A co to da, jak i tak plastikowa ?
Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
No właśnie - za młody.
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
No nie mów, że jeszcze masz Silesię albo wczesnego Mińska

No chyba, że gadacie o chłodniach przemysłowych.
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Jesteś za młody i się ciesz. 
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Niech Ci będzie...
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Dzięki za zaufanie.
Zobaczcie, taki rurociąg parowy to trochę waży. Każda sekcja rur to minimum kilkaset kilo (czasem więcej).
Wyobraźcie sobie taki poskręcany metalowy "makaron". Częściowo pogięty, częściowo połamany. Ogólna plątanina złomu.
Trzeba to wyciąć, wynieść, powoli fabrykować nowe elementy i je instalować.
Robota na dni a może i tygodnie.
Kilkanaście minut do pół godziny to czas potrzebny by zaizolować uszkodzone miejsce, poszukać metody by-passować uszkodzone miejsce i ustawić odpowiednio zawory by taki by-pass zadziałał.
Oczywiście pod warunkiem, że załoga jest dobrze wyszkolona i ma "w małym palcu" systemy okrętu.
Wśród ludzi człowiek dziczeje.
Waldemar Łysiak
Waldemar Łysiak
-
- Posty: 2823
- Rejestracja: 2007-01-18, 16:39
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Każdy kto kiedykolwiek pracował w technice, wie że każdą "robótkę na pół godzinki" robi się co najmniej pół dnia. Zwłaszcza gdy obok drepcze "biurwa" ze skwaszoną miną zrzędząc że on to by te cztery śróbki w pinć minut opylił 
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Dobra dobra, przywrócenie ciśnienia w kilka minut jest jak najbardziej możliwe o ile z kotła nie uciekła para. Zwykła metalowa opaska na uszkodzenie przyciskająca izolację wysokotemparaturową. Dla wprawnego rurarza nie dłużej niż trzy do pięciu minut pracy
To taka uwaga praktyka, co sam nie raz poparzył sobie łapy na takich naprawach w przemyśle
Ale lepiej swoje łapy poparzyć, niż stać i patrzeć, jak ktoś robi, gdy już się jest cholernym biurwem 
Dodano po 2 minutach 29 sekundach:
No i rura nie może być zerwana, czy połamana z odkształceniem
Dodano po 2 minutach 29 sekundach:
No i rura nie może być zerwana, czy połamana z odkształceniem
Użytkownik nieaktywny, ale gadatliwy.
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Po eksplozji pocisku raczej nie będziesz miał pęknięcia na opaskę, tylko Bóg wie ile przestrzelin w instalacji. Niekoniecznie w rurach.
Wystarczy, że spory odłamek rozwali zasuwę i już nie masz nikogo w okolicy, co byłby w stanie to naprawić...
Wystarczy, że spory odłamek rozwali zasuwę i już nie masz nikogo w okolicy, co byłby w stanie to naprawić...
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
-
- Posty: 2823
- Rejestracja: 2007-01-18, 16:39
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Śmiesznie to by się mogło zrobiło gdyby jakieś odłamki poszły w rurę a potem na turbinę
Chciałbym widzieć "rurarza" zakładającego opaskę na poszarpaną dziurę w rurze, owiniętej izolacją, w pomieszczeniu wypełnionym parą z tejże rury i pozytywnym założeniem że będzie to działać gdy w rurze pojawi się ponownie para przegrzana o ciśnieniu 60 atmosfer i temperzturze 500 stopni 
Tak swoję drogą. Widziałem kiedyś metalowy przewód pneumatyczny rozerwany ciśnieniem 30-kilka bar i... nie wydaje mi się żeby jakakolwiek "opaska", załatwiła tu sprawę
Tak swoję drogą. Widziałem kiedyś metalowy przewód pneumatyczny rozerwany ciśnieniem 30-kilka bar i... nie wydaje mi się żeby jakakolwiek "opaska", załatwiła tu sprawę
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Jeszcze w latach 90-tych widziałem pękniętą instalację hydrauliczną (280 bar) wypełnioną niepalnym olejem. Pęknięcie niewielkie, jakbyś szpilką ukłuł, ale po zapłonie ogień sięgnął z 10 metrów w górę... Później okazało się, że olej niepalny, ale mgła olejowa już jak najbardziej tak. Na spodniej stronie dachu do dzisiaj widać ślad po pożarze...
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Tam będzie po prostu rumowisko. Nawet jeden odłamek, jeśli uderzy w przewód będący pod ciśnieniem kilkudziesięciu barów wywoła eksplozję.
Powtarzam. Kilkanaście minut - pół godziny to czas w którym co najwyżej można ustawić linię na nowo omijając uszkodzone miejsce. Jeśli jest taka możliwość oczywiście.
Powtarzam. Kilkanaście minut - pół godziny to czas w którym co najwyżej można ustawić linię na nowo omijając uszkodzone miejsce. Jeśli jest taka możliwość oczywiście.
Wśród ludzi człowiek dziczeje.
Waldemar Łysiak
Waldemar Łysiak
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Czyli pocisku w maszynowni nie było, skoro mogli usuwać uszkodzenia w krótkim czasie.
Użytkownik nieaktywny, ale gadatliwy.
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Dla niedowiarków i wielbicieli Anglików.
Tutaj: https://www.usni.org/magazines/naval-hi ... g-good-bad udowodniono na 100%, że Amerykanie mieli lepsze okręty, niż Anglicy.
Tutaj: https://www.usni.org/magazines/naval-hi ... g-good-bad udowodniono na 100%, że Amerykanie mieli lepsze okręty, niż Anglicy.
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Też mi nowość... Nala udowodnił to już dawno, i to na 200%. 
-
- Posty: 2823
- Rejestracja: 2007-01-18, 16:39
Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...
Gdyby Norman Friedman dorwał książkę Macieja, ze złości zjadłby ją bez przypraw a potem zszedł na zawał pisząc jej krytykę.