego nie ma kwater dla pozostałych. Zatem problemem nie jest brak kwater tylko debilny system, od zmiany którego trzeba zacząć.jasmol pisze:Skoro wiesz jak jest w tych sprawach w "cywilizowanych krajach", to może mi pomożesz? W amerykańskich filmach o tematyce współczesno-obyczajowo-wojskowej, których akcja dzieje się w tych ich fortach, często jest scena, że jakiś grający porucznika "Tom Cruise" czy inny "Brad Pitt" wraca po służbie do domu. Śliczne amerykańskie osiedle domków jednorodzinnych wśród drzew. I tu mój problem; w jednym domku mieszka porucznik z rodziną, za płotem kapitan, po drugiej stronie ulicy czarny sierżant, na górce major, za nim dwóch poruczników. Wszystko w pobliżu albo na terenie fortu. Czy to aby nie są mieszkania służbowe?
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
No to, może okrężną drogą, doszliśmy do zgody.Tak dokładnie, są to mieszkania służbowe na czas pełnienia służby, a nie setki tysięcy mieszkań, których WAM sie pozbywa odsprzedając emerytom, albo... o zgrozo... mieszkania w których mieszkają rozwódki, dzieci, czy też piąta woda po kisielu żołnierzy zawodowych. W pewnym bloku będącym w zasobach WAM, liczącym 48 kwater, zamieszkuje dosłownie 6-ciu żołnierzy w służbie czynnej. Pewnie dlatego nie ma kwater dla pozostałych.
Aha! Dla jasności; nie jestem i nie byłem zawodowym wojskowym i nie korzystałem, ani ja ani nikt z mojej rodziny, z "kwatery stałej". Po prostu czarno widzę przyszłość budownictwa mieszkaniowego w kraju. Żadnego realnego programu.
Co do wielkości statystycznych domów; czy czasem u nich "dom" nie oznacza często naszego "mieszkania komunalnego"?
Tu nie chodzi o zgodę czy niezgodę, tylko o to by patrzeć na przyczyny, a nie skutki. Tak samo, rozwiązań należy poszukiwać eliminując przyczyny, a nie doraźnie łagodząc skutki.jasmol pisze:No to, może okrężną drogą, doszliśmy do zgody.
Nie, mówię o budynkach mieszkanych "jednorodzinnych".jasmol pisze:Co do wielkości statystycznych domów; czy czasem u nich "dom" nie oznacza często naszego "mieszkania komunalnego"?
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
Jak zwykle niepotrzebnie szukasz w szczegółach. Nie obchodzi mnie jakaś poliwerpolska czy podmanczesterska szeregówka, bo nawet nie wiem jak wygląda.
Opierm się na informacjach podawanych w którymśtam numerze Muratora, którego swego czasu regularnie cztywałem. Według przedstawionych wyników badań (?) w Polsce większość domów przekracza 150 mkw, co dla innych nacji jest raczej granica górną. Główną przyczynę nadmetrażu Polskich domów analitycy upatrywali w sposobie myslenia a nie w rzeczywistych potrzebach. Po prostu praktyczny (?) Polak zbuduje coś, gdzie w razie czego mogą zamieszkać dzieci ze swoją rodziną, jeżeli im się niezbyt powiedzie w życiu. Patrząc na swoje M10, muszę przynać, że coś w tym jest.
Zatem istnienie domów jednorodzinnych "wielopokoleniowych" w pewnym stopniu zaniża współczynnik włascicieli własnego M na 1000 mieszkańców.
PS
Prośba do moderatora - o ile kwestie kwaterunkowe mają jakiś wpływ na to czy Polska będzie bezronna na morzu, o tyle kwestie statystki budowlanej juz nie. Dobrze byłoby przenieść ten post i poprzedzający go post Jasmola do własciwego działu (zgduję, że inny niż Psychole pasować nie będzie
).
Opierm się na informacjach podawanych w którymśtam numerze Muratora, którego swego czasu regularnie cztywałem. Według przedstawionych wyników badań (?) w Polsce większość domów przekracza 150 mkw, co dla innych nacji jest raczej granica górną. Główną przyczynę nadmetrażu Polskich domów analitycy upatrywali w sposobie myslenia a nie w rzeczywistych potrzebach. Po prostu praktyczny (?) Polak zbuduje coś, gdzie w razie czego mogą zamieszkać dzieci ze swoją rodziną, jeżeli im się niezbyt powiedzie w życiu. Patrząc na swoje M10, muszę przynać, że coś w tym jest.
Zatem istnienie domów jednorodzinnych "wielopokoleniowych" w pewnym stopniu zaniża współczynnik włascicieli własnego M na 1000 mieszkańców.
PS
Prośba do moderatora - o ile kwestie kwaterunkowe mają jakiś wpływ na to czy Polska będzie bezronna na morzu, o tyle kwestie statystki budowlanej juz nie. Dobrze byłoby przenieść ten post i poprzedzający go post Jasmola do własciwego działu (zgduję, że inny niż Psychole pasować nie będzie

To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
Szykuje sie redukcja budrzetu armi , jak znam życie to pierwsza padnie MW RP . http://wiadomosci.onet.pl/1906194,11,item.html
We wtorek był w TVN 24 program na ten temat w programie był Polko i Koziej , obydwaj panowie mówili ,że jest za duzo prirytetów i dosć głosno wymieniałi marynarke tak jak by to ona było wina ,ze nie ma pieniędzy ,ich jednoznaczne stwierdzenie odebrałem jako aluzje do tego rodzaju sił zbrojnych ,Kożiej zwaracał uwage ,że program śmigłowcowy i obrony przeciwrakietowej są bardzo ważne .
Szkoda ,że nie ma PiSu ,który forsował narodowy program budowy okretów ,jest PO , które nie forsuje nic a tylko likwiduje co to może znaczyc ? przypuszczam wstrzymanie programu Kormoran i chyba pozostaniemy z jednym gawronem
We wtorek był w TVN 24 program na ten temat w programie był Polko i Koziej , obydwaj panowie mówili ,że jest za duzo prirytetów i dosć głosno wymieniałi marynarke tak jak by to ona było wina ,ze nie ma pieniędzy ,ich jednoznaczne stwierdzenie odebrałem jako aluzje do tego rodzaju sił zbrojnych ,Kożiej zwaracał uwage ,że program śmigłowcowy i obrony przeciwrakietowej są bardzo ważne .
Szkoda ,że nie ma PiSu ,który forsował narodowy program budowy okretów ,jest PO , które nie forsuje nic a tylko likwiduje co to może znaczyc ? przypuszczam wstrzymanie programu Kormoran i chyba pozostaniemy z jednym gawronem
Piotr S. pisze:Szkoda ,że nie ma PiSu ,który forsował narodowy program budowy okretów...

Wszystko to jedna rasa tylko jedni dużo ryczą, a inni mniej. A mleka i tak mało. Efekt jest ten sam. Pomijając sympatie czy antypatie polityczne, nie widzę powodów by traktować kogoś jako panaceum na bolączki armii gdy "sypią się" wszystkie filary państwa i wszedzie trzeba doinwestować oraz przeprowadzić reformy.
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.