Witam!
Marmik pisze:Ksenofont pisze:Wtedy, gdy Sowieci mieli okręty podwodne zdolne nam zagrozić, to my mieliśmy "ptaszki". To już też było wielokrotnie dyskutowane - "ptaszki" były raczej szaserami niż trałowcami. I to szaserami groźnymi dla sowieckich OP na całym Bałtyku.
Jaki był zasięg "ptaszków"? Nigdzie nie mogę tego znaleźć (kołacze mi się po głowie 500 Mm

). IMO "ptaszki" to mogły przejąć ochronę konwoju od Ławicy Słupskiej pod warunkiem, że stan morza nie przekraczał trójki (długi, wąski kadłub i małe zanurzenie). Teoretycznie mogłyby iść nawet w rejon Głębi Arkońskiej, ale byłbym ostrożny z takim posunieciem.
Była tu ze dwa lata temu dyskusja o "ptaszkach" jako szaserach.
Do wniosku żeśmy doszli (Marek Twardowski doszedł, inni się zgodzili), że "ptaszki" prezentowały ówczesny standard i byłyby zdolne do operowania na południowym Bałtyku.
Zelint pisze:Mam wrażenie, że trochę patrzysz na ówczesne kutry rybackie (kutry trałowe) i "pełnomorskie" trałowce (typ Jaskółka) przez pryzmat obecnych okrętów.
A ja mam pewność, że na siły ZOP patrzysz z perspektywy bitwy o Atlantyk...
Co ochraniało niemieckie konwoje?
Nie tylko na Bałtyku zresztą...
UJ 1939?
Marmik pisze:Niemniej jak już podkreślałem, polskie siły ZOP choć nie rewelacyjne, prezentowały całkiem pokaźny potencjał (aczkolwiek hydrofony podobno były kiepskiej jakości ?).
Uwaga metodologiczna:
JB znalazł dokument, w którym narzekano na hydrofony.
Jeden dokument nie oznacza, że były kiepskiej jakości.
Musimy poczekać na więcej
Marmik pisze:Ksenofont pisze:Obrona przeciwminowa to inna sprawa. Kutrów trałowych mieliśmy multum, a i pełnomorskich trałowców z pół tuzina.
Kurtów trałowych nie mieliśmy wcale. Rybackich to i owszem, ale dla nich było coś z tuzin trałów (Crolick coś o tym pisał). Zelint zwracał uwagę na to by patrzeć na nie nie przez pryzmat stalowych B410, a raczej dużych drewnianych szalup z toi-toi'em na rufie

.
Ale czy wielkość ma znaczenie?
Kutry były w stanie łowić w okolicach Helu, to nie byłyby w stanie trałować?
Swoją drogą: tuzin trałów to - na początek - całkiem sporo jak na jeden szlak wodny.
Jakie siły przeciwminowe były nam potrzebne? Potrafisz to określić?
Bo - na mój prosty chłopski rozum - to zdaje się, że mieliśmy ich tyle ile dzisiaj.
Tylko portów było kilkakroć mniej.
Marmik pisze:Problemem też jest to, że jeżeli mamy okręty wielozadaniowe ("ptaszki") to nie mogą one wykonywać trzech zadań w tym samym czasie (tzn. zapewniać OPOP konwoju, przejście osłanianych jednostek za trałami i realizować oczyszcznia torów wodnych, bądź kontolnie poszukiwać min w rejonie).
Argument prawie tak dobry, jak ten, że kontrtorpedowce nie mogą jednocześnie tropić okrętów podwodnych, strzelać do samolotów i przeprowadzać ataków torpedowych na Ganguty.
Ogólnie rzecz biorąc masz jednak rację.
Od tego, żeby działania eskortowe skoordynować to jest dowództwo.
Adam pisze:Ksenofont pisze:
Adam pisze:Tylko, że jest mało prawdopodobnym by w ogóle wysłali na Bałtyk okręty nawodne!
Czyli zadanie naszej Floty zostałoby spełnione!
Tylko, że moim zdaniem nie wysłaliby ich nie ze strachu przed naszą flotą, a z powodu ryzyka takiej operacji i komplikacji natury logistycznej. Gdyby jednak wyszli, to pewnie takim zespołem który całą naszą flotę mógłby "nakryć czapką".
Dla ścisłości - na początku lat 30. pewnie by nie wyszli z powodu strachu przed naszą flotą, ale już w końcu lat 30., gdyby wyszli to by nas tą czapką nakryli.
Kilka postów wyżej było napisane, jaką to przewagę mieli Sowieci nad PMW
w końcu lat trzydziestych...
1:1
Adam pisze:Ksenofont pisze:Adam pisze:Tylko, że jest mało prawdopodobnym by w ogóle wysłali na Bałtyk okręty nawodne!
Czyli zadanie naszej Floty zostałoby spełnione!
Tylko, że moim zdaniem nie wysłaliby ich nie ze strachu przed naszą flotą, a z powodu ryzyka takiej operacji i komplikacji natury logistycznej.
Masz prawo do własnego zdania.
Choć muszę przyznać, że śmieszy mnie Twoja wizja...
Nie myślałem, że z Sowietami było tak źle, że nie wychodzili z portu z powodu ryzyka organizacyjnego.
Pozdrawiam
Ksenofont