Z pracą u podstaw w rodzimych realiach to jest taki mały problem, że mentalnie tak bardzo nie pasuje do przyzwyczajeń, że zwyczajnie wystarczy jeden , byle efektowny myk aby nie pozostało z niej śladu
Proponuje więc sobie darować - chyba, że ktoś chce niczym mityczny Hegemon po prostu przejść do historii
jako ta Kasandra czy coś w tym rodzaju...
Panowie - jak to ujął swego czasu bardzo moim zdaniem trafnie p. Dyskant - MW to dziwny, niezrozumiały dla kawaleryjsko myślącej właści decydenckiej twór, z którym nie bardzo wiadomo co począć. Jest w zasadzie głównie dlatego bo inni też cuś takiego mają lub naciska na to jakichś sojusznik ale jako potencjalna figura szachowa po prostu nie istnieje w świadomości decydenckiej lub gości tam bardzo doraźnie i na zasadzie stricte kawaleryjskiej... Wiele razy pisałem o tym, że moim zdaniem pytanie p. Rostowskiego wcale nie było nie na miejscu - wręcz przeciwnie - było szansą sprzedania zupełnie nieczytelnej dla "lądowych" wersji do czego i po co ta flota jest nam potrzebna... No i czy może być większy blamaż gdy sama wierchuszka sprawia (być może nie mając takich intencji) wrażenie, że wcale nie jest pewna po co ten Gawron jest? Wielokrotnie spotykałem się w odpowiedzi z ciekawą tezą, że nie takie zadania spoczywają na MW bo rolą polityków jest to czy tamto... OK - problem w tym, że czaas może sobie powiedzieć wprost, że nasze oczekiwania aby u ludzi wychowanych na wschodzie de facto nagle nie wiedziec skąd pojawiły się stricte zachodnie nawyki to chyba mocne nieporozumienie jest. Co więcej konkretne nasze doświaqdczenia z konkretnymi projektami okretów chyba bardzo jasno pokazują, że nawet w realiach przed 1989 nasze "zasady nabywania okrętów" mocno róznią się od standardów zarówno wschodnich jak i zachodnich - są takie jakie są i może błędem i to największym było "udawanie", że jest inaczej?
Aby się "przebić" z tym jak ważne jest dla nas i morze i posiadanie floty nie powinno się pisać "manifestów" tylko mozolnie ale i efektownie w necie, tv, w prasie i gdzie popadnie tłumaczyć, pokazywać, wizualizować... Tymczasem u nas za bardziej wartościowy uważa się kolejny "intelektualny kloc", którego oddziaływanie niezaleznie od treści w gruncie rzeczy będzie żadne bo nie może inaczej być. Może problem u nas jest w tym, że dziwimy się, że za pomocą zupełnie nieadekwatnych środków nie jesteśmy w stanie osiągnąć żadnego sensownego efektu?
Wielokrotnie tez pisałem o tym, że doświadczenia flot niemieckiej, rosyjskiej czy nawet naszej przedwojennej w zestawieniu z tym co jest u nas współcześnie robione mają się do siebie zupełnie nijak... Problem w tym, że wiele z w/w rozwiązań okazało sie w praktyce skutecznych a my zupełnie to ignorując i nie robiąc tego co po prostu działa po staremu wierzymy w przełom mający nastąpić wskutek kolejnego pisma/strategii/koncepcji czy planu (właściwe skreślić). Od wieków uważano, że u nas bardzo się lubi godzinami gadać miast coś załatwić czy uzgodnić bo... prawdziwe ustalenia i tak sa gdzieś tam po cichu ale przynajmniej jak się "palnie" sążnistą mowę czy manifest to choćby doraźnie jest się sławnym ;( Za bardzośmy się chyba przywiązali do tej tradycji - z powyższej strategii nic nie wyniknie bo nie może wyniknąć. Jedyne co u nas może "zaskoczyć" to mieszanka kombinacji metody "na Łukasika" (może nie brzmi to ładnie ale w gruncie rzeczy jest to forma docenienia, że jednak w naszych specyficznych realiach się jednak może coś udać) z faktycznie posiadającym środki politykiem, który mógłby zapewnić finansowanie przedstawionym do realizacji planom... Strategie, referaty - może miast tego wystarczyłoby przygotować kilkuminutowy film animowany mający po prostu pokazać do czego nam te korwety, gawrony itd?
POzdrawiam