Thomas B. Allen
WSPOMNIENIE O MIDWAY
[National Geographic Maga vol. 195 No. 4, April 1999]
Czwartego czerwca 1942 roku osiemnastoletni Bill Surgi znajdował się na galeryjce po lewej burcie lotniskowca YORKTOWN, ładując do taśm pociski do kaemu kalibru 0.30”. W pewnej chwili zobaczył, jak spod kadłubów trzech japońskich samolotów torpedowych, lecących poprzez istną ulewę pocisków, opadają do morza trzy torpedy. Surgi spojrzał w górę i zobaczył, jak japoński pilot w czymś w rodzaju białej chusty na głowie wygraża mu pięścią, a może tylko macha ręką... Potem obserwował, jak jedna ze zrzuconych torped - “jasna i lśniąca” - pędzi w stronę jego okrętu. Nastąpiły dwa wybuchy, które rzuciły marynarzem o pokład galeryjki.
W 56 lat później pan William Surgi i trzej inni weterani wielkiej wojny na Pacyfiku – dwaj Amerykanie i Japończyk – wyruszyli wraz z doktorem Robertem D. Ballardem (odkrywcą wraku “Titanica”) na poszukiwanie wraków okrętów, zatopionych podczas Bitwy o Midway. Byłem wraz z nimi na pokładzie statku Ballarda, słuchając, jak niegdysiejsi wrogowie, a dziś członkowie jednej i tej samej ekspedycji – opowiadali o tej bitwie. Ich wspomnienia doprowadziły mnie do innych weteranów. Tak powstała prawdziwa mozaika relacji, tworząca żywy obraz dramatycznych wydarzeń sprzed blisko 60 lat.
Ilekroć zdalnie sterowany, podwodny robot US Navy opuszczał pokład statku doktora Ballarda, by pod wodą poszukiwać wraku “Yorktowna” – Bill Surgi w białej marynarskiej czapeczce i roboczym mundurze z naszywkami bosmana na rękawie, zajmował “stanowisko bojowe” przed monitorem, na którym przesuwały się obrazy z głębin. Na kolanach trzymał swoją “stalową czapkę” – hełm, ten sam, który tamtego pamiętnego dnia ściskał kurczowo, pływając ze złamaną ręką w oleistej wodzie w pobliżu “Yorktowna”, opuszczonego już przez załogę. Jeden z oficerów okrętu kazał mu wyrzucić to żelastwo w diabły! – lecz Surgi nie posłuchał. Teraz, patrząc w monitor – postanowił, że włoży hełm, gdy znów zobaczy swój okręt...
W końcu nadszedł dzień, gdy zielonkawy i upiorny kadłub “Yorktowna” pojawił się na monitorze. Na burtach wraku igrały refleksy światła reflektorów podwodnego robota. Ukazały się wyrwy po wybuchach japońskich torped.
- Nieźle wygląda, nawet w tym stanie – szepnął Bill i włożył swój hełm.
Taisuke Maruyama miał wtedy 19 lat i był pilotem Grupy Powietrznej lotniskowca “Hiryu”. To on dowodził owym samolotem, z którego torpedę obserwował Bill Surgi na “Yorktownie”. Samolot Maruyamy został trafiony wrogimi pociskami, gdy rozpoczynał atak na lotniskowiec. Ranny został strzelec pokładowy.
- Gubiliśmy paliwo – opowiada przy herbacie w japońskim ogrodzie pan Maruyama – pociski nadlatywały ze wszystkich stron. Pamiętam, że nie chciałem zginąć, zanim zrzucimy torpedę.
Gdy przed maszyną zamajaczył kadłub “Yorktowna”, Maruyama rozkazał pilotowi maszyny zwolnić torpedę. Samolot przemknął nad okrętem, niemal zamiatając śmigłem jego pokład. Maruyama, który siedział pośrodku między pilotem a strzelcem pokładowym, odsunął owiewkę kabiny i skierował w stronę okrętu obiektyw aparatu fotograficznego, chcąc sfotografować wybuch torpedy.
Trzej spośród czterech weteranów na pokładzie statku doktora Ballarda walczyli ze sobą w powietrzu. Siedemnastoletni Harry Ferrier po raz pierwszy uczestniczył w prawdziwej walce – jako strzelec-radiotelegrafista samolotu torpedowego sił powietrznych, broniących atolu Midway.
Yuji Akamatsu i Haruo Yoshino byli pilotami na lotniskowcu “Kaga” . Obaj nie byli bynajmniej nowicjuszami – już 7. grudnia 1941 roku uczestniczyli w ataku na Pearl Harbor. Yoshino storpedował wtedy pancernik “Oklahoma”, a Akamatsu atakował “Arizonę” . W pół roku później obaj wyruszyli z wielką japońską armadą do akcji przeciw bazie morskiej US Navy na koralowym, złożonym z dwóch niewielkich wysepek, atolu Midway, leżącym w odległości około 1.300 mil morskich na północny zachód od Hawajów.
Wspomniana armada była główną siłą wielkiej ofensywy, której celem było zniszczenie amerykańskiej potęgi morskiej na Pacyfiku. Siły japońskie, rozproszone na dystansie dwóch tysięcy mil morskich, miały zaatakować Midway oraz dwie wysepki w spowitym mgłami archipelagu Aleutów, ciągnącym się łukiem ku zachodowi od lądu Alaski. Stratedzy japońscy spodziewali się wywabić amerykańską Flotę Pacyfiku z bazy w Pearl Harbor i wydać jej decydującą bitwę. Admirał Isoroku Yamamoto, dowódca japońskiej Połączonej Floty i pomysłodawca ataku na Pearl Harbor – sądził, że w ten sposób zdoła rozbić siły morskie przeciwnika i zmusić go do zawarcia pokoju na japońskich warunkach.
Ostrzem japońskiego “miecza” były cztery lotniskowce: “Akagi”, “Kaga”, “Hiryu” i “Soryu”, osłaniane przez jedenaście niszczycieli, dwa pancerniki i trzy krążowniki. Ponadto siły japońskie obejmowały zespół transportowców, wiozących na pokładach 5.000 żołnierzy, których zadaniem było zaatakować Midway od strony morza. Ujawnione ostatnio, tajne dokumenty wojskowe świadczą o tym, że strona amerykańska nie bez racji obawiała się użycia przez Japończyków gazów bojowych podczas planowanego ataku. Całe szczęście, że do tego nie doszło – w przeciwnym wypadku Amerykanie nie pozostaliby dłużni i tak na arenie działań wojennych pojawiłaby się nowa, straszliwa broń...
Jeszcze 2. czerwca, gdy japońska armada płynęła w stronę Midway - admirał Yamamoto wciąż miał nadzieję, że uda mu się zaskoczyć przeciwnika. Tymczasem trzy amerykańskie lotniskowce – “Yorktown”, “Hornet” i “Enterprise” – czekały wraz ze swą eskortą w postaci krążowników i niszczycieli, by w odpowiednim momencie uderzyć na nadpływającego przeciwnika. Wiedzieli o nim wszystko dzięki niewiarygodnej sprawności amerykańskich deszyfrantów...
Już na długo przed japońskim atakiem amerykańscy kryptolodzy przechwytywali strzępy japońskiej ściśle tajnej, kodowanej korespondencji radiowej. Zespół specjalistów pracował w ciemnym i wilgotnym “lochu” w piwnicach budynku dowództwa Sił Morskich Obszaru Hawajów w tymże Pearl Harbor. Pomieszczenie to – odarte już z dawnej sławy – istnieje tam do dziś.
Szefem tego zespołu był prawdziwy geniusz kryptologii – kmdr por. Joseph Rochefort. Prawie nie spał ani nie jadł, za to bez końca przemierzał pomieszczenie w swoim czerwonym smokingu i kapciach. Pochłaniał jedną po drugiej filiżanki czarnej kawy i śpieszył z odpowiedziami na liczne “zagadki”. Jeden z kryptologów – Gilven M. Slonim – wspomina, że komandor Rochefort niczego nie przyjmował na wiarę ani na “piękne oczy”, zaś informacja stawała się ważna tylko wtedy, gdy można ją było sprawdzić.
Wiosną 1942 roku specjaliści kmdra Rocheforta przechwycili korespondencję radiową wroga, odnoszącą się do ataku na “obiekt AF”. Komandor podejrzewał, iż “obiektem AF” jest atol Midway. Kiedy wszystkie waszyngtońskie “szarże” zgłosiły zastrzeżenia do przypuszczeń komandora – ten uciekł się do fortelu: polecił radiowcom na Midway nadać prostym szyfrem i otwartym tekstem do Pearl Harbor, że na atolu wystąpiły kłopoty z wodą. W dniu 22 maja japoński wywiad marynarki wojennej w depeszy podsłuchanej przez Amerykanów poinformował sztabowców Połączonej Floty, że “Obiekt AF” ma kłopoty z wodą. W ten sposób poznano cel kolejnej japońskiej ofensywy.
Komandor porucznik Rochefort zameldował Naczelnemu Dowódcy Floty Pacyfiku, admirałowi Chesterowi W Nimitzowi, że Japończycy najprawdopodobniej zaatakują w dniu 3. czerwca archipelag Aleutów, zaś następnego dnia uderzą na Midway. Sztabowcy ostrzegali admirała, że może to być japoński fortel, jednak Nimitz opracował plan działań swoich sił w oparciu o dane otrzymane od Rocheforta i jego ludzi.
Siłom Japończyków, złożonym z czterech wspaniałych lotniskowców z osłoną, Amerykanie mogli przeciwstawić dwa swoje lotniskowce – “Enterprise” i “Hornet”, oraz poharatanego “Yorktowna”. Okręt ten przybył do Pearl Harbor 27 maja, ciągnąc za sobą wielką smugę paliwa, wyciekającego z uszkodzonych zbiorników. 8 maja, podczas bitwy na Morzu Koralowym, jedna japońska bomba trafiła w jego pokład lotniczy, przebiła go i wybuchła wewnątrz kadłuba. Członkowie załogi lotniskowca, w tej liczbie i Bill Surgi – spodziewali się, że okręt zostanie odesłany na remont do Stanów. Tymczasem admirał Nimitz polecił przygotować lotniskowiec do kolejnej akcji w ciągu najwyżej trzech dni! Na okręt weszło prawie półtora tysiąca stoczniowców, którzy jakoś załatali wyrwy w pokładzie startowym i burtach, a porozbijane przedziały wodoszczelne wypełnili drewnem.
“Enterprise” i “Hornet” opuściły Pearl Harbor w dniu 28 maja. “Yorktown” podążył ich śladem w dwa dni później. Wraz z okrętami osłony lotniskowce utworzyły dwa zespoły operacyjne. Oba zespoły spotkały się w punkcie odległym o 390 mil morskich na północny wschód od Midway – i bardzo trafnie nazwanym “Szczęśliwym” , bo ustępujące liczebnie przeciwnikowi siły amerykańskie potrzebowały właśnie szczęścia, aby wyjść zwycięsko z nadciągającej bitwy. Szanse Amerykanów na zwycięstwo były duże tylko w przypadku, gdyby wcześniej od Japończyków odkryli przeciwnika.
W dniu 3 czerwca szczęście sprzyjało Amerykanom. O godzinie 9.00 rano tego dnia podczas rutynowego patrolu poszukiwawczego pilot łodzi latającej typu Consolidated PBY Catalina z Midway, ppor. Jack Reid, dostrzegł o 30 mil poza granicą wyznaczonego rejonu patrolowania coś, co w pierwszej chwili wyglądało, jak plamki na wiatrochronie. Jednak spojrzawszy ponownie, pilot krzyknął: – Bingo, panowie! – Następnie znurkował swoją Cataliną tuż nad wierzchołki fal i rozpoczął żmudne liczenie wrogich okrętów, nadając szyfrem meldunki do bazy. Kiedy po kilku godzinach powrócił na lagunę atolu Midway i zacumował maszynę do beczki – skończyło się paliwo i oba silniki Cataliny zgasły.
Tego samego ranka z dwóch japońskich lotniskowców, operujących na wodach w pobliżu Alaski – wystartowały samoloty do ataku powietrznego na Dutch Harbor, co wcześniej już przewidział kmdr Rochefort. O świcie następnego dnia – 4 czerwca – sprawdziła się druga prognoza komandora, gdy z pokładów okrętów japońskiego Zespołu Uderzeniowego wystartowało 108 maszyn do ataku na Midway.
Nad atolem japońskie maszyny powitał silny ogień artylerii przeciwlotniczej. Znakomici piloci myśliwscy walczyli z Amerykanami, dosiadającymi starych i powolnych maszyn; Japończycy na swoich szybkich i zwrotnych A6M2 dosłownie zmasakrowali przeciwników: z 25 myśliwców lotnictwa piechoty morskiej, które wystartowały na “powitanie” atakujących, ocalało zaledwie 8, przy czym tylko dwa nadawały się do ponownego użycia. Zginęło 14 pilotów, a czterej dalsi odnieśli rany.
51 innych maszyn amerykańskich z Midway, w tym sześć samolotów torpedowych TBF Avenger – wystartowało tymczasem do ataku na japońskie okręty. Załogę każdej maszyny stanowili pilot i dwaj strzelcy pokładowi. W pobliżu celu samoloty opadło 20 japońskich myśliwców Zero. Już po kilku sekundach jeden z samolotów został trafiony pociskami z działek Zero, przy czym zginął jeden ze strzelców – Jay Manning. Pilot tego Avengera, ppor. Bert Earnest, dopiero po chwili spostrzegł, że Manning nie żyje. Drugi strzelec Harry Ferrier, który miał swoje stanowisko w podobnej do tunelu, dolnej wieżyczce maszyny – poczuł, że coś kapie nań z góry. Spojrzał w górę i poprzez czerwoną mgłę ujrzał najstraszniejszy w swoim życiu widok.
Inne japońskie pociski “odstawiły” całą hydraulikę maszyny i pocięły linki. Kółko ogonowe opadło, powodując spadek i tak już małej prędkości Avengera. Odłamek pocisku trafił w prawy policzek Earnesta; inny pocisk przejechał po czubku głowy Ferriera, pozbawiając go przytomności. Gdy uszkodzona maszyna nurkowała ku powierzchni morza – Earnest dostrzegł okręt przypominający krążownik i zwolnił torpedę. Wtedy samolot, uwolniony od ciężaru, wyskoczył w górę; po chwili Earnest odzyskał kontrolę nad swą maszyną. Później wspominał: Wszędzie było pełno krwi; myślałem, że już po mnie. Nie miał już kompasu, ale wkrótce dostrzegł słup czarnego dymu, unoszący się nad Midway. Ruszył w jego stronę; w kadłubie jego Avengera, ledwie lecącego z otwartymi drzwiami komory bombowej, było ponad siedemdziesiąt przestrzelin. – Czekałem na pozostałych kolegów – wspominał dalej Earnest – lecz poza nami nie powrócił nikt. Wszyscy koledzy Earnesta zginęli wraz z zestrzelonymi maszynami.
Po latach, już na pokładzie statku dra Ballarda, Ferrier pokazał nam wszystkim czapeczkę, którą nosił podczas swojej pierwszej akcji. “Bejsbolówka” miała dziurę w środku...
Pewnego dnia Ferrier spostrzegł, że nasz statek płynie kursem dokładnie przeciwnym do tego, jakim tamtego pamiętnego ranka leciały Avengery z Midway. Stanął samotnie na samym dziobie i patrzył w dół, w miejsce, gdzie zginęli jego koledzy.
Zacięty opór sił powietrznych z Midway stępił nieco “grot” japońskiego ataku, więc dowódca atakującej formacji, kapitan Joichi Tomonaga z lotniskowca “Hiryu” – zameldował przez radio swojemu dowództwu: – Będzie potrzebny drugi atak! – Tymczasem na pokładach japońskich lotniskowców uwijały się załogi, podwieszając pod kadłubami samolotów torpedy i bomby przeciwpancerne, niezbędne do drugiej fazy japońskiej operacji – ataku na amerykańskie lotniskowce, o których admirał Yamamoto sądził, że właśnie podążają ku zagładzie. Druga fala ataku na Midway oznaczała dla Japończyków konieczność przezbrojenia szykowanych do akcji maszyn w bomby burzące; na pokładach lotniskowców wydano odpowiednie rozkazy i zawrzała gorączkowa praca.
W tym samym niemal czasie z pokładów “Horneta” i “Enterprise” – a niedługo później także z “Yorktowna” – zaczęły startować samoloty do ataku na lotniskowce przeciwnika. Dla wielu tych maszyn miała to być wyprawa na skraj zasięgu; lotnicy wiedzieli, że będą mieli trudności podczas powrotu na macierzyste pokłady.
Tymczasem, ledwie w 23 minuty po meldunku kapitana Tomonagi – załoga jednego z japońskich samolotów rozpoznawczych zameldowała o “prawdopodobnym dostrzeżeniu jednostek przeciwnika”. Kryptolog Slonim na pokładzie “Enterprise” wyłowił z przechwyconej depeszy trzykrotnie powtórzone słowo “teki” (wróg) i natychmiast doszedł do wniosku, że oto zostali dostrzeżeni przez przeciwnika. – Zrzedła mi mina – wspominał później Slonim – bo wiedziałem, że teraz Japońce nie pozostaną nam dłużni.
Na pokładach japońskich lotniskowców zarządzono kolejne przezbrojenie samolotów – na powrót w torpedy i bomby przeciw okrętom. Pokłady pływających lotnisk pełne były przezbrajanych i tankowanych samolotów, gdy w powietrzu pojawiło się 15 torpedowych Devastatorów z 8 Dywizjonu Torpedowego “Horneta”. Nim jednak amerykańskie maszyny zdołały zaatakować wrażliwe lotniskowce japońskie – wszystkie co do jednego padły ofiarą wściekłego ognia artylerii przeciwlotniczej okrętów . Z trzydziestu członków załóg ocalał tylko jeden człowiek – ppor. pilot George H Gay. Jego samolot spadł do morza. Zginął strzelec-radiotelegrafista; ranny ppor. Gay zdołał wygramolić się z wraku i unosił się na wodzie, kurczowo uczepiony poduszki ze swojego fotela, bojąc się użyć jaskrawożółtej, widocznej z daleka tratwy ratunkowej.
Iyozo Fujita , pilot myśliwca Zero z lotniskowca “Soryu” dostrzegł mknącą w stronę okrętu torpedę: – Zamachałem skrzydłami samolotu, chcąc zaalarmować załogę lotniskowca – wspomina – ale nikt nie zwracał na to uwagi; na szczęście torpeda nie trafiła.
Fujita wciąż walczył z wrogimi samolotami torpedowymi, gdy nagle pociski z dział przeciwlotniczych lotniskowca trafiły w jego myśliwiec! Pilot, wciśnięty w fotel przez przeciążenie, wyskoczył do tyłu z płonącego samolotu. – Wygramoliłem się z maszyny – dodaje. Fujita leciał w dół jak kamień; jego spadochron otworzył się dopiero wtedy, gdy mocno szarpnął plecakiem. W pół sekundy później pilot znalazł się w wodzie; podobnie jak Gay miał odtąd obserwować przebieg bitwy. Jeden z nich miał oglądać zwycięstwo, drugi – klęskę.
Tymczasem nadlatywały kolejne Devastatory: najpierw 14 maszyn z “Enterprise”, później 12 z “Yorktowna”. Piloci japońskich myśliwców zmasakrowali przeciwnika. Tym razem z załóg przeżyło kilku lotników. Dwaj zostali podniesieni na pokład okrętu po siedemnastu dniach, spędzonych na tratwie ratunkowej. Trzej inni dostali się do niewoli japońskiej, podniesieni przez niszczyciele. Po przesłuchaniach jeńców zgładzono; dwaj z nich zostali bez ceremonii wyrzuceni za burtę okrętu z ciężarami u nóg.
Z czterdziestu jeden Devastatorów, jakie wystartowały bez eskorty własnych myśliwców przeciwko japońskim lotniskowcom – ocalały jedynie cztery. Żadna z wyrzuconych przez nie torped nie trafiła w cel.
Poświęcenie załóg samolotów torpedowych nie było jednak daremne. Przestarzałe te maszyny, podchodzące kolejno do ataków na niskim pułapie, związały walką japońskie myśliwce i artylerię przeciwlotniczą okrętów. Tymczasem gdzieś tam wyżej, nie napotykając na swej drodze oporu, nadciągały nad okręty amerykańskie bombowce nurkujące.
Kmdr ppor. Clarence Wade McClusky, dowódca Grupy Powietrznej lotniskowca “Enterprise”, prowadził w rejon rzekomej obecności przeciwnika formację 32 bombowców nurkujących SBD-3 Dauntless; niestety wokół rozciągał się jedynie pusty ocean. W zbiornikach bombowców zaczynało już ubywać paliwa, gdy McClusky dostrzegł nikły ślad torowy na powierzchni morza: to japoński niszczyciel, po zaatakowaniu amerykańskiego okrętu podwodnego, płynął z dużą prędkością kursem NNE. McClusky sądził, że niszczyciel powraca do zespołu lotniskowców, i postanowił poprowadzić swą formację jego śladem. Jakieś 25 minut później bombowce nurkujące McClusky’ego znalazły się nad flotą japońską. O 10.22 komandor, prowadząc za sobą swój dywizjon, runął z góry na “Kagę”. Dywizjon kpt. Richarda Besta wziął na cel “Akagi”. Siedemnaście kolejnych SBD-3 z “Yorktowna” zaatakowało “Soryu” w momencie, gdy okręt ten wykonywał zwrot pod wiatr, aby umożliwić start samolotom.
W “Kagę” trafiły cztery bomby, wywołując gwałtowny pożar benzyny lotniczej z wybuchających zbiorników dopiero co zatankowanych samolotów. “Akagi” ugodziły dwie bomby – jedna z nich trafiła w skraj podnośnika samolotów na śródokręciu, rzucając go w dół, na pokład hangarowy. Wśród blisko sześćdziesięciu zatankowanych i uzbrojonych samolotów rozpętało się piekło. “Soryu” otrzymał trzy bomby, które wznieciły jeden wielki pożar na pokładzie startowym i w hangarach. W ciągu ledwie sześciu minut wszystkie trzy okręty zmieniły się w płonące bez ratunku pochodnie.
Haruo Yoshino, który powracał z lotu rozpoznawczego, zobaczył w pobliżu “Kagi” amerykańskie samoloty torpedowe. – Wylądowałem na pokładzie i poszedłem do pomieszczenia pilotów – wspomina. – A potem – dodaje wskazując w górę i przechodząc do ataku bombowców nurkujących – myślałem, że to jakieś żarty.
Kiedy pierwsze bomby trafiły w okręt, Yoshino był na pokładzie startowym. – Z dołu, z pokładu hangarowego, walił gęsty dym – wspomina dalej – wybuchały torpedy i bomby; wyskoczyłem za burtę, do morza.
Yuji Akamatsu jadł właśnie śniadanie na pokładzie “Kagi”, gdy usłyszał sygnał alarmu przeciwlotniczego. Wyskoczył na pokład startowy; jedna z bomb wybuchła niedaleko i Akamatsu stracił przytomność. Pamięta, że gdy ocknął się, dookoła szalał pożar i następowały kolejne wybuchy: Nie mogliśmy nic zrobić, trzeba było wiać! Zamknąłem oczy i wyskoczyłem za burtę, do morza.
Czwarty lotniskowiec japoński – “Hiryu” – miał przed sobą już tylko kilka godzin istnienia. Amerykańskie bombowce nurkujące ugodziły go śmiertelnie jeszcze tego samego dnia po południu. Jednak wcześniej z jego pokładu zdołała wystartować do ataku odwetowego formacja 18 bombowców nurkujących “Val”, eskortowana przez sześć myśliwców Zero. Dziesięć Val padło łupem amerykańskich myśliwców, broniących “Yorktowna” z powietrza, dwa dalsze – amerykańskiej artylerii przeciwlotniczej. Na pozostałe rzucili się piloci czterech amerykańskich myśliwców. Pilot prowadzącej maszyny nacisnął spust, lecz w tej właśnie chwili awaria instalacji elektrycznej samolotu “odstawiła” kaemy. Rozzłoszczony pilot wykonał ostry skręt w powietrzu, lecz trzej inni lecieli dalej. Japońskie bombowce nurkujące tymczasem uparcie leciały dalej nad swój cel.
Pete Montalvo był w obsadzie 1.1-calowego działka po prawej burcie lotniskowca, za “ścianą” komina. Pamięta, że właśnie wtedy rozpętało się piekło. Ogień licznych działek rozwalił jedną z nadlatujących “Val” w powietrzu na trzy części. Lecz bomba samolotu wciąż opadała. Montalvo dodaje: Wybuchła jakieś dziesięć stóp za mną! Ogarnęła mnie ściana ognia. Zerwałem z głowy hełm; oczy i twarz zalała mi krew. Wspomniałem moją mamę, potem rozejrzałem się i zobaczyłem, że jeden z moich kolegów nie ma nóg... Znikły gdzieś także górne części ciała dwóch marynarzy na siodełkach pobliskiego działka.
Bomba ta wyrwała wielką dziurę w pokładzie lotniczym, a jej rozżarzone odłamki wznieciły pożary na pokładzie hangarowym. Pewien oficer natychmiast uruchomił spryskiwacze i kurtyny wodne. Również druga bomba przebiła pokład lotniczy i wybuchła nad kotłownią, “odstawiając” od razu pięć kotłów okrętu. Lotniskowiec, który z prędkością 30 węzłów wykonywał gwałtowne uniki, nagle zwolnił do zaledwie 6 węzłów. I wtedy w podnośnik trafiła trzecia bomba: przebiła pokład i wybuchła w głębi kadłuba.
Koledzy znieśli Montalvo do izby chorych, pięć pokładów niżej. Leżąc na niższej koi po lewej burcie, ranny odczuł wstrząsy kadłuba, wywołane trafieniami dwóch japońskich torped, zrzuconych w kolejnym przez samoloty z lotniskowca “Hiryu”. Jedną z owych torped odpalił Taisuke Maruyama, którego odlatujący samolot obserwował z pokładu “Yorktowna” Bill Surgi. Obaj w ciągu dwóch godzin “spotkali się” w wodzie, po opuszczeniu każdy swego okrętu.
Co silniejsi marynarze wytaszczyli Montalvo i innych rannych z izby chorych, ciągnąc ich następnie po pokładach okrętu, gdyż przechył był zbyt duży, by można było bawić się z noszami. Montalvo miał tylko jedną rękę zdrową i nie mógł opuścić się po linie z węzłami do oleistego morza wokół kadłuba. jeden z kolegów kazał mu więc stanąć sobie na ramionach i trzymać się liny zdrową ręką. W ten sposób znalazł się w wodzie, podobnie jak prawie 2270 innych członków załogi tonącego okrętu. Podniosły ich później niszczyciele.
W izbie chorych na opuszczonym “Yorktownie” pozostało tymczasem jeszcze kilka ciał, które miały pójść na dno wraz z okrętem. Dwa spośród nich... nie były bynajmniej zwłokami!
George K. Weise prowadził ogień ze swego kaemu kalibru .50 do samolotu, którego pilot dopiero co zrzucił drugą bombę. Podmuch eksplozji rzucił strzelca na kaem i walnął jego głową w celownik tak mocno, że pękła czaszka. Później obudził się, półprzytomny i na wpół sparaliżowany, w skąpo oświetlonej izbie chorych lotniskowca. Tam usłyszał sygnał alarmowy do opuszczenia okrętu. Później, gdy już wszystko ucichło, usłyszał w ciemnościach z sąsiedniej koi słaby głos marynarza Normana Pichette’a. Obaj zdali sobie sprawę, że po prostu pozostawiono ich na ginącym okręcie – jako martwych!
I co teraz? – zapytał Pichette. Weise nie mógł się ruszyć z miejsca. Poprosił o pomoc kolegę.
Piątego czerwca, wkrótce po świcie, Pichette obwiązał sobie krwawiący brzuch chustą i ruszył do góry, na lewą burtę przewracającego się powoli lotniskowca. Na wznoszącej się wysoko nad wodą lewej burcie znalazł karabin maszynowy, z lufą skierowaną w dół, ku morzu. Pichette ostatkiem sił dał ognia i zaalarmował załogę niszczyciela “Hughes”. Wkrótce łódź z niszczyciela zabrała z pokładu “Yorktowna” najpierw nieprzytomnego Pichette’a, potem i Weise’a.
Pamiętam – wspomina Weise – że leżałem na stole w mesie “Hughesa”, i że robiono mi transfuzję krwi; dawcą był lekarz z niszczyciela.
Z kolei podjęto próbę uratowania samego “Yorktowna”. Przypłynął wezwany holownik i rozpoczęło się holowanie bezwładnego lotniskowca do Pearl Harbor. Do burty okrętu przycumował niszczyciel “Hammann”; 170-osobowa grupa awaryjna przeszła na pokład “Yorktowna”, by zrobić tam porządek: zrzucano za burtę bezużyteczne już samoloty, odcięto i zatopiono zwisającą kotwicę i próbowano zmniejszyć przechył kadłuba przez zalanie wodą pustych zbiorników paliwowych okrętu.
“Yorktown” cicho leżał na wodzie, martwy i ciemny – wspominał później jeden z ratowników. Okręt wciąż walczył o życie! Zmniejszono przechył i zanurzenie, usuwając zbędne ciężary, co ułatwiło holowanie.
Spoglądając przez peryskop, kmdr ppor. Yahachi Tanabe, IJN – dowódca japońskiego okrętu podwodnego I-168 – nie wierzył własnym oczom: przecież ostatnim razem, gdy podniósł peryskop, by przyjrzeć się ściganej “zwierzynie” – zobaczył, że strzeże jej aż sześć niszczycieli. Teraz był tak blisko “Yorktowna”, że aby wystrzelić torpedy, musiał... cofnąć okręt! Nasłuchiwał ciszy nad głową, zanurzony w odległości niespełna 500 jardów , myśląc przy tym, że sonarzyści wroga poszli pewnie akurat na obiad. Wyszedł na pozycję do ataku i odpalił po kolei cztery torpedy, następnie wycofał się i rozpoczął – udaną! – ucieczkę.
Jedna z torped wystrzelonych przez kmdra Tanabe wybuchła u burty niszczyciela “Hammann”; okręt przełamał się na dwoje. Dwie inne torpedy przeszły pod kadłubem niszczyciela i trafiły w burtę lotniskowca. Tymczasem zaczęły wybuchać bomby głębinowe tonącego “Hammanna”; fale uderzeniowe tych wybuchów zabiły wielu pływających nieopodal rozbitków. Widział to z wysokości pokładu jeden z oficerów na “Yorktownie”: znikali, niczym krople deszczu, ścierane z szyby samochodu przez wycieraczki. Z 241-osobowej załogi “Hammanna” zginęło 81 osób.
“Yorktown” ostatecznie zatonął wczesnym rankiem 7. czerwca, z wciąż dumnie powiewającą banderą . W międzyczasie amerykańskie samoloty pokładowe zniszczyły kolejny okręt japoński – ciężki krążownik “Mikuma”, który zatonął, gdy flota japońska wycofywała się już z miejsca niedawnej klęski. Bitwa miała okazać się punktem zwrotnym wojny na Pacyfiku . Działania wojenne miały co prawda potrwać jeszcze ponad trzy lata, lecz Japończycy nie mieli już przeprowadzić żadnej ofensywy.
W bitwie tej poległo 362 Amerykanów, wliczając w to również zabitych podczas obrony Midway. Po stronie japońskiej poległo 3.057 ludzi. Dla Stanów Zjednoczonych było to wielkie zwycięstwo. Admirał Chester W. Nimitz nazwał je “chwalebną kartą księgi dziejów” USA. Ale uczucia żyjących weteranów tej bitwy znacznie wierniej oddaje list do żony, napisany przez pewnego oficera USN: - Jeśli ktoś powie Ci, że „wojna to jest coś” – nie wierz mu. To tylko brudna i krwawa robota.
Tłum. W. M. Wachniewski (z niewielką pomocą p. W R Pajdosza)
Midway, hej, Midway...
-
- Posty: 181
- Rejestracja: 2005-01-07, 13:05
Midway, hej, Midway...
Secretary to Mr Davy Jones
-
- Posty: 181
- Rejestracja: 2005-01-07, 13:05
Hi, trochę uzupełnień...
Moi Drodzy: ja nie wiem, jak można transferować do Forum przypisy w tekstach spod Worda, więc dołączam je osobno, a Wy już je sobie powklejajcie... Stary_Wraq. :-)
Podczas bitwy T. Maruyama miał stopień bosmana. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza)
Nie udało mi się ustalić ich ówczesnych stopni.
“Oklahoma” i “Arizona” - to dwa jedyne pancerniki, które zostały wtedy kompletnie zniszczone, oraz jedyne amerykańskie okręty liniowe, utracone w walce z przeciwnikiem. USS “Arizona” – jedyny pancernik USN, jaki wyleciał w powietrze! - jest ponadto smutną “rekordzistką” USN, gdy idzie o ilość ofiar śmiertelnych na jednym okręcie: zginęło na niej ponad 1100 osób, w tym dowódca okrętu, kmdr Van Valkenburgh.
Były to jednostki siostrzane, które właśnie koło Midway wystąpiły jeden jedyny raz razem, choć w dwóch odrębnych zespołach operacyjnych. “Yorktown” i “Hornet” zatonęły w odstępie osiemnastu tygodni (7. czerwca i 26. października 1942 roku), za to “Enterprise” (nazywany “Wielką E”) w toku całej wojny zdobył sobie miano najbardziej bojowego z lotniskowców US Navy.
Po angielsku – “Point Luck”.
Dowodzonego przez kmdra ppor. Johna R Waldrona.
Nie tylko artylerii przeciwlotniczej, bo np. wspomniany samolot ppor. Gaya został zestrzelony przez myśliwiec Zero.
Podczas bitwy Iyozo Fujita miał stopień kapitana.
IJN - Imperial Japanese Navy (ang.) – Cesarska Japońska Marynarka Wojenna.
Tj. prawie 455 metrów.
Sonar (ang) - to podwodny odpowiednik radaru, urządzenie, służące do lokalizowania pod wodą przeszkód, bądź zanurzonych okrętów podwodnych, z pomocą impulsów ultradźwiękowych; sonarzysta – to marynarz, obsługujący sonar.
Torpedy te trafiły w lewą burtę okrętu, jak widać na ilustracji, przedstawiającej wrak na dnie Oceanu Spokojnego.
Tego dnia wojenne szczęście opuściło okręt, nazywany “Walcującą Matyldę Floty Pacyfiku”.
Bitwa o Midway (zwana “Odwetem za Pearl Harbor”) stanowiła przełom w wojnie na Pacyfiku: Japończycy nadziali się na prawdziwą “kontrę” amerykańską, zaprzepaściwszy uprzednio kilka szans na zakończenie wojny po swojej myśli. Nawet sama operacja przeciw Midway mogła przyjąć całkiem inny obrót, gdyby tylko zespołem japońskim dowodził admirał bardziej zdecydowany, niż Ch. Nagumo – ot, choćby Tamon Yamaguchi.
Podczas bitwy T. Maruyama miał stopień bosmana. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza)
Nie udało mi się ustalić ich ówczesnych stopni.
“Oklahoma” i “Arizona” - to dwa jedyne pancerniki, które zostały wtedy kompletnie zniszczone, oraz jedyne amerykańskie okręty liniowe, utracone w walce z przeciwnikiem. USS “Arizona” – jedyny pancernik USN, jaki wyleciał w powietrze! - jest ponadto smutną “rekordzistką” USN, gdy idzie o ilość ofiar śmiertelnych na jednym okręcie: zginęło na niej ponad 1100 osób, w tym dowódca okrętu, kmdr Van Valkenburgh.
Były to jednostki siostrzane, które właśnie koło Midway wystąpiły jeden jedyny raz razem, choć w dwóch odrębnych zespołach operacyjnych. “Yorktown” i “Hornet” zatonęły w odstępie osiemnastu tygodni (7. czerwca i 26. października 1942 roku), za to “Enterprise” (nazywany “Wielką E”) w toku całej wojny zdobył sobie miano najbardziej bojowego z lotniskowców US Navy.
Po angielsku – “Point Luck”.
Dowodzonego przez kmdra ppor. Johna R Waldrona.
Nie tylko artylerii przeciwlotniczej, bo np. wspomniany samolot ppor. Gaya został zestrzelony przez myśliwiec Zero.
Podczas bitwy Iyozo Fujita miał stopień kapitana.
IJN - Imperial Japanese Navy (ang.) – Cesarska Japońska Marynarka Wojenna.
Tj. prawie 455 metrów.
Sonar (ang) - to podwodny odpowiednik radaru, urządzenie, służące do lokalizowania pod wodą przeszkód, bądź zanurzonych okrętów podwodnych, z pomocą impulsów ultradźwiękowych; sonarzysta – to marynarz, obsługujący sonar.
Torpedy te trafiły w lewą burtę okrętu, jak widać na ilustracji, przedstawiającej wrak na dnie Oceanu Spokojnego.
Tego dnia wojenne szczęście opuściło okręt, nazywany “Walcującą Matyldę Floty Pacyfiku”.
Bitwa o Midway (zwana “Odwetem za Pearl Harbor”) stanowiła przełom w wojnie na Pacyfiku: Japończycy nadziali się na prawdziwą “kontrę” amerykańską, zaprzepaściwszy uprzednio kilka szans na zakończenie wojny po swojej myśli. Nawet sama operacja przeciw Midway mogła przyjąć całkiem inny obrót, gdyby tylko zespołem japońskim dowodził admirał bardziej zdecydowany, niż Ch. Nagumo – ot, choćby Tamon Yamaguchi.
Secretary to Mr Davy Jones