CIA pisze:Mam wątpliwośći czy zdążysz namierzyć same czubki gejzerów wody...
Masz jakies dane co do wysokości tych słupów wody z 20 kg złomu? Pytam bo sam nie wiem...
Nie wiem, ale w środę zadam to pytanie jednemu nauczycielowi fizyki. Kto jak kto, ale taki powinien rozwiązać takie zadanie...
Przydałby się jakiś podręcznik młodego artylerzysty morskiego. Albo po prostu instrukcja użytkowania 120. Spojrzymy i po kłopocie
Ksenofont
Ten post, który tutaj walnąłem w tym miejscu był chyba nie na miejscu
Ostatnio zmieniony 2005-02-01, 21:50 przez CIA, łącznie zmieniany 1 raz.
PS. Zedytowałem swój poprzedni post.
X
PPS. Ten zresztą też.
Ostatnio zmieniony 2005-02-01, 21:24 przez Ksenofont, łącznie zmieniany 1 raz.
Myślisz, że było zagrożenie, które im umknęło; problem, którego nie poruszyli; aspekt, którego nie rozpatrywali; pomysł, na który nie wpadli; rozwiązanie, którego nie znaleźli?!?
CIA może takie trochę naiwne pytanie ale żeby nie było niejasności , zakładając że te 13 000 m to granica max skutecznego ognia, to czy kąt padania pocisku ma znaczenie tak jak na pancernikach. Ogólnie mówiąc jaka była skuteczność takiego pocisku.
Nie ma większego znaczenia kąt uderzenia pocisku w niszczyciel z tej
odległości - bo cel jest nieopancerzony. Rykoszetów raczej nie będzie
a same pociski będą burzące z zapalnikiem bez zwłoki. Kąt uderzenia
dla pocisków ok. 120 mm na dystansie 13 km to około 55-60 stopni.
Masa pocisku 21-25 kG zapewnia całkiem przyzwoite skutki destrukcji
na nieopancerzonej strukturze - jednak wszystko zależy od tego gdzie go
trafiamy. Jeżeli rejon nadbudówka dziobowej, zbrojenia, maszynowni to
pojedyńcze pociski mogą być decydujące.
Pozdrawiam,
Maciej
Ostatnio zmieniony 2005-02-01, 22:01 przez Maciej, łącznie zmieniany 1 raz.
Janik, widzę że chcesz podejść do sprawy analitycznie a tak się nie da. Trzeba na to patrzeć tak jak to wypracowała historia. Wraz ze wzrostem zasięgu arylerii okręty podchodziły do siebie na maksymalną odległość oddania strzału irozpoczynają ostrzał. Zawsze chodziło o to który okręt wstrzela się pierwszy. Tak było i tu. Proszę przeanalizujmy walkę z 3 września. Zespół niemiecki podchodzi na odl. 18 500 m Od portu w Helu i rozpoczyna ostrzał koncentrując się na okrętach polskich. Polacy chwilę zwlekają z otwarciem ognia ( chodziło decyzję wybrania celów dla obydwu okrętów, tak aby W i G widziały własne salwy, po to aby móc się wstrzelać ). Pierwsze salwy niemieckie są za krótkie o ok. 3000 m, a wstrzeliwanie się w Polskie okręty zajmuje sporo czasu. Gryf strzela do pierwszego okrętu w szyku a Wicher do drugiego, od razu zaczynają się wstrzeliwać. W momencie kiedy Niemcy zaczynają się wstrzeliwać na ich pokładach wybuchają pierwsze pociski. Dwa pociski trafiają w Gryfa, inne biorą w widły Wichra. W tym momencie Niemcy stawiają zasłonę i się wycofują.
W ostatnim etapie walki strzela bateria cyplowa.
Raz jeszcze pozwolę sobie zwrócić uwagę kolegów, że ta walka artyleryjska
Wichra i Gryfa stojącego w porcie helskim z dwoma MAS'ami była sytuacją
"nietypową". Okręty stojące w bazie powinny być bronione przez artylerie
nadbrzeżną. Samo działanie niemców też było raczej "rozpoznaniem bojem"
niż walką z zamiarem zniszczenia wroga.
Określając zadania art. niszczyciela należy brać pod uwagę przede wszystkim
jej użycie w walce w typowym scenariuszu dla tego typu jednostek.
Podałem to jako przykład walki, z takiej samej odl. nastąpiłoby otwarcie ognia, wstrzeliwanie się i pokrycie celu. Tak jak napisałem wcześniej. W każdej morskiej walce artyleryjskiej chodzi o to kto pierwszy wstrzela się i pokryje ogniem cel.
# 3). Nie wiem jakie było rekordowe trafienie jeśli chodzi o dystans od celu, ale najbliżej był 16 lutego 1944r. New Jersey, który pierwszą salwą kierowaną radarowo obramował z 35.000 jardów uciekający i skierowany rufą niszczyciel Nowaki. Ogień był prowadzony aż Nowaki oddalił się na 39.000 jardów. Nad japońskim niszczycielem latał sobie samolot z lotniskowca Bunker Hill i zaobserwował, że Nowaki zmieniał kurs o 45 stopni po każdej zaobserwowanej salwie amerykańskich pancerników. Przy takiej odległości miał sporo czasu aby zwiać spod upadających salw, które wedle raportów z samolotu padały dokładnie na początkowym kursie niszczyciela.
Własnie chodzi nam o to by określić optymalną odległoś dla niszczycieli, by nie było mitów walki na 20-25 km prowadzonej przez niszczyciele. Maciej ma rację, sytuacja na Helu była niespotykana. Próbujemy wyjaśnić czy walka nawet na 18 500 m gdy okręty znajdują się na morzu czyli na ogół spotykana sytuacja ma sens, strzelać zawsze można tylko przy powiedzmy 25 węzłach małe niszczyciele manewrując i bedąc wychlane przez przechyły są w stanie coś zrobić sobie. Wiadomo że nie określisz dokładnie bo zawsze znajdzie się jakiś wyjątek. Dlatego dotarliśmy narazie do 13 000 m max rozsądnej odległości. Szkoda że nie ma statystych walk niszczycieli pod wzgledem odległości.
Ostatnio zmieniony 2005-02-01, 23:11 przez janik41, łącznie zmieniany 1 raz.
Rekord należy do Scharnhortsta, drugi jest Warspite...
"The first hit from Scharnhorst with her third salvo reached Glorious from 24.175 meters (26.450 yards), which is the longest gunfire hit on any enemy warship ever achieved." http://www.scharnhorst-class.dk/scharnh ... njuno.html
No i nie musze chyba dodawać, ze Scharnhorst miał co nieco inne pukawki oraz FCS niz na niszczycielu...
Tadeusz Klimczyk pisze:# 3). Nie wiem jakie było rekordowe trafienie jeśli chodzi o dystans od celu, ale najbliżej był 16 lutego 1944r. New Jersey, który pierwszą salwą kierowaną radarowo obramował z 35.000 jardów uciekający i skierowany rufą niszczyciel Nowaki. Ogień był prowadzony aż Nowaki oddalił się na 39.000 jardów. Nad japońskim niszczycielem latał sobie samolot z lotniskowca Bunker Hill i zaobserwował, że Nowaki zmieniał kurs o 45 stopni po każdej zaobserwowanej salwie amerykańskich pancerników. Przy takiej odległości miał sporo czasu aby zwiać spod upadających salw, które wedle raportów z samolotu padały dokładnie na początkowym kursie niszczyciela.
Poza tym przy tych odległościach mamy sporawy pattern (1-2, a nawet 3 procent zasięgu). Więc obramować cel można sobie było wiele razy, ale z trafieniem juz trudniej... http://www.navweaps.com/index_inro/INRO ... ery_p1.htm
mac pisze:Janik, widzę że chcesz podejść do sprawy analitycznie a tak się nie da. Trzeba na to patrzeć tak jak to wypracowała historia. Wraz ze wzrostem zasięgu arylerii okręty podchodziły do siebie na maksymalną odległość oddania strzału irozpoczynają ostrzał. Zawsze chodziło o to który okręt wstrzela się pierwszy. Tak było i tu. Proszę przeanalizujmy walkę z 3 września. Zespół niemiecki podchodzi na odl. 18 500 m Od portu w Helu i rozpoczyna ostrzał koncentrując się na okrętach polskich. Polacy chwilę zwlekają z otwarciem ognia ( chodziło decyzję wybrania celów dla obydwu okrętów, tak aby W i G widziały własne salwy, po to aby móc się wstrzelać ). Pierwsze salwy niemieckie są za krótkie o ok. 3000 m, a wstrzeliwanie się w Polskie okręty zajmuje sporo czasu. Gryf strzela do pierwszego okrętu w szyku a Wicher do drugiego, od razu zaczynają się wstrzeliwać. W momencie kiedy Niemcy zaczynają się wstrzeliwać na ich pokładach wybuchają pierwsze pociski. Dwa pociski trafiają w Gryfa, inne biorą w widły Wichra. W tym momencie Niemcy stawiają zasłonę i się wycofują.
W ostatnim etapie walki strzela bateria cyplowa.
Mikesz na stronie podaje, że zaczęto walić z 17000m i że to Niemcy pierwsi trafili Gryfa (w drugiej i trzeciej salwie), ten trafił Maassa trzecią salwą.