Nie ma tu niczego czarno na białym. Blaha forsował swoje kompletnie bez najmniejszego oglądu jak to wygląda na płaszczyźnie politycznej. Jemu się po prostu wydawało, że Polacy będą skłonni do współpracy, a nie byli co wiemy doskonale z naszych źródeł.
Zakładał, że jest to możliwe. Na podstawie dotychczasowych kontaktów, o czym zapomniałeś dodać. A czy to byłoby możliwe - tego nie wiedział, sugerował spróbować. Tego też ani Ty, ani ja ani nie wiemy. W ocenie Blahy to byłoby dla Czechosłowacji dobre i należało spróbować! A sugerował, że spróbować należy, gdyż cywilni politycy próbować NIE CHCIELI. Inaczej czegoś takiego co napisał Blaha się nie pisze. To oczywiste. Nie umiesz czytać źródeł?
Zasadniczo po naszym układzie z 1934 nie było już żadnej przestrzeni na sprzężenie. Czechosłowacja stała się obiektem wspólnej płaszczyzny porozumienia między Polską, a III Rzeszą.
Trudno z Tobą dyskutować, bo jesteś bardzo niekonsekwentny w swych ocenach. z jednej strony uznajesz II RP za "słabiznę" a teraz uznajesz ją jako swego rodzaju mocarstwo. Wybacz, ale zdecyduj się. Mogę się zgodzić z tezą (jeżeli o to ci chodzi, bo zaczynam się gubić o co ci w ogóle chodzi), że po 1935 roku zaczęło być już późno na zbudowanie jakiegoś sojuszu (oczywiście, gdyby tego Czesi nagle zechcieli; choć to też nie było kwestią dyskusyjną - przy dobrych chęciach i brak czasu nie byłby przeszkodą). Ale w tym co piszesz wyczytuję przekonanie, że wspólnie z Niemcami zaczęliśmy prowadzić politykę wobec Czechosłowacji. Czy tak? to byłoby skrajne nieporozumienie. Skorzystaliśmy na swój sposób z problemów Czechów, ale to był oczywisty błąd. Sprowokowany także postawą samych Czechów (gł. wcześniejszą). Co niczego nie usprawiedliwia, ale co należy odnotować. Ale nic ponad to. Staraliśmy się ułożyć jakoś z Niemcami jak się dało. Mając na względzie "szorstką" przyjaźń z Francją, szczególnie po 1925, i ogólną linię polityki zagranicznej z jej celami, to było naturalne i logiczne. Zawsze należy robić co się da, nawet, jeżeli ma się wątpliwości.
No przecież zostało podzielone i nas nie było.
Byliśmy. Mieliśmy i rząd i armię. Byliśmy nadal podmiotem prawa międzynarodowego. Jeżeli nie rozumiesz tego faktu, to ja ci go tutaj nie wytłumaczę. A dyskusja będzie trudno, bo to by znaczyło, że nie masz merytorycznych podstaw by ją prowadzić. Nie rozumiesz bowiem podstawowych rzeczy. Coś takiego ma zawsze KOLOSALNE ZNACZENIE. W 1945 NIKT nie kwestionował państwowości polskiej. Istnienie Polski nie podlegało dyskusji. W takich czy innych granicach, o takim czy innym ustroju, ale jednak. Bez 3 września by tego po prostu nie było. Wiele zależałoby od dalszego rozwoju wypadków, ale w jakim kierunku by one nie poszły, pozycja Polski byłaby nieporównanie gorsza (jeżeli w ogóle o jakiejś "pozycji Polski" można by mówić - bo zaczynamy dyskutować o pozycji podmiotu którego NIE BYŁOBY!).
Doprawdy, jest mi ciężko zrozumieć, że takich elementarnych rzeczy zdajesz się nie rozumieć. A może nie chcesz zrozumieć bo ci do twoich tez w dyskusji nie pasuje?
Dlatego nie "skończyliśmy najgorzej jak mogliśmy" - mogliśmy skończyć znacznie, ale to znacznie gorzej. Na tyle, że nasza obecna dyskusja nie mogłaby mieć miejsca. Bo by nas nie było.
Tak samo Japonia nie miała prawa wygrać podczas DWS.
Tylko że Japonia nie musiała atakować USA. Historia najprawdopodobniej potoczyłaby się zupełnie innym torem.
Bzdura totalna. Pozycji Polski nic by to nie zmieniło.

Odlatujesz. Tracisz poczucie rzeczywistości. Jeżeli z tego konfliktu wyszłyby cało czy to Niemcy czy ZSRR (a jedno z nich by wyszło), tak czy inaczej jako państwo mielibyśmy przechlapane. Państwowości byśmy nie odzyskali.
Gamelin słusznie przewidywał, że następna w kolejności będzie wojna III Rzeszy z Francją.
Gamelin myślał jak wojskowy. I jak obywatel normalnego państwa. Skoro Hitler podpisuje pakt ze Stalinem, to dla niego było czymś naturalnym, że uderzenie niemieckie pójdzie na zachód. Ale dla Hitlera tak być nie musiało. Gdyby Francja była sama - to zapewne tak by się stało. Ale Hitler czuł wyraźny respekt przed W. Brytanią. Zaatakować Francję wiedząc, że po jej stronie stanie W. Brytania, mógł nie chcieć. Po prostu mógł uznać, że ekspansja na wschód stworzy mu większe szanse. Nie wiemy jak by było. Natomiast uderzenie na Francję wcale nie byłoby takie pewne. Co pokazał rok 1941.
Możesz snuć różnego typu rojenia, ale tak po prostu było...
Bo Słowacki wielkim poetą był?

Nie wiesz jak by było gdyby....
Natomiast w kontekście tego wątku, co by było, wyszlibyśmy na tym jeszcze gorzej niż jak wyszliśmy.
III Rzesza mimo tego, że była potężnym krajem jednak w każdej wojnie posilała się koalicjantami.
Każdy posiłkuje się koalicjantami jeżeli ich ma. To kompletnie nic nie znaczy o sile danego kraju.
W innym przypadku Sowiety doszliby do Renu.
Ty naprawdę masz bujną wyobraźnię, tyle, że bardziej bajkową. Wyobraźnia historyczna to coś zupełnie, ale zupełnie innego.
To tylko dowód, że żadna kwestia 15 dni ich nie dotyczyła tak wedle obowiązujących umów.
Czy masz dowody, że 4 września mieli zła zamiary? Nie sądzę. Więc to co piszesz piszesz bezpodstawnie.
Powołujesz się na późniejszą wypowiedź, co w tym kontekście nie ma sensu. Sojusznicy realizowali to co obiecali. W pewnym momencie doszli do wniosku, że to my nie wywiązujemy się z tego co do nas należy, bo przegraliśmy za szybko. Można dyskutować czy mieli rację, ale nie można zarzucać im złej woli. Bo nie ma do tego podstaw.
Genrał Louis Faury tak opisuje swą rozmowę z 22 sierpnia...
Znów jesteś niekonsekwentny. Piszesz, że gdyby poinformowali nas o decyzji z 12 września, to mógłbyś się zgodzić, że nas nie "zdradzili". A teraz przytaczasz wypowiedź, która miałaby świadczyć o tym, że powinniśmy się takiej reakcji spodziewać. Że jasno, już w sierpniu, informowali nas lojalnie, że mogą nie być w stanie podjąć ofensywy w wyznaczonym terminie. Więc zdecyduj się.
tylko historyjka wymyślona na poczekaniu o tym co utajnieine memoriału Blahy miało na celu
Nie czytasz chyba mich postów. Zacytowałem Ci zakończenie tego artykułu o którym wspominałem autorstwa Essena, który to jasno mówi. Mogę zacytować to jeszcze raz z przytoczeniem źródła do którego Essen się odwołuje. Uważasz, że ja to "wymyśliłem"? Jak rozumiem, Essen też? W swych pamiętnikach Prokop Drtina, sekretarz Benesza też to sobie wymyślił? Czyli, cytując klasyka, nic Cię nie przekona, że "czarne jest czarne a białe jest białe"?
Bo swoista kwadratura koła polegała na takim prostym czymś, że dokładnie ta sama przyczyna, która sprawiła, że państwo polskie zniknęło w XVIII wieku sprawiała, że odrodzone miało takie niesamowite trudności a była nią po prostu Talleyrandowska niezdolność do wytworzenia zasobów niezbędnych nie tylko do tego aby się wyżywić ale także do tego aby zająć gospodarczo-ekonomiczno-militarną pozycję, która pozwoli położyć kres apetytom militarnym sąsiadów.
Tylko jak należałoby taką "pozycję" wypracować, zająć? W sumie to o tym jest ten temat.
Moja teza podstawowa jest taka, że co byśmy nie zrobili dobrze by nie było. Po prostu sytuacja geopolityczna była dla nas skrajnie niekorzystna. Nie dało się zrobić nic więcej (abstrahuję tu od naszych błędów, które tu nam nawet specjalnie nie zaszkodziły).
Marku8, jak się stawia taką tezę, że jednak coś by innego można (?) to dobrze byłoby napisać co.
Tu warto może przypomnieć, że tranzyt rosyjskich wojsk przez nasze terytorium wbrew decydenckim obawom można było zorganizować tak aby nie stwarzać ryzyka fraternizacji z miejscowymi ...

Piszesz to poważnie?! Bo tu nie o jakąś "fraternizację" chodziło. Czy rzeczywiście uważasz, że Sowietom mogliśmy zaufać?!
można było zastosować rozwiązanie z 1813 czyli transferu przez Czechy armii ówczesnego Księstwa Warszawskiego
