Witam!
Aleście się nadyskutowali

.
Moje trzy grosze:
Do Ksenofonta:
- Armia Poznań nie była armią odwodową i raczej w sposób bardzo pośredni mogła oddziaływać na to co działo się pod Częstochową i Piotrkowem (w żadnym wypadku nie mogła ratować od przerwania frontu lub jego negatywnych skutków, a jedynie nieco tylko zmniejszyć tragedię).
- Armia Prusy była za bardzo zdekoncentrowana do walki nawet z piechotą, a co dopiero z czołgami. Po drugie porażka armii Prusy wynikała z lojalnego wykonywania przez generała Dęba-Biernackiego rozkazów marszałka ingerującego w taktykę obrony polskich dywizji piechoty (pamiętasz te rozkazy: "pan generał którymś tam p
ółkiem obsadzi to i to miasteczko" - cytuję z pamięci.)
- Uderzenie Armii Poznań przyniosło rezultaty dzięki inicjatywie gen. Kutrzeby. Rozkazy marszałka nakazywały odwrót za linię
wisły bez walki. Dlaczego więc ma to być punkt dla marszałka? Bo się zgodził?
- Rómmel nie spaprał wysuwając swe wojska nad granice. To był bardzo dobry pomysł. Błędne było wykonanie. Po prostu chodziło o zmuszenie Niemców do rozwinięcia własnych sił na długo jeszcze przed linią Warty i Widawki. Niestety Rómmel wdał się w "uczciwą" ciężką walkę swoimi głównymi siłami jeszcze przed tą linią i w wyniku porażki nie zdołał się wycofać za te rzeki bez zakłóceń (to znaczy wycofywał się pod ogniem niemieckiej artylerii i w warunkach miejscowych przeskrzydleń i zdobywania przycz
ułków). Zamiast tego powinna nastąpić krótka dzienna walka słabymi siłami i odwrót za rzekę obsadzoną zawczasu głównymi siłami.
- Szyling dowodził bardzo dobrze jeśli weźmie się pod uwagę, że nie miał żadnych informacji o swojej roli w ogólnym planie działania. Zresztą nie jest jego winą, że oddał
częstochowę i zwinął swe północne skrzydło, jeżeli po prostu tak mu pasowało (w sensie operacyjnym), a nikt go nie uprzedził, co za tym pójdzie. Przecież nie wiedział że armia Prusy nie jest gotowa do obrony i że będzie tak beznadziejnie dowodzona przez tandem Śmigły-Rydz i Dąb-Biernacki. (inaczej mówiąc Częstochowa powinna być w pasie działania armii Łódź bo dla niej była ważna i to znowu jest błąd rozstawienia wojsk marszałka)
- Rację częściową ma Ksenofont pisząc o bankrutującej w wyniku mobilizacji gospodarki kraju. Z kilkoma jednak zastrzeżeniami. Nasza mobilizacja była przeprowadzana w zaistniałej rzeczywistości w której Niemcy wyraxnie szykowały się do wojny. Jeżeli to spojrzenie o nie niszczeniu plonów jest słuszne do końca to po co było mobilizować armię przed wojną? Przecież to też ogromne koszty. Może lepiej było poczekać z wszystkim do 1 września? W tej kwestii oszczędzania na mobilizację polecam wojnę Jom Kippur 1973 roku. Egipt nim zaatakował ogłaszał bodaj sześć razy mobilizację i alarm bojowy, na który za każdym razem odpowidał tym samym
izrael. W końcu jednak
żydzi się tym znudzili i za którymś razem olali sprawę (bo każda taka akcja kosztowała ich kilkadziesiąt milionów dolarów) i właśnie wtedy
egipt całkowicie ich zaskoczył... Wniosek? Mobilizujesz się (tracisz kasę) zawsze wtedy gdy mobilizuje się (traci kasę) przeciwnik - to jest zawsze tańsze rozwiązanie. Tym bardziej w naszym wypadku kiedy nasze ofiarne społeczeństwo napewno w wyniku zagrożenia wojną zgodziłoby się na np dodatkowe bezpłatne 10godz tygodniowo pracy.
Do DarthStalina.
Nasza mobilizacja nie przepiegała (albo raczej nie powinna przebiegać) w oderwaniu od tego co się działo za zachodnią granicą. Mylą się ci, którym się wydaje, że
hitler przełożył datę uderzenia z 26 sierpnia na 1 września z powodów politycznych. Niemcy przewidywali kilka wariantów uderzenia na
polskę. Między innymi taki, w którym związki szybkie uderzają na niezmobilizowaną armię polską nie czekając na własną mobilizującą się piechotę. Ten wariant wymagał PEŁNEGO zaskoczenia strategicznego. Data 26 sierpnia to właśnie ten wariant. Niemcy przełożyli datę uderzenia ze względu na (błędną) ocenę zaawansowania polskich przygotowań do wojny. Według niemieckiego pionu wywiadowczego Polacy kończyli już mobilizację niejawną, nie było więc szans na PEŁNE zaskoczenie strategiczne. Według ich oceny niemieckie związki szybkie musiały by walczyć z przeważającą polską piechotą pozbawione osłony własnych nie gotowych jeszcze do ataku sił głównych piechoty. Z wojskowego punktu widzenia lepiej więc było zakończyć w pełni swą własną mobilizację i atakować w przewadze. To jest prawdziwy powód przełożenia daty ataku na
polskę.
Trzeba też w tym momencie uświadomić sobie, że na początku sierpnia obydwie armie (dowództwa) rozgrywały już wojenną partię szachów w któej pierwszy ruch należał do Polaków. Pierwszy w sensie takim, że musieli prawidłowo wychwycić i ukryć moment ogłoszenie mobilizacji niejawnej. Jeśli
niemcy wiedzieliby zawczasu, że
polacy chcą rozpocząć mobilizację niejawną np. 15 sierpnia, to mogliby w toku analizy wybrać moment taki, w którym ich wojska osiągnęłyby znaczną przewagę mobilizacyjną nad polskimi wojskami. W tym momencie mogą uderzać osiągając najlepsze wyniki. Z kolei jeśli wychwyciliby rozpoczęcie mobilizacji niejawnej z opóźnieniem (np.2-3 dniowym) to budzą się z ręką w nocniku. Kolejnym czynnikiem jest tutaj sposób w jaki
niemcy widzieli zdolności sprawnego przeprowadzania mobilizacji niejawnej przez
polaków. Otóż oceniali polskie zdolności w tej kwestii wysoko.
Dygresja. Np. Bortnowski ocenił (bardzo słusznie ocenił i poparło go paru generałów) że mobilizację niejawną należy rozpocząć 10 sierpnia. Niestety spóźniono się z tym o bodaj tydzień. To spowodowało duże opóźnienie w stosunku do mobilizujących się niejawnie
niemców. Tylko błąd w ocenie stanu polskich przygotowań uratował nas przed przedwczesnym uderzeniem niemieckim (26.VIII). Przecież właśnie w tych dniach miało miejsce maksymalne spiętrzenie transportów koncentracyjnych z mobilizacji niejawnej.
Tak samo przesunięcie terminu mobilizacji powszechnej o kilka dni też nie miało tak dużego znaczenia wojskowego jak się powszechnie mniema i nie należy psioczyć na polskich polityków czy wojskowych podejmujących tą decyzję. Powszechna mogła się (powinna) zacząć w takim momencie, aby transporty koncentracyjne niejawnej nie kolidowały z transportami powszechnej. Otóż niejawna nie kończyła się zgodnie z planem (niestety z powodu nie zakończenia planu transportowego mobilizacji źle oceniono i opracowano w polskim sztabie możliwości transportu wosjka kolejami). Dlatego właśnie przesunięto powszechną (albo raczej łatwo zgodzono się z sugestiami ambasadorów).
Jeszcze inaczej mówiąc i mówiąc wprost. Polski plan mobilizacji niejawnej pozwolił stronie polskiej na podjęcie walki w ogóle. Dziwię się Ksenofontowi, że dotychczas nie zwrócił na to uwagi

. Gdyby nie istniał po stronie polskiej taki plan, tylko tkwilibyśmy jak francuzi w XIX wiecznych standartach mobilizacyjnych, to nawet przy najgienialniejszym dowodzeniu polskim nie podjęlibyśmy w ogóle walki, ponieważ niemcy nie pozwoliliby nam się w ogóle zmobilizować! W moim rozumieniu jeśli za wszystkie plusy i minusy obciązamy głównodowodzącego, to za istnienie mobilizacji niejawnej (nie za sposób jej przeprowadzenia bo tu już są minusy) nasz marszałek dostaje bardzo DUŻO punktów DODATNICH (chyba Kseno choć raz się ze mną zgodzi

).
pozdro
Andrev
A ja (biorąc pod uwagę iż koniec roku szkolnego za pasem) kiepsko widzę Twoją ocenę z polskiego na świadectwie