Wojciech Łabuć pisze:Marmik tylko dlatego, że od dłuższego czasu osoby odpowiedzialne za MW, tak te w mundurach jak i z nadania politycznego (te w mundurach poniekąd też pod to ostatnie podpadają), nie potrafią skończyć z marazmem i wegetacją kończącą się obumieraniem organizmu to należy się poddać? Czy w ten sposób nie stajemy się winni współsprawstwa? Dla mnie, jako miłośnika spraw morskich, oczywistym jest, że należy walczyć z marazmem i nihilizmem. To przypomina walenie głową w mur ale inaczej się nie da.
Przypominam, że z założenia walenie głową w mur też nic nie da. No może prócz bólu głowy, który... wydaje mi się, że własnie chyba zaczyna nam doskwierać.
Co do współodpowiedzialności to kiedyś bardzo się obruszałem takim zarzutem. W końcu sporo osób podejmowało przeróżne działania żeby coś zmienić. Efekt niestety jest tragiczny, więc stosując zasadę "po owocach ich poznacie" dziś zarzut o współodpowiedzialność przyjmuję z pokorą. Bo współodpowiedzialność obejmuje też nieumiejętność przekonania innych do zdroworozsądkowego myślenia. Sam fakt, że zrobiło się więcej niż ktoś inny wcale nie zwalnia z zarzutu.
Wojciech Łabuć pisze:Może nie teraz, może za X lat ale trzeba wierzyć, że coś się zmieni. I trzeba edukować, wyjaśniać, popularyzować choćby większość społeczeństwa nie rozumiała tego, że MW jest potrzebna. Kwestia tylko jaka.
I tu jest problem, bo o tym "jaka" dyskutuje się odkąd sięgam pamięcią. Jak już się zrobi jakiś plan (mniejsza o to czy dobry, czy taki sobie) to trzeba go było realizować, a nie co kadencja podważać jego sens. Tak było z planem Siemoniaka. Póki był choć cień szansy, że spora część (na całość nigdy nie było szansy, ale takie robienie planów "z górką" to u nas smutna norma) może się udać to byłem ostatnią osobą chcącą coś w tym zmieniać. I tu też wychodzi naiwność, bo plan od początku był utopią (nie to, żebym tego nie dostrzegał), choć przekonywano, że ma zapewnione finansowanie. Jak najłatwiej uwalić utopię bez przyznawania, że jest utopią? A to zmienić wyporność (ta urosła już chyba ze cztery razy), a to dołożyć pociski manewrujące itd, itp. Jakby ktoś zapomniał to przypominam, nawet się nie obejrzycie jak taki np. program Miecznik będzie miał 10 lat, a trzeba pamiętać, ze jego rodowód i tak siedzi w połowie lat 90. bo jest niczym innym jak modyfikacją Gawrona. Ten zaś jest po części następcą Kaszuba.
Wojciech Łabuć pisze:Rozumiem, że spieramy się i dyskutujemy o tym jaka ta nasza MW powinna być...
Myślę, że już się nie spieramy.
marek8 pisze:Dlatego czas może wreszcie przyznać, że nam z tym rodzajem sił zbrojnych na tyle nie po drodze, że nie mogąc mieć floty na miarę potrzeb po prostu idziemy w zupełnie innym kierunku czyli w pierwszej kolejności likwidujemy niepotrzebne na nic graty i tniemy etaty. Wbrew pozorom w naszych dziwnych realiach realna groźba likwidacji potrafi wyzwolić o wiele większe pokłady siły i kreatywności niż danie "szansy na reformę", w której wypracowane od dziesiątków lat "nawyki trwania" bardzo szybko materializują się w kolejnej odsłonie "obiektywnych trudności".
Tak, masz rację. W sytuacji podbramkowej może się okazać, ze wcale nie potrzeba szklanych domów i że w sumie da się tę MW skroić za rozsądne pieniądze do na nowo określonych potrzeb (pewnie i tak dyskutowanych przez dekadę

).
marek8 pisze:I przestańmy może się okłamywać, że nie ma chętnych na przeprowadzenie takich cięć i takiej decyzji - zakład, że można takiego znaleźć w 2-3 dni?

No własnie co do tego mam bardzo poważne wątpliwości tzn. do radykalnych decyzji o całkowitej likwidacji. Wprawdzie zdaję sobie sprawę, że MW to nie śledzik i nie wczasy we Władysławowie, ale jednak znacznie łatwiejsze jest zamiatanie pod dywan z deklaracją, że już za chwileczkę, już za momencik. Natomiast decyzje o wycofywaniu części okrętów faktycznie mogą zapaść z dnia na dzień, bo to już praktykowaliśmy w bliskiej przeszłości i znalazł się Wielki Likwidator (choć później coś tam było, że niby został oszukany, czy coś

).