Vilsmaierowi daleko do Petersena
Vilsmaierowi daleko do Petersena
"Die Gustloff" idzie na dno...
Zanim obejrzałem ten film wiedziałem o nim tylko tyle, że powstał. I, że Joseph Vilsmaier, który go wyreżyserował ma na swoim koncie inny, moim zdaniem bardzo udany, film wojenny, a mianowicie "Stalingrad". Zasiadłem zatem przed ekranem ze sporymi nadziejami na dobre kino.
Niestety - po obejrzeniu "Die Gustloff", z całą odpowiedzialnością za własne słowa, przyznaję się do całkowitego zmarnowania trzech godzin życia...
Film, z całą stanowczością, odradzam wszystkim, którzy za dobre kino wojenno-morskie uznają takie klasyczne dzieła jak "Okręt", "Okrutne morze", czy też "Bitwa o Ujście". Rozczarują się również ci, którym przypadł do gustu "Titanic". Dłużyzna, gra aktorska i sposób realizacji filmu może chyba jedynie przypaść do gustu fanom produkcji bollywoodzkich.
Film jest okropnie nudny, a samo zatopienie "Gustloffa" jest jedynie tłem, i to bardzo dalekim, do przedstawienia losów parunastu bohaterów. Udziwnień, przekłamań i frywolnej interpretacji historii jest tam więcej niż we wszystkich produkcjach opowiadających o II Wojnie Światowej, które należy traktować z przymrużeniem oka. Już na samym początku, dosłownie w 30 sekundzie filmu, mamy pierwsze takie przekłamanie - mapa na której jest ukazany postęp jaki robi nacierająca ze wschodu Armia Czerwona, pokazuje, że Gdynia, a raczej Gotenhafen, bo taka nazwa w owym filmie tylko jest stosowana, znajdowała się przed wybuchem II Wojny Światowej w granicach Wolnego Miasta Gdańsk! Parę sekund dalej komentarz o uciekających przed wojskami radzieckimi mieszkańcach Prus, zilustrowany zostaje zdjęciami ... kolumny transportu który przez zamarznięte jezioro Ładoga podąża w kierunku otoczonego Leningradu. Sama Gdynia, o przepraszam, Gotenhafen, w/g niemieckich filmowców wygląda jak skrzyżowanie Wyspy Spichrzów z Kanałem Kilońskim. Później jest jeszcze gorzej i generalnie do każdej sceny można się słusznie przyczepić. Przykłady: S-13 podchodząc do ataku raz znajduje się pod wodą a raz na powierzchni; torpedy przez niego wystrzelone opuszczają wyrzutnie z prędkością karabinowego pocisku; "Gustloff" płynie bez eskorty, w pełnej iluminacji i mimo, że jest przeładowany uciekinierami, każda scena między bohaterami dzieje się na coraz to innym pustym pokładzie, w kabinie itd., a rozbitkowie po znalezieniu się w wodzie bądź szalupie zachowują się (wyglądają) jakby wracali właśnie z długiej, nużącej wycieczki po delcie Nilu - nie widać po nich żadnego strachu, nie trzęsą się z powodu przeraźliwego zimna mimo, że wiatr wokół nich szaleje z siłą huraganu Katrina, nie wołają o pomoc ani się nie modlą w obliczu nieuchronnego. Sam atak, w/g filmowców, jest następstwem zdrady jakiej dopuścił się jeden z radiotelegrafistów na "Gustloffie", który nadał na S-13 informacje o trasie jaką statek będzie odbywał.
Wrak "Wilhelma Gustloffa" leży na głębokości 45-47 metrów. Dotarcie do niego nie stanowi w dzisiejszych czasach żadnej trudności. Wszystkie kopie filmu "Die Gustloff" powinny natomiast zostać zatopione w Rowie Mariańskim, aby już nigdy nikt do nich nie dotarł i nie próbował wyciągnąć na powierzchnię.
Wojtek Budziłło
Zanim obejrzałem ten film wiedziałem o nim tylko tyle, że powstał. I, że Joseph Vilsmaier, który go wyreżyserował ma na swoim koncie inny, moim zdaniem bardzo udany, film wojenny, a mianowicie "Stalingrad". Zasiadłem zatem przed ekranem ze sporymi nadziejami na dobre kino.
Niestety - po obejrzeniu "Die Gustloff", z całą odpowiedzialnością za własne słowa, przyznaję się do całkowitego zmarnowania trzech godzin życia...
Film, z całą stanowczością, odradzam wszystkim, którzy za dobre kino wojenno-morskie uznają takie klasyczne dzieła jak "Okręt", "Okrutne morze", czy też "Bitwa o Ujście". Rozczarują się również ci, którym przypadł do gustu "Titanic". Dłużyzna, gra aktorska i sposób realizacji filmu może chyba jedynie przypaść do gustu fanom produkcji bollywoodzkich.
Film jest okropnie nudny, a samo zatopienie "Gustloffa" jest jedynie tłem, i to bardzo dalekim, do przedstawienia losów parunastu bohaterów. Udziwnień, przekłamań i frywolnej interpretacji historii jest tam więcej niż we wszystkich produkcjach opowiadających o II Wojnie Światowej, które należy traktować z przymrużeniem oka. Już na samym początku, dosłownie w 30 sekundzie filmu, mamy pierwsze takie przekłamanie - mapa na której jest ukazany postęp jaki robi nacierająca ze wschodu Armia Czerwona, pokazuje, że Gdynia, a raczej Gotenhafen, bo taka nazwa w owym filmie tylko jest stosowana, znajdowała się przed wybuchem II Wojny Światowej w granicach Wolnego Miasta Gdańsk! Parę sekund dalej komentarz o uciekających przed wojskami radzieckimi mieszkańcach Prus, zilustrowany zostaje zdjęciami ... kolumny transportu który przez zamarznięte jezioro Ładoga podąża w kierunku otoczonego Leningradu. Sama Gdynia, o przepraszam, Gotenhafen, w/g niemieckich filmowców wygląda jak skrzyżowanie Wyspy Spichrzów z Kanałem Kilońskim. Później jest jeszcze gorzej i generalnie do każdej sceny można się słusznie przyczepić. Przykłady: S-13 podchodząc do ataku raz znajduje się pod wodą a raz na powierzchni; torpedy przez niego wystrzelone opuszczają wyrzutnie z prędkością karabinowego pocisku; "Gustloff" płynie bez eskorty, w pełnej iluminacji i mimo, że jest przeładowany uciekinierami, każda scena między bohaterami dzieje się na coraz to innym pustym pokładzie, w kabinie itd., a rozbitkowie po znalezieniu się w wodzie bądź szalupie zachowują się (wyglądają) jakby wracali właśnie z długiej, nużącej wycieczki po delcie Nilu - nie widać po nich żadnego strachu, nie trzęsą się z powodu przeraźliwego zimna mimo, że wiatr wokół nich szaleje z siłą huraganu Katrina, nie wołają o pomoc ani się nie modlą w obliczu nieuchronnego. Sam atak, w/g filmowców, jest następstwem zdrady jakiej dopuścił się jeden z radiotelegrafistów na "Gustloffie", który nadał na S-13 informacje o trasie jaką statek będzie odbywał.
Wrak "Wilhelma Gustloffa" leży na głębokości 45-47 metrów. Dotarcie do niego nie stanowi w dzisiejszych czasach żadnej trudności. Wszystkie kopie filmu "Die Gustloff" powinny natomiast zostać zatopione w Rowie Mariańskim, aby już nigdy nikt do nich nie dotarł i nie próbował wyciągnąć na powierzchnię.
Wojtek Budziłło
Ostatnio zmieniony 2008-04-27, 22:31 przez Wicher, łącznie zmieniany 1 raz.
Za dzień, za dwa, za noc, za trzy choć nie dziś...
Za noc, za dzień doczekasz się, wstanie świt...
Za noc, za dzień doczekasz się, wstanie świt...
- de Villars
- Posty: 2229
- Rejestracja: 2005-10-19, 16:04
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Chyba mnie skutecznie zniechęciłeś... Aż takiego gniota to się nie spodziewałem
Si vis pacem, para bellum
http://springsharp.blogspot.com/
http://springsharp.blogspot.com/
A ja wręcz przeciwnie. Dokładnie takiej szmiry się spodziwałem . Ostatnimy laty produkcje wojenne stają się jakieś "plastikowe".
BTW Wicher przywołał dwa fimy stanowiące tzw. klasyki gatunku. O ile "Bitwa o ujście" razi jedynie tłumaczniem tutułu (o jakież to ujście walczono ), a forma filmu wyraźnie zwalnia reżysera z odpowiedzialności za niedociągnięcia, to "Okręt" tak dobrze już nie ma. Olbrzymi realizm przeplatany jest dyletanckimi wprost błędami, które wywołują u mnie uśmiech, a u osób, które służyły na OP gromki rechot. Rozumiem, że film kierowany jest do mas i podlega takim zmianom, żeby obraz był czytelny, ale razi mnie powszechna wprost opinia o niewiarygodnej realności tegoż.
Osobiście przyznaję się bez bicia, że jest tylko jeden film wojenny, który pomimo uchybień zdobi moją kolekcję DVD. W rzeczy samej to "Tora, tora, tora".
BTW Wicher przywołał dwa fimy stanowiące tzw. klasyki gatunku. O ile "Bitwa o ujście" razi jedynie tłumaczniem tutułu (o jakież to ujście walczono ), a forma filmu wyraźnie zwalnia reżysera z odpowiedzialności za niedociągnięcia, to "Okręt" tak dobrze już nie ma. Olbrzymi realizm przeplatany jest dyletanckimi wprost błędami, które wywołują u mnie uśmiech, a u osób, które służyły na OP gromki rechot. Rozumiem, że film kierowany jest do mas i podlega takim zmianom, żeby obraz był czytelny, ale razi mnie powszechna wprost opinia o niewiarygodnej realności tegoż.
Osobiście przyznaję się bez bicia, że jest tylko jeden film wojenny, który pomimo uchybień zdobi moją kolekcję DVD. W rzeczy samej to "Tora, tora, tora".
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
Owszem - proszę bardzo, oto linki:pothkan pisze:Wicher, a zdobyłeś może napisy? Bo wciąż się zabieram do obejrzenia, ale niemiecki niestety znam tak sobie...
http://www.napisy-do-filmow.info/downlo ... ----------
-----------------------------------------------DIE-GUSTLOFF.html
http://www.m-filmy.net/download-free/na ... rrent.html
Za dzień, za dwa, za noc, za trzy choć nie dziś...
Za noc, za dzień doczekasz się, wstanie świt...
Za noc, za dzień doczekasz się, wstanie świt...
A można prosić o listę (lub choćby przykłady) takich błędów?!Marmik pisze:Olbrzymi realizm przeplatany jest dyletanckimi wprost błędami, które wywołują u mnie uśmiech, a u osób, które służyły na OP gromki rechot. Rozumiem, że film kierowany jest do mas i podlega takim zmianom, żeby obraz był czytelny, ale razi mnie powszechna wprost opinia o niewiarygodnej realności tegoż.
Podczas gdy Kłapouchy wszystkim się zadręcza,
Prosiaczek nie może się zdecydować, Królik wszystko kalkuluje,
a Sowa wygłasza wyrocznie - Puchatek po prostu jest...
Prosiaczek nie może się zdecydować, Królik wszystko kalkuluje,
a Sowa wygłasza wyrocznie - Puchatek po prostu jest...
Możesz, ale z prostej przyczyny zapewne nie otrzymasz listy. Film ostatnio oglądałem jakieś 5-6 lat temu i poprzysiągłem sobie do niego nie wracać, więc szczegółów nie pamiętam. No może poza wybuchami bomb głebinowych, które z przedstawionych odległości powinny rozerwać u-boota na strzępy, czy też zarządzanie ciszy na okręcie w sytuacji gdy alianckie okręty atakują według kontaktu z asdica. Przy tym całkowity brak manewru głebokością i kursem co zdaje się powinno odełać d.o. do szkółki na pierwsze zajęcia. Na pewno realistycznie przestawiono życie na okręcie, ale z elementami realizmu działań było zdecydowanie gorzej. Mniej więcej od drugiej godziny filmu wyglądało to jak wycieczka do lasu (im głębiej tym więcej drzew) .
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
Muszę zareagować bo "Das Boot" to jeden z moich ukochanych filmów i zawsze uważałem go za szczytowe osiągnięcie jeżeli chodzi o odtworzenie realiów. Nieprędko doczekamy sie podobnego filmu.
-głębiej; - ile?
- jeszcze głębiej!
A więc zarzut nietrafiony
Pozdrawiam
PS. "Tora, Tora, Tora" także u mnie, jeszcze na kasecie VHS, stoi na zaszczytnym miejscu.
jednym z tekstów, które mi zapadły w pamięć było cedzone przez zęby:całkowity brak manewru głebokością i kursem co zdaje się powinno odełać d.o. do szkółki na pierwsze zajęcia.
-głębiej; - ile?
- jeszcze głębiej!
A więc zarzut nietrafiony
to już cios poniżej pasa... Działanie asdicu nie wykluczało szumonamierzania- główka była aktywno- pasywna i można się było przełączyć w każdej chwili na tryb pasywny. W tej sytuacji zarządzanie na okręcie czegoś przeciwnego do ciszy było by bardzo nierozsądne....zarządzanie ciszy na okręcie w sytuacji gdy alianckie okręty atakują według kontaktu z asdica
Pozdrawiam
PS. "Tora, Tora, Tora" także u mnie, jeszcze na kasecie VHS, stoi na zaszczytnym miejscu.
Oby .adyrian pisze:Nieprędko doczekamy sie podobnego filmu.
adyrian pisze:jednym z tekstów, które mi zapadły w pamięć było cedzone przez zęby:całkowity brak manewru głebokością i kursem co zdaje się powinno odełać d.o. do szkółki na pierwsze zajęcia.
-głębiej; - ile?
- jeszcze głębiej!
A więc zarzut nietrafiony
Słowa zapadły Ci w pamięci, bo to takie samo wyciskanie emocji jak gdy Tom Hanks strzela z Colta M1911 do Pantery (czy Tygrysa - nie pamiętam) a ten... wybucha (BTW genialna scena) . Mi tam bardziej zapały w pamięci słowa o włosach w nosie i w dupie, bo obrazowały realia życia w tej konserwie
Wracając do meritum, pomiajam już sam fakt, że dowódcy atakujących okrętów nie zrzucaliby bomb aż tak głęboko (a te jakoś dziwnie wprost samonaprowadzały się na u-boota, że o prawach fizyki i logice ataku nie wspomnę) to samo zanurzenie, a potem "postój" (co o ile dobrze pamiętam miało miejsce kilka razy) nie jest żadnym manewrem kursem i prędkością tylko skrajną głupotą. Zwłaszcza przy akompaniamencie azdyku wyraźnie wskazującym na fakt, że niszczyciel idzie kursem bojowym.
Ogólnie to pojedynczemu niszczycielowi bardzo trudno trafić zanurzony, manewrujący okręt podwodny, więc przedstawiona sytuacja jest jedynym wytłumaczeniem niemieckich strat do momentu powstania OGPU .
W tej sytuacji zarządzenie cała naprzód, ster lewo/prawo na burt i ileś tam stopni na sterach zanurzenia jest jedynym rozsądnym wyjściem. Założę się, że hałas będzie większy niż gdy Hans zapyta Helmuta czy ma miętówkę . Dopiero w momencie gdy wybucha któraś z kolei bomba głebinowa (6-12 zależy od sytuacji) pada komenda do zastopowania i wówczas trzeba poczekać na to w jaki sposób niszczyciel podejmnie próbę odzyskania kontaktu. Natomiast to co było w filmie wzbudzało u mnie uśmiech (politowania). Czy naprawę wszyscy spece od u-bootów nie chcieli udzielić konsultacji czt też nie pasowali do wizji reżysera?adyrian pisze: W tej sytuacji zarządzanie na okręcie czegoś przeciwnego do ciszy było by bardzo nierozsądne....
Pozdrawiam,
Marmik
PS
Jakby ktoś pytał to "Czas Apokalipsy" też uważam za lipę .
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
- Jacek Bernacki
- Posty: 431
- Rejestracja: 2007-03-15, 13:32
- Lokalizacja: Siecień k/Płocka
Nie lubisz zapachu napalmu o poranku?
W kwestii tych bomb głębinowych to chodzi raczej o to, żeby gawiedź zrozumiała, że jakieś zagrożenie dla okrętu jest.
Jak inaczej pokazać (pod wodą rzecz jasna) wybuchającą bombę głębinową i okręt podwodny tak żeby było ładnie widać i gawiedź skumała, że robi się gorąco?
W kwestii tych bomb głębinowych to chodzi raczej o to, żeby gawiedź zrozumiała, że jakieś zagrożenie dla okrętu jest.
Jak inaczej pokazać (pod wodą rzecz jasna) wybuchającą bombę głębinową i okręt podwodny tak żeby było ładnie widać i gawiedź skumała, że robi się gorąco?
Co to za ludzie?
Co za różnica ważne, że są!
Co za różnica ważne, że są!
- dessire_62
- Posty: 2031
- Rejestracja: 2007-12-31, 16:30
- Lokalizacja: Głogów Małopolski
Tu Cię zaskoczę, Marmik - otóż przy realizacji "Das Boot" cały czas na planie obecny był jako główny konsultant Heinrich Lehmann-Willenbrock, dowódca U-96. Oto dowód:Marmik pisze:Czy naprawę wszyscy spece od u-bootów nie chcieli udzielić konsultacji czt też nie pasowali do wizji reżysera?
Prawdziwy "Stary" (po prawej) przy filmowym
Za dzień, za dwa, za noc, za trzy choć nie dziś...
Za noc, za dzień doczekasz się, wstanie świt...
Za noc, za dzień doczekasz się, wstanie świt...
Nie. Lubię zapach piwa i kobiet o poranku .Jacek Bernacki pisze:Nie lubisz zapachu napalmu o poranku?
I właśnie o to chodzi. Pewnie z połowa spraw czysto taktycznych została przedstawiona w formie czytelnej dla zwykłego widza. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie wspomniane "urealnianie" obrazu na siłę.Jacek Bernacki pisze:W kwestii tych bomb głębinowych to chodzi raczej o to, żeby gawiedź zrozumiała, że jakieś zagrożenie dla okrętu jest.
Jak inaczej pokazać (pod wodą rzecz jasna) wybuchającą bombę głębinową i okręt podwodny tak żeby było ładnie widać i gawiedź skumała, że robi się gorąco?
Nie zaskoczyłeś mnie. Pytanie co konsultował? Odnoszę wrażenie, że reżyserowi zależało bardziej na pokazaniu życia załogi i ozdobieniu tego dramatycznymi chwilami podczas licznych ataków, niż o ukazania działań z calą szczgółowościa. W końcu to film wojenny, a nie dokument.Wicher pisze:Tu Cię zaskoczę, Marmik - otóż przy realizacji "Das Boot" cały czas na planie obecny był jako główny konsultant Heinrich Lehmann-Willenbrock, dowódca U-96.
Moja krytyka spowodowana jest tylko i wyłącznie powszechnie panującą opinią o niezwykłym realiźmie "Okrętu" (i nie rozgranicza się czego ten realizm dotyczy, więc dla przeciętnego widza dotyczy wszystkiego). Zwróćcie uwgę, że nie krytykowałem np. "Bitwy o ujście" czy innych tego typu filmów.
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
Ponieważ film jest bliskim mi zawodowo zagadnieniem więc patrze na nie z trochę innego punktu widzenia.
Film jest dość niezwykłym przedsięwzięciem. W sensie prawnym jest w zasadzie przedsiębiorstwem zatrudniającym kilkaset i więcej osób (a więc całkiem sporym), zakładanym w celu realizacji jednego zadania. Przy czym przedsiębiorstwo to ma ogromne koszty stałe: dość powiedzieć, że wykonanie jednej tylko kopii emisyjnej 35mm filmu to koszt blisko 100 tys zł a kopia ta bardzo szybko sie zużywa po czym jest... niszczona.
Każde przedsiębiorstwo, a film przede wszystkim, jest nastawione na przynoszenie dochodu. Tak więc film z założenia nie może być hermetyczny, adresowany dla wąskiego grona osób gdyż to skazuje go na klęskę i bankructwo.
Reżyser- niczym prezes zarządu- na każdym kroku zmuszony jest podejmować trudne, kompromisowe decyzje: co jest koniczne a co można pominąć, jak wyważyć przekaz tak by był czytelny ale nie łopatologiczny, Stąd czasem pojawiają się zarzuty o nadmierne uproszczenia.
Akurat w "Das Boot" pieczołowicie i ogromnym nakładem kosztów odtworzono nie tylko realia na pokładzie ale także technikę, wyposażenie okrętu. Tak więc z pewnością nie zabrakło dobrej konsultacji merytorycznej i historycznej. Naprawdę nie potrafię podać innego wojenno- morskiego tytułu w którym posunięto by się w tej kwestii tak daleko i dlatego właśnie uważam krytykę tego filmu za nieporozumienie. Trzeba tez pamiętać o tym, że zmontowano dwie wersje tego filmu: popularną, skróconą- choć i tak bardzo długą- 2,5h wersję kinową oraz 5h wersję pełną, pokazywaną w TV w 6 odcinkach.
Czasem miałem okazję rozmawiać na temat "Das Boot" z samymi Niemcami i wiem, że jest przez nich uznawany za film kultowy, za jedno ze szczytowych osiągnięć niemieckiej kinematografii. Był to film niezwykle kosztowny i zarazem odważny: Niemcy bardzo długo mieli problemy z pokazywaniem ze swojej strony II Wojny Światowej, problem i lęk przed pokazaniem "normalnej" wojny... (ale to juz temat na zupełnie inna dyskusję).
Swoją drogą chciał bym być przy rozmowie, w której Petersen przekonał producentów do tego, że zdjęcia nie mogą być kręcone na jakiejś istniejącej jednostce tylko należy wybudować (bynajmniej nie z tektury), samodzielnie pływającą replikę o.p!
Podsumowując: narracja filmowa rządzi się swoimi regułami, obiektyw kamery rejestruje tylko pewien wybrany wycinek rzeczywistości a film jest dziełem zamkniętym i- niczym przypisy w książce- powinien zawierać stosowne wyjaśnienia niezbędne dla jego zrozumienia. Zapomniał o tym stary Wajda czyniąc "Katyń" filmem hermetycznym, zrozumiałym tylko dla osób posiadających pewien kod kulturowy, taki, którym Polacy nawet nieświadomie przesiąkają od dzieciństwa. Tym samym skazał ten film na klęskę poza Polską i pozbawił szansy zaistnienia zbrodni katyńskiej w szerszej, choćby tylko europejskiej ale powszechnej świadomości.
Tymczasem "Das Boot" wygrał próbę czasu i na IMDB można przeczytać zdanie będące jego dobrym podsumowaniem: The most realistic war movie I have ever seen
Pozdrawiam
Film jest dość niezwykłym przedsięwzięciem. W sensie prawnym jest w zasadzie przedsiębiorstwem zatrudniającym kilkaset i więcej osób (a więc całkiem sporym), zakładanym w celu realizacji jednego zadania. Przy czym przedsiębiorstwo to ma ogromne koszty stałe: dość powiedzieć, że wykonanie jednej tylko kopii emisyjnej 35mm filmu to koszt blisko 100 tys zł a kopia ta bardzo szybko sie zużywa po czym jest... niszczona.
Każde przedsiębiorstwo, a film przede wszystkim, jest nastawione na przynoszenie dochodu. Tak więc film z założenia nie może być hermetyczny, adresowany dla wąskiego grona osób gdyż to skazuje go na klęskę i bankructwo.
Reżyser- niczym prezes zarządu- na każdym kroku zmuszony jest podejmować trudne, kompromisowe decyzje: co jest koniczne a co można pominąć, jak wyważyć przekaz tak by był czytelny ale nie łopatologiczny, Stąd czasem pojawiają się zarzuty o nadmierne uproszczenia.
Akurat w "Das Boot" pieczołowicie i ogromnym nakładem kosztów odtworzono nie tylko realia na pokładzie ale także technikę, wyposażenie okrętu. Tak więc z pewnością nie zabrakło dobrej konsultacji merytorycznej i historycznej. Naprawdę nie potrafię podać innego wojenno- morskiego tytułu w którym posunięto by się w tej kwestii tak daleko i dlatego właśnie uważam krytykę tego filmu za nieporozumienie. Trzeba tez pamiętać o tym, że zmontowano dwie wersje tego filmu: popularną, skróconą- choć i tak bardzo długą- 2,5h wersję kinową oraz 5h wersję pełną, pokazywaną w TV w 6 odcinkach.
Czasem miałem okazję rozmawiać na temat "Das Boot" z samymi Niemcami i wiem, że jest przez nich uznawany za film kultowy, za jedno ze szczytowych osiągnięć niemieckiej kinematografii. Był to film niezwykle kosztowny i zarazem odważny: Niemcy bardzo długo mieli problemy z pokazywaniem ze swojej strony II Wojny Światowej, problem i lęk przed pokazaniem "normalnej" wojny... (ale to juz temat na zupełnie inna dyskusję).
Swoją drogą chciał bym być przy rozmowie, w której Petersen przekonał producentów do tego, że zdjęcia nie mogą być kręcone na jakiejś istniejącej jednostce tylko należy wybudować (bynajmniej nie z tektury), samodzielnie pływającą replikę o.p!
Podsumowując: narracja filmowa rządzi się swoimi regułami, obiektyw kamery rejestruje tylko pewien wybrany wycinek rzeczywistości a film jest dziełem zamkniętym i- niczym przypisy w książce- powinien zawierać stosowne wyjaśnienia niezbędne dla jego zrozumienia. Zapomniał o tym stary Wajda czyniąc "Katyń" filmem hermetycznym, zrozumiałym tylko dla osób posiadających pewien kod kulturowy, taki, którym Polacy nawet nieświadomie przesiąkają od dzieciństwa. Tym samym skazał ten film na klęskę poza Polską i pozbawił szansy zaistnienia zbrodni katyńskiej w szerszej, choćby tylko europejskiej ale powszechnej świadomości.
Tymczasem "Das Boot" wygrał próbę czasu i na IMDB można przeczytać zdanie będące jego dobrym podsumowaniem: The most realistic war movie I have ever seen
Pozdrawiam
Nieporozumienie? Krytyka obnażająca niedociągnięcia to nieporozumienie? Właśnie dlatego ją przedstawiam, by ludzie którym wbito do głowy, że "Okręt" to superrealistyczne, kultowe dzieło nie podchodzili do wszystkiego co tam pokazano jak do ikony z przeświadczeniem, że właśnie dokładnie tak było. Czy to nieporozumienie? Przecież wyraźnie zaznaczyłem co jest przyczyną krytyki.adyrian pisze:Naprawdę nie potrafię podać innego wojenno- morskiego tytułu w którym posunięto by się w tej kwestii tak daleko i dlatego właśnie uważam krytykę tego filmu za nieporozumienie.
Osobiście tym różnię się od przeciętnego widza, że coś tam o tych sprawach wiem i mnie osobiście w wielu miejscach film rozbrajał.
I właśnie takie podsumowanie zobowiązuje do przyjęcia krytyki podkreślającej różnicę pomiędzy most realistic, a fully realistic, bo wielu widzów (nawet tych zainteresowanych tematyką) może tej różnicy nie dostrzec.adyrian pisze:Tymczasem "Das Boot" wygrał próbę czasu i na IMDB można przeczytać zdanie będące jego dobrym podsumowaniem: The most realistic war movie I have ever seen
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
Jak wspomniałem bardzo lubię ten film ale to nie znaczy, że podchodzę do niego zupełnie bezkrytycznie. Oglądałem go jednak wiele razy z przyjemnością. Także moja dziewczyna z zainteresowaniem obejrzała ten film (choć wersji pełnej nie wytrzymała...).
Nie jest to dokument ale jeżeli jest tak sugestywny, że wielu widzów przyjmuje go bezkrytycznie jako wierne odtworzenie faktów tym lepiej świadczy to o sprawności jego reżysera.
Znajomi lekarze nie są w stanie oglądać filmów o lekarzach ponieważ są w nich niesamowite brednie i bzdury... Wierze im na słowo
A jednak wystarczy przejrzeć na FOW temat o filmach by przekonać się, że także shiploverzy chcą czasem zasiąść w fotelu by obejrzeć coś o okrętach
Oczywiście jest to inna perspektywa niż ogląd przeciętnego widza ale wytykając błędy dobrze jest spojrzeć szerzej na zagadnienie filmów wojennych. Ostatnio mocno przekroczył granice mojej wytrzymałości rosyjski film "Pierwszy po Bogu"; o S-13. Na tym choćby tle "Das Boot" jest filmową perłą najrzadszego gatunku.
To dość ciekawe zagadnienie ale w ponad stuletniej historii kina łatwo daje się zauważyć okresy balansowania między realizmem a widowiskowością, z rytmicznym przechyłem raz w jedną, raz w drugą stronę. Niestety: jestem pewien, że ani w najbliższej przyszłości ani długo jeszcze nie powstanie kolejny film, który dbałością o realizm i choćby zbliży się do poziomu "Das Boot". To właśnie miałem na myśli pisząc, że tak surowa krytyka jest nieporozumieniem.
Pozdrawiam
Nie jest to dokument ale jeżeli jest tak sugestywny, że wielu widzów przyjmuje go bezkrytycznie jako wierne odtworzenie faktów tym lepiej świadczy to o sprawności jego reżysera.
Znajomi lekarze nie są w stanie oglądać filmów o lekarzach ponieważ są w nich niesamowite brednie i bzdury... Wierze im na słowo
A jednak wystarczy przejrzeć na FOW temat o filmach by przekonać się, że także shiploverzy chcą czasem zasiąść w fotelu by obejrzeć coś o okrętach
Oczywiście jest to inna perspektywa niż ogląd przeciętnego widza ale wytykając błędy dobrze jest spojrzeć szerzej na zagadnienie filmów wojennych. Ostatnio mocno przekroczył granice mojej wytrzymałości rosyjski film "Pierwszy po Bogu"; o S-13. Na tym choćby tle "Das Boot" jest filmową perłą najrzadszego gatunku.
To dość ciekawe zagadnienie ale w ponad stuletniej historii kina łatwo daje się zauważyć okresy balansowania między realizmem a widowiskowością, z rytmicznym przechyłem raz w jedną, raz w drugą stronę. Niestety: jestem pewien, że ani w najbliższej przyszłości ani długo jeszcze nie powstanie kolejny film, który dbałością o realizm i choćby zbliży się do poziomu "Das Boot". To właśnie miałem na myśli pisząc, że tak surowa krytyka jest nieporozumieniem.
Pozdrawiam