W Japonii przyjęto, że takie zagrożenie jest bardzo mało prawdopodobne i nie zabezpieczono się przed nim. Argumentacja, że u nas nie ma tsunami, czy trzęsień ziemi o skali większej niż 5-6 jest o tyle infantylna (a przedstawiał ją m.in. premier), że nie uwzględnia jednej prozaicznej sprawy tj. że nie są to jedyne trudne do przewidzenia lub mało prawdopodobne zagrożenia.Kossakowski pisze:Aaa tam polsteam narzekasz, że tak powiemOstatnie wydarzenia w Japonii pokazały, że wiele trzeba, żeby elektrownia budowana w "normalnej" (nie czarnobylskiej
) technologii stała się groźna dla otoczenia. Tsunami z 7 metrowymi falami i trzęsienie ziemi o sile ponad 8 stopni raczej nam nie grozi. Poza tym jak koledzy napisali 350km od domu masz jedną taką co czerpię energie z reakcji rozszczepienia.
Uważam, że Czarnobyl wrył się w świadomość ludzi, bo powinien się wryć. Nie wiem czy "niestety wrył", czy "niestety Czarnobyl". Dla mnie jest to idealny przykład tego, że nie wszystko jest na tyle przewidywalne, że w realnym świecie da się to zrobić z prawdopodobieństwem równym 1.Kossakowski pisze:Czarnobyl niestety wrył się w świadomość ludzi bardzo głęboko...Jako, że sprawa elektrowni interesuje mnie dość mocno (w zasadzie 100% lokalizacja to mniej niż 25 km od mojego domu) to jednoznacznie stwierdzam, że najmniej przygotowani na nią są ci, których najbardziej ona dotyczy. Spłycanie tematu przez mieszkańców oraz ogólnie żenujący poziom świadomości władz samorządowych sprawia, że mimo wszystko jestem nieco przerażony.
Ogólnie uważam, że pójście w kierunku monokultury atomowej to zły pomysł z naszej perspektywy. Ale jakieś 20% energii z ogólnego zapotrzebowania około 35GW moglibyśmy wytwarzać za ich pomocą.
Problem elektrowni atomowych to nie problem tego, że są niebezpieczne, nieekonomiczne itp. tylko problem tego, że bardzo często po prostu ludzie ich nie chcą. Trzeba wyraźnie rozgraniczyć dwie sfery związane z energetyka jądrową: sferę fizyczną i sferę psychologiczną.
Problem potencjalnej lokalizacji w Żarnowcu jest tego typu, że bardzo duży odsetek mieszkańców gmin ościennych czerpie podstawowe dochody z turystyki. Wystarczy, że w Fakcie lub Superekspresie pojawi się artykuł, że w Żarnowcu doszło do "awarii" na poziomie 2 INES i straty dla regiony trzeba będzie liczyć w dziesiątkach (o ile nie setkach) milionów złotych. Nie zrównoważą tego podatki lokalne, które szacuje się na coś koło 20 mln PLN. Problem jest niesamowicie złożony, bo moim zdaniem przygotowanym trzeba być nawet na INES 7, choć jego prawdopodobieństwo jest bliskie 0.
Z fizycznego punktu widzenia zasięg oddziaływania Fukushimy nie przekraczał 3 km, a strefę 20 km ewakuowano tak na wszelki wypadek. Zasięg psychologiczny oddziaływania Fukushimy jest globalny. Widzi tu ktoś różnicę?
Proszę zwrócić uwagę na to jakie skutki i jaki zasięg miała awaria w Three Mile Island.
Tak długo jak sfera psychologiczna będzie istniała tak długo trzeba brać ja pod uwagę.
Tak długo jak sfera psychologiczna będzie bardziej wrażliwa od fizycznej tak długo trzeba poświęcać jej więcej uwagi.
Nad Bałtykiem naprawdę jest wybór miejsca do odpoczynku. Uważam, że należy liczyć się z tym, że przeciętny Polak nie będzie się zagłębiał w szczegóły energetyki jądrowej i w sytuacji możliwości wyboru wybierze wypoczynek z dala od reaktorów.
Osobiście w tej materii jestem sceptykiem i myślę, że tradycyjna polska nonszalancja w podchodzeniu do spraw bezpieczeństwa, w tym wypadku przegra z psychologicznym aspektem jaki niesie za sobą energia atomu. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić jaką kampanię trzeba byłoby przeprowadzić w całym kraju, by turyści nie czuli obaw. Pytanie tylko, kto miałby taką kampanię prowadzić tzn. kto byłby zainteresowany wyłożeniem wielomilionowych sum. Zresztą, jak wspomniałem, "Superekspres" i wielki tytuł na 1. stronie " W Żarnowcu awaria atomówki. Międzynarodowa agencja sklasyfikowała zagrożeniem na poziomie 2" i cała akcja urabiania turystów pójdzie w łeb. Takie IMHO są dzisiejsze realia i wątpię by za te 10 lat coś się drastycznie zmieniło.
Proszę też przypomnieć sobie zdarzenie w elektrowni Forsmark w 2006 roku. Sklasyfikowano to jako INES 2. Mogę to opisać niefachowo, ale chodzi mi o ideę, a nie lekcje fizyki jądrowej. Doszło do wyłączenia jednego z reaktorów na skutek usterki w systemie elektrycznym (zwarcie w rozdzielnicy). Pierwotna przyczyny zwarcia zlokalizowana była poza systemem elektrycznym reaktora. Część specjalistów uważała, że w zasadzie w ogóle nie powinno dojść do usterki tzn., że prawdopodobieństwo było bardzo, bardzo małe. Uruchomiono zasilanie awaryjne, ale dwa z czterech generatorów nie wystartowały. Wprawdzie incydent był niegroźny to obrazuje, że nie zawsze wszystko idzie zgodnie z instrukcją.
Reperkusje zdarzenia objęły czasowe wyłączenie pozostałych elektrowni na czas zbadania przyczyn (a to już konkretne straty finansowe). Po incydencie wprowadzono nowy 60-punktowy program w celu poprawy kultury bezpieczeństwa. A mówimy o kraju, który nie jest krajem trzeciego świata.
Co ciekawe incydent nie miał większego wpływu na nastroje społeczne (skala reakcji psychologicznej niemal pokrywała się ze skalą zagrożenia fizycznego), ale na incydent zaczęto patrzeć inaczej po Fukushimie (psychologicznie zasięg globalny), czyli Szwedzi nie mieli wpływu na Fukushimę - Fukushima miała wpływ na Szwedów, więc w razie następnej usterki INES 2 należy oczekiwać innej reakcji niż w 2006 roku. Jaki z tego wniosek? Zdarzenie, na które w ogóle nie mamy wpływu może mieć niebagatelny wpływ na straty dla regionu turystycznego od Łeby po Hel (a w przypadku realnego zagrożenia, nawet na poziomie do INES 3 - trzeba też uwzględnić potencjalne straty w rolnictwie i rybołówstwie).
------------------
A co do ogólnego zapotrzebowania na energię to osobiście wolałbym by więcej zainteresować się nietrwonieniem energii, a nie pozyskiwaniem nowych źródeł. Zapotrzebowanie na energię wzrasta co jest następstwem postępu cywilizacyjnego, ale niech ono wzrasta z jak najmniejszymi niepotrzebnymi stratami.