Admirałowie W.Patera (recenzja pod choinkę)
Admirałowie W.Patera (recenzja pod choinkę)
Oczywiście znowu nie udało się nam ograniczyć do "kilku słów". Ze względu na objętość wklejamy zamówioną recenzję w kilku osobnych postach.
Prolog: centrala artyleryjska
Od piętnastu lat, tj. od momentu ukazania się krajowej edycji słownika Generałowie Polski Niepodległej, pojawiała się cała masa prac poświęconych generalicji polskiej XIX i XX wieku. Wśród nich są również takie, które koncentrują się na admirałach i wyższych dowódcach marynarki wojennej. Jeszcze na początku wspomnianej fali ukazała się (1993) książka Z. Machalińskiego Admirałowie polscy 1919-1950, zawierająca 16 obszernych życiorysów, a przed dwoma laty także praca J. Królikowskiego Admirałowie Polskiej Marynarki Wojennej 1945-2004. Całościowe ambicje co do lat ostatnich ma opracowanie M. Jędrzejki, M. Krogulskiego i M. Paszkowskiego Generałowie i admirałowie III Rzeczypospolitej (Warszawa 2002), w którym admirałowie są wydzieleni w osobne podrozdziały (str. 40-43, 122-126 i 329-345). Nie można też pominąć innych prac, nie będących słownikami biograficznymi, ale w istotny sposób uzupełniających naszą wiedzę o oficerach PMW, jak np. praca J. Tuliszki Wyższa kadra dowódcza polskiej Marynarki Wojennej II Rzeczypospolitej (Toruń 2000). Objętość i zawartość tych dzieł jest zróżnicowana, ale rezultat jest taki, że obecnie dysponujemy dość dobrym rozeznaniem w całości zagadnienia, które budzi ciągle duże zainteresowanie.
Najnowszym rezultatem "boomu generalskiego" jest opublikowana w bieżącym roku nakładem Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni praca znanego historyka-marynisty Waltera Patera, zatytułowana Admirałowie 1918-2005. Słownik biograficzny. W przeciwieństwie do wyżej wymienionych opracowań, W. Pater nie ograniczył się do zamieszczenia biografii admirałów PMW z okresu międzywojennego lub powojennego, ale - rezygnując w tytule z jakichkolwiek dookreśleń - zgromadził informacje o 101 dowódcach, admirałach i "morskich generałach" Polakach, niezależnie od bandery, pod jaką służyli. Biogramy zgrupowane w są w trzech działach: admirałowie i generałowie marynarki wojennej RP (73 osoby), admirałowie i generałowie-Polacy, służący w państwach obcych (26 osób) oraz nie-admirałowie, zajmujący stanowiska dowódcze w PMW (2 osoby).
W zasadzie idei opracowania takiego słownika można tylko przyklasnąć, bo pomimo istnienia wyżej wspominanych książek, można jeszcze niejedno napisać o admirałach-Polakach. Niewątpliwie W. Pater śledzi uważnie piśmiennictwo dotyczące oficerów polskich, liczyliśmy więc, że jego praca będzie sporym krokiem do przodu w badaniu tematyki "admiralskiej". Niestety, tak nie jest.
Artyleria główna (wieże dziobowe)
Pierwsza i najbardziej podstawowa sprawa, która rzuca się w oczy nawet przy pobieżnym kartkowaniu słownika: mamy de facto do czynienia raczej z kompilacją (co zauważa też w swoim poście Miczman), niż nowym autorskim ujęciem tematu. Faktycznie bowiem - z wyjątkiem kilku nowo mianowanych admirałów - wszystkie biogramy zostały już opublikowane przez C. Ciesielskiego, J. Czerwińskiego, H. Koska, T. Kryskę-Karskiego, Z. Machalińskiego, J. Pertka, J. Rydla czy P. Staweckiego oraz w dwóch wyżej wymienionych pracach z lat ostatnich (Królikowski & Jędrzejko et al.). Sam fakt publikowania tych samych biogramów nie jest oczywiście naganny (w tej sytuacji od lat nie można byłoby opublikować żadnego nowego pocztu królów polskich), trudno natomiast przejść do porządku nad faktem, iż autor do minimum ograniczył swą kwerendę, zadowalając się streszczaniem biogramów, wydanych w powyższych pracach, a nawet powielając zawarte w nich błędy.
Prolog: centrala artyleryjska
Od piętnastu lat, tj. od momentu ukazania się krajowej edycji słownika Generałowie Polski Niepodległej, pojawiała się cała masa prac poświęconych generalicji polskiej XIX i XX wieku. Wśród nich są również takie, które koncentrują się na admirałach i wyższych dowódcach marynarki wojennej. Jeszcze na początku wspomnianej fali ukazała się (1993) książka Z. Machalińskiego Admirałowie polscy 1919-1950, zawierająca 16 obszernych życiorysów, a przed dwoma laty także praca J. Królikowskiego Admirałowie Polskiej Marynarki Wojennej 1945-2004. Całościowe ambicje co do lat ostatnich ma opracowanie M. Jędrzejki, M. Krogulskiego i M. Paszkowskiego Generałowie i admirałowie III Rzeczypospolitej (Warszawa 2002), w którym admirałowie są wydzieleni w osobne podrozdziały (str. 40-43, 122-126 i 329-345). Nie można też pominąć innych prac, nie będących słownikami biograficznymi, ale w istotny sposób uzupełniających naszą wiedzę o oficerach PMW, jak np. praca J. Tuliszki Wyższa kadra dowódcza polskiej Marynarki Wojennej II Rzeczypospolitej (Toruń 2000). Objętość i zawartość tych dzieł jest zróżnicowana, ale rezultat jest taki, że obecnie dysponujemy dość dobrym rozeznaniem w całości zagadnienia, które budzi ciągle duże zainteresowanie.
Najnowszym rezultatem "boomu generalskiego" jest opublikowana w bieżącym roku nakładem Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni praca znanego historyka-marynisty Waltera Patera, zatytułowana Admirałowie 1918-2005. Słownik biograficzny. W przeciwieństwie do wyżej wymienionych opracowań, W. Pater nie ograniczył się do zamieszczenia biografii admirałów PMW z okresu międzywojennego lub powojennego, ale - rezygnując w tytule z jakichkolwiek dookreśleń - zgromadził informacje o 101 dowódcach, admirałach i "morskich generałach" Polakach, niezależnie od bandery, pod jaką służyli. Biogramy zgrupowane w są w trzech działach: admirałowie i generałowie marynarki wojennej RP (73 osoby), admirałowie i generałowie-Polacy, służący w państwach obcych (26 osób) oraz nie-admirałowie, zajmujący stanowiska dowódcze w PMW (2 osoby).
W zasadzie idei opracowania takiego słownika można tylko przyklasnąć, bo pomimo istnienia wyżej wspominanych książek, można jeszcze niejedno napisać o admirałach-Polakach. Niewątpliwie W. Pater śledzi uważnie piśmiennictwo dotyczące oficerów polskich, liczyliśmy więc, że jego praca będzie sporym krokiem do przodu w badaniu tematyki "admiralskiej". Niestety, tak nie jest.
Artyleria główna (wieże dziobowe)
Pierwsza i najbardziej podstawowa sprawa, która rzuca się w oczy nawet przy pobieżnym kartkowaniu słownika: mamy de facto do czynienia raczej z kompilacją (co zauważa też w swoim poście Miczman), niż nowym autorskim ujęciem tematu. Faktycznie bowiem - z wyjątkiem kilku nowo mianowanych admirałów - wszystkie biogramy zostały już opublikowane przez C. Ciesielskiego, J. Czerwińskiego, H. Koska, T. Kryskę-Karskiego, Z. Machalińskiego, J. Pertka, J. Rydla czy P. Staweckiego oraz w dwóch wyżej wymienionych pracach z lat ostatnich (Królikowski & Jędrzejko et al.). Sam fakt publikowania tych samych biogramów nie jest oczywiście naganny (w tej sytuacji od lat nie można byłoby opublikować żadnego nowego pocztu królów polskich), trudno natomiast przejść do porządku nad faktem, iż autor do minimum ograniczył swą kwerendę, zadowalając się streszczaniem biogramów, wydanych w powyższych pracach, a nawet powielając zawarte w nich błędy.
I tak adm. Karol Korytowski nie mógł uczęszczać do gimnazjum realnego w Krakowie (informacja przepisana za Machalińskim), gdyż szkoły takiej po prostu nie było. Była natomiast I Wyższa Szkoła Realna, w której późniejszy admirał uzyskał maturę - nb. ta sama, do której uczęszczał 20 lat wcześniej Bogumił Nowotny. Podobnie jest z datą śmierci adm. T. Nejmana: W. Pater mechanicznie podaje datę podwójną (1940 i 1942 - takie znalazł w opracowaniach) ale tylko jedno miejsce (Mińsk Litewski), nawet nie zastanawiając się nad tym, że Rosjanie - którzy niewątpliwie odpowiadają za śmierci admirała - w 1942 byli baaardzo daleko od Mińska. Powtarzając takie "zasłyszane" dane, podaje również nieścisłą informację, że kmdr S. Frankowski pośmiertnie w 1940 r. został awansowany na kontradmirała (s. 62). Przepisane ze słownika P. Staweckiego informacje o awansach lekarza gen. E. Ciastonia są już całkiem absurdalne: nie dość, iż musiał on (z woli swych biografów) awansować na stopień sztabskapitana (którego jako żywo w całej armii habsburskiej nie było!), to jeszcze w ogóle, choć był lekarzem marynarki, ma wypisane stopnie "liniowe" (!) sił lądowych: major (zamiast lekarz sztabowy marynarki) i podpułkownik (zamiast starszy lekarz sztabowy II kl. marynarki). Błąd ten jest tym bardziej rażący, że w słowniku lekarzy P. Szarejki - na który W. Pater powołuje się w bibliografii hasła! - stoi expressis verbis, że w 1912 r. Ciastoń odszedł w stan spoczynku jako Marine-Oberstabarzt 2. Klasse! Widać więc, że autor nawet nie usiłuje porównać wykorzystanych słowników, zadowalając się mechanicznym przepisywaniem informacji, nie mówiąc już w ogóle o jakimś ich weryfikowaniu.
Podstawa źródłowa niektórych biogramów ograniczona jest do jednej jedynej pozycji; tak jest m.in. w wypadku biografii W. Maciulskiego czy S. Schanzera, dla których jedyną podstawą źródłową jest W służbie Cesarza i Króla Jana Rydla. Te biogramy, które zostały przez p. Patera odpisane z dobrych opracowań (z Machalińskim na czele), przynajmniej jako tako wyglądają: są zwykle precyzyjne i konkretne, zawierają wszystkie konieczne elementy, w tym także dotyczące pozazawodowej działalności admirałów i ich stosunków rodzinnych. Tyle, że zależność myślowa (a nawet konstrukcyjna) od podstawy jest dość widoczna. Znacznie gorzej jest, kiedy autor w posiadanych pracach nie znalazł dostatecznie obszernych danych. Zbiorowym przykładem mogą tu być biogramy czy wzmianki biograficzne (w dodatkowym wykazie) dotyczące admirałów floty carskiej. Nic w tym dziwnego - nie ma do nich żadnego "Rydla", zaś poza słownikiem H. Koska autor wykorzystał jedynie z pracę W. Krawcewicza-Rożnieckiego (2002) i Spisok licznogo sostava sudov (czemu tylko z roku 1913?). Zadowalając się informacjami podanymi przez H. Koska (którego słownik generalicji ma w podtytule słówko popularny!) W. Pater zaprezentował żenująco słabe biogramy np. G. Wołka-Łaniewskiego czy L. Sanockiego. Zażenowanie nasze jest tym większe, że np. akta personalne gen. lejtn. Ludwika Sanockiego znajdują się w... CAW, zaś jego okazały grób z dokładną datą śmierci - na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, a więc informacje dotyczące tegoż generała (wraz z dokładnymi przyczynami nieprzyjęcia go do WP) można było łatwo uzupełnić - oczywiście przy założeniu, że autorowi chciałoby się wykonać podstawową kwerendę. Skoro autor we Wstępie zapewnia, że książka ta nie powstała pospiesznie (s. 15) oczekiwanie takiej kwerendy nie wydaje się nam wygórowane.
Podstawa źródłowa niektórych biogramów ograniczona jest do jednej jedynej pozycji; tak jest m.in. w wypadku biografii W. Maciulskiego czy S. Schanzera, dla których jedyną podstawą źródłową jest W służbie Cesarza i Króla Jana Rydla. Te biogramy, które zostały przez p. Patera odpisane z dobrych opracowań (z Machalińskim na czele), przynajmniej jako tako wyglądają: są zwykle precyzyjne i konkretne, zawierają wszystkie konieczne elementy, w tym także dotyczące pozazawodowej działalności admirałów i ich stosunków rodzinnych. Tyle, że zależność myślowa (a nawet konstrukcyjna) od podstawy jest dość widoczna. Znacznie gorzej jest, kiedy autor w posiadanych pracach nie znalazł dostatecznie obszernych danych. Zbiorowym przykładem mogą tu być biogramy czy wzmianki biograficzne (w dodatkowym wykazie) dotyczące admirałów floty carskiej. Nic w tym dziwnego - nie ma do nich żadnego "Rydla", zaś poza słownikiem H. Koska autor wykorzystał jedynie z pracę W. Krawcewicza-Rożnieckiego (2002) i Spisok licznogo sostava sudov (czemu tylko z roku 1913?). Zadowalając się informacjami podanymi przez H. Koska (którego słownik generalicji ma w podtytule słówko popularny!) W. Pater zaprezentował żenująco słabe biogramy np. G. Wołka-Łaniewskiego czy L. Sanockiego. Zażenowanie nasze jest tym większe, że np. akta personalne gen. lejtn. Ludwika Sanockiego znajdują się w... CAW, zaś jego okazały grób z dokładną datą śmierci - na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, a więc informacje dotyczące tegoż generała (wraz z dokładnymi przyczynami nieprzyjęcia go do WP) można było łatwo uzupełnić - oczywiście przy założeniu, że autorowi chciałoby się wykonać podstawową kwerendę. Skoro autor we Wstępie zapewnia, że książka ta nie powstała pospiesznie (s. 15) oczekiwanie takiej kwerendy nie wydaje się nam wygórowane.
Innym niewygórowanym postulatem jest jednolitość haseł. Gdy autor zdecydował się już na podawanie jakiegoś typu informacji (np. miejsce urodzenia admirała), to należałoby oczekiwać, iż ta informacja będzie podana we wszystkich biogramach, w których będzie to możliwe. A jeżeli decyduje się na ocenianie postaci - to zrobi to przy wszystkich osobach, zajmujących podobne stanowisko (np. d-cy floty). Tymczasem jeśli przeglądnąć cały słownik, wysoce charakterystyczna okazuje się właśnie niejednolitość haseł.
Najbardziej widoczny podział - to podział na hasła poświecone admirałom przedwojennym i powojennym. W przypadku tych pierwszych biogramy są naprawdę "gęste" i obszerne, w czym niewątpliwie największą rolę odegrała książka Machalińskiego. Przykładowo hasło poświęcone adm. J. Świrskiemu zajmuje 5 stron Admirałów 1918-2005, tymczasem hasła dotyczące admirałów powojennych są dziwnie "chude": biogram adm. L. Janczyszyna - który MW kierował niewiele krócej od Świrskiego - zajmuje tylko półtorej strony, zaś jego następcy, adm. Kołodziejczyka - 2/3 (!) strony. Ta dwoistość sięga aż do informacji o rodzinach admirałów: przedwojenni admirałowie mają żony, dzieci, czy nawet bratanków (niestety o kochankach w każdym porcie informacji nie ma), natomiast powojenni - zazwyczaj nie. Oczywiście i tu nie ma konsekwencji, np. jest informacja o żonach "powojennego" adm. Parola, nie zauważyliśmy zaś informacji o posiadaniu żony przez "przedwojennego" Świrskiego, co skądinąd jest informacją powszechnie dostępną.
Artyleria główna (wieże rufowe)
To jednak tylko "michałki". Prawdziwym problemem jest, że ta dwoistość rozciąga się na opisy karier zawodowych admirałów. Obfite biogramy Porębskiego lub Unruga (ale nawet Louis-Wawela czy Biergiela) obejmują nie tylko suchy przebieg ich służby, ale także pewne informacje o poglądach na rozbudowę PMW czy działaniach na rzecz wzmocnienia Polski na morzu. Tymczasem w odniesieniu do admirałów MW PRL takich cennych skądinąd informacji (nawet jeśli są głównie streszczeniami) czytelnik nie otrzymuje. Ci admirałowie chyba po prostu Byli i Zajmowali Stanowiska Dowódców. Z Admirałów 1918-2005 można się czegoś dowiedzieć o aferze minowej, ale nie o "obiedzie drawskim". Mówiąc wprost: autor unika charakteryzowania powojennej kadry dowódczej. Jeśli już, to idzie mu to niesporo czy wręcz humorystycznie. I tak o adm. Abramowie autor pisze: Krótką działalność kontradmirała Abramowa w Polsce najwidoczniej oceniono dobrze, ponieważ przez powrotem do Związku Radzieckiego został odznaczony Orderem Krzyża Grunwaldu III klasy (s. 22). Cóż można na taką argumentację odpowiedzieć? Chyba tylko zastanawiać się, jak wielkie musiały być zasługi wojenne w Polsce niejakiego Leonida Ilicza Breżniewa, skoro odznaczono go aż Virtuti Militari...
Ale tak poważnie, bez złośliwości: my rozumiemy niekomfortową sytuację p. Patera. Sam służył pod tymi wszystkimi Janczyszynami i teraz pewnie niezręcznie byłoby mu o nich pisać krytycznie. Może zresztą nie chce? Pozostawmy już na marginesie fakt, że tak na dobrą sprawę trzeba by było przeprowadzić jakieś dokładniejsze badania nad aparatem dowodzenia MW z lat 1945-1989 i jego dokonaniami. Ale osoba korzystająca z Admirałów nie ma obowiązku brać osobistych uwarunkowań autora pod uwagę: można o Porębskim czy Świrskim, to czemuż nie można o Janczyszynie? W końcu on jako pierwszy został "pełnym" admirałem! Porównajcie te dwa biogramy pod względem objętości: Świrski 5 stron, Janczyszyn - półtorej strony (tu na marginesie: strasznie chcielibyśmy się zapoznać z podaną w bibliografii pracą F. Czerskiego Żołnierz-dowódca (wiceadm. Ludwik Janczyszyn), mszp. Gdynia 1977, przechowywaną w Archiwum MMW. Toż to musi być perełka!).
Najbardziej widoczny podział - to podział na hasła poświecone admirałom przedwojennym i powojennym. W przypadku tych pierwszych biogramy są naprawdę "gęste" i obszerne, w czym niewątpliwie największą rolę odegrała książka Machalińskiego. Przykładowo hasło poświęcone adm. J. Świrskiemu zajmuje 5 stron Admirałów 1918-2005, tymczasem hasła dotyczące admirałów powojennych są dziwnie "chude": biogram adm. L. Janczyszyna - który MW kierował niewiele krócej od Świrskiego - zajmuje tylko półtorej strony, zaś jego następcy, adm. Kołodziejczyka - 2/3 (!) strony. Ta dwoistość sięga aż do informacji o rodzinach admirałów: przedwojenni admirałowie mają żony, dzieci, czy nawet bratanków (niestety o kochankach w każdym porcie informacji nie ma), natomiast powojenni - zazwyczaj nie. Oczywiście i tu nie ma konsekwencji, np. jest informacja o żonach "powojennego" adm. Parola, nie zauważyliśmy zaś informacji o posiadaniu żony przez "przedwojennego" Świrskiego, co skądinąd jest informacją powszechnie dostępną.
Artyleria główna (wieże rufowe)
To jednak tylko "michałki". Prawdziwym problemem jest, że ta dwoistość rozciąga się na opisy karier zawodowych admirałów. Obfite biogramy Porębskiego lub Unruga (ale nawet Louis-Wawela czy Biergiela) obejmują nie tylko suchy przebieg ich służby, ale także pewne informacje o poglądach na rozbudowę PMW czy działaniach na rzecz wzmocnienia Polski na morzu. Tymczasem w odniesieniu do admirałów MW PRL takich cennych skądinąd informacji (nawet jeśli są głównie streszczeniami) czytelnik nie otrzymuje. Ci admirałowie chyba po prostu Byli i Zajmowali Stanowiska Dowódców. Z Admirałów 1918-2005 można się czegoś dowiedzieć o aferze minowej, ale nie o "obiedzie drawskim". Mówiąc wprost: autor unika charakteryzowania powojennej kadry dowódczej. Jeśli już, to idzie mu to niesporo czy wręcz humorystycznie. I tak o adm. Abramowie autor pisze: Krótką działalność kontradmirała Abramowa w Polsce najwidoczniej oceniono dobrze, ponieważ przez powrotem do Związku Radzieckiego został odznaczony Orderem Krzyża Grunwaldu III klasy (s. 22). Cóż można na taką argumentację odpowiedzieć? Chyba tylko zastanawiać się, jak wielkie musiały być zasługi wojenne w Polsce niejakiego Leonida Ilicza Breżniewa, skoro odznaczono go aż Virtuti Militari...
Ale tak poważnie, bez złośliwości: my rozumiemy niekomfortową sytuację p. Patera. Sam służył pod tymi wszystkimi Janczyszynami i teraz pewnie niezręcznie byłoby mu o nich pisać krytycznie. Może zresztą nie chce? Pozostawmy już na marginesie fakt, że tak na dobrą sprawę trzeba by było przeprowadzić jakieś dokładniejsze badania nad aparatem dowodzenia MW z lat 1945-1989 i jego dokonaniami. Ale osoba korzystająca z Admirałów nie ma obowiązku brać osobistych uwarunkowań autora pod uwagę: można o Porębskim czy Świrskim, to czemuż nie można o Janczyszynie? W końcu on jako pierwszy został "pełnym" admirałem! Porównajcie te dwa biogramy pod względem objętości: Świrski 5 stron, Janczyszyn - półtorej strony (tu na marginesie: strasznie chcielibyśmy się zapoznać z podaną w bibliografii pracą F. Czerskiego Żołnierz-dowódca (wiceadm. Ludwik Janczyszyn), mszp. Gdynia 1977, przechowywaną w Archiwum MMW. Toż to musi być perełka!).
Skądinąd zastanawiające, jak mało miejsca w biogramach powojennej admiralicji zajmuje kwestia przynależności do PZPR (wspomina o niej autor tylko w wypadku, kiedy jakiś admirał był już członkiem KC lub coś w tym rodzaju); naszym zdaniem fajnie byłoby dowiedzieć się, w którym momencie swej kariery oficerowie MW wstępowali do partii. Tej wiedzy jednak ze słownika p. Patera nie wyniesiemy, podobnie jak i na temat roli adm. Janczyszyna w zakresie "przywracania porządku" po 13 XII 1981 r. (o przynależności admirała do WRON W. Pater wspomina niejako pógębkiem). Jeśli autor nie chciał nawiązywać do tej części aktywności swoich bohaterów, mógł przynajmniej "rozwinąć skrzydła" w biogramie adm. Jana Wiśniewskiego; jednakże i tu poprzestał na równie powściągliwej co aluzyjnej uwadze, iż jesienią 1956 Wiśniewski dobrze zapisał się w pamięci mieszkańców Wybrzeża. Na czym to polegało, swym czytelnikom nie raczył zdradzić.
Kilkakrotnie nasuwała się nam refleksja, że p. Pater tkwi jeszcze mentalnością w epoce późnego PRL-u. Adm. Czernicki zginął już wprawdzie z rąk rosyjskich (coś, co niezbyt udało się Z. Machalińskiemu, choć książka jego wyszła w roku 1993), ale stwierdzenie, że Samuel Malko do 1939 r. był obywatelem polskim narodowości ukraińskiej jest już zastanawiające, zaś tłumaczenie się we Wstępie z uwzględnienia biogramów admirałów radzieckich (Nie zamieszczenie biogramów admirałów radzieckich, pełniących służbę w Polskiej Marynarce Wojennej byłoby zabiegiem ahistorycznym, czyniącym tę publikację niepełną i nieobiektywną), co jest rzeczą zupełnie zrozumiałą i nie budzącą kontrowersji sugeruje, że za wszelką cenę chciał odsunąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia o sprzyjanie ancien regime’owi. Dlaczego?
Braki w słowniku p. Patera są czasami wręcz szokujące: biogramy gen. Urbanowicza i gen. Cygana zostały zaopatrzone jedynie w roczne daty urodzenia; w wypadku tego drugiego autorowi nie udało się także ustalić imion rodziców. Na litość Boską, czy z własnej długoletniej służby wojskowej autor nie wie, do jakiej instytucji należy się zwrócić, aby uzyskać precyzyjniejsze dane o oficerach LWP? (Nb. dlaczego podobny los spotkał adm. K. Korytowskiego, którego rodziców podaje Machaliński?). W tej sytuacji trochę absurdalnie wygląda początek biogramu adm. Bossego, który był jednym z trzech synów z pierwszego małżeństwa jego ojca Wincentego, ślusarza w kościańskiej cukrowni. Ale jednocześnie miejsca śmierci tego admirała już p. Pater nie był w stanie ustalić. Takie przykłady braku proporcji i bałaganiarstwa można by było mnożyć; poprzestaniemy jedynie na spostrzeżeniu, że miejsca urodzenia (Poraj) nie ma nawet w biogramie adm. Z. Badeńskiego, w końcu niedawnego z-cy d-cy MW i jej szefa sztabu, zaś (dla równowagi chyba) w przypadku S. Dąbka możemy niemalże przeczytać, że miał do szkoły pod górkę. Brutalnie mówiąc: jak było skąd - to są szczegóły (a nawet ich nadmiar), jak trzeba się było po nie schylić - to już nic nie ma.
Jakoś nie dopracował się też autor reguły w sposobie podawania informacji: adm. A. Mazurek był z.d.o. na ORP "Głogów", ale adm. A. Parol otrzymał przydział na stanowisko d-cy działu elektromechanicznego niszczyciela "Błyskawica". I znowu: wydawać by się mogło, że przynajmniej konsekwentne podawanie klas okrętów nie powinno stanowić dla autora problemu. Oficer związany długoletnią służbą ze szkolnictwem wojskowym powinien też unikać takich niezręczności frazeologicznych, jak stwierdzenie, iż Z. Badeński w 1964 awansował na podporucznika (s. 24). W. Pater nie jest się w stanie nawet zdecydować, ile imion swych bohaterów podawać: Gereon Grzenia ma aż trzy, ale Karol Korytowski, który wg ewidencji wojskowej też miał trzy (Karol Walerian Franciszek) i faktycznie występuje w niektórych opracowaniach przynajmniej z dwoma - ma tylko jedno.
Kilkakrotnie nasuwała się nam refleksja, że p. Pater tkwi jeszcze mentalnością w epoce późnego PRL-u. Adm. Czernicki zginął już wprawdzie z rąk rosyjskich (coś, co niezbyt udało się Z. Machalińskiemu, choć książka jego wyszła w roku 1993), ale stwierdzenie, że Samuel Malko do 1939 r. był obywatelem polskim narodowości ukraińskiej jest już zastanawiające, zaś tłumaczenie się we Wstępie z uwzględnienia biogramów admirałów radzieckich (Nie zamieszczenie biogramów admirałów radzieckich, pełniących służbę w Polskiej Marynarce Wojennej byłoby zabiegiem ahistorycznym, czyniącym tę publikację niepełną i nieobiektywną), co jest rzeczą zupełnie zrozumiałą i nie budzącą kontrowersji sugeruje, że za wszelką cenę chciał odsunąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia o sprzyjanie ancien regime’owi. Dlaczego?
Braki w słowniku p. Patera są czasami wręcz szokujące: biogramy gen. Urbanowicza i gen. Cygana zostały zaopatrzone jedynie w roczne daty urodzenia; w wypadku tego drugiego autorowi nie udało się także ustalić imion rodziców. Na litość Boską, czy z własnej długoletniej służby wojskowej autor nie wie, do jakiej instytucji należy się zwrócić, aby uzyskać precyzyjniejsze dane o oficerach LWP? (Nb. dlaczego podobny los spotkał adm. K. Korytowskiego, którego rodziców podaje Machaliński?). W tej sytuacji trochę absurdalnie wygląda początek biogramu adm. Bossego, który był jednym z trzech synów z pierwszego małżeństwa jego ojca Wincentego, ślusarza w kościańskiej cukrowni. Ale jednocześnie miejsca śmierci tego admirała już p. Pater nie był w stanie ustalić. Takie przykłady braku proporcji i bałaganiarstwa można by było mnożyć; poprzestaniemy jedynie na spostrzeżeniu, że miejsca urodzenia (Poraj) nie ma nawet w biogramie adm. Z. Badeńskiego, w końcu niedawnego z-cy d-cy MW i jej szefa sztabu, zaś (dla równowagi chyba) w przypadku S. Dąbka możemy niemalże przeczytać, że miał do szkoły pod górkę. Brutalnie mówiąc: jak było skąd - to są szczegóły (a nawet ich nadmiar), jak trzeba się było po nie schylić - to już nic nie ma.
Jakoś nie dopracował się też autor reguły w sposobie podawania informacji: adm. A. Mazurek był z.d.o. na ORP "Głogów", ale adm. A. Parol otrzymał przydział na stanowisko d-cy działu elektromechanicznego niszczyciela "Błyskawica". I znowu: wydawać by się mogło, że przynajmniej konsekwentne podawanie klas okrętów nie powinno stanowić dla autora problemu. Oficer związany długoletnią służbą ze szkolnictwem wojskowym powinien też unikać takich niezręczności frazeologicznych, jak stwierdzenie, iż Z. Badeński w 1964 awansował na podporucznika (s. 24). W. Pater nie jest się w stanie nawet zdecydować, ile imion swych bohaterów podawać: Gereon Grzenia ma aż trzy, ale Karol Korytowski, który wg ewidencji wojskowej też miał trzy (Karol Walerian Franciszek) i faktycznie występuje w niektórych opracowaniach przynajmniej z dwoma - ma tylko jedno.
Gdyby cały problem ograniczał się tylko do szczegółów, sprawa nie wyglądałaby jeszcze tragicznie. Niestety jest dużo gorzej. Są wprawdzie i wśród admirałów powojennych biogramy dość dokładne (np. adm. Bossy czy adm. Brągoszewski, którzy mają prawidłowo podane dzienne daty poszczególnych przydziałów), ale często w biogramach brakuje całkiem podstawowych informacji o przebiegu służby admirałów. I tak np. M. Cygan był kwatermistrzem MW i z tej przyczyny jego biogram znalazł się w słowniku. Kiedy jednak sprawował tę funkcję - autor nie podaje (jest ona wymieniona w długim ciągu funkcji, z których żadna nie jest zaopatrzona w daty). Dowojenna część biogramu R. Nałęcz-Tymińskiego jest również całkowicie "oddatowiona". W wypadku adm. J. Buczmy nie ma nawet rocznych dat awansów (!), choć admirał ten już i w stanie spoczynku, i na wiecznej wachcie, więc chyba daty jego awansów nie są ściśle strzeżoną tajemnicą wojskową. Podobnie "oddatowiony" jest biogram adm. K. Wiśniowskiego - dat granicznych nie ma nawet przy stanowisku z.d.o. (!), zaś w wypadku adm. J. Lendy autor nie podał nawet daty jego promocji oficerskiej (1976). Można odnieść wrażenie, że niektóre biogramy współczesnych admirałów są skonstruowane w oparciu o notki dla prasy, przygotowane przez wojskowe biuro prasowe w związku z ich nominacjami. Dochodzi do sytuacji, że kompletniejsze informacje można znaleźć w Wikipedii (to nie żart - sprawdźcie Koledzy sami), niż w słowniku W. Patera. Niekompletność biogramów powoduje, że tak naprawdę nie da się na ich podstawie prześledzić dokładnie karier poszczególnych admirałów i generałów, a tym bardziej dokonać jakichkolwiek porównań co do tempa kariery czy długości zajmowania stanowisk. Biorąc pod uwagę tę niekompletność danych trudno się dziwić, że autor we wstępie nie dokonał żadnej próby zarysowania "portretu zbiorowego" opisywanej grupy. Jako wzór można byłoby powołać W służbie Cesarza i Króla, ale czy takie porównanie w ogóle miałoby sens?
Artyleria średnia
Nie do końca p. Pater w ogóle panuje nad materiałem. Nie wiedzieć czemu w grupie Admirałowie polskiego pochodzenia, pełniący służbę w marynarkach wojennych innych państw po 1918 r. wymienia adm. H. Cywińskiego (s. 13), który służbę wojskową zakończył w Rosji jeszcze w 1912 r.; być może to zbitka myślowa, ale nie jest nią na pewno umieszczenie jako generała audytora austro-węgierskiej marynarki wojennej biogramu Władysława Maciulskiego, który w Kriegsmarine służył przez kilka lat, ostatnio w stopniu kpt. (!), ani podanie w Wykazie admirałów i generałów polskiego pochodzenia gen. audytora Edwarda Gedla (też jako gen. mjr austro-węgierskiej marynarki), który tylko przez półtora roku - w stopniu pułkownika - sprawował funkcję kierownika oddziału prawnego w Sekcji Marynarki Kriegsministerium (1901-02). Część biograficzną dopełniają dwa życiorysy oficerów w niższych stopniach: komandorów Nowotnego i Gnieweckiego, co powoduje, że zakres tematyczny książki staje się dość rozmyty; biorąc pod uwagę dostępność obu biogramów, trudno jest w tym ujrzeć znaczące wzbogacenie książki. Nieszczególnie też ją wzbogaca wykaz szefów DSM, KMW i d-ców MW (zaopatrzony zresztą w same daty roczne).
Artyleria średnia
Nie do końca p. Pater w ogóle panuje nad materiałem. Nie wiedzieć czemu w grupie Admirałowie polskiego pochodzenia, pełniący służbę w marynarkach wojennych innych państw po 1918 r. wymienia adm. H. Cywińskiego (s. 13), który służbę wojskową zakończył w Rosji jeszcze w 1912 r.; być może to zbitka myślowa, ale nie jest nią na pewno umieszczenie jako generała audytora austro-węgierskiej marynarki wojennej biogramu Władysława Maciulskiego, który w Kriegsmarine służył przez kilka lat, ostatnio w stopniu kpt. (!), ani podanie w Wykazie admirałów i generałów polskiego pochodzenia gen. audytora Edwarda Gedla (też jako gen. mjr austro-węgierskiej marynarki), który tylko przez półtora roku - w stopniu pułkownika - sprawował funkcję kierownika oddziału prawnego w Sekcji Marynarki Kriegsministerium (1901-02). Część biograficzną dopełniają dwa życiorysy oficerów w niższych stopniach: komandorów Nowotnego i Gnieweckiego, co powoduje, że zakres tematyczny książki staje się dość rozmyty; biorąc pod uwagę dostępność obu biogramów, trudno jest w tym ujrzeć znaczące wzbogacenie książki. Nieszczególnie też ją wzbogaca wykaz szefów DSM, KMW i d-ców MW (zaopatrzony zresztą w same daty roczne).
Widać też, że wiedza autora o "lądowym" WP jest niewystarczająca. Gereon Grzenia-Romanowski (s. 69) niezbyt zdołał ukończyć w 1939 r. Szkołę Podchorążych Piechoty w Ostrowi-Komorowie (ukończyłby ją dopiero w październiku 1939), tylko wraz z innymi elewami podchorążówek WP został 13 IX 1939 promowany zbiorczym rozkazem Naczelnego Wodza. Trudno też się zgodzić, iż walczył w szeregach "pułku piechoty zmotoryzowanej" Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej, gdyż pułku o takiej nazwie w WP nie było. Gen. Jerzy Wołkowicki po wojnie polsko-bolszewickiej nie mógł zostać zweryfikowany jako płk dypl. ze starszeństwem z 1 VI 1919, gdyż taką nazwę stopnia wprowadzono dopiero w roku 1928 (do tegoż roku: płk Sztabu Generalnego), kiedy to Wołkowicki był już generałem (inny humorystyczny anachronizm to informacja, że adm. Abramow zmarł w 1964 w... St. Petersburgu!). Stanisław Dąbek faktycznie w latach 1919-21 - a nawet od 1918 - służył w 14 pp, ale dodanie "z Włocławka" jest błędem, gdyż miasto to jako stałe miejsce pobytu pułkowi wyznaczono później, 14 pp zaś powstał i początkowo stacjonował w Przemyślu i Lubaczowie - w tym właśnie miasteczku przyszły dowódca LOW dowodził 6 kompanią pułku. Nie zawsze też autor prawidłowo interpretuje posiadane informacje. Gen. Michał Borowski po przyjęciu do WP nie został zakwalifikowany do rezerwy, tylko przydzielony do rezerwy oficerskiej, w której oficerowie służby czynnej oczekiwali na przydział liniowy ("Dziennik Rozkazów Wojskowych MSWojsk." 1919, nr 27). Nie jesteśmy też pewni, czy faktycznie Wiesław Łasiński studia medyczne ukończył z wyróżnieniem 19 marca 1939, czy też tylko z takim starszeństwem otrzymał promocję oficerską.
Jeśli rzeczywiście książka powstawała niespiesznie, to czemu w biogramie Wiktora Glińskiego czytamy: W 1938 uczył się w Państwowym Gimnazjum im. Wł. Syrokomli w Nieświeżu zamiast od 1938? Albo czemu w zamieszczonej na końcu bibliografii figuruje (poz. 7): Donosy na Satanowskiego - Biuletyn IPN, s. 84-92, bez numeru ani rocznika czasopisma? Ale bardziej niepokojąca jest pewna rozbieżność: otóż zgodnie z bibliografią autor ze zbiorów CAW wykorzystał jedynie akta Adama Mohuczego. Tymczasem karty ewidencyjne z CAW są też wymieniane w stopkach bibliograficznych pod innymi hasłami (np. K. Biergiel). Powstaje pytanie: który zapis jest prawdziwy? Pod biogramami - czy w bibliografii? W pewien sposób zaskakujący (ale i symptomatyczny) jest też brak w bibliografii haseł admirałów z PSB.
Jeśli rzeczywiście książka powstawała niespiesznie, to czemu w biogramie Wiktora Glińskiego czytamy: W 1938 uczył się w Państwowym Gimnazjum im. Wł. Syrokomli w Nieświeżu zamiast od 1938? Albo czemu w zamieszczonej na końcu bibliografii figuruje (poz. 7): Donosy na Satanowskiego - Biuletyn IPN, s. 84-92, bez numeru ani rocznika czasopisma? Ale bardziej niepokojąca jest pewna rozbieżność: otóż zgodnie z bibliografią autor ze zbiorów CAW wykorzystał jedynie akta Adama Mohuczego. Tymczasem karty ewidencyjne z CAW są też wymieniane w stopkach bibliograficznych pod innymi hasłami (np. K. Biergiel). Powstaje pytanie: który zapis jest prawdziwy? Pod biogramami - czy w bibliografii? W pewien sposób zaskakujący (ale i symptomatyczny) jest też brak w bibliografii haseł admirałów z PSB.
Zupełnie osobną sprawą jest sposób wydania książki, przywodzący na myśl samizdaty sprzed lat: tandetna okładka (Katarzyny Ulicyn), niestaranna korekta (na jej karb należy najpewniej złożyć fakt, iż T. Dziekan urodził się 4 XI, ale rok urodzenia - 1925 - nie jest już podany, gen. R. Satanowski pracował w instytucji o nazwie Komische Opera, zaś gen. A. Pik służył w Najwyższym Sądzie Wojskowym do roku 1936, podczas gdy 9 lat wcześniej przeszedł w stan spoczynku), itd. Wystarczy zresztą spojrzeć na pierwszy akapit Wstępu, który jest złożony dwoma wielkościami czcionki. Od profesjonalnego wydawnictwa można by też chyba wymagać, aby tytuły książek, pojawiające się w życiorysach bohaterów, były pisane kursywą bądź przynajmniej zostały wzięte w cudzysłów. Rzekomy indeks nazwisk to tylko wykaz nazwisk, bez podania stron, na których dane osoby występują. Materiał ikonograficzny jest słabej jakości. W sumie jednak ta bylejakość wydania doskonale odzwierciedla bylejakość treści, więc może nie ma o czym mówić.
Epilog: torpedy
Generalnie: sama świadomość obszernej (jak na nasze warunki) literatury powinna skłonić autora do zastanowienia, czy dysponuje na tyle ciekawymi - i niepublikowanymi - informacjami, aby decydować się na wydanie kolejnej książki, albo przynajmniej czy jest w stanie sporządzić wszystkie biogramy według jednego "szymla", tzn. podając we wszystkich te same informacje, od dokładnych dat urodzin, poprzez odpowiednio precyzyjny opis służby (w tym daty kolejnych awansów) aż po datę śmierci i miejsce pochowania. Jeśli - jak pisze Miczman - Pater Ameryki odkrywać w niej nie chciał, to po co w ogóle przystępował do jej pisania? Biorąc pod uwagę problemy finansowe naszych muzeów trudno też zrozumieć, po co utopiono kilka tysięcy złotych w tym projekcie. Niestety ani Walterowi Paterowi, ani zachwalającemu książkę komandorowi Kudeli refleksje te nie przyszły do głowy. Nieporozumieniem są zapewnienia autora, iż jego praca przygotowywana była jako pierwsze wydawnictwo zajmujące się podjętym tematem (fakt, iż to zapewnienie pada przy okazji pisania o słowniku J. Królikowskiego - który wszak obejmuje tylko powojennych admirałów PMW - sugeruje ciekawą genezę książki Patera), a ilość błędów warsztatowych i zależność merytoryczna Admirałów od książek wymienionych w pierwszych akapitach recenzji są zbyt duże.
Admirałowie 1918-2005 to książka całkowicie wtórna, oparta niemal wyłącznie na opracowaniach (a nie na źródłach), ani dobra, ani nawet wyjątkowo zła, ale po prostu niepotrzebna. Szkoda.
PS. We wstępie W. Pater pisze: Teraz już tylko będziemy oczekiwać na autora, który (...) przesunie cezurę początkową swej pracy do zarania polskiej floty (s. 15). Słusznie. Może sam by się za to zabrał i pokazał, że umie nie tylko kompilować?
Epilog: torpedy
Generalnie: sama świadomość obszernej (jak na nasze warunki) literatury powinna skłonić autora do zastanowienia, czy dysponuje na tyle ciekawymi - i niepublikowanymi - informacjami, aby decydować się na wydanie kolejnej książki, albo przynajmniej czy jest w stanie sporządzić wszystkie biogramy według jednego "szymla", tzn. podając we wszystkich te same informacje, od dokładnych dat urodzin, poprzez odpowiednio precyzyjny opis służby (w tym daty kolejnych awansów) aż po datę śmierci i miejsce pochowania. Jeśli - jak pisze Miczman - Pater Ameryki odkrywać w niej nie chciał, to po co w ogóle przystępował do jej pisania? Biorąc pod uwagę problemy finansowe naszych muzeów trudno też zrozumieć, po co utopiono kilka tysięcy złotych w tym projekcie. Niestety ani Walterowi Paterowi, ani zachwalającemu książkę komandorowi Kudeli refleksje te nie przyszły do głowy. Nieporozumieniem są zapewnienia autora, iż jego praca przygotowywana była jako pierwsze wydawnictwo zajmujące się podjętym tematem (fakt, iż to zapewnienie pada przy okazji pisania o słowniku J. Królikowskiego - który wszak obejmuje tylko powojennych admirałów PMW - sugeruje ciekawą genezę książki Patera), a ilość błędów warsztatowych i zależność merytoryczna Admirałów od książek wymienionych w pierwszych akapitach recenzji są zbyt duże.
Admirałowie 1918-2005 to książka całkowicie wtórna, oparta niemal wyłącznie na opracowaniach (a nie na źródłach), ani dobra, ani nawet wyjątkowo zła, ale po prostu niepotrzebna. Szkoda.
PS. We wstępie W. Pater pisze: Teraz już tylko będziemy oczekiwać na autora, który (...) przesunie cezurę początkową swej pracy do zarania polskiej floty (s. 15). Słusznie. Może sam by się za to zabrał i pokazał, że umie nie tylko kompilować?
Witam!
Dziękuję za recenzję.
Będzie ją można przeczytać wydrukowaną?; czy też jest ona "ekskluzywna" - jedynie dla użytkowników FOW?
Pozdrawiam
Ksenofont
Dziękuję za recenzję.
Będzie ją można przeczytać wydrukowaną?; czy też jest ona "ekskluzywna" - jedynie dla użytkowników FOW?
Pozdrawiam
Ksenofont
Myślisz, że było zagrożenie, które im umknęło; problem, którego nie poruszyli; aspekt, którego nie rozpatrywali; pomysł, na który nie wpadli; rozwiązanie, którego nie znaleźli?!?


Chyba nie, bo:Ksenofont pisze:Będzie ją można przeczytać wydrukowaną?
primo: gdzie i kiedy (skoro czasopisma historyczno-wojskowe są obłożone materiałami)?
secundo: po co? Z jednej strony chyba "recenzja" nie wzbudziła Waszych większych zastrzeżeń, a z drugiej strony na FOW zarejestrowana jest znaczna część polskich shiploverów (o ile możemy się zorientować, bo niektóre nicki jest trudno rozszyfrować), więc ci, który ją mieli przeczytać, to już to zrobili. Ponadto trudno nam uwierzyć, że jej publikacja cokolwiek by zmieniła...
No i tertio: gdyby miała być publikowana, to trzeba by było ją napisać faktycznie od początku, usiąść nad każdym biogramem, opukać-ostukać, nie zadowalać się najbardziej charakterystycznymi przykładami, pozbierać wszystkie dostępne uzupełnienia etc. Na to jedno popołudnie, które zajęła nam ta wersja, nie wystarczy. Trzeba by było kilku dni roboty. A na to - biorąc pod uwagę jakość "dzieła", a także jego mały zasięg (a co za tym idzie: "niską szkodliwość społeczną") - chyba po prostu szkoda czasu.
Więc chyba pozostanie "ekskluzywna"
