Kłopot, panie Pawłowski, rozpoczyna się nie od odbiorców, ale od „dziejopisów” – takich m.in., jak pan. Rozumiem jednak, że z pana punktu siedzenia tego punktu widzenia nie da się osiągnąć. Pan niestety zapomina o swoim „dorobku” dziejopisarskim.Ksenofont pisze:niestety z pisaniem obiektywnych dziejów jest kłopot. A właściwie kłopot jest z odbiorcami.
Panie Pawłowski!Ksenofont pisze:A "tfurczość" autorów w rodzaju Czwartosza czy Borowiaka - jedynie wmacnia to peerelowskie zohydzenie...
Panu zatraciło się poczucie miejsca w szeregu. Przy pana dorobku naukawym proponowałbym, aby moim nazwiskiem jamy ustnej pan sobie nie wycierał, gdyż pokazuje pan tym tylko swoje prostactwo. Przy pana dorobku naukawym wprawdzie rozumiem, że pewne fakty chciałoby się zakrzyczeć, aby wymazać własne osiągnięcia z zakresu baśni ahistorycznych, ale pozwoli pan, że przypomnę, do kogo należą w Polsce rekordy - jak to pan nazywa - „tfurczości” historycznej. Rekordy nie do pobicia. A to właśnie pan jest osadzony na trwale w panteonie (s)twórców nowej „historii” - w panteonie głupoty, niekompetencji, nieodpowiedzialności za słowa i zaniku czy to strachu, czy wstydu.
Po tym, jak ogłosił pan światu drukiem („Militaria XX wieku”, styczeń-luty 2005, s. 59), że polska 1. Dywizja Pancerna walczyła w kampanii afrykańskiej lat 1942-1943 i została pobita tamże w Przełęczy Kasserine dzierży pan w dłoniach rekord, jakiego w dziedzinie wojsk lądowych nikt nigdy panu z tych dłoni nie wyrwie. Wprawdzie ma pan mlecznego brata, ale on raczej orbituje wokół spraw lotnictwa, a przynajmniej tak mu się wydaje, jako (s)twórcy nowej fizyki, nowej mechaniki lotu, nowej nawigacji, nowej meteorologii, nowego magnetyzmu ziemskiego, nowej metalurgii, nowej geografii, nowego szkolnictwa lotniczego, nowych technik pilotażu, czyli mowa o piewcy nieodbytych walk powietrznych Jacku Kutznerze. Jedna osoba to gwiazda, ale dwie to już koło naukawe i jako rekordziści w skali kraju możecie już we dwójkę takowe powołać do życia. Wierzę, że marynistę-fantastę również sobie znajdziecie dla uzupełnienia spektrum „historii” poszczególnych rodzajów wojsk.
Pana frustrację oczywiście rozumiem i że w ramach psychoterapii miło jest popluć sobie czasem na innych ludzi, jak pan to czyni, ale zawsze proszę pamiętać o swoim miejscu w szeregu, gdyż poczucie tego miejsca zatraciło się panu. Ponieważ akurat coś piszę o kampanii afrykańskiej to nie wyobraża pan sobie, jak bardzo czekam na pana monografię działań polskiej 1. DPanc w tej kampanii. Bo to wie pan, panie „historyku” – ta kampania to czas, gdy po stronie alianckiej miało miejsce kilka bardzo ciekawych, a pionierskich, rzeczy, jak np. uczenie spadochroniarzy współpracy z wojskami pancernymi. Bardzo liczę na pana dalsze naukawe odkrycia, bo może się okazać, że nasi czołgiści z 1. DPanc nie tylko dostali ciężkie lanie u boku US Army od Afrikakorps jak pan to napisał, ale może jednak brali też udział w szkoleniach i ćwiczeniach ze spadochroniarzami? Kto wie, kto wie. Będę wypatrywał pana dalszych publikacji o dokonaniach 1. DPanc w Afryce i tylko proszę podać w którym sektorze poszczególnych desantów operacji „Torch” wylądowała polska 1. DPanc, bo ja - mimo usilnych starań - nie mogę znaleźć na ten temat ani dokumentów, ani relacji.
Grzegorz Czwartosz