Adrianie M. Trudno jest dyskutować z kimś, kto twierdzi iż słońce nie wstaje na wschodzie. Tuzież domaga się udowodnienia tego, co jest dla wszystkich,którzy wschód słońca widzieli, oczywiste. Widzę że idziesz w zaparte. Ale ja jestem cierpliwy. Z tym, że dyskusja będzie trwała na stopniu "podstawowym" - będę Ci tłumaczył podstawowe rzeczy.
ale dalej może byś się nie migał tylko odpowiedział co to ma wspólnego ze strategią bezpieczeństwa
Strategia to w tym przypadku długoterminowe działania (założenia tych działań) w zakresie polityki zagranicznej. Jej celem będzie bezpieczeństwo państwa rozumiane jako eliminacja (czy może raczej zapobieżenie) potencjalnych zagrożeń w pierwszym rzędzie i możliwość skutecznej obrony przed zagrożeniami jeżeli jednak do nich mimo wszystko dojdzie. Zagrożenia trzeba zdefiniować. Zdefiniowaliśmy je (w przeciwieństwie do np. Czechów) prawidłowo uznając, że potencjalnie zagrają nam Niemcy i ZSRR. Uznaliśmy, że neutralizacja zagrożenia z jednym z tych państw poprzez zbliżenie do niego oznacza automatycznie zwiększenie zagrożenia ze strony drugiego. A naszym celem nie była wojna, rozszerzanie wpływów itp. tylko pokój - jego utrzymanie. Uznaliśmy więc, że należy na tyle na ile się da utrzymywać stosunki poprawne z jednym i drugim wielkim sąsiadem zachowując ową "równą odległość". Tu jednak pojawił się problem, bo i od jednego i drugiego sąsiada byliśmy słabsi. Musieliśmy mieć wsparcie - i to zapewnić nam miał sojusz z Francją. Dla której zagrożenie stanowiły Niemcy i posiadania sojusznika "z drugiej strony" było czymś pożądanym (lepsza byłby Rosja, ale ponieważ było ZSRR to została Polska - jak się nie ma co się lubi to...). To były główne założenia naszej strategii w polityce zagranicznej. Jestem lekko zażenowany, że muszę to pisać, bo to są wiadomości z zakresu szkoły, jeżeli nie podstawowej to na pewno średniej.
Jeżeli więc mówimy o założeniach strategicznych w polityce międzynarodowej, założeniach związanych z bezpieczeństwem państwa, to właśnie o czymś takim. To kwestia zdefiniowania tych zagrożeń, opracowania strategi ich neutralizacji i potem już tylko wcielanie jej w życie. Na tyle na ile się da.
A i tak co najważniejsze, strategia nie zakładała siedzenia na dwóch stołkach
Dlaczego nie? Uzasadnij.
Po pierwsze jak już pisałem miała kompletnie błędne podstawy...
Czyli jednak uznajesz, ze jakaś strategia była? To powiedz mi na czym według Ciebie polegała i gdzie były te błędy. Tudzież odpowiedz na pytanie, które cały czas zadaję - jak te błędy należało naprawić?
Bez tej strategii też byśmy wiedzieli, że nasi podstawowi wrogowie Niemcy i Sowieci...
Czesi np. nie zmiarkowali kto stanowi dla nich największe zagrożenie. Poza tym, jak napisałem wcześniej, strategię bezpieczeństwa państwa tworzy się poczynając od zdefiniowania zagrożeń (kolejność jest tu arcyważna!). Czesi zbudowali złą, bo źle zdefiniowali zagrożenia. Myśmy zdefiniowali dobrze. I z tym się chyba zgodzisz. A skoro tak to powiedz, jaką Ty byś strategię w takim razie zbudował?
grunt by stało się to jak najpóźniej, bo może to coś zmieni
Wybacz, ale to nie jest strategia tylko założenie, że będziemy robić co się da nie mając pojęcia co. To jest chaotyczne, bezplanowe działanie a nie strategia, która jest czymś uporządkowanym i zorganizowanym.
No ogólniej to w ramach zasady, że lepiej dostać wpiernicz na końcu, bo może ostatniego nie będą chcieli bić z równą zaciętością co tego pierwszego.
Idąc tym tokiem rozumowania, to można mieć pretensje do władz II RP, że się Hitlerowi postawiły i nie uległy jego żądaniom. Czy tak? No bo ów "wpiernicz" by się wówczas odwlókł.
Zauważyłem, że lubujesz w prostocie...
Bo zrozumienie historii i procesów historycznych sprowadza się do uogólnień. Prostych uogólnień. Co wbrew pozorom nie jest łatwe - widać to na twoim przykładzie. Ty tego nie potrafisz a ja staram Ci się to wytłumaczyć.
No to dawaj po całości. Daliśmy poświęcić 17% naszej populacji,...
Czyli to nasza wina? Cały czas czekam na jakieś cudowne rozwiązanie, które pozwoliłoby tej katastrofy uniknąć. I jakoś nie mogę się doczekać.
Nader często się powtarzasz. Jest to charakterystyczne dla niektórych chorób mózgu. Warto się sprawą zainteresować. Ale bez zbytnich obaw, bo to samo cechuje ludzi zwyczajnie przygłupich.
Czyli znów brak ci argumentów. Przyznaję, powtarzam się, ale nie mam wyboru. Ponieważ nie przyjmujesz pewnych faktów do wiadomości i muszę ci je raz po raz tłumaczyć. Ty mnie do tego zmuszasz. Nie będę tu już ordynarny i nie odpowiem Ci analogicznie co może być przyczyną takiego stanu rzeczy. Także i z tego powodu, że zaczynam podejrzewać iż brak ci po prostu elementarnej umiejętności rozumienia procesów historycznych a także umiejętności przyznania się do błędu, tudzież choćby uznania argumentacji drugiej strony. To akurat jest przypadłość bardzo powszechna i nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek chorobą, ale ja bym na twoim miejscu się tym nie pocieszał.
Nie gniewaj się Napoleonie ale czy Ciebie aby nie zastanawia tak psychoanalitycznie dlaczego nie budzisz sympatii i akceptacji...

Czy Ty Marku8 dyskutujesz po to by zyskać "sympatię i akceptację"?! Współczuję.
W osobie Becka w pewien symboliczny sposób skupia się nie tyle tragizm postaci w rzekomo beznadziejnej sytuacji ...
Skoro sytuacja była "rzekomo beznadziejna" to napisz co należało zrobić by było dobrze. Bardzo jestem ciekaw tego i pytam się o to w zasadzie od początku dyskusji. Nie otrzymując odpowiedzi.
Ogólnie to jak na osobę z zamiłowaniem historycznym strasznie zawężoną masz perspektywę.

Marku8, pytam Cię jako eksperta. Wyjaśnij mi dlaczego AdrianM. uważa, że wszyscy, którzy odmiennie od niego oceniają takie czy inne wydarzenia historyczne mają zawężone perspektywy itp.?
W sumie to mnie mało ciekawi, ale zainspirowałeś mnie pytaniem wobec mojej skromnej osoby
Najlepiej w cyrylicy
W cyrylicy Adrianie M. znajdziesz najwięcej argumentacji na to dlaczego Beck złym politykiem był. Itd. Rosjanie mają dobrą propagandę. I umieją trafić do określonych grup ludzi. Nawet, jeżeli ci ostatni nie mają tego świadomości. Jesteś tego całkiem dobrym przykładem. Zresztą, nie tylko Ty.