jogi balboa pisze:...Turbiny okrętowe bywało że działały w zatopionym ewakułowanym przedziale, a czy przewiduje się taką możliwość dla cywilnych?
A nie sądzisz, że to jest bardziej kwestia szczelności układu napędowego ?
Przecież do prawidłowego działania turbin potrzebne są szczelne parociągi i skraplacze. Również sama turbina powinna spełniać te wymagania, żeby nie ugotować żywcem (nie mylić z piwem ) obsługi. Jeśli te warunki są spełnione, to zalanie przedziału nie powinno zaszkodzić ani turbinom, ani całej reszcie układu napędowego.
Jednak nie ma się co czarować, że jest to łatwe do uzyskania, zwłaszcza jeśli okręt jest w akcji bojowej. Bywały uszkodzenia w układzie turbinowym od wstrząsów wywołanych trafieniami lub bliskimi wybuchami.
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
jogi balboa pisze:Turbiny okrętowe bywało że działały w zatopionym ewakułowanym przedziale, a czy przewiduje się taką możliwość dla cywilnych?
Nie.
Na statkach turbina wraz z innymi mechanizmami jest mieszczona w jednej maszynowni. Jeśli takowa została zalana to znaczy że zalane zostały urządzenia pomocnicze takie jak generatory czy pompy pracujące na system (same kotły są zwykle kilka pokładów wyżej).
Siłownia zamienia się wtedy w "sen erotomana" (wszystko stoi).
jogi balboa pisze:...Turbiny okrętowe bywało że działały w zatopionym ewakułowanym przedziale, a czy przewiduje się taką możliwość dla cywilnych?
A nie sądzisz, że to jest bardziej kwestia szczelności układu napędowego ?
Przecież do prawidłowego działania turbin potrzebne są szczelne parociągi i skraplacze. Również sama turbina powinna spełniać te wymagania, żeby nie ugotować żywcem (nie mylić z piwem ) obsługi. Jeśli te warunki są spełnione, to zalanie przedziału nie powinno zaszkodzić ani turbinom, ani całej reszcie układu napędowego.
Jednak nie ma się co czarować, że jest to łatwe do uzyskania, zwłaszcza jeśli okręt jest w akcji bojowej. Bywały uszkodzenia w układzie turbinowym od wstrząsów wywołanych trafieniami lub bliskimi wybuchami.
A co ze smarowaniem, automatyką sterującą choćby zaworami upustowymi, wszelkiej maści osprzętem, ludźmi którzy to obsługują?
jogi balboa pisze:A co ze smarowaniem, automatyką sterującą choćby zaworami upustowymi, wszelkiej maści osprzętem, ludźmi którzy to obsługują?
Prawdę mówiąc - Nie wiem.
Widziałem jednak piwnice olejowe, które po zalaniu pracowały cały czas. Ich głębokość wynosiła 7 - 10 metrów. Olej w zbiornikach i układzie smarowania również pozostawał jednorodny.
Sądzę, że na okrętach takie układy są szczelne, ale mogę się mylić i wtedy cała kalkulacja bierze w łeb. Przyjmując brak uszkodzeń mechanicznych można sądzić, że nawet po zalaniu cały układ powinien być zdolny do pracy.
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Peperon pisze: Przyjmując brak uszkodzeń mechanicznych można sądzić, że nawet po zalaniu cały układ powinien być zdolny do pracy.
Nie będzie ze względu na zatrzymanie pracy urządzeń peryferyjnych.
Nie mówiąc o takim szczególe jak zalanie zimną wodą rozgrzanych do kilkuset stopni elementów metalowych.
Pisałem właśnie o peryferiach, bo układy smarowania olejowego takimi są.
No i ciekawi mnie, które elementy turbin mają kilkaset stopni. Oczywiście wirniki pomijam.
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Rurociągi i korpus.
Na niektórych niemieckich okrętach stosowano kotły wysokociśnieniowe 60 a nawet 100 barów o temperaturze pary przegrzanej około 450 stopni.
A czy to całe ustrojstwo nie miało izolacji termicznej ?
Trudno sobie wyobrazić obsługę turbiny, której korpus jest rozgrzany do temperatury kilkuset stopni. A o obciążeniu jej do powiedzmy kilkudziesięciu tysięcy SHP to można chyba byłoby pomarzyć bez jej zniszczenia.
Poza tym piszemy o turbinach zanurzonych w wodzie, a nie kotłach. Te bardzo często eksplodowały po zalaniu kotłowni zimną wodą.
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Peperon pisze:Przyjmując brak uszkodzeń mechanicznych można sądzić, że nawet po zalaniu cały układ powinien być zdolny do pracy.
Gregski pisze:Rurociągi i korpus.
Na niektórych niemieckich okrętach stosowano kotły wysokociśnieniowe 60 a nawet 100 barów o temperaturze pary przegrzanej około 450 stopni.
To może ja Was nieco pogodzę Przy zalaniu tylko żęy, a nawet nieco powyżej poziomu podłogi praca siłowni truboparowej jest z pewnością możliwa. Wyżej pewno też, jeżeli pompy oleju są zawieszone na wałach turbin, ale do czasu aż woda dostanie się pod izolacje korpusów czy rurociągów. Na okrętach też są one izolowane tak jak w cywilu (w końcu wojskowi też ludzie ) i nigdzie nie mają temepratury pary świeżej. Za to woda ze względu na wielokrotnie wiekszy wspólczynnik przejmowania ciepła z pewnością po jakimś czasie spowoduje ich pękniecia. Zalanie kotłowni do wysokiego poziomu to możliwość "wybuchów" kotłów. No i pewno im prostrza (na starszych okrętach) maszynownia, tym możliwość jej pracy po zalaniu była większa ze wzgledu na brak automatyki, albo jakąś prymitywną hydromechaniczną. Współcześnie ze względu na dużą ilość napędów elektrycznych, to jak pisał Gregski:
Gregski pisze:"sen erotomana"
Na statkach motorowych zresztą też można sobie wyobrazić pracę siłowni gdzy woda hula w zęzie - wyżej już raczej nie.
Peperon pisze:A czy to całe ustrojstwo nie miało izolacji termicznej ?
Ma, ale to są zwykle jakieś szklane maty obszyte szklanym materiałem albo osłonięte cienka blachę ocynkowaną. Wodoszczelne to nie jest.
jarman pisze:To może ja Was nieco pogodzę Przy zalaniu tylko żęy, a nawet nieco powyżej poziomu podłogi praca siłowni truboparowej jest z pewnością możliwa.
No tak ale kolego pisał:
Peperon pisze:Poza tym piszemy o turbinach zanurzonych w wodzie,
Peperon pisze:Poza tym piszemy o turbinach zanurzonych w wodzie,
A te są nieco wyżej niż zęzy...
No i w czym problem ?
Podczas bitwy u wysp Komandorskich w kulminacyjnym momencie (jak wynika z opisów) w maszynowni krążownika Salt Lake City woda sięgała obsłudze do klatki piersiowej. A turbiny pracowały dotąd, aż zgasły kotły. A powodem ich wygaszenia była woda w paliwie.
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
Inny przypadek o kotłach lub turbinie (nie pamiętam) pochodzi zdaje się z pod Kuantanu, pomieszczenie ewakuowano a maszyny przygotowano do pracy pod wodą. Ale nie sądzę żeby można to było zrobić z nie przystosowaną maszyną.
jarman pisze: jarman napisał(a):To może ja Was nieco pogodzę Przy zalaniu tylko żęy, a nawet nieco powyżej poziomu podłogi praca siłowni truboparowej jest z pewnością możliwa.
No tak ale kolego pisał:
Peperon napisał(a):Poza tym piszemy o turbinach zanurzonych w wodzie,
A te są nieco wyżej niż zęzy...
Gregski pisze:Podczas bitwy u wysp Komandorskich w kulminacyjnym momencie (jak wynika z opisów) w maszynowni krążownika Salt Lake City woda sięgała obsłudze do klatki piersiowej.
I to jest te trochę ponad poziom podłogi Woda ma to do siebie, że i tak wejdzie czy to pod matę szklaną, czy oblachowanie, a zamoczona izolacja to wcześniej czy później awaria. W warunkach bojowych z pewnością nikt na to nie patrzył i po wyprowadzeniu ludzi turbiny pracowały tak długo jak sie dało. Tylko później z pewnością okręt poszedł na remont gdzie wszystko rozizolowano i wysuszono. Nie wydaje mi się aby ani wtedy, ani dzisiaj było możliwe przystosowanie jakiejkolwiek maszynowni do długotrwałej pracy w warunkach zalania "pod sufit".
Zależy co rozumiesz, pod określeniem "dłuższy czas".
Przez parę dni - pewnie. Znaczy może i można by zaprojektować turbiny tak by się dało pracować w zalaniu, ale to taka komplikacja i zwiększenie masy, że gra nie warta świeczki.
Ale przez kilkanaście czy kilkadziesiąt minut, powiedzmy parę godzin ( małych parę ) to czemu nie? Oczywiście przy założeniu, że projekt przewiduje taką możliwość.
Wspomniany Kuantan jest dobrym przykładem. Ten co to zatopił Prince of Wales wspomina o tym. Po odpowiednim przygotowaniu turbiny mogły pracować nawet przy pełnym zalaniu, ale wymagało to pewnych przygotowań. Jakich, to już dowodzący tym pomieszczeniem nie wspomina, ale przygotowania trwały przez ileś minut.
Czyli projekt przewidywał taką możliwość.
Ale raczej nie przez kilka dni. Zresztą to i tak byłoby bez sensu. Jeśli maszynownia się zalała, to dobrze nie jest. W sytuacji gdy się jest pod bombami czy pociskami, to niech pracuje. Gorzej być nie może jak się ją odpali ( a mogło i było, przynajmniej pod Kuantanem ), a jak już zagrożenie minie to tak czy inaczej się ją odstawi. Przecież nie będziesz wracał do bazy przez ileś dni z pracującą zalaną siłownią. Tylko albo na holu ( jak się nie da odpompować ), albo odpompujesz, albo dobijasz jednostkę, bo się nie da uratować.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Jarman, wiesz, w takiej sytuacji robi się pewnie różne "dzikie" rzeczy. Sprzyja temu fakt, że siłownie takich okrętów są dzielone na wodoszczelne przedziały. Kotłownie są oddzielnie, maszynownie oddzielnie. Nie wiem jak ze skraplaczami i pompami kondensatu. Gdzie były umieszczone i czym napędzane.
I tak jak napisałeś. Potem stocznia i budujemy "maszynę" prawie od zera.
Macieju chyba nikt o zdrowych zmysłach nie myśli o takiej pracy w ciągu dni ani godzin. Jeśli już to kilkanaście/kilkadziesiąt minut aby wyprowadzić okręt z piekła.
Niby tak, ale później trzeba wrócić do domu.
A to trwa nie kilka godzin tylko dni. W przypadku SLC po odpompowaniu wody byli w stanie wyciągnąć 30 + węzłów.
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.