Drogi Peperonie
Bardzo mądre wyjaśnienie, i bynajmniej nie telegraficzne, jak moje.
Pozwolę sobie jeszcze dorzucić ważną kwestię — skąpości danych do analizy. W przypadku walk samolotów mamy do czynienia z przynajmniej kilkuset starciami Spitfire'ów z Bf 109, czy FW 190. Można więc wyznaczyć pewną średnią, oraz wydzielić pewne grupy powietrznych bojów o zbliżonych scenariuszach, co pozwala na dość sensowną analizę statystyczną. Z bitwami morskimi jest inaczej — było ich zbyt mało na jakiekolwiek uśrednienia.
Podam tu dwa przykłady. Pierwszy, to ostrzał
Jeana Barta przez
Massachusettsa. Na siedem celnych pocisków, sześć zachowało się zgodnie z rachubami Francuzów i samych Amerykanów, którzy regułę
all-or-nothing wymyślili. Pociski albo przeszywały kadłub na wylot i wybuchały w wodzie, albo rykoszetowały od grubego pancerza. Ale jeden pocisk trafił w gruby pancerz i wbrew tym regułom przebił go, detonując, o zgrozo, w magazynie amunicyjnym 152 mm, na szczęście pustym. No i bądź tu mądry — sprawdziła się ta reguła A-o-N, czy też nie? No i co stałoby się, gdyby magazyn był pełen? Niby na pokładzie najniższym ładunki miotające, ale w łuskach, a piętro wyżej parenaście ton pocisków 152 mm; czy amerykański pocisk przebiłby się przez tę "zaporę"? I tu mały 'półprzykład'; generalnie zakłada się, że ładunki miotające w łuskach są bezpieczniejsze, niż w workach jedwabnych i jest to nieraz podnoszone przy analizie układu amunicyjnego
Bismarcka i
Scharnhorsta. Ale detonacja w wieży nr 2 krążownika ciężkiego
Newport News dowiodła, że to tylko niczym nie poparte spekulacje, bo pożar w podnośniku łusek dotarł bez problemu aż do dna trzonu wieży i tylko zamknięte śluzy przeciwpłomieniowe uratowały okręt. Więc i w przypadku
Jeana Barta kwestia ta pozostaje otwarta.
Przykład drugi: ogólny pogląd na wadliwą koncepcję brytyjskich krążowników liniowych. Na czym się opiera? Na analizie przebiegu bitwy jutlandzkiej. Ale warto zauważyć, że w bitwie pod ławicą Dogger o mały włos nie wyleciał w powietrze
Seydlitz (uratowało go poświęcenie jednego marynarza), a po bitwie jutlandzkiej dwaj członkowie załogi nowiutkiego pancernika
Malaya otrzymali
Conspicuous Gallantry Medal za ocalenie swojego okrętu, gdyż zapobiegli przedostaniu się pożaru kordytu w kazamacie armat 6in do komór prochowych przez otwarte szyby podnośników. No i teraz takie pytanko — załóżmy, że pod ławicą Dogger
Seydlitz wyleciałby w powietrze, a w bitwie jutlandzkiej
Malaya zamiast
Queen Mary. Jaka byłaby dzisiaj ocena niemieckich krążowników liniowych po utracie
Seydlitza (i Hippera przy okazji), oraz ogółu brytyjskich drednotów, gdyby 31 maja 1916 zamiast kiepsko opancerzonego krążownika liniowego w spektakularnej eksplozji utracono w teorii znacznie lepiej chroniony pancernik? Burr i Bryan w
British Battlecruisers 1914 – 18 w oparciu o analizę uszkodzeń tych okrętów, które z bitwy zdołały powrócić, wykazują całkiem sensownie, że problem polegał na lekceważeniu procedur bezpieczeństwa, a nie na wadach koncepcji, zaś
message Beatty'ego do Jellicoe'a, nadana jeszcze 1 czerwca 1916, jednoznacznie potwierdza, że i sami dowódcy świetnie zdawali sobie sprawę, jak się z tymi eksplozjami sprawy mają.
Prawda jest taka, że nawet najmądrzejsze założenia koncepcyjne nie czynią okrętu odpornym, czy bezpiecznym; po prostu
zmniejszają prawdopodobieństwo pewnego scenariusza wydarzeń. Ale tylko
zmniejszają, a nie
eliminują. A w przypadku pojedynczego starcia, wszystko jest możliwe.
